2015-10-28. Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła wyniki wyborów parlamentarnych. Pojawiają się głosy, że skoro PiS ma absolutną większość, to musi się wywiązać ze swoich obietnic. Jedni się ustawiają w kolejce po 500 zł miesięcznie na dziecko, drudzy gratulują już pani Beacie Szydło stanowiska szefa rządu, jeszcze inni liczą na wcześniejszą emeryturę.
- „Nie będę premierem, gdy mój brat będzie prezydentem”.
- „My w kolejnej kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy”.
- „Nie poprzemy nikogo z wyrokiem sądu lub przeciwko komu toczą się sprawy sądowe. To jest sprzeczne z ideałami PiS”.
- „Marcinkiewicz to premier na całą kadencję”.
- „W rządzie nie będzie byłych członków PZPR”.
Przypominają mi się takie deklaracje i kategoryczne zobowiązania. Kiedy dzisiaj słyszę, jak poważni politycy mówią, że pani Szydło na pewno zostanie premierem, bo przecież słowo się rzekło, to pusty śmiech mnie bierze. Zwłaszcza, że już rozchodzi się wieść gminna (zapewne wypływająca z biura przy Nowogrodzkiej w Warszawie), jakoby masy ludowe, przepraszam, naród domagał się, aby to Prezes osobiście stanął na czele nawy państwowej.
Kampania wyborcza się skończyła. Pora to zrozumieć, drodzy wyborcy. To był czas, żeby Was przekonać do poparcia (w dowolny sposób, chociażby przez absencję czy przez głosowanie na jakąś nową partię liberalną czy lewicową) PiSu. Teraz już nie jesteście wyborcami, więc Wasze zdanie się nie liczy. Teraz jesteście podwładnymi. A władza nie musi się przed Wami tłumaczyć. Władza wie najlepiej, co jest dobre i to właśnie zamierza zrobić.
Pora rozpocząć przyspieszony kurs odwracania kota ogonem. To może być w najbliższych latach niezwykle przydatna umiejętność. Nie tylko po to, żeby dobrze rozumieć co robi władza. Również po to, żeby tej niezwykle skutecznej techniki używać w kontaktach z władzą. Doświadczenia z poprzedniego okresu rządów absolutnych antydemokratycznej władzy mówią, że najłatwiej jest ich wprawić w osłupienie i bezwład przez zastosowanie ich własnych technik. Bo to, czego im najbardziej brakuje, to poczucie humoru i rezerwa do siebie.
No i czas przypomnieć sobie doskonałą piosenkę Wojciech Młynarskiego „Róbmy swoje”. „Może to coś da, kto wie?”
„Teraz już nie jesteście wyborcami, więc Wasze zdanie się nie liczy.”
No fakt. Dotąd liczyło się jak jasna cholera. Albo dwie.
Zacznę od mojego ostatniego wpisu pod sąsiednią, zamarłą dyskusją. „Nieobecność potopu nie jest dowodem, że nie jest już po nas.”
*
Więc pozostaje tylko zgadywanka, jak będą się nazywały te nasze Malwiny (Falklandy), które w sytuacji podbramkowej wymyśli prezes, zagrożony utratą władzy. Przypuszczalnie za jakieś dwa lata. Oczywiście pierwszym krokiem będzie rozwód z UE. Bo nie będzie się chciała słuchać. I będzie nam wpychać tych nachodźców. Ciąg dalszy dla mnie jeszcze niewidoczny.
„Oczywiście pierwszym krokiem będzie rozwód z UE. Bo nie będzie się chciała słuchać. I będzie nam wpychać tych nachodźców.”
Chętnie to zobaczę jak JK + prezydęt „Du*a” biorą rozwód z UE. Ciekawe, kto „narodowi” wyjaśnmi, że z dnia na dzień zbiedniejemy o jakieś 30%, kto chłopom wypłaci dopłaty a Polakom da benefity z inwestycji wolnego rynku w Polsce, wreszcie jak USA potraktuja członka NATO poza UE?
