Jerzy Łukaszewski: Mitologia Polaka współczesnego9 min czytania

a182016-04-28. 

Jak zwykle w czasach gorących dyskusji pojawiają się głosy mające w swoim zamiarze znalezienie wyjścia z patowej sytuacji i ustalenie choć minimum zgodności stron toczącej się dyskusji.

W tym kontekście pojawiają się postacie teoretycznie uznawane przez wszystkich za „swoje”, choć niekoniecznie ukazywane zgodnie z rzeczywistością.

W deklaracjach mają one „łączyć” adwersarzy i uświadamiać im przynależność do bliżej nieokreślonej wspólnoty.

Tak ma się m.in. sprawa z postacią „naszego” papieża Jana Pawła II, którego imieniem posługują się obie strony konfliktu. Co ciekawe – dyskusji to wcale nie pomaga.

Znajomość rzeczywistych myśli i nawet tekstów pisanych polskiego papieża jest odwrotnie proporcjonalna do częstotliwości powoływania się nań, a zdarzały się już przypadki wkładania w jego usta słów własnych przez uczestników sporu.

Niby nic oryginalnego, to już się w historii zdarzało, ale …

Potrzebowałem kiedyś jednej z encyklik JPII, udałem się więc do przykościelnej biblioteki, gdzie mi ją grzecznie wypożyczono. Wróciłem do domu i zająłem się… rozcinaniem kartek, ponieważ jak się okazało – byłem jej pierwszym czytelnikiem.

Jaka jest więc znajomość myśli JPII., z którego większość jego fanów (trudno to nazwać inaczej) robi przydrożnego, ludycznego świątka  i to przy aprobacie hierarchii?

Wspominałem niedawno JPII przy okazji Jozafata Kuncewicza, którego nazwał on „apostołem pojednania”, a który to Kuncewicz przeszedł do historii kościoła wschodniego jako człowiek brutalny, bezwzględny, mający na sumieniu wiele krzywd ludzkich wyrządzanych w misjonarskim zapale godnym Świętej Inkwizycji.

Dziś w uzupełnieniu tamtej sprawy chciałbym przywołać choć w skrócie papieskie  pojmowanie ekumenizmu, ponieważ często słyszy się o jego zaangażowaniu w ten temat i w umysłach Polaków (i chyba tylko Polaków) jawi się on jako swoisty lider tego ruchu.

Kilka słów wstępnych.

W Słowniku Wyrazów Obcych znajdziemy wyjaśnienie, że „ekumenizm to ruch w chrześcijaństwie propagujący porozumienie i współpracę między różnymi wyznaniami, dążący do przywrócenia jedności chrześcijan”. W uzupełnieniu można dodać, że zaczął się on od dialogu protestantów (głównie anglikanów) z kościołami Bliskiego Wschodu. Kościół Katolicki od początku zajął wobec tego dialogu stanowisko zdecydowanie negatywne, oskarżając anglikanów o uprawianie prozelityzmu.

Wyjaśnienie: prozelityzm  o negatywnej w podtekście konotacji zachodzi gdy inni przeciągają kogoś na swoje wyznanie, kiedy robią to katolicy jest to nawracanie na prawdziwą wiarę.

Katolicki biskup włocławski – Krynicki – w wydanej w 1925 roku „Historii Kościoła” pisząc o pierwszych próbach porozumienia zauważa tryumfalnie „nic im z tego nie wyszło!”. Ponieważ jednak z czasem zaczęło im „wychodzić” KK zmienił stanowisko wobec całej sprawy.

Perspektywy dotarcia z własnymi ideami były zbyt kuszące, by rosnący w siłę ruch można było zignorować.

W tej sytuacji zasadniczą zmianę miał przynieść Sobór Watykański II. Przyniósł głównie zmianę retoryki i taktyki.

Zawsze z podziwem patrzę na dzieło watykańskich strategów, którzy w ciągu kilkudziesięciu lat potrafili  tak odwrócić sytuację, że dziś można odnieść wrażenie, że to KK wiedzie prym w ruchu ekumenicznym.

Hasło w słowniku zawierało dwa elementy. Porozumienie i dążenie do jedności. Z pierwszym nie byłoby najmniejszego problemu gdyby każdy kapłan wpajał wiernym najważniejsze przesłanie Ewangelii „będziesz miłował bliźniego swego…”.

