Jeden z trzynastu premierów minionego dwudziestolecia, który pewnie w niesławie przejdzie do historii tego okresu, w histerycznym przemówieniu kończącym jego kadencję w czwartym dniu czerwca, rzucił Polakom udramatyzowane pytanie: czyja jest Polska?
Pytane było o tyle bezzasadne, że dokładnie trzy lata wcześniej (również 4 czerwca, tylko 89 roku) obywatele naszego kraju, udzielili na nie jasnej odpowiedzi udokumentowanej w wyborach, z której wynikało, że (nareszcie i z powrotem) Polska jest po prostu NASZA.
Data 4 czerwca 1989 roku – to pierwsza data czerwcowa, którą winniśmy świętować szczególnie gorąco. Pamiętajmy jednak, że odpowiedź dana tego pamiętnego dnia nie dotyczyła tego jaka ta Polska ma być, jaką chcielibyśmy i umieli budować dla nas, obciążonych 50-letnim trwaniem w PRL poprzedzonym dramatem wojny, jaką Polskę chcieli byśmy pozostawić naszym następcom, dzieciom i wnukom. Nadspodziewane wyborcze zwycięstwo wywołało szok i zaskoczenie po obu stronach barykady. Zwycięzcy nie byli na nie przygotowani. Szuflady były puste. Szybko trzeba było przywołać starą prawdę, że doświadczenie walki, burzenia i oporu tracą walor przydatności w budowaniu, a co dopiero w budowaniu nowego kraju od podstaw i wzięcia na siebie odpowiedzialności za rezultaty podejmowanych działań.
Powrót do przedwojennej przeszłości, po przeoraniu kraju wojną i pełzającą socjalistyczną rewolucją był nie do pomyślenia. Takie koncepcje kwitowano żartami o niemożności przetwarzania jajecznicy w jajka, czy (bardziej frywolnie) wałacha w ogiera. Na budowanie własnej koncepcji państwa na gruzach zawalonego PRL-u, otoczonego chwiejącymi się pozostałościami bloku sowieckiego i niebagatelnymi zasobami radzieckiej armii w środku kraju, stwarzało warunki placu budowy na połamanym lodzie. Sformułowana przez Tadeusza Mazowieckiego metafora „powrotu do Europy” wyznaczająca kierunek zmian ze wschodu na zachód, była piękna – ale początkowo dla znakomitej większości społeczeństwa obca, niezrozumiała i nierealna. Powrót, nawet dla tych niewielu, dla których Europa (już utożsamiana częściej z Unią niż zachodem) była wyśnioną Itaką, wydawał się mało nierealny przy świadomości dystansów i to dystansów nie tylko gospodarczych. Dla znakomitej większości wejście na tą drogę jawiło się jako szalona mrzonka, jako droga w ryzykowne nieznane.
Ale hasło sformułowane przez pierwszego premiera zaczynało nabierać sensu z chwilą, kiedy pojawiło się realne wsparcie konkretnych reform, dla których wzorem i punktem odniesienia miał się stać sprawdzony model działania – Unia Europejska. Ustanowienie funduszu PHARE (dla przypomnienia: Poland and Hungary Assistance for Restructuring their Economies) a później programy ISPA i AJACS i oferty programów skierowanych do ludzi, na konkretne cele: zaspakajania potrzeb wsi na wodę, budowy oczyszczalni, szkolenia rolników, modernizacji wiejskiej infrastruktury, sprowadzanie wyselekcjonowanych ras bydła, owiec, programów „miast bliźniaczych” i praktycznego wdrażania administracji lokalnej w sprawdzone formy zarządzania uświadamiało, że wzór dla tej wielkiej zmiany, nazywanej transformacją, stoi „za ścianą” a celem, coraz bardziej realnym przy wspomożeniu sąsiadów, jest osiągnięcie sprawdzonych w praktyce standardów, wypracowanych w 30-letniej wówczas Europejskiej Wspólnocie.
Sen mara, duch wiara: Polacy uwierzyli w siebie. W piętnaście lat później, po morderczym procesie przekształcania samych siebie i otaczającego ich świata byli gotowi do podjęcia drugiej decydującej decyzji dotyczącej celu zmiany i zgody, wspólnej zgody w odpowiedzi na pytanie: jaka ma być ta nasza Polska.
W dniach 7 i 8 czerwca, w trwającym dwa dni referendum opowiedzieli się za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Po wyborach z 1989 roku to była najpoważniejsza polityczna decyzja Polaków, przesądzająca o przyszłości kraju. Nie byłaby ona możliwa bez 4 czerwca sprzed 15 lat – ale też i następstwa tych wyborów bez decyzji w referendum nie wydałyby owoców zmiany, której obecnie jesteśmy udziałowcami.
I tak wreszcie w naszej burzliwej historii wypracowaliśmy sobie jakiś szczęśliwy miesiąc – czerwiec.
A teraz weźmy się za następne.
Elżbieta Skotnicka – Illasiewicz


