Jerzy Szperkowicz: Wybraliśmy Pazia, co dalej (1)7 min czytania

duda2015-08-14. Na  portalu „Gazety Wyborczej” natrafiliśmy na tekst godny, jak się zdaje, uwagi także naszych Czytelników. Czytamy:

„Coś musi się stać, coś zmienić”

Wybraliśmy Pazia, Dama Dworu kładzie róż na policzki, tylko Królik Bugs nieobsadzony

Nie był moim kandydatem. Daleko do tego. Ale de facto jest prezydentem wybranym przez większość, moim prezydentem. Dopóki nie będzie innego, nim pozostanie. Prezydentem, którego godności urzędu i uprawnień będę, jeśli zajdzie potrzeba, bronić jak niepodległości; licencję na takie oświadczenia mam nabytą.

Ofiara katastrofy lotniczej prezydent Lech Kaczyński też nie był moim kandydatem (głosowałem bodaj na Tuska), przecież moim prezydentem został. Po jego wyprawie gruzińskiej podnosiłem, czy należałoby pokochać prezydenta mimo jego potknięć (żałoba narodowa po śmierci 20 górników kopalni Wujek-Ruch-Śląsk odłożona na czas przywróconych dożynek prezydenckich 2009 w Spale). Uznałem za nie do przyjęcia sytuację, gdy głowa dużego europejskiego państwa wyjawia stres odrzucenia: „Cokolwiek bym zrobił lub nie zrobił i tak będę krytykowany”.

Sytuacja w przekładzie

Tytuł niniejszego tekstu nie odnosi się do realnych osób ni urzędów. Natomiast podobieństwa sytuacyjne istnieją. Podobieństwa, a nie tożsamość. Podkreślam to bardzo, bardzo mocno, jak lubi podkreślać pan prezes Jarosław Kaczyński. Mówimy o rozstawieniu sił po wyborach prezydenckich, przy czym – w przekładzie na pojęcia dworu królewskiego. Dlaczego w przekładzie? Unikamy wchodzenia w zapalne personalia.

Wybraliśmy Pazia, no bo przecież nie Króla. Jednostkę z definicji skromną, znającą swoje miejsce, a w tym wypadku energiczną, ale opanowaną i wysoce elokwentną. Mam nadzieję, że żadne z tych określeń nikogo nie obraża.

Paziowie nie mają własnego zaplecza politycznego, co oznacza także brak zależności od takiego zaplecza. W naszym przypadku występuje lojalność wobec szerszego obozu politycznego. Tę od pierwszych dni potwierdza jasno i dobitnie nasz Elekt; to się utrzyma także w przyszłości.

Czas konfrontacji szczodrych obietnic wyborczych z możliwościami państwa i uprawnieniami urzędu. Zrzucamy winę na poprzednika i jego środowisko – zostawili ruinę. Ale ten manewr ma krótki oddech. Szybko trzeba będzie wdrażać własne dobre rozwiązania, o których jak dotychczas głucho. Zmienimy, naprawimy, odkręcimy, dosypiemy – brzmi słodko, ale w praktyce pozostanie zależne od cudzej władzy wykonawczej. Przed wyborcą pojawi się nieuchronnie warunek nie do odrzucenia: jeśli mamy dotrzymać naszych obietnic, przekażcie nam WŁADZĘ WYKONAWCZĄ.
Uwaga: wciąż pozostaje nieznany model gospodarki (preferencje rozwojowe, program inwestycyjny a zwłaszcza system podatkowy), która to wszystko udźwignie.

Z zapowiedzi zmian strategicznych zastanawia zabranie Polski z głównego nurtu polityki europejskiej. Nie wiadomo, co to znaczy. Przesterowanie w przybrzeżne szuwary? Polska płynęła samoswoja w 1939 roku, wcześniej do XVIII wieku taka, że nie przystępuj. Jak to się skończyło, szkoda gadać…

Kohabitacja nieuchronna?

