Ponieważ w ostatnim czasie zdarzyło mi się kilkakrotnie wzywać do budowania nowej Polski po przewidywanym prędzej czy później upadku kaczyzmu, poczułem się w obowiązku rozpoczęcia dyskusji, której i tak nikt nie podejmie, bo niby kto?
Przemądre samozwańcze elity skompromitowały się ostatecznie nie potrafiąc nawet postawić trafnej diagnozy klęski jej ulubionej partii czym dały dowód swego oderwania od rzeczywistości, pogardy dla „pań Bożenek”, z których, było – nie było, składa się nasz naród, niechęci do poszerzania swej wiedzy, która im samym wciąż wydaje się nieograniczona, a przede wszystkim wyjścia z pokoju wypełnionego oparami samozachwytu w obawie, że świeże powietrze mogłoby zaszkodzić ich płucom. Na przykład płucom.
Wierzą, że KOD jest „ich reprezentantem w terenie”, w którym dawno nie byli, i o którym pojęcie mają jak ja o balecie.
Sam KOD rzeczywiście sprawia takie wrażenie choćby przez to, że z haseł podnoszonych na wiecach wiemy przeciwko czemu występuje, ale nie bardzo wiemy za czym, co daje asumpt do podejrzeń, że po prostu broni „tego co było”, a co akurat niekoniecznie jest najszczęśliwszym wyjściem z sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.
Strona internetowa, jaka sobie założył, to piękne świadectwo tradycyjnej inteligenckiej nieudolności (by określić to łagodnie) w najlepszym wypadku. W najgorszym – świadectwo, że jest nieodrodnym dzieckiem III RP, do której jakoś coraz mniej osób chce, a jeszcze mniej będzie chciało wracać.
Przykład: brak kontaktu z tzw. koordynatorami regionalnymi. Sam pisałem do nich kilkakrotnie – zero odpowiedzi. Okazuje się, że takich osób jak ja jest więcej, co nie robi na rzeczonych koordynatorach wrażenia. Mało tego – wpisy na ten temat na stronie KOD są moderowane w sposób, w jaki nawet porządnego bigosu nie da się sporządzić – ot, tak – bez składu i ładu – wystarczy spojrzeć na daty poszczególnych komentarzy. Co mam na myśli? Otóż to, że pomieszanie kolejności świadczy o wykonanej przez moderatora pracy, a bezład jaki wprowadza nie zrobił się sam, lecz jest dowodem jego „wysiłków”, które mogą mieć tylko jedno na celu – „sprawianie wrażenia” demokratyczności i nieusuwania wpisów nieprzychylnych.
Kochany KOD-zie – od sprawiania wrażenia to są w tym kraju znacznie lepsi specjaliści, odpuść sobie i weź się do roboty.
Jeśli jeszcze znajdziesz na to ochotę, bo z tego co słychać, zajmują cię obecnie znacznie „ważniejsze sprawy”.
Kto więc zacznie dyskusję o Polsce?
Kowalski, widząc co się dzieje, zaczyna się zachowywać tradycyjnie, czyli kombinować, jak „wyjść na swoje” pomimo wichrów historii nadymających żagle półgłówków, którzy dorwali się do steru. Kowalski ma wprawę, nie pierwszy to i pewnie nie ostatni raz w dziejach naszego wesołego państwa.
Kowalski ma ważniejsze i pilniejsze sprawy na głowie, niż dyskusja.
Podobno wszyscy tutaj zgadzamy się, że Polska powinna być państwem prawa. Tyle, że to nic nie znaczy, to samo głosi PiS. Oni też chcą, by Polska była państwem prawa. Konkretnie – ich prawa. A my?
Jednym z grzechów głównych wszystkich partii III RP było dryfowanie w kierunku wodzowskim. Są wprawdzie teoretycy, którzy twierdzą, ze jest to zjawisko naturalne, normalne i nie działające niekorzystnie na politykę krajową, ale pozwolę sobie mieć w tej materii inne zdanie.
Po pierwsze – w państwie prawa sądy powinny odrzucać ex cathedra statuty partii takich jak PiS, które to papierki z definicji dają jednemu człowiekowi nieograniczony wpływ na resztę członków, co w efekcie prowadzi do tego co widzimy – stworzenia grupki klientów wieszających się u …no, na przykład klamki prezesa, który potrafi nawet publicznie upokarzać swoich poddanych (jak ostatnio posła Asta), a którzy tym upokorzeniom poddają się z niewolniczą rezygnacją, bo nie mają innego wyjścia.
Jak w demokratycznym państwie sąd może przyjmować statut taki jak ma PiS nie umiem sobie wyobrazić. A przyjmuje, jak widać.
Nie życzę sobie Polski, w którym na parlamentarnych i ministerialnych stanowiskach siedzą niewolnicy bez cienia godności własnej, bez własnego zdania, nie potrafiący nawet rozmawiać w swoim języku, a jedynie powtarzający jak papugi słowa – klucze narzucone wczesnym rankiem przez szefa, jako jedyne, które wolno wypowiedzieć głośno wobec mediów i innych interlokutorów.