Dla mnie niewidoczne jest to rozwodzenie się.
Niespełnianie obietnic wyborczych jest niejako wkalkulowane w nasz system wyborczy – i chyba w sumie dobrze. (Gdzie JOWy i 3×15 – tak pierwszy z brzegu przykład).
Nie sądzę także, żeby tak zwany elektorat w nie wierzył.
PiS jest o tyle szczególną partią, że obietnice JK, wszelkie programy naprawcze Polski itp. z założenia mają pozostać niespełnione. One są tylko po to, żeby później poszukiwać winnych niespełnienia obietnic.
Ponad 10 lat temu, na początku swego urzędowania jako prezydent Warszawy śp. Lech Kaczyński obiecywał wybudowanie stadionu przy Łazienkowskiej.
Oczywiście do końca kadencji nic nawet nie drgnęło, ale winnych tego stanu rzeczy było wielu, tylko nie Lech chcący przecież dobrze.
Późniejkomisarzem był Marcinkiewicz i chyba nie zrozumiał idei po podpisał stosowne umowy i miasto zobowiązało się do wybudowania stadionu.
Minął rok, prezydentem została Hanna Gronkiewicz Waltz – zobowiązań zaciągniętych przez miasto dotrzymała (w przeciwnym razie groziłyby kary), tyle że koszty budowy drastycznie wzrosły w międzyczasie – budowano drogi i stadiony na EURO 2012, ceny materiałów wzrosły itd.
Miasto więc poniosło dodatkowy koszt, w zamian za to kilkukrotnie podniosło klubowi opłatę za dzierżawę.
Wtedy okazało się, że zbudowanie stadionu jest ZŁE.
.
Tak to u PiSu działa zazwyczaj.
Powołać służbę, obsadzić swoimi ludźmi – tak – tyle można zrobić, ale potem realizować coś? To jest zazwyczaj już PiSowi zupełnie niepotrzebne. Różnica jest taka, że jak rząd PO powołał kilka lat temu jednostkę do spraw budowy elektrowni atomowej i nic z tego nie wyszło, to jest to nieudolność PO. Gdyby to PiS na taki pomysł wpadł, to z góry wiadomo by było, że ktoś zawinił i cała energia, cała propaganda skierowana byłaby na napiętnowanie tego przeszkadzacza (najpewniej ktoś z PO), a nikt nie kwestionowałby sensowności powstania jednostki – jak to uczyniła premier Kopacz.
Moim prywatnym zagranicznym zdaniem prezes wygrał podwójne wybory wbrew samemu sobie.
Kto jak kto ale prezes jest świadomy możliwości posiadanych przez krajowy budżet.
Składał obietnice na wyrost bo biedaka alzheimerowa zapomniał filozofie Kurskieg:”ciemny lud to kupi”.
Lud kupił i prezes ma nieograniczoną władzę,ma wszelkie potrzebne narzędzia do jej sprawowania ale z pustego Salomon nie nalał a i prezes nie naleje.
Co więc zrobi prezes?
-Najpierw wywali kilku posłów wybranych z list PiS pod zarzutem …znajdzie go.Potem ogłosi,że nie posiada większości albo absolutnej większości parlamentarnej do zrealizowania swoich obietnic wyborczych i poleci p.rezydentowi Dudzie rozwiązać parlament w miesiącu -powiedzmy: maju.
Potem będzie kolejna akcja wyborcza,w czasie której prezes zrobi wszystko by przegrać kolejne wybory.
A potem oznajmi urbi et orbi :
-Ja chciałem ale „te oszustwa przy urnie” przeszkodziły.
Ten wariant jest do przyjęcia-wg mnie.
Ale będzie gorzej jeśli prezes uwierzy w możliwość spełnienia tego co obiecał i „władzy raz zdobytej nie odda”… do czasów narodzin nowego Wałęsy.