Z drugim to trochę inna sprawa.

Postulat ten praktycznie dla każdego znaczy co innego. Brak na razie uznawanej przez wszystkich wykładni pojęcia „jedność”, a to pierwszy warunek realnego sukcesu. Drugim jest odkłamanie historii kościołów, bo dotychczasowe opisy różnią się często w wyznaniowych narracjach zbyt znacznie, aby można się było porozumieć. Trzecim wreszcie warunkiem, bez którego dwa pierwsze nie mają sensu – jest wzajemne uznanie równości stron dialogu.

Tak się jednak składa, że na zakreślonym tymi warunkami obszarze KK wzniósł mury nie do przebycia.

O ile wszystkie kościoły poza katolickim zgadzają się rozmawiać o jedności pojmowanej jako komunia typu teologicznego, KK rozumie jedność literalnie jako tworzenie jednej organizacji, rzecz jasna – pod swoim przywództwem.

Na tę okoliczność stworzono całą historiografię prymatu biskupa rzymskiego.

I do dziś nic się nie zmieniło. Kiedy czytam encyklikę „Ut unum sint” Jana Pawła II i porównuję z artykułami unii brzeskiej z 1596 roku, mam w ręku właściwie ten sam dokument.

Rzymski katolicyzm gotów jest na każde ustępstwo (Paweł VI bez zająknięcia wygłosił nawet wyznanie wiary bez filioque) prócz jednego – zwierzchnictwa papieża.

W 1596 roku papież godził się na wszystkie warunki Rusinów za cenę władzy.

Wziąłem ostatnio znowu do ręki dzieło francuskiego teologa Danielou „Historia Kościoła”, uznawane za jedno z najlepszych. Już we wstępie przeczytałem, że „… dla katolika historia autentycznego kościoła Jezusa Chrystusa nie może sprowadzać się do równoległej historii rozmaitych wyznań, lecz koncentruje się na tym, które uważa za jedynego prawowitego dziedzica Kościoła z Wieczernika, tego który przez wieki zawsze uznawał  w następcy Piotra namiestnika Jezusa Chrystusa i widzialny ośrodek jedności chrześcijan”.

Oczywiście możemy opisać „historię jednego prawdziwego koła”, ale czy wtedy dowiemy się czegoś o historii samochodu?

I dalej: „ zakładając jednak, że ich dzieje (innych wyznań – przyp. J.Ł.) rozwijają się na marginesie dziejów katolicyzmu, uważa się, że dotyczą tego ostatniego tyleż co historia masonerii czy jakiejś sekty buddyjskiej i co najwyżej wspomni się o nich mimochodem jako o mniej lub bardziej krępujących przeciwnikach i konkurentach”.

Na wszelki wypadek dodam, że jest to dzieło jak najbardziej posoborowe.

Wzajemne uznanie równości partnerów przyjąłem jako warunek sine qua non efektywnego dialogu. Tymczasem w encyklice „Ut unum sint” jeśli mowa o jedności chrześcijan to tylko w sensie podporządkowania ich Rzymowi.

Do żadnej organizacji ekumenicznej KK nie należy, bo stawiałoby go to na równej pozycji z innymi, a na to nie pozwala doktryna.

Jak wówczas należałoby traktować inny watykański dokument „Dyrektorium w sprawie realizacji zasad dotyczących ekumenizmu”, wg którego kuria rzymska czuje się uprawniona do decydowania kto „naprawdę” wierzy w Chrystusa, a kto nie? Co z dekretem „Unitas redintegratio”, który głosi, że „… jedyny Kościół Chrystusowy trwa w kościele katolickim”?

Kościół rzymski skutecznie zamazuje pierwotne znaczenie pojęcia ekumenizmu rozszerzając je na dialog z religiami niechrześcijańskimi, ba – na dialog z niewierzącymi co sprowadza całą rzecz do absurdu.

Któż bowiem zabroni w tej sytuacji nazwać ekumenizmem dialogu pomiędzy afrykańskim animistą, a zbieraczem puszek po piwie?

„Skupmy się na tym co nas łączy, a nie co nas dzieli”. Pięknie to brzmi, ale nic nie znaczy.