Nie życzę sobie państwa, w którym doktor prawa udaje, że pełni najwyższą w nim funkcję robiąc z siebie pośmiewisko za cenę poklepania go po ramieniu w czasie nocnej prywatnej wizyty w pałacu hegemona.
Inne partie wcale nie są od takich zachowań wolne, nie. Może tylko przejawy tej hegemonii nie są aż tak drastyczne, albo lepiej zakamuflowane.
Czy można wyjść z tej sytuacji? Można, trzeba tylko chcieć.
Kiedy rozmawialiśmy na SO o JOW-ach podnoszono różne argumenty przeciw. Najgorsze były te oparte na idiotycznej alergii na nazwisko Kukiz, bo nie pozwalały dostrzec, że pan Kukiz dołączył do grup, które tę teorię lansowały, a nie je stworzył. No, ale tak daleko to zdolności analityczne naszych mędrców nie sięgają.
Argumenty merytoryczne, niezwykle rzadkie w gronie „mędrców”, opierały się głównie na symulacjach, według których wprowadzenie JOW-ów niewiele zmieniłoby scenę polityczną jeśli chodzi o przynależność partyjną.
I na tym zwykle merytoryczna dyskusja się kończyła.
Zabrakło jednak jednej refleksji. Tej mianowicie, że samo wprowadzenie JOW-ów, aby było sensowne, musi zostać połączone z zupełnie innym systemem wystawiania kandydatów i to systemem mającym umocowanie na tyle silne, by ten i ów prezes czy przewodniczący nie był demiurgiem dowolnie stwarzającym kandydatów z politycznego niebytu i czyniących z nich gwiazdy polskiej polityki w dwa trzy tygodnie, jak to ma miejsce dziś.
JOW-y mają sens, ale muszą opierać się na ustawie, która umożliwi „wybór oddolny” z jednej strony i uniemożliwi ingerencję władz partyjnych z drugiej.
Da nam to po pierwsze grupę „świeżej krwi”, tak ponoć polskiej polityce potrzebną, a po drugie uniemożliwi żenujące spektakle uległości, jakie oglądamy dziś. Zwalczy tę chorobę, śmiertelną chorobę, na jaką zachorowała polska demokracja.
Nie upieram się przy JOW-ach. Jeśli znajdzie się inny sensowny projekt, jestem w stanie go poprzeć. Pod jednym wszakże warunkiem – będzie zawierał to zabezpieczenie, na które zwróciłem uwagę – uniezależnienie posła od kogokolwiek. On ma być moim przedstawicielem w sejmie, a nie swojego pana i władcy, jakim jest obecny szef partii. Bez tego nie mamy co marzyć o zmianie jakości naszej polityki i naszego prawotwórcy.
O wyborach do senatu już kiedyś pisałem.
Jerzy Łukaszewski: Cztery Szariki i senat
2013-07-11. Znajomy jezuita mający grono świeckich przyjaciół dostał kiedyś na imieniny butelkę markowego koniaku. Ponieważ za nim nie przepadał, a i zdrówko już nie to, wręczył ów koniak innemu solenizantowi przy nadarzającej się okazji. Wesoły księżulo dyskretnie oznakował butelkę przed przekazaniem, słusznie mniemając, że w ograniczonym zbiorze wspólnych znajomych może jeszcze kiedyś mieć z nią do czynienia.
W najogólniejszych zarysach podtrzymuję to zdanie. Jedyny sens istnienia senatu jest taki jak przedstawiłem. W obecnym kształcie nie bardzo wiadomo po co on jest, czego drastycznym dowodem ostatnie w nim „procedowania”.
Jeśli ma to być „izba refleksji”, to muszą się w niej znaleźć wyłącznie ludzie do takich refleksji zdolni i na dodatek niezależni od jakiegokolwiek pana posła. Takimi zaś są jedynie samorządowcy, którzy inaczej patrzą na proponowany kształt ustawy, niż politycy z izby poselskiej. Oni z góry są w stanie powiedzieć, jak to prawo zadziała w praktyce. Ich praktyce, a to z kolei przecież jest bliższe skóry obywatela, niż dywagacje teoretyków.
Jest więc od czego zacząć. Dyskusja o sposobie wybierania naszych przedstawicieli może być pierwsza, może być prętami zbrojeniowymi konstrukcji, którą trzeba stworzyć, jeśli chcemy w przyszłości żyć normalnie i bez takich niespodzianek jak ostatnio.
To nie jest wielki problem. Wystarczy kilku prawników potrafiących sensownie ułożyć powyższe (przedyskutowane) zasady i pierwszy krok zrobiony.
Potem dodać następny i następny. Aż po dach.
Robota może i żmudna, niewdzięczna, ale konieczna. Na dodatek nigdy w praktyce nieskończona, bo oprócz wszystkiego innego wymagająca nieustannego i umiejętnego tłumaczenia współobywatelom sensu swego zaistnienia, co jak wiemy, nie zawsze bywa łatwe i przyjemne.
