I wreszcie obiecana przystawka: wierzyć się nie chce – łuczywo!
Przed chwilą wróciłem do domu. Z telewizji wiózł mnie kierowca, z którym, jak mawia moja żona, sczepiliśmy się językami. Okazuje się, że jest zapalonym podróżnikiem. Ale z zasady nie jeździ za granicę: „Nie widziałem jeszcze całej Rosji”. Chociaż w Rosji to facet naprawdę dużo objechał. Na przykład dziesięć lat temu w dwie rodziny wybrali się dżipami z Moskwy do Magadanu. I co ciekawe, dotarli tam. Cała ta podróż zabrała im dwa i pół miesiąca. Żywili się grzybami, jagodami, czosnkiem niedźwiedzim, rybami, jarząbkami, zającami, jajami łabędzi, czerwonym kawiorem – tym, co udało im się zebrać, złowić i ustrzelić. Olej napędowy kupowali od wojska, w państwowych ośrodkach maszynowych i od maszynistów lokomotyw.Sprawdzasz na mapie, gdzie są tory kolejowe. Podjeżdżasz, czekasz, ani razu nie czekali dłużej niż dobę. Podnosisz rękę ze szklanką i zatrzymujesz lokomotywę. I maszynista za szklankę spirytusu nalewa ci pełny bak. Przecież stacji benzynowych tam nie ma. Dróg, w europejskim rozumieniu tego słowa, też nie. Można przejechać półtora tysiąca kilometrów gruntówkami i łożyskami rzek nie napotykając żadnej siedziby ludzkiej …
Wszystko tam bardzo dziwne, w tej nieznanej nam Rosji. Podróżnicy prawie niczego nie kupowali, bo po co – zaopatrywali się metodą naturalnej wymiany.
„Zabraliśmy ze sobą stare ubrania, spirytus, scyzoryki, cukier i zamienialiśmy na to, co nam było potrzebne. Kiedy raz chciałem dać facetowi pięćsetkę, odmówił. >>Nie potrzebujemy waszych pieniędzy. Co tam macie użytecznego? Cukier? Zapałki?<< Jak u Papuasów – za scyzoryk albo starą kurtkę można dostać worek cedrowych orzechów … Czasem oczywiście wypuszczają się w szeroki świat. Jedna babina, na przykład, raz na dwa lata jeździ osiemset kilometrów odebrać emeryturę. Wie, kiedy będzie jechał pociąg z dłużycami, dosiada się do maszynisty i jedzie do rozwidlenia torów. Tam następnego dnia łapie lokomotywę przelotową, która dowozi ją do osady, gdzie odbiera emeryturę i czeka na powrotną okazję. Cała wyprawa zabiera jej miesiąc.
Ale najciekawsze jest to, że mój znajomy dotarł do miejsc, gdzie nafty używa się od święta, a w zwykłe dni oświetla domy łuczywami. Wymienił nawet swoją starą kurtkę na świecak. Dla tych, co nie wiedzą, to takie kute kleszcze , w które wtyka się łuczywo. „Dali mi nie tylko świecak, ale i miseczkę, do której nalewa się wody i stawia pod spodem, żeby tam padały popiół i węgielki. I do tego jeszcze nauczyli mnie hartować łuczywo”.
– Co to znaczy, hartować łuczywo?
„No, zwykłego brzozowego łuczywa nie wstawia się od razu w świecak, bo będzie świecić nierówno, kopcić, i spali się prawie od razu. Dlatego łuczywa najpierw hartuje się w piecu – rozgrzebują węgle i kładą łuczywa na gorące dno paleniska, żeby się zahartowały i zrobiły brązowe. I wtedy dobrze się palą.
- Łuczywo, łuczywko moje brzozowe
- Czemu ty, moje łuczywko, niejasno się palisz?
- Czemu ty, moje łuczywko, niejasno się palisz?
- Czyś ty, moje łuczywko, w piecu nie leżało?
- Czyś ty, moje łuczywko, w piecu nie leżało?
- Czyś ty, moje brzozowe, w lesie nie bywało?
– To jakaś masakra. Pierwszy raz słyszę, żeby w XXI wieku ludzie palili łuczywo … A w co oni się tam ubierają, czym się myją, skąd biorą metal?
„Myją się popiołem i jaskółczym zielem, chodzą do bani. Ubierają się w to, co trafiło do nich przypadkiem z szerokiego świata. Na przykład facet, od którego dostałem świecak, chodził w marynarskiej kurtce, jeszcze z wojska, z symbolem zagrożenia radiacyjnego na plecach. A żeby pan widział jego buty! Zelówki wycięte z opony. Noże i inne metalowe przedmioty po prostu wykuwają, mają swojego kowala. Całe szczęście, że u nas na północy metalu wala się, ile dusza zapragnie …”
– A mają w ogóle jakieś dokumenty?
„Nie pytałem. Ale jeśli chodzi o łuczywa, to wcale nie takie dziwne – już półtora tysiąca kilometrów od Moskwy oświetlają domy łuczywami.”
– Gdzie?
„W Karelii. Tam w głuszy nie ma elektryczności, dlatego ludzie nie znają telewizorów ani lodówek. Pierwszy raz zobaczyli kiełbasę, kiedy im pokazałem.”
Aleksander Nikonow
* Albo: „Najważniejszym zwiastunem sukcesu rosyjskiego narodu jest jego sadystyczne okrucieństwo.” Szybka ankieta wśród tłumaczy – rusycystów i rodowitych Rosjan – przyniosła rozkład odpowiedzi 50:50.


Niby wszystko to już od dawna wiemy, ale wrażenie nadal jest wstrząsające.
Tak, jak i to:
https://www.youtube.com/watch?v=hBlB8RAJEEc
Wstrząsające po poczytaniu komentarzy…Nikt,ale to nikt nie zrozumiał przesłania zawartego w treści ale za to doceniono kunszt wykonawców…
Tak jak dzisiaj w RP.Nikt nie przejmuje się treścią poczynań cysorza Jarosława za to jego wygibasy budzą poklask…Smutne to i groźne dla przyszłości.
Przepraszam, najpierw miało być to:
https://www.youtube.com/watch?v=29Mg6Gfh9Co
Tak, wstrząsające, koś powie „nigdy więcej”, ktoś powie trudno sobie wyobrazić, żeby coś takiego mogło się powtórzyć, a jeszcze inny, że właśnie walczy, żeby się nie powtórzyło. Może się kojarzyć z ISIS, albo z Gazą, jednym z Hamasem, innym z rzekomymi zbrodniami Izraela. Polski komunizm, nawet ten stalinowski, był jednak łagodniejszy, a kojarzenie tego wszystkiego z paranoikami z PiS może wydawać się absurdem. Niestety, nie jest, mechanizmy systemu demokratycznego redukują gotowość przyzwolenia na łajdactwo, to główny powód, żeby ich zdecydowanie bronić. Dziękuję za udostępnienie nam tego tekstu.
Ale jaka jest przyczyna do publikowania takich propagandówek? Przecież to nawet nie jest dobra literatura! Zdania o ofiarach WWII jako „cenie za strach Europy zachodniej przed komunizmem” pozwolę sobie nie oceniać, bo musiałbym wyjść poza ramy dobrego wychowania. Wygląda jakbym naruszał obecnie obowiązującą wiarę religijną naszego kraju, prawda?