Ernest Skalski: Tryptyk rosyjski z dostawką35 min czytania

I wreszcie obiecana przystawka: wierzyć się nie chce – łuczywo!

Przed chwilą wróciłem do domu. Z telewizji wiózł mnie kierowca, z którym, jak mawia moja żona, sczepiliśmy się językami. Okazuje się, że jest zapalonym podróżnikiem. Ale z zasady nie jeździ za granicę: „Nie widziałem jeszcze całej Rosji”. Chociaż w Rosji to facet naprawdę dużo objechał. Na przykład dziesięć lat temu w dwie rodziny wybrali się dżipami z Moskwy do Magadanu. I co ciekawe, dotarli tam. Cała ta podróż zabrała im dwa i pół miesiąca. Żywili się grzybami, jagodami, czosnkiem niedźwiedzim, rybami, jarząbkami, zającami, jajami łabędzi, czerwonym kawiorem – tym, co udało im się zebrać, złowić i ustrzelić. Olej napędowy kupowali od wojska, w państwowych ośrodkach maszynowych i od maszynistów lokomotyw.

Sprawdzasz na mapie, gdzie są tory kolejowe. Podjeżdżasz, czekasz, ani razu nie czekali dłużej niż dobę. Podnosisz rękę ze szklanką i zatrzymujesz lokomotywę. I maszynista za szklankę spirytusu nalewa ci pełny bak. Przecież stacji benzynowych tam nie ma. Dróg, w europejskim rozumieniu tego słowa, też nie. Można przejechać półtora tysiąca kilometrów gruntówkami i łożyskami rzek nie napotykając żadnej siedziby ludzkiej …

Wszystko tam bardzo dziwne, w tej nieznanej nam Rosji. Podróżnicy prawie niczego nie kupowali, bo po co – zaopatrywali się metodą naturalnej wymiany.

„Zabraliśmy ze sobą stare ubrania, spirytus, scyzoryki, cukier i zamienialiśmy na to, co nam było potrzebne. Kiedy raz chciałem dać facetowi pięćsetkę, odmówił. >>Nie potrzebujemy waszych pieniędzy. Co tam macie użytecznego? Cukier? Zapałki?<< Jak u Papuasów – za scyzoryk albo starą kurtkę można dostać worek cedrowych orzechów … Czasem oczywiście wypuszczają się w szeroki świat. Jedna babina, na przykład, raz na dwa lata jeździ osiemset kilometrów odebrać emeryturę. Wie, kiedy będzie jechał pociąg z dłużycami, dosiada się do maszynisty i jedzie do rozwidlenia torów. Tam następnego dnia łapie lokomotywę przelotową, która dowozi ją do osady, gdzie odbiera emeryturę i czeka na powrotną okazję. Cała wyprawa zabiera jej miesiąc.

Ale najciekawsze jest to, że mój znajomy dotarł do miejsc, gdzie nafty używa się od święta, a w zwykłe dni oświetla domy łuczywami. Wymienił nawet swoją starą kurtkę na świecak. Dla tych, co nie wiedzą, to takie kute kleszcze , w które wtyka się łuczywo. „Dali mi nie tylko świecak, ale i miseczkę, do której nalewa się wody i stawia pod spodem, żeby tam padały popiół i węgielki. I do tego jeszcze nauczyli mnie hartować łuczywo”.

– Co to znaczy, hartować łuczywo?

„No, zwykłego brzozowego łuczywa nie wstawia się od razu w świecak, bo będzie świecić nierówno, kopcić, i spali się prawie od razu. Dlatego łuczywa najpierw hartuje się w piecu – rozgrzebują węgle i kładą łuczywa na gorące dno paleniska, żeby się zahartowały i zrobiły brązowe. I wtedy dobrze się palą.

  • Łuczywo, łuczywko moje brzozowe
  • Czemu ty, moje łuczywko, niejasno się palisz?
  • Czemu ty, moje łuczywko, niejasno się palisz?
  • Czyś ty, moje łuczywko, w piecu nie leżało?
  • Czyś ty, moje łuczywko, w piecu nie leżało?
  • Czyś ty, moje brzozowe, w lesie nie bywało?

– To jakaś masakra. Pierwszy raz słyszę, żeby w XXI wieku ludzie palili łuczywo … A w co oni się tam ubierają, czym się myją, skąd biorą metal?

„Myją się popiołem i jaskółczym zielem, chodzą do bani. Ubierają się w to, co trafiło do nich przypadkiem z szerokiego świata. Na przykład facet, od którego dostałem świecak, chodził w marynarskiej kurtce, jeszcze z wojska, z symbolem zagrożenia radiacyjnego na plecach. A żeby pan widział jego buty! Zelówki wycięte z opony.  Noże i inne metalowe przedmioty po prostu wykuwają, mają swojego kowala. Całe szczęście, że u nas na północy metalu wala się, ile dusza zapragnie …”

– A mają w ogóle jakieś dokumenty?

„Nie pytałem. Ale jeśli chodzi o łuczywa, to wcale nie takie dziwne – już półtora tysiąca kilometrów od Moskwy oświetlają domy łuczywami.”

– Gdzie?

„W Karelii. Tam w głuszy nie ma elektryczności, dlatego ludzie nie znają telewizorów ani lodówek. Pierwszy raz zobaczyli kiełbasę, kiedy im pokazałem.”

Aleksander Nikonow

 

* Albo: „Najważniejszym zwiastunem sukcesu rosyjskiego narodu jest jego sadystyczne okrucieństwo.” Szybka ankieta wśród tłumaczy – rusycystów i rodowitych Rosjan – przyniosła rozkład odpowiedzi 50:50.

 

5 komentarzy

  1. Stary outsider 18.12.2015
    • Marian. 18.12.2015
  2. Stary outsider 18.12.2015
  3. koraszewski 19.12.2015
  4. Less 19.12.2015