Można ją zacząć od dzisiaj, nic nie stoi na przeszkodzie, im prędzej tym lepiej.
A czekają też inne części naszej państwowej konstrukcji na swoje „pręty zbrojeniowe”.
Prosiłem i proszę – wyartykułujmy je kolejno, pomyślmy jak mają wyglądać i zabierzmy się do ich tworzenia.
Nazwijmy to jak chcemy, ale kiedy przypomnę sobie swoją przygodę z murarką, to pamiętam, że zawsze najlepiej wychodziły nam budynki budowane „metodą gospodarczą” gdzie decydował właściciel, który wiedział o przeznaczeniu budynku więcej, niż architekt i kierownik budowy nawet najlepiej wyspecjalizowani.
A przecież to my jesteśmy właścicielami tego państwa. Chyba, że nie jesteśmy.
Jerzy Łukaszewski



Od mieszania herbata nie robi się słodsza. Trzeba mieć cukier. A o cukrze w Polsce ciągle zapominamy- przeczytałem kilkadziesiąt artykułów ostatnio (w tym także na SO)- większość o tym samym, że PiS jest be, KOD cacy, albo odwrotnie. Możemy mieszać w Polsce w różnych rzeczach (Trybunale, mediach, prawie wyborczym, szkolnictwie), ale bez cukru i tak będziemy mieli gorzko.
A przyniosłeś cukier? Nie, tylko narzekasz na jego brak.
Właśnie proponuję, żebyś przyniósł. O tym jest ten artykuł.
Panie Jerzy,
Obawiam się, że ciężko będzie dojść do porozumienia.
.
Pan zaczyna od tezy, że polskie państwo nie funkcjonuje prawidłowo, gdyż ma wadliwą konstrukcję i proponuje zmieniać jego „pręty zbrojeniowe” począwszy od Sejmu i Senatu.
Mnie zaś się wydaje, że problemem nie jest wadliwa konstrukcja tego domu, a fakt, że jego mieszkańcy nie czują się zań odpowiedzialni.
Jak sprawić, żeby się poczuli odpowiedzialni?
Jak zachęcić? Czy da się włączyć, może nie tyle wszystkich, ile większość planowanie tego gmachu od nowa? Tak, żeby poczuli się potrzebni, poczuli ważni i poczuli współwłaścicielami tego domu?
Wątpię. Ale lepszego pomysłu nie mam, więc:
.
.
Pan pyta, po co jest Senat. Zapytajmy, po co jest Sejm i wybory do Sejmu. W tej chwili wygląda na to, że najważniejszą funkcją wyborów do Sejmu jest też wybór partii, która sformułuje rząd. Wybory do Sejmu przekazują władzę – zarówno ustawodawczą, jak i wykonawczą (trójpodział władzy jest tylko z nazwy) w ręce szefa zwycięskiej partii (czy stanie na czele rządu, czy będzie władał z tylnego siedzenia). Jakkolwiek byśmy nie przerobili sposobu wybierania posłów – to się nie zmieni.
Np. Lejburzyści z Konserwatystyami zmieniają się u rządów nie dlatego, że znaleziono fajniejszych kandydatów, albo że dani kandydaci zawiedli, tylko dlatego, że wiekszość jest za zmianą rządu, lub przeciwko niej. A w okolicach Manchesteru i Liverpoolu zawsze wygrywa Partia Pracy wcale nie dlatego, że akurat tam się rodzą najlepsi konadydaci lewicowi, a konserwatyści samych gamoni wystawiają. Są regiony w których przewagę „od zawsze” mają poglądy lewicowe, a także takie w których „od zawsze” przewagę mają prawicowe poglądy i to jest odzwierciedlane w głosowaniu. Jakość danego parlamentariusza nie ma odzwierciedlenia w wyborach.
Stąd absolutnie nie wierzę, że zmiana obecnego systemu na JOWy (zakładając wszelkie towarzyszące temu pomysłowi zmiany, typu ograniczenie kandydowania do okręgu w którym kanydat zamieszkuje od lat x itp) mogłaby wpłynąć na wybory. Np. w okolicy Sanoka najlepszy kandydat nie wygra z reprezentantem PiS, tak jak w Liverpoolu nie wygrywa nigdy konserwatysta. Ludzie chcący, żeby rządził Kaczyński i na wiewiórkę zagłosują, jeśli to wesprze Kaczyńskiego. I tak samo – ludzie nie chcący, żeby rządził Kaczyński zagłosują choćby na chomika, byle nie kogoś z PiS (nawet, jeśli ten ktoś będzie się zdawał najsensowniejszym kandydatem). Nie wierzę w „swojego posła”. Nie, jeśli to jest powiązane z wyborem rządu.
Bardziej skłonny byłbym w to uwierzyć, gdyby, podobnie jak w USA, rząd był ośrodkiem niezależnym od parlamentu. Gdyby to prezeydent (zapytajmy, po co wogóle jest nam prezydent?) tworzył rząd, cóż – wtedy byłbym bardziej skłonny uwierzyć w wybór posła, reprezentanta swojego okręgu.