Dotychczasowe doświadczenia powodują podejrzliwość nawet w stosunku do całkiem sensownych inicjatyw. We mnie wywołuje je np. tzw. ekumeniczny przekład Biblii.

Nie ujmuję nic z dobrych intencji autorom inicjatywy, ale gdyby to ode mnie zależało to od przekładu ekumenicznego wolałbym po prostu dobry.

Ekumeniczny zaś nie tylko nie jest dobry, ale na dodatek robiony w atmosferze takiego dziwactwa pojęciowego, że włosy stają dęba na łysej głowie. Błędów rzeczowych i nieuprawnionych „poprawek” jest w nim co niemiara.

Wyjaśnienie: jedna z autorek stwierdziła, że prace idą w tym kierunku, by „nie urażać żadnego z wyznań”(!)

Z pewnością nie jestem fachowcem, ale jeśli cokolwiek w Biblii może „urażać” jakieś wyznanie, to mam prawo zapytać czy ono aby na pewno jest chrześcijańskie?

Przykład jeden z wielu: we wszystkich dotychczasowych przekładach stało, że Chrystusa na Golgotę prowadziła kohorta wojska. Dla mnie słowo „kohorta” oznacza coś konkretnego, znam jej liczebność, strukturę itd.

W ekumenicznym przekładzie nie wiadomo dlaczego zastąpiono je słowem „oddział”, który nie mówi mi niczego. Może być to pluton, a może być i pułk. Po co takie bzdurne „poprawki”? Co one miały dać czytelnikowi?

Pewnie nie będę zbyt oryginalny twierdząc, że  dialog ekumeniczny z Kościołem Katolickim jest niemożliwy, a bez Kościoła Katolickiego jest bez sensu. Cóż więc sprawia, że mimo wszystko to słowo robi taką furorę?

Jego zwolenników można podzielić na kilka grup.

Pierwsza to ci, którzy szczerze i uczciwie zaangażowali się w tę działalność.

Druga to ci, którzy stawiają sobie cele może mniej ambitne, za to realne, jak wzajemne poznanie, zrozumienie, tolerancję. Aby te cele osiągnąć nie potrzeba jednak żadnego ruchu, wystarczy przestrzegać przykazań.

Trzecia grupa to ci, którzy stosując wobec bliźnich coś w rodzaju szantażu psychointelektualnego używają pojęcia ekumenizm jako wyróżnika człowieka kulturalnego, „Europejczyka”.

Czwarta, niewiele rozumiejąca z całej sprawy to ci, którzy wierzą, że to KK (a szczególnie Jan Paweł II) wymyślił ekumenizm wiedziony przyrodzonym temu kościołowi miłosierdziem i chęcią zbawienia ludzkości. To pozwala im poczuć się lepszymi, miłującymi bliźnich (czego nie trzeba udowadniać czynem) i kimś kto robi łaskę całemu światu, że go zauważa. To nic szczególnego, każdy psycholog tak opisze człowieka zakompleksionego i niewiele pojmującego z otaczającej go rzeczywistości.

Gdyby przedstawicieli wszystkich tych grup zebrać w jednym miejscu i zapytać o rolę Jana Pawła II w całej tej historii, to obawiam się, ze spotkanie nie zakończyłoby się pokojowo.

A u nas wciąż panuje przekonanie, że to on był światowym liderem ekumenizmu i wciąż uważa się, że puste gesty mają siłę sprawczą. A że nic za nimi nie stoi? A któż to będzie sprawdzał?

Znany filozof katolicki, umysł naprawdę wielkiego formatu, ojciec Jacek Bocheński o dialogu międzywyznaniowym mawiał pogardliwie „ekukomizm”.

Domyślności czytelników zostawiam odpowiedź na pytanie dlaczego swój ostatni wywiad polecił opublikować dopiero po swojej śmierci.

Ale mit trwa. Widać jest potrzebny.

Jerzy Łukaszewski

Print Friendly, PDF & Email
 

6 komentarzy

  1. Marian. 28.04.2016
  2. dawniej_kuba 28.04.2016
  3. narciarz2 28.04.2016
  4. Mr E 29.04.2016
  5. Magog 30.04.2016
  6. j.Luk 01.05.2016