Aby nie było wątpliwości – handlowe skojarzenie, mimo że narzucające się czasem samo, zaczerpnąłem z wiersza Kasprowicza, który niewielkie ma chyba szanse na bycie włączonym do szkolnych lektur, ponieważ może skłonić wyobraźnię dziatwy do budowania ryzykownych obrazów z udziałem osób całkiem współczesnych.
Jest prosty i niekoniecznie wymaga interpretacji typu „co artysta miał na myśli”.
Co miał to właśnie napisał.
Rzadko na moich wargach
niech dziś ma warga to wyzna,
pojawia się krwią przepojony –
najdroższy wyraz: Ojczyzna.
Widziałem, jak się na rynkach
gromadzą kupczykowie
licytując się wzajem
kto ją najgłośniej wypowie.
Widziałem, jak do jej kolan –
wstręt dotąd serce me czuje –
z pokłonem się cisną i radą
najpospolitsi szuje.
To, co może zdumiewać człowieka pokładającego wiarę w edukacji pokoleń to to, że gdyby Kasprowicz żył dziś, pewnie nie zmieniły w tym wierszu ani literki.
Jego aktualność jest tym większa, że znowu, a powtarza się to dość regularnie, znaleźliśmy się w okresie, w którym słowo patriotyzm odmieniane jest przez wszystkie przypadki z konkursem na liczbę decybeli włącznie.
Pojęcie wykorzystywane jako hasło jest na tyle nośne, że nikt, komu zależy na dotarciu do większej liczby ludzi, z niego nie zrezygnuje. Z drugiej strony, przy całej swej prostocie jest na tyle nieostre, że praktycznie każdy może uczynić sobie z niego sztandar i nieść go z dumą, niezależnie od tego co i jak by robił.
Konsekwencją tego są właśnie wspomniane targi i konkursy głośności, co sugeruje, że tak naprawdę nikt nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czym jest patriotyzm i co to znaczy być patriotą.
Początkowo wszystko wydaje się jasne i proste. Patriota to ktoś, kto życzy dobrze swojej Ojczyźnie, jej dobro przedkłada nad interesy ogólniejsze ludzkości itd. itd.
Pies pogrzebany, jak zwykle, w szczegółach.
Historia niestety, nie nauczy nas kto jest patriotą, a kto nie. Głównie dlatego, że patrzy na poczynania ludzkie z dystansu, a po latach wszyscy potrafią się wymądrzać kto zrobił coś dobrego, szkodliwego, głupiego itp.
Znając konsekwencje jakichś poczynań łatwo jest je osądzać. Dużo gorzej, gdy mamy do czynienia z procesami bieżącymi, których efektów nie będziemy znać jeszcze przez jakiś czas.
W większości wypadków pozostaje więc wiara w to, że ktoś chce dobrze, że robi coś z myślą o Ojczyźnie, że jest patriotą.
Dziwne, ale przy całym braku precyzji pojęcia patriotyzmu, wciąż jest ono dla ludzi szalenie ważne. Dlaczego?
Człowiek jest istotą społeczną i przynależność grupowa jest dla niego bardzo cenna, czasem jest wręcz kwestią przetrwania. Niektórzy nazywają to atawizmem, ale chyba nie mają racji. Wbrew pozorom świat aż tak się nie zmienił, by instynkt stadny stracił rację bytu.
Gdyby zliczyć wszystkie znaczenia, jakie nadawano słowu patriotyzm, powstałaby nielicha biblioteka.
Ważność tego słowa powodowała wykorzystywanie go w najdziwniejszy sposób. Na ogół politycy niezależnie od opcji przydawali swym działaniom przymiotnik patriotyczny, co w zamierzeniu miało zamykać usta oponentom. Zabieg tyleż prymitywny, co skuteczny.
Stosowany po dziś dzień.
Pamiętamy wszyscy jak za komuny wszystkie ruchy społeczne aż po partyzantkę włącznie, obojętne w jakiej części świata, ale zdeklarowane jako antyamerykańskie czy antyimperialistyczne, otrzymywały u nas oficjalne miano patriotycznych. Z automatu, bez szczególnych analiz.