.
Senat – niezależnie od tego, czy byłaby to izba mędrców składająca się z byłych premierów, prezydentów, sędziów TK, czy też składająca się z senatorów pochodzących z wyborów, czy wreszcie reprezentantów samorządów – nie ma sensu jeśli nie będzie miał w zasadzie żadnych kompetencji. Jeśli sejmowa większość wszelkie prace senatorów, choćby i najmądrzejsze postulaty i poprawki bez wysiłku może wyrzucić do kosza, to uważam tę izbę, w dowolnym kształcie, za zbędną.
.
Kolejne przemyślenia, jak się pojawią (chociaż z myśleniem u mnie bywa ciężko) także tu umieszczę.
no własnie poczulismy sie odpowiedzialnymi posiadaczami Panstwa z ktorego jestesmy eliminowani. Czyz nie w tym poczuciu tkwia korzenie KOD ? „oni” do przewrotu przygotowywali sie wiele lat- a my bylismy slepi i głusi – a przynajmniej patrzacy z boku z pobłazliwym usmieszkiem „przcież to niemozliwe „.Sadze że ten spontaniczny ruch wymaga czasu (ktorego nie ma !) -nabrania doswiadczenia- oczywiscie – dyskusja „jaka Polska” jest konieczna- więc stworzcie forum do takiej dyskusji.Przecież to własnie SO zazpoczątkowało KOD.Narazie- korzystajac z akcji „kolenda” proponuje podjecie rozmowy z wizytujacymi księżmi i otwarte uswiadomienie im co sadzimy o obecnym zachowaniu Koscioła. U nas w domu efekt był zaskakujący- ksiądz zdumiony że poruszamy taki temat i…zażenowany. Kropla drąży skałę- jesli przekaże proboszczowi- świetnie.Jesli sam sie zreflektuje- tez dobrze.My na Podhalu – startujemy i jest nas wielu.
Musze przyznać, że po dwukrotnym przeczytaniu komentarza Mr.E zgadzam się w nim w zupełności. Gdy widzę to co widzę, to również uważam ze nie jest nam potrzebny Sejm, Senat, Prezydent, Premiera, a zwłaszcza pozbawieni kompetencji i madrości Wicepremierzy i Ministrowie. Wystarczy mi jeden prokurator w stanie spoczynku, który zamelduje komu trzeba wykonanie zadania.
@Mr E, co do „wiecznych” wygranych, to napisałem – ok, niech będą, ale niech ten poseł nie będzie niewolnikiem, niech nie prezes układa listy wyborcze. Nie wiem jak to zrobić, dlatego pytam i zastanawiam się.
Także nad kompetencjami senatu, m.in. by nie było tak łatwo odrzucić jego uwagi w izbie poselskiej (lub w ogóle).
Zacząłem od ordynacji wyborczej, ale ktoś może uznać inne problemy za ważniejsze. P to chcę dyskutować.
Panie Jerzy,
Nie wierzę, żeby jakiekolwiek administracyjne obostrzenia były skuteczne w wyzwalaniu posła. Jeśli nie prezes partii wybiera kandydatów, to kto wybiera grono które wybierze? Itp.
Zależność od prezesa nie bierze się z przepisów, ale z faktu, że to szyld partyjny pozwala wygrać w określonym okręgu. W JOWach ta zależność jest jeszcze większa niż w systemie proporcjonalnym, gdzie prezes może swoich BMW umieścić na czele listy, a ludzie wybiorą na posła i tak numer 7 a nie numer 3.
Nieco większe uniezależnienie posła od szyldu mogłoby sie udać (nie musiałoby), gdyby pojawiła się wśród wyborców identyfikacja wyborów parlamentarnych tylko z parlamentarzystami, a nie z tworzeniem rządu.
.
Ponadto chciałbym zwrócic uwagę, że poseł jest całkowicie niezależny od partyjnego szefa. Świadczą o tym najlpiej przepływy posłow z klubu do klubu, tworzenie nowych klubów w ramach kadencji itp. Problemem nie sa przepisy tylko ludzie i to jak się zachowują. Poseł Ast mógłby już dziś powiedzieć, że on jest posłem z woli narodu i nie będzie „siedział na dupie” na rozkaz innego posła. I nikt nie byłby w stanie mu mandatu poselskiego przez najblizsze 4 lata odebrać. Mógłby, przechodząc do opozycji, stać się bohaterem mediów i zostałby przyjęty z otwartymi ramionami przez np. PO. Ale Ast nie chce. I żadne przepisy nie zmuszą go, żeby przestał służyć na rozkaz. A spore grono Polaków uważa, że to jest słuszne, że jest wódz, który wie lepiej, że pionowa struktura, zachowanie hierarchii itd. jest naturalnym porządkiem przez Boga w tym świecie ustanowionym, a zatwierdzonym przez samego ojca Rydzyka.
.
I jak pijany do płota znów wrócę do kwestii samych wyborów. Może udałoby się zmienić „siad na dupie” Astów (lub wymienić) gdyby ludzie wybierli w wyborach parlamentarnych tylko swoich posłów, a nie jednocześnie rząd.
