15 listopada 2015 roku w New York Times ukazał się ciekawy artykuł wielokrotnie już komentowany w prasie światowej. O ile wiem, nie został zauważony przez polskie media. A sprawa jest o tyle ciekawa, że w naszym katolickim kraju mormoni nie mają najlepszej prasy.
Tymczasem już tytuł artykułu Jacka Healy’ego zadaje kłam dość powszechnej opinii, że wyznawcy tej religii bezrefleksyjnie słuchają wytycznych swoich liderów. Otóż okazuje się, że „Mormoni rezygnują z przynależności kościelnej wybierając poparcie dla praw gejów kosztem wierności dla przepisów wiary”. Chętnym warto polecić lekturę.
Czytając ten ciekawy reportaż ze stolicy i twierdzy mormonów Salt Lake City w stanie Utah w USA zastanawiałem się: kiedy nasi katolicy dojrzą do takiej niezależności. Ale po kolei. Może zacznijmy od tego, że zdaniem Harolda Blooma, który jest raczej specjalistą od literatury niż od religii, to właśnie Joseph Smith i powołani przez niego do życia mormoni są uosobieniem amerykańskości. Nawet jeśli to brzmi egzotycznie warto z argumentami Blooma się zapoznać, bo mogą po części wyjaśnić, co się z mormonami dzieje dzisiaj.
Otóż dla Smitha i jego wyznawców najważniejszą jest wewnętrzna prawda i przekonanie, że Bóg mówi bezpośrednio do człowieka. A doszedł do tego przekonania zestawiając poszczególne wyznania ze sobą i… nie mogąc zdecydować, które jest prawdziwe. Anioł przemówił więc bezpośrednio i objawił prawdę. Można w to wierzyć lub nie, ale tak było dla Josepha Smitha i dla tych, których przekonał.
Dzisiaj tysiące mormonów opuszczają swój Kościół– bo szefostwo uznało, że ten, kto zawarł małżeństwo jednopłciowe jest apostatą. Mimo związanego z decyzją bólu wielu wyznawców Kościoła Jezusa Chrystusa Dni Ostatnich wybiera szacunek dla indywidualnego sumienia ponad posłuszeństwo autorytetowi.
Może kiedyś to właśnie ci wypisujący się ze wspólnoty zostaną uznani za autentycznych mormonów. Oby.
Tymczasem odnotujmy triumf wolnego sumienia, które zwyciężyło w konfrontacji z bezdusznym autorytetem instytucji. Tylko w sobotę 14 listopada 2015 odnotowano 1 500 rezygnacji. Może ten gest solidarności z mniejszością seksualną otworzy oczy religijnym decydentom?
Stanisław Obirek
Nie chciałbym mącić dobrego samopoczucia panu profesorowi, ale mormoni nawet w środowisku amerykańskim to jednak nie to samo co chrześcijaństwo u nas. To mimo wszystko jest „zbyt świeże”, nie zakorzenione w ogólnoamerykańskiej kulturze (jeśli takowa w ogóle istnieje). Nasz tysiąc lat w chrześcijaństwie, cała nasza kultura na nim oparta, nasze myślenie świadomie bądź podświadomie odwołujące się do niego, to dużo więcej.
Mormoni to w skali historycznej „młode” zjawisko i do tego też niejednolite, nie do końca „smithsowskie”. I bardziej chyba od naszego Kościoła przesiąknięte hipokryzją i interesownością. Dziś Kościół Mormona to wielki biznes, a młodzi Amerykanie mają wybór. U nas on niemal nie istnieje dla tzw. szerokich rzesz.
Choć wolałbym, by to pan miał rację.
Właściwie przywołałem opinię Harolda Blooma. Ja za mało się na mormonach znam by mieć własne zdanie. Niemniej jednak fakt kościelnego nieposłuszeństwa (zdecydowany opór wobec oficjalnej opinii hierarchów) został odnotowany. W naszym polskim katolicyzmie takich faktów nie odnotowano. Proszę mnie poprawić jeśli się mylę. Stąd mój szacunek dla tych mormonów, którzy się nań zdobyli, choć ich to wiele kosztowało. Vide stosunek do ks. Lemańskiego, który również w so był szeroko komentowany.
Zdarzało się to i u nas w ostatnich czasach, ale nie na taką skalę. Na dodatek nasz Kościół (nie wiem po co) robi z tym problemy uciekając się do sztuczek poniżej pasa, mnożąc problemy biurokratyczne itd. Ale paru osobom się udało. Kościół Mormona jest pod tym względem uczciwszy.
A tak mniej serio: czy wie pan profesor, kto m.in. przyczynił się do rozpowszechnienia „czarnej legendy” mormonów?
Nie kto inny jak sam Conan Doyle 🙂 Ten od Sherlocka Holmesa 🙂
W kilku utworach pokazał ich z tak złej strony jak się tylko dało. A literatura ma swoją moc, nie da się zaprzeczyć. Tzn. miała.