Formacja naszego Elekta ma chęć, zamiar i szanse przejęcia władzy także ustawodawczej i wszelkiej innej. Jak pamiętamy, taki układ w ostatnim ćwierćwieczu wydarzył się czterokrotnie. Za Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego i Komorowskiego. Kohabitacja zdrowsza?

Ręka świeża do przesady

Parę słów o Damie Dworu. Damie, bo przecież – bez obrazy – nie Królowej.

Sprawdziła się prowadząc Pazia za rączkę do wyborczego tryumfu. Jednak brak jakiegokolwiek doświadczenia menadżerskiego oznacza, że będzie się uczyła pierwszych kroków decyzyjnych na żywym organizmie państwowym. Kosztowniejszej nauki nie wymyślono.

Nie przekreślamy jej szans. Donald Tusk został wyróżniającym się szefem rządu z doświadczeniem zarządzania tylko własną partią i podwórkową drużyną piłki nożnej. W przypadku Damy Dworu ten wariant nie występuje. Występuje natomiast kwestia ignorancji. OFICJALNA kandydatka na premiera Polski wyłoniła się w światłach reflektorów nie znając roku wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. To jeszcze nie jest przekonanie rzecznika SLD, że powstanie warszawskie mieliśmy w 1989 r. ( przy wyborach czerwcowych?), ale i tak się równa ministrowi finansów o cennych znajomościach nie popartych znajomością tabliczki mnożenia. W ich sytuacji przynajmniej na jakiś czas schowałbym się w studni z Murakamiego i nie pouczał kogokolwiek o czymkolwiek. Cóż, nie mam krokodylej skóry polityka.

A co, jeśli nieobecność wątku unijnego w świadomości Damy Dworu jest czymś więcej niż roztargnieniem?. Nie będę się wzbraniał dowiedzieć, czym zajmowała się w okresie przedreferendalnym czy głosowała i jak? Gdyby powiedziano, że przed akcesją zeszła do podziemia z cennymi szopkami w obawie profanacji od spojrzeń wszetecznego Zachodu, wcale bym się nie gorszył; ludzi z pasja szanujemy.

Słowa spod trzepaka

Dama Dworu (już w butach następczyni): poprzednicy nic nie zrobili. Nic? Słowa do sprzeczki pod trzepakiem. Bo zrobili, rzeczy lepsze i gorsze – cieniuje Adam Szejnfeld. Przeprowadzili bez recesji gospodarkę, jedyną w Europie, przez światowe załamanie gospodarcze 2008 roku. Zielona wyspa? Jesteśmy nią na każdej mapie z tego okresu. Zbudowali 1000 kilometrów szybkich dróg, urządzili europejski karnawał piłki nożnej 2012. (…tu miejsce na Twoją listę rzeczy, które zaliczasz rządzącym). Niedawno doprowadzili do zdjęcia z Polski unijnej klauzuli nadmiernego zadłużenia. Więc jakie nic? Nie potrafią zakończyć budowy gazoportu w Świnoujściu. Dobierają się do gazu łupkowego jak misie do baletu. Wyliczanki nudzą, tylko, że są nieuniknione, jeśli nie chce się w kółko słyszeć: NIC.

Można było i należało zrobić więcej. Pewno, że tak. Ale to już inna mowa i inna muzyka.

Wkurzeni, wkurzone

Królik Bugs. Figura z kreskówki wpisuje się w fenomen polityka- estradowca. Sprawdzone gesty, mało do zacytowania, atmosfera, fascynacja. Wiece-koncerty. Wątek ślepego buntu rozciąga się przynajmniej od luddystów, niszczycieli krosien w osiemnastowiecznej Anglii po wczorajsze „Zajmij Wall Street” na Times Square w Nowym Yorku. Były sufrażystki, bitnicy, chasydzi, dzieci kwiaty – nie przeliczysz. Wszyscy odrzucali zastany świat i obiecywali coś lepszego. Jednym udało się pozostawić po sobie ślad, inni trwają wzmianką w kronikach gniewu. W przypadku naszego Królika Bugsa nawet sztandarowy ich postulat JOW-y (jednomandatowe okręgi wyborcze) więdnie. Trzeba zmienić nie lusterko wsteczne, lecz silnik czyli system polityczny – deklaruje szef . Modne ostatnio te przenośnie garażowe. Dopiero co ks. Oko czarował rurą wydechowa na kontrze do pracy tłoka w cylindrze.