Prezydent, senator, poseł tylko wtedy nie będzie partyjną marionetką, kiedy jego wyborcy będą mieli prawo w referendum lokalnym, bądź krajowym odwołać delikwenta lub zaskarżyć do Trybunału Stanu…
A stan obecny to „odpowiedzialność przed Bogiem i historią”, lub, jak kto woli, przed prezesem partii i własnym brakiem skrupułów…
@otoosh no i to już jest jakiś pomysł.
A może by tak zacząć od kadencyjności posłowania? Dwie kadencje – i wystarczy? Jeśli jeden z drugim będą musieli wrócić do domu i sąsiadów…. – może przez chwilkę pomyślą? Bo jak widzę Niesiołowskiego buzię……….obłęd w ciapki.
[Z] haseł (…) na wiecach wiemy przeciwko czemu [KOD] występuje, ale nie bardzo wiemy za czym”. Uważam, że na razie istotą KOD-u jest bycie przeciw i to mi wystarcza. W nazwie ma obronę, a nie ofensywę. Pozytywne przesłanie KOD-u pojawi się wówczas, kiedy PiS zniszczy już wszystko. Ale wtedy KOD przestanie być ruchem obywatelskim i stanie się partią albo się rozpadnie. Dla mnie niezwykle ważnym elementem pozytywnego przesłania byłby postulat świeckiego państwa. To oznacza wejście w konflikt z krk, a nie wszyscy popierający KOD mają na to ochotę. Jeśli chodzi o propozycję @otoosha z referendum odwołującym posła, to, znając frekwencje referendów odwołujących burmistrzów i prezydentów, nie widzę powodzenia. Coraz bardziej, obserwując polską rzeczywistość, doceniam Jana Sowę i jego diagnozę w „Fantomowym ciele króla”. W postaci PiS-u powróciło Realne: Polska jako część Wschodu, oderwana od Zachodu, autorytarna, niedemokratyczna, z prawem tylko dla „swoich”.
@wejszyc: ” Jeśli chodzi o propozycję @otoosha z referendum odwołującym posła, to, znając frekwencje referendów odwołujących burmistrzów i prezydentów, nie widzę powodzenia.”
Taka luźna myśl: może odwrócić to zjawisko jak kota ogonem? Jeśli prawo da możliwość odwołania posła drogą lokalnego referendum ORAZ ustalimy minimalny próg frekwencyjny na jakiś śmiesznie niski poziom (10% dajmy na to), czy – może paradoksalnie, jak kto woli – nie zwiększy to frekwencji? Bo skoro byle grupka tych platfusów/pisiorów (niepotrzebne skreślić) może odwołać mojego kandydata, to może ruszę się z domu by głosować przeciw odwołaniu? I może po pierwszej fali entuzjastycznych i sterowanych przez inne partie „zwolnień”, dojdzie w końcu do tego do czego zmierzamy: ludzie z danego okręgu będą mogli (i chcieli!) brać udział w referendum.
@ Medieval,
@ wejszyc,
.
Ale moim zdaniem to jest słuszne, że takie referndum nie byłoby łatwo przeprowadzić, czy tez uzyskać jego ważność. W przeciwnym razie byłoby takie referndum możliwe co pare dni. Co się posła wybierze, to tydzień później referndum odwoławcze.
Jesli poseł rzeczyiwście zły, to niech wiekszość wyborców będzie tym poruszona.
I po raz kolejny – sens by to miało, gdyby odwołanie posła nie było jednocześnie plebiscytem za rządem lub przeciw niemu. A więc znów – oddzielenie władzy wykonawczej od p ustawodawczej.
.
Kolejny pomysł:
Zakaz kandydowania w różnych wyborach, jeśli już się pełni funkcję z wyboru.
tzn. kandydat na europosła (a nie już wybrany) musiałby zrzec się innego mandatu, który posiada (np. posła), żeby wogóle zostać kandydatem.
Tak samo kandydat na burmistrza czy prezydenta miasta musiałby zrzec się mandatu poselskiego etc.
Wyjątek – wybory prezydenckie.
@Mr E:
Żeby tego uniknąć, nadal trzeba byłoby zebrać X podpisów (jak to ustalać w zależności od okręgu wyborczego, to inna sprawa). Powiedzmy, że nadal trzeba zebrać 50 tys. podpisów, żeby referendum odwoławcze w ogóle się odbyło. Ale jak już się odbędzie, to stosunkowo niska frekwencja – dajmy na to 20% – daje mu już ważność.
Przykład z życia. Referendum o odwołanie pani Hanny G-W, w moim odczuciu dobrego prezydenta Warszawy. Nie poszedłem, bo wiedziałem (a raczej żywiłem głęboką nadzieję), że nie będzie wymaganej 30% frekwencji i mój głos – będący w znaczącej mniejszości – tylko frekwencję poprawi i zbliży panią HGW do odwołania. Gdyby próg był 10%, nie 30%, to bym poszedł i głosował przeciw odwołaniu, bo mój głos faktycznie byłby przeciw jej odwołaniu. A tak to było wręcz przeciwnie.
co do konfliktu z KRK= ktory jest najsilniejszym stronnikiem PIS- czy jest sens zaczynac od tego konfliktu ? czy raczej zyskac tą część kleru która tez dostrzega do czego doprowadziło bezkrytyczne popieranie PIS ? a jako głos w dyskusji : nie uwazam za właściwe demonstracyjne obnoszenie sie z antyklerykalizmem i traktowanie -nazwijmy to- bezpruderyjnosci- jako symbolu „nowoczesności”.Może jednak trzeba tez uszanowac poczucie przyzwoitosci mniej „nowoczesnych” współobywateli ?Oburzaja nas babcie walczace różańcami- ale może zrozummy tych których oburza wulgaryzm w sztuce i duma z bycia homoseksualista ?
@wejszyc o „niedokończonym” przesłaniu KOD pisałem uważając, że dziś to już nie wystarcza. A jutro będzie niewystarczające jeszcze bardziej. I pewnie ma pan rację, że obywatelskości u nas za mało, ale jak ją pobudzić jeśli nie pomysłami odwołującymi się do interesów każdego z nas?
Świeckie państwo teoretycznie mamy, widziałbym więc rzecz nie tyle w zapisach, co w praktyce dnia codziennego. Natomiast za rewizją konkordatu byłbym natychmiast, bo zawiera on punkty kreujące nierówność partnerów, a tego w normalnym państwie być nie powinno.
Szkoda wysyłać – DŁUŻSZE TEKSTY GINĄ W ZAKAMARKACH SO!
„Mam, tak samo jak ty /Miasto moje, a w nim…” …tysiące ludzi, którzy dadzą się przekonać, że ta absurdalna izba refleksji, ludzi zdolnych raczej do refluksu (termin medyczny) jest bez pożytku. Potrzebujemy drugiej izby w postaci czegoś zbliżonego do niemieckiego Bundesratu. Nie wiem, czy będzie to… zastanawiałem się nad polską nazwą, trochę zajęło… Rada sejmików… nie, jakieś takie. Na razie wpadła mi nazwa Namiestnik. Bo to nie musi być osoba, lecz również instytucja. Tych co są w regionach (czyli Na Miejscu) i mogą oceniać stamtąd, jakie skutki przyniosą im uchwalane centralnie ustawy. I właśnie stamtąd musimy brać tych nowych, do sejmu, co ich ludzie znają, choć trochę, bo bliżej. Jacy mają być? To jest tak jak w tym starym, żydowskim dowcipie, gdzie bankier idzie do swata szukać żony: bogata? sam mam dosyć. Piękna? Czemu nie, ale czy ja mam ją pokazywać na konkursach? Inteligentna i uczona? Sam nie jestem głupi. To czego ci brakuje ? PRZYZWOITA MA BYć !!!
p.s. Brałem z Niemieckiego (Salcie Landmann). Więc anständig jest w tłumaczeniu jednakowe z „porządna” (kontekst).
Tezy Jerzego Lukaszewskiego uważam za potrzebne. Od tego są elity, aby wałkować jak wybierać prawodawców, jaka ma być struktura i zasadność wybierania kolejnych szczebli polskich władz ustawodawczych i innych. Sejm jest za wielki. Na temat senatu dyskusja trwa od dekad. Trzeba sobie także zdać sprawę, że te sprawy nie dotyczą przeciętnego Kowalskiego. Bo on czy ona najczęściej nie utożsamia się z polskimi władzami. A szkoda. To jeden z wielkich grzechów PO. Odwrócenie się od dialogu z obywatelami. Typowa arogancja, niestety, nasza, polska. Dlatego obywatele odwrócili się od rządzącej partii. Zgadzam się także z mr E. Że trzeba dotrzeć do tych Kowalskich, aby im się chciało demokracji, uczestnictwa, głosować. To też arogancja, jeśli wyborca nie idzie do wyborów, nie poświęca swego czasu swojej najbliższej społeczności. Jeśli liczy na to, że „jakoś to będzie”. Równie dobrze może wierzyć w cuda. Na przykład, że PiS da cokolwiek. Nasz wyborca chce brać, nie dając nic w zamian. I dlatego teraz nalał z pustego w próżne wybierając hazard z PiS.
Niech się każdy w swoim sumieniu zastanowi, co stanowi „cukier” każdego państwa. Ja pisałem wielkokrotnie, co jest nim w moim mniemaniu, i będę pisał dalej. Ale dobrze, żeby Każdy miał swój pogląd, a nie czekał na gotowe podpowiedzi!
Michał, ale ja nie jestem duchem świętym i nie wiem co dla Ciebie jest cukrem. Jeśli Ty tego nie wyartykułujesz, to go po prostu nie będzie. Kiedy buduje się konstrukcję, nie możesz powiedzieć :”a te ścianki działowe to ja sobie sam później dorobię”. Nie dorobisz, bo to będzie zależało od tego jak pójdą nośne. Po to jest rozmowa, żebyśmy się nawzajem nie domyślali tylko w jednym miejscu i o jednej porze powiedzieli co i jak ma wyglądać.
Jeśli powyciągamy wszystko co nam na sercu leży, to konstrukcja będzie w miarę pełna i gotowa do przedstawienia jej publicznie. Pokazując jakiś swój projekt raczej nie mówisz zebranym :” a tu to ja sobie COŚ dołożę, ale teraz nie powiem”, prawda?
Co do równości praw i obowiązków obu stron konkordatu, to uważam, że Watykan powinien finansować lekcje polskiego w swoim kraju.
@hazelhard kwestia finansowania to mały pikuś w porównaniu z tym co jest w konkordacie. Oddaje się dzieci w ręce ludzi, nad którymi praktycznie nie ma nadzoru, także merytorycznego. Przypominam – w tej II RP, na którą się tak wielu powołuje, w konkordacie z 1925 roku taki nadzór był i to kuratorium decydowało o tym jak przebiegają lekcje i jakie kwalifikacje musi mieć katecheta.
@wejszyc:Być może ”bycie przeciw” KODu to za mało, zwłaszcza, kiedy PIS przemeblowuje tak gruntownie struktury państwa. Dla mnie KOD jest ruchem, którego zadaniem jest rozbudzenie, kształtowanie i utrzymywanie w stanie rozbudzenia(!) świadomości obywatelskiej Polaków.
Konieczność wyłonienia się z KODu partii politycznej jest dla mnie oczywista. Z nowymi ludźmi, z charyzmatycznym liderem i programem państwa świeckiego. Niewchodzenie w konflikt z krk doprowadziło do sytuacji, w której się znajdujemy.
…oderwana od Zachodu, autorytarna, niedemokratyczna”
Zachód rozumiany jako spuścizna po Grekach, Rzymianach, Lutrze itd, bo chyba nie od Europy kierowanej z Brukseli.
Mimo wielokrotnych prób wysyłania mój komentarz się nie pojawia.
Mój też:)
I
Chcemy naprawiać dom pod nazwą RP nie zaczynając od diagnozy. Zakładamy domyślnie, że analiza i ocena stanu istniejącego jest albo nieważna, albo powszechnie podzielana przez czytelników. Ani jedno ani drugie nie jest prawdą.
Nie lubię powtórnie pisać tego samego.
*
Zanim postawimy pręty zbrojeniowe warto byłoby zbadać podłoże. Może nie warto ignorować starego domu w całości. Niektóre elementy mogą być gotowe do zastosowania a wymyślanie ich od nowa byłoby marnowaniem czasu i wysiłku. Zakładamy domyślnie, że analiza i ocena stanu istniejącego jest albo nieważna, albo powszechnie podzielana przez czytelników. Ani jedno ani drugie nie jest prawdą. Analizę i ocenę warto byłoby przeprowadzić w 3 przekrojach systemowych – politycznym, gospodarczym i społecznym. Tekst Autora i wpisy komentujące dotyczą prawie wyłącznie systemu politycznego.
*
W nawiązaniu do tez Autora :
– ustawa o partiach politycznych powinna precyzować obowiązek demokracji wewnątrzpartyjnej – trójpodziału władzy w każdej partii w RP – na władzę uchwałodawczą, kolegialną, na władzę sądowniczą kolegialną (organy kontroli wewnętrznej) i władze wykonawczą; partie które nie przestrzegają tych zasad w sposób ustalony spotykały by się z odmową rejestracji lub delegalizacją; to ma być zasadnicze antidotum nie tylko na przypadek PiS, w sposób oczywisty antydemokratyczny, ale też na przypadki podobne do PO, gdzie Donald Tusk pod płaszczykiem sprawności zbudował strukturę pseudo wodzowską, z atrapą demokracji tylko po to aby trwać i skutecznie nie rozwiązywać wielu ważnych problemów, za co płacimy recydywą PiS; przy okazji uczynił swoja partię pustynią kadrową,
– uczestnicząc w dyskusji o JOWach, po obiecującym poparciu ich w kampanii prezydenckiej, doszedłem do wniosku, że ta piękna idea jest mocno utopijna – zakładanie, że obywatele masowo będą się organizować w wieloszczeblowej procedurze wyboru kandydatów w JOWach a potem w kontroli wybranych posłów jest nierealne, szczególnie w Polsce, gdzie aktywność wyborcza raz na 4 lata nie przekracza 50% populacji; można oczywiście rozważać jakieś rodzaje ordynacji mieszanych – proporcjonalnych lub większościowych w mikście z JOWami ale nie widać tutaj dobrych rozwiązań, bo kandydaci wyłonieni drogą JOWów mogą być populistami większymi niż dzisiejszy Kukiz czy Kornel Morawiecki a wtedy naprawdę nie będzie śmiesznie;
– w świecie współczesnym, mocno profesjonalnym nie ma ucieczki od demokracji partyjnej, należy raczej projektować rozwiązania w których partie polityczne nie będą się tak silnie oligarchizować i odrywać się od rzeczywistości społecznej jak PiS ale także PO; zamiast JOWów należy iść raczej w stronę ograniczania ilości kadencji posła czy senatora do maksimum 2 jako antidotum na wiele chorób systemu partyjnego,
– podzielam postulat Pana Jerzego podnoszony od wielu lat w Polsce a dotyczący anachronizmu Senatu w obecnej postaci; albo zlikwidujemy Senat albo inaczej go skonstruujemy jako izbę samorządową podzieloną w proporcji do liczby mieszkańców na przedstawicieli wielkich aglomeracji, mniejszych miast i wsi, z tym że należałoby dla tej izby wymyślić zupełnie inną rolę i usytuowanie w strukturach naczelnych organów ustaowdawczych aniżeli dzisiejszy senat RP,
– odrębność trzeciej władzy – powinno się zmienić regulacje dotyczące TK i doprowadzić do wyboru sędziów 2/3 głosów Sejmu ale prawo zgłaszania kandydatów miałyby wyłącznie korporacje prawnicze – sądy, w tym Sąd najwyższy, KRS, rady wydziałów prawa, stowarzyszenia sędziów, a politycy mogliby wybierać pośród zgłoszonych kandydatów; jednocześnie TK powinien mieć swoją własną służbę specjalną – urząd ochrony konstytucji podległy pod TK, który eliminowałby wszelkie próby zamachu na Konstytucję na wszystkich szczeblach władzy; urząd ten powinien również stać na straży niezawisłości sędziów oraz niezależności sądów; jednocześnie, samorządy sędziowskie oraz kierownictwa sądów powinny mieć silne narzędzia kontroli jakości orzecznictwa oraz nadzoru nad sprawnością działania sądów, co zdaje się obecnie już rozwija się w dobrą stronę choć wielu z nas ma wrażenie, że zbyt wolno,
– częścią niezależnej władzy sądowniczej powinna być niezależna prokuratura, lub przedwojenna instytucja sędziego śledczego,
– politykom i partiom politycznym należy stanowczo zabrać możliwość manipulowania przy mediach publicznych, bo inaczej będziemy mieli kolejne skoki na media z łamaniem sumień i standardów dziennikarskich;
*
Trochę o KODzie – kiedy Mateusz Kijowski z grupą znajomych zrealizował pomysły zawarte w artykule Krzysztofa Łozińskiego w zaledwie dwa dni po opublikowaniu idei KODu było wiadomo, że natrafią na szereg raf:
– nie do końca przemyślanej formuły działania,
– braku pomysłu w najlepszym scenariuszu – scenariuszu oszałamiającego sukcesu który de facto ma miejsce,
– braku umiejętności kierowania masowym ruchem społecznym.
Podzielam wiele uwag krytycznych Autora o KODzie będąc jednocześnie jego gorącym zwolennikiem:
– brak mózgów w samym ruchu, a te które są nie panują nad rzeczywistością,
– brak sprawnej organizacji wewnętrznej, począwszy od przejrzystej i uporządkowanej strony internetowej przez niespójność moderowania dyskusji i dochodzenia do wielu różnych pomysłów działania,
– coraz częstsze apele zarządu KOD aby nie działać bez porozumienia z koordynatorami oraz zarządem świadczą o bezradności oraz olbrzymim ryzyku przejęcia, prowokacji, kompromitacji, etc.
– niezbędna popularyzacja w mediach powinna być starannie kontrolowana, bo inaczej PR przekształci się w chorobę celebrytów.
Mimo wszystko uważam, że KOD nie jest jeszcze straconą ideą ale zarząd powinien ustanowić nad sobą radę mózgów bo inaczej zagrożenia się zmaterializują i ta wspaniała aktywność ludzi zostanie zaprzepaszczona w błędach i braku doświadczenia.
@ andrzej Pokonos
Panie Andrzeju – widocznie pręty nie te….może przyniesiemy cegły?
🙂
@slawek@andrzej Pokonos, moje też nie wszystkie przechodzą. Uważam więc, że budowę nowej Polski należy zacząć od znalezienia jakiegoś kumatego informatyka dla SO 🙂
@ j.Luk Panie Jerzy – SO jest zbyt cenne i ważne aby kumatego informatyka nie było. Jest szansa, że (nie)miłościwie nam panujący „PISudski” ześle kogoś wartościowego na roboty do SO!
Powołany w tekście tekst o senacie, mimo że pochodzi sprzed ponad 2 lat, a dziś to epoka, nie zestarzał się, co pokazuje, że w polityce polskiej nic dziś nie jest nowe, jest tylko bardziej.
I że czas na prawdziwe zmiany.
.
Podzielam w całości tezy artykułu obecnego i o senacie. Podzielam też rozgoryczenie, że KOD taki nijaki. KOD, dosłownie jak powietrza, potrzebuje programu.
Moim marzeniem jest utworzenie rady programowej dla KOD, w skład której wejdzie m.in. Jerzy Łukaszewski. Najwyższy czas zająć się Polską na poważnie.