Aleksandra Stypułkowska w londyńskich „Wiadomościach” w 1969 roku wspominała znanego w czasach stalinowskich gen. Krzemienia, który w broszurce „O ojczyźnie i patriotyzmie” umieścił zdanie mogące być ozdobą każdego muzeum osobliwości:
„…czczę przeszłość i tradycję swojego narodu, wielbię kulturę polską, to znaczy miłuję armię radziecką, kocham Stalina”.
Polscy komuniści, którzy sami w odręcznie pisanych życiorysach (miałem okazję je czytać) pisali o sobie „my, ludzie radzieccy”, świadomie wyzbywając się własnej narodowości, tworząc w ZSRR organizację nie omieszkali nazwać ją Związkiem Patriotów Polskich.
To słowo było ważne na tyle, że nie nazwali się Związkiem Komunistów Polskich, ale użyli określenia , które miało im ułatwić akceptację w kraju.
Czyli – cynicznie wykorzystywali jego znaczenie dla osiągnięcia celu dość dalekiego od tradycyjnego jego znaczenia.
Nie oni jedni. Nie omieszkała mienić się patriotyczną konfederacja targowicka, patriotyczne były NSZ współpracujące z SS i wspierane przez nią dostawami żywności i amunicji w 1945 roku (dziś to „żołnierze wyklęci”), patriotą był zarówno margrabia Wielopolski jak i Traugutt.
Po latach Wielopolski nie jest już patriotą, choć to on wynegocjował dla Polaków sporą część postulowanych przez środowiska patriotyczne (a jakże) ulg ze strony cara, są nimi za to organizatorzy powstania, które spowodowało tych ulg cofnięcie. Ot, ironia losu.
Dziś ucząc patriotyzmu wynosi się pod niebiosa tych, którzy chwycili za broń, nie wspominając niemal wcale o tym, że na każdego walczącego przypadało kilku takich, co mu możliwość walki organizowali, dostarczali broni, zbierali fundusze, załatwiali transport i zaopatrzenie itd.
Dlatego nawet dziś patriotyczna retoryka nakazuje używania języka walki, a nie pracy organizacyjnej, nudnej, mało efektownej, nie porywającej serc i umysłów.
Nikt nie chce dla ojczyzny pracować, każdy „walczy”. Nawet jeśli pracuje. Ktoś kto przygotowuje projekty ustaw, porządkuje przepisy ułatwiające życie, zawsze – walczy.
Mało tego, pojęcie patriotyzmu tak sprzęgło się w języku niektórych z pojęciem państwa, że bywa ono używane jako argument za decyzjami państwowymi o charakterze opresyjnym.
Państwo – obywatel – to już nie są pojęcie współgrające, ale wręcz przeciwstawiane sobie!
Obywatel to niemal z definicji oszust, złodziej czy inny przestępca, który nie śpi, nie je, nie… itd. tylko kombinuje jak tu zrobić coś szkodzącego państwu.
Taka narracja towarzyszy u nas powstawaniu sporej części przepisów prawnych regulujących życie społeczne. Nietrudno to dostrzec w ich treści, nie mówiąc już o interpretacji urzędowej.
Państwo więc okazuje się być jakąś abstrakcją, która z definicji walczy z obywatelem, który jawi się jako jej wróg przyrodzony i niezbywalny, bo państwo pozbawione możliwości walki z obywatelem straciłoby sen istnienia.
To wszystko, rzecz jasna, podlane sosem patriotyzmu, który ma stanowić rodzaj alibi dla wszystkich podejmowanych wobec obywatela poczynań.
Obywatel w tych warunkach podejmuje walkę (bo co mu zostało?), nie wyzbywając się w swoim odczuciu prawa do nazywania się patriotą, oczywiście rozumiejąc to po swojemu.
Posłanka będąca właścicielką spółek na Cyprze nie omieszka nigdy zarzucać innym braku patriotyzmu, szczególnie w zakresie obowiązków wobec państwa, w tym – niewyprowadzania podatków za jego granice.
Mało tego – jest jedną z najgłośniejszych „patriotek” w naszym rodzimym grