Glossa:
31 lipca 1937 Politbiuro WKP(b) na wniosek Jeżowa, ludowego komisarza spraw wewnętrznych, czyli szefa NKWD, zatwierdza Rezolucję 00447: rozstrzelać 72 950 i uwięzić 259 450 znanych i potencjalnych wrogów władzy sowieckiej. Rodziny – zesłać. Kwotę rozdzielić w terenie, który może zgłaszać dodatkowe listy. Zgłosił. Dodatkowo rozstrzelano 70 500. W końcu, łącznie rozstrzelano 386 798 i uwięziono 767 397 osób; ”Lepiej za dużo niż za mało” – skomentował Jeżow, zanim i jego rozstrzelano. Pochodzenie zamordowanych i uwięzionych na pewno było w większości chłopskie i robotnicze. Członkowie wyższych klas wyemigrowali, lub już byli zabici.Pochodzenie narodowe też uwzględniano. 11 sierpnia 1937 roku z Politbiura wyszła Rezolucja 00485 w sprawie Polaków i osób z nimi związanych, na podstawie której rozstrzelano 247 157 osób (w tym Polaków 110 000) i uwięziono 350 000 osób (Polaków 144 000).
Druga część: niewolnictwo bez bata
Ten tekst napisał Oleg Basiławszili, aktor grający Wolanda w filmie ”Mistrz i Małgorzata”, według książki Michaiła Bułhakowa;Tak sobie myślę, a co by to było, gdyby Woland przybył do Moskwy teraz. To znaczy do Moskwy Putina, a nie Stalina?
Jak Państwo pamiętają, podczas triumfalnego występu świty Wolanda na deskach moskiewskiego teatru „profesor” uczynił pewną filozoficzną dygresję przyglądając się badawczo widzom:
„No cóż […] Ludzie są tylko ludźmi. Lubią pieniądze, ale przecież tak było zawsze… Ludzkość lubi pieniądze, z czegokolwiek byłyby zrobione, czy to ze skóry, czy z papieru, z brązu czy złota. Prawda, są lekkomyślni … No cóż … I miłosierdzie zapuka niekiedy do ich serc … Ludzie jak ludzie. W zasadzie są, jacy byli, tylko problem mieszkaniowy ma na nich zgubny wpływ …”
Współcześni analitycy przyrównujący naszą epokę do lat trzydziestych nie całkiem mają rację.
Tamci ludzie, ludzie lat trzydziestych, rzeczywiście „przypominali dawniejszych”, z przed rewolucji. Przypominali ich obyczajami, sposobem życia, wyobrażeniami. Bułhakow świetnie to pokazał. Dzisiejszych Rosjan z ludźmi lat trzydziestych łączy tylko jedno: miłość do pieniędzy. Jak to, zaprotestuje ktoś. A stosunek do władzy, służalcze wychwalanie i popieranie polityki wodza? Czy to wszystko nie przypomina dzisiejszego 86-procentowego poparcia dla Putina?
Odpowiem: przypomina, ale tylko POWIERZCHOWNIE. Ogólnie rzecz biorąc moralna kondycja naszego społeczeństwa jest niepomiernie gorsza niż w latach trzydziestych. Gorsza!
Oglądając kadry kroniki filmowej, na których zwarte kolumny maszerują pod hasłami „Chwała wielkiemu Stalinowi” i „Śmierć trockistom”, musimy pamiętać także o tym, co za tym stało. A stała za tym wojna domowa, lata ludobójczego terroru i dyskryminacji społecznej. Przenikający wszędzie, jak Internet, strach. Trzeba to rozumieć.
Ale kiedy większość współczesnych Rosjan poparło „Krymnasz” i „Noworosję”, nie stało za tym doświadczenie Sołowok (łagrów na Wyspach Sołowieckich), rozkułaczania, masowych egzekucji i budowy Kanału Biełomorskiego. Współczesny mieszkaniec Rosji nie wie, co to kroki enkawudzistów w nocy, za twoimi drzwiami. Nie, dzisiejsza większość ma za sobą doświadczenie zupełnie innego życia: doświadczenie życia w demokracji lat dziewięćdziesiątych, może bardzo niedoskonałej, ale jednak demokracji. Nasza większość, która tak pokochała Putina, nie poznała strachu ani żelaznej kurtyny. Dzisiejszej większości nikt nie zastraszał ani nie zmuszał. Kiedy w 1939 roku, po napaści na Finlandię, rosyjski lud stał na mityngach w zakładach i fabrykach i jednym głosem ryczał „Niech żyje pokojowa polityka Związku Radzieckiego! Niech żyje wielki Stalin! W pełni popieramy środki zastosowane przez radziecki rząd!” – to wiem, że działo się to w kraju GUŁAG-u. Spróbuj tylko nie poprzeć. Nie wyrazisz pełnego poparcia – zginiesz śmiercią okrutną.
Ale naszym współczesnym, którzy w marcu zeszłego roku oklaskiwali na Kremlu „powrót” Krymu nie groziło, że NKWD odbije im nerki. Podobnie jak reszcie 86-procentowej większości. Np. dobra, nie pójdziesz na demonstrację poparcia dla „Krymnasz” – w najgorszym razie wyrzucą cię z pracy (nie rozstrzelają, ani nie ześlą na Kołymę). Zresztą nie wszystkich zganiają na te demonstracje. Przygniatająca większość siedzi sobie w domu i skanduje „Krymnasz” całkowicie dobrowolnie, sam na sam ze sobą i telewizorem, w kręgu rodziny, z potrzeby serca, bez żadnych nacisków i żadnego pobudzającego strachu. Ludzie ci nie przeszli przez maszynkę do mięsa stalinowskiego terroru. Zaznali względnej wolności post-sowieckiego życia, mają paszporty i dostęp do internetu, a mimo to są gotowi maszerować po ulicach z transparentami „Chwała Putinowi!” i „Śmierć piątej kolumnie!”. W latach dziewięćdziesiątych mieli szansę stać się normalnymi ludźmi i wejść do grona normalnych narodów, lecz z własnej woli wybrali stalinizm i brednie o nowej wielkomocarstwowej potędze – i to właśnie radykalnie różni naszych współczesnych od ludzi lat trzydziestych. Według danych centrum Lewady, współcześni Rosjanie, wiedząc WSZYSTKO o stalinowskim terrorze, usprawiedliwiają go, zapewne w nadziei, że nowy terror ich osobiście nie dotknie. To znaczy, że te szuje zgadzają się na represje pod warunkiem, że spadną na INNYCH. Że to INNYM będzie się łamać życie, że to INNYCH będzie się gnębić, męczyć i mordować. Oto jakie mamy dziś wspaniałe społeczeństwo.
Związek Radziecki dokonał straszliwego dzieła: wygląda na to, że przez lata swojego istnienia wytępił wszystkich, którzy byliby w stanie przyjąć wolność. Ostatnim wybuchem sprzeciwu było powstanie w Nowoczerkasku za Chruszczowa. Kiedy później pojawiła się szansa na wolność, nie było już nikogo, kto potrafiłby z niej skorzystać. Pragnienie wolności przetrwało na Ukrainie, w Krajach Bałtyckich i w Gruzji. Ale nie u nas, nie w Rosji. Kondycja moralna naszej ludności została sprowadzona do poziomu podłogi. W żaden sposób nie można jej porównywać z czasami stalinowskimi. Wtedy system musiał łamać opór, ktoś jednak próbował z nim walczyć. Były powstania chłopskie, później własowcy. Ogromna warstwa społeczeństwa nienawidziła Stalina i władzy radzieckiej. Nie bez powodu potrzebny był GUŁAG. Teraz już nie jest. TEN naród kocha wodza bez GUŁAG-u. Straszna rzecz, niewolnictwo pod batem. Ale jeszcze straszniejsza – niewolnictwo bez bata. Władza radziecka w waciaku była straszna. Ale jeszcze straszniejsza jest władza radziecka w markowych ubraniach, w ciuchach z importu, spędzająca urlop w Europie, a przy tym nienawidząca Zachodu. Pamiętamy, że w czasach sowieckich właściciele prywatnych domów musieli wywieszać przy świętach czerwoną flagę. Nie wywiesisz – będą nieprzyjemności. Dziś nikt nikogo nie zmusza do przyczepiania pasiastych wstążeczek w barwach stonki do swoich prywatnych samochodów – ale wszyscy przyczepiają z własnej nieprzymuszonej woli, nie zauważając, jak dwuznacznie, a nawet komicznie ten całoroczny „symbol zwycięstwa” wygląda na mercedesie albo volkswagenie.
Ten dzisiejszy, dobrowolny neostalinizm, dobrowolne wyrzeczenie się możliwości bycia wolnym jest o wiele bardziej przerażający od atmosfery lat trzydziestych. Jest wyrazem całkowitej i być może nieodwracalnej degradacji. Owo zwyrodnienie jest skutkiem potężnej selekcji negatywnej, równania w dół. W wielkim języku rosyjskim istnieje słowo „liudi” (ludzie) i słowo „ubliudki” (zwyrodnialcy, wyrodki). Jak państwo widzą, brzmią dosyć podobnie, może się nawet wydawać, że wywodzą się z tego samego korzenia. Ale oznaczają zupełnie co innego. Mają też różne korzenie: „liud” (lud, naród) i „błud” (nierząd, rozpusta). Różnica pomiędzy tymi dwoma słowami, przy całym ich podobieństwie brzmieniowym, jest gigantyczna. Taka sama, jaka dzieli Rosjan lat trzydziestych od nas, współczesnych. W latach trzydziestych mimo wszystko byli jeszcze ludzie.
Symboliczny początek „pieriestrojki” wyznacza doniosły film Pokuta (Pokajanije) Tengiza Abuładze. Od niego właśnie rozpoczęła się krytyka stalinizmu. Jednak główne przesłanie tego filmu nie zostało wówczas przyjęte, wydawało się zbyt radykalne, czy wręcz nihilistyczne. Syn wykopuje z grobu trupa swojego ojca-tyrana i zrzuca go z góry gdzieś w świat – na wiatr, na wieczną hańbę. Z jakąż zajadłością potępiano tę barwną scenę w momencie wejścia filmu na ekrany, jakże się na nią obrażano! Film stał się swego rodzaju papierkiem lakmusowym, testem na gotowość społeczeństwa na przemiany, na przeobrażenie. Przesłanie, które niósł, nie zostało wówczas zrozumiane: uratować nas może tylko radykalne odrzucenie nieprawości. Podobne do tego, jakiego dokonała Europa Wschodnia. Ale to się nie wydarzyło. Nie odbyliśmy pokuty, nie pokajaliśmy się. Powtarzam, film nie został zrozumiany, a samo słowo – pokajanie – u znacznej części Rosjan zaczęło budzić irytację i złość, które z czasem stawały się coraz silniejsze.
Wezwania do pokuty zaczęły być odbierane jako obraza narodowej i osobistej godności: „Kto, my mamy się pokajać?! Przed kim?? Przecież to my uratowaliśmy ich wszystkich przed faszyzmem!!” Dzisiaj temat rozliczenia się z własną przeszłością, żywy w latach pieriestrojki, ostatecznie został przesłonięty przez wielki temat „wstawania z kolan”. Jego ukoronowaniem jest „Krymnasz”. Zamknął się historyczny cykl: od filmu Pokuta do filmu Krym. Droga do ojczyzny. Wspominając obraz Abuładze ktoś powiedział, że cuchnącego trupa podniesiono z ziemi i ustawiono na starym cokole. To nie zupełnie tak. Nasi współcześni przytaszczyli na w pół rozłożone zwłoki do siebie do domu i posadzili je przy rodzinnym stole. Piją z trupem herbatę. Zwracają się do niego uniżonym tonem i zasięgają jego rady. A kiedy nagle odpadnie mu głowa, przepraszają i mocują ją z powrotem.
Mówi pan, Monsieur, że ludzie jak ludzie? Nie, niestety to już się do nas nie odnosi. To nie o nas. Nie jesteśmy „ludźmi jak ludzie”, lecz produktem odczłowieczającego systemu. Pokuta mogła obudzić w nas człowieczeństwo, ale podreptawszy przez chwilę w miejscu, odrzuciliśmy daną nam szansę. Ludzie lat trzydziestych nie mieli takiej szansy i jedyne, co nas z nimi łączy, jedyne co po nich odziedziczyliśmy, to ich cechy negatywne: donosicielstwo, chamstwo w tramwajach i zamiłowanie do darmochy. Chociaż Moskwa olśniewa dziś modnymi butikami nie gorszymi od mediolańskich, sądzę że współczesna publiczność tak samo wdarłaby się do sklepu Helli na scenie teatru Varietes. I z rozkoszą serca łapałaby lecące z sufitu chytre banknoty. Putin połapał się, jak można te serca kupić. Próbuje pana naśladować, Monsieur. „Nasz Krym ” – to tenże „sklep” Helli na scenie współczesności. Hit sezonu „rosyjskiej wiosny”. Ciekawe, kogo obsadzono w roli Helli? Zapewne kurewskie rosyjskie media z trupimi plamami na rękach.Naród już od roku aktywnie i w upojeniu przymierza na siebie Krym, mrucząc „Co za jakość! Jak elegancko! Jak patriotycznie! A jak sprawnie się uwinęliśmy! Nie zdążyli nawet okiem mrugnąć!”
Na co liczy Putin? Na to, że iluzja, złudzenie zmieni się w trwałą rzeczywistość? Nawet pan, Monsieur, na to się nie pokusił. Złudzenie rozwieje się, pozostawiając wstyd i zbiorowe piski. Co z panem, Monsieur? Wstał pan i wyszedł. A Putin nie ma dokąd odejść: w odróżnieniu od pana nie jest wolnym artystą, tylko dyrektorem-włascicielem tego kurewskiego Varietes. Jest skazany na miotanie się po walącym się budynku wśród rozczarowanej, wściekłej publiczności, tracącej ludzkie cechy.
Taki to teatr. „Koniec seansu! Maestro! Zasuwaj pan marsza.

Niby wszystko to już od dawna wiemy, ale wrażenie nadal jest wstrząsające.
Tak, jak i to:
https://www.youtube.com/watch?v=hBlB8RAJEEc
Wstrząsające po poczytaniu komentarzy…Nikt,ale to nikt nie zrozumiał przesłania zawartego w treści ale za to doceniono kunszt wykonawców…
Tak jak dzisiaj w RP.Nikt nie przejmuje się treścią poczynań cysorza Jarosława za to jego wygibasy budzą poklask…Smutne to i groźne dla przyszłości.
Przepraszam, najpierw miało być to:
https://www.youtube.com/watch?v=29Mg6Gfh9Co
Tak, wstrząsające, koś powie „nigdy więcej”, ktoś powie trudno sobie wyobrazić, żeby coś takiego mogło się powtórzyć, a jeszcze inny, że właśnie walczy, żeby się nie powtórzyło. Może się kojarzyć z ISIS, albo z Gazą, jednym z Hamasem, innym z rzekomymi zbrodniami Izraela. Polski komunizm, nawet ten stalinowski, był jednak łagodniejszy, a kojarzenie tego wszystkiego z paranoikami z PiS może wydawać się absurdem. Niestety, nie jest, mechanizmy systemu demokratycznego redukują gotowość przyzwolenia na łajdactwo, to główny powód, żeby ich zdecydowanie bronić. Dziękuję za udostępnienie nam tego tekstu.
Ale jaka jest przyczyna do publikowania takich propagandówek? Przecież to nawet nie jest dobra literatura! Zdania o ofiarach WWII jako „cenie za strach Europy zachodniej przed komunizmem” pozwolę sobie nie oceniać, bo musiałbym wyjść poza ramy dobrego wychowania. Wygląda jakbym naruszał obecnie obowiązującą wiarę religijną naszego kraju, prawda?