U nas potencjał buntu rozgrzewał się latami przy songu „Mniej niż zero” by spłynąć na ulice w najpotężniejszych w Europie protestach przeciw ACTA, próbie rozprawy z piractwem – swobodnym odsysaniem muzyki i filmów – z Internetu.

Ustawka á la Paprykarz

Rząd Tuska wycofał się z poparcia ACTA, ludzie zeszli z placów i ulic, ale tylko nogami. Całkiem liczni, choć na pewno nie tacy jak Kinga Kamińska, ACTAwistka, dziś niestrudzona Facebook’ska, obudzili się u Królika.

Wkurzeni… wkurzone… Byle jakie studia, albo brak studiów. Brak praktyki, stażu w zawodzie. Spore ambicje płacowe i awansu .Wolontariat? Przenigdy. Beznadzieja. Trzeba stąd uciekać. A może spróbowałabyś, aniołeczku, stworzyć dla siebie jakieś lepsze widoki? Dlaczego ja? Dlaczego nie nasze państwo? Rodzice płacą podatki, a państwo nie kiwnie palcem.

Polując pieszo na wyborców prezydent Komorowski natknął się na ustawkę nie gorszą od „Jak żyć, Panie Premierze?” sławetnego Paprykarza. Siostra młodzieńca dwa lata szukała pracy, znalazła za 2 tysiące i jak ma za to kupić sobie mieszkanie? Prezydent, strapiony topnieniem przewagi sondażowej, pozbawiony treningu i sekundantów, nie zapytał, co umie, co potrafi (spora różnica) szanowna siostrzyczka, jakie są jej oczekiwania płacowe i dlaczego musi zaczynać od kupna mieszkania? Poradził kredyt, do którego potrzeba zdolności kredytowej. Poległ bezgłośnie.
Marzy mi się ktoś, kto do szanownych wkurzonych przemówi z grubej rury.

Nie pytaj, co Polska zrobiła dla Ciebie, zapytaj CO TY sam/sama ZROBIŁEŚ/ZROBIŁAŚ DLA SIEBIE?

Z tobą, chłopie, jest coś nie tak. Piszesz na komputerze? Wszyscy piszą. Znasz angielski? Wszyscy znają. A nie ukończyłbyś szybkiego kursu naprawy sandałów; jak znalazł w społeczeństwie śmieciorodnym (throw away society Alvina Tofflera). Albo w sześć tygodni nauczył się nowego języka, bo kroi się stypendium lub ciekawa podróż? Nie – no to już jedź na ten zmywak do Hull. Wiem od mego siostrzanego wnuka Mateusza, i tam można się niejednego nauczyć.

Jak wrócisz, zapytam o te sandały…

Jerzy Szperkowicz

Śródtytuły Studia Opinii
Uprasza się zamiast kwiatów zostawić komentarze do tekstu (youwreck).

 

11 komentarzy

  1. otoosh 14.08.2015
  2. wejszyc 14.08.2015
  3. Aleksy 15.08.2015
    • andrzej Pokonos 15.08.2015
  4. narciarz2 15.08.2015
    • andrzej Pokonos 15.08.2015
  5. W. Bujak 16.08.2015
    • andrzej Pokonos 16.08.2015
      • W. Bujak 16.08.2015
  6. slawek 16.08.2015
  7. Marian. 16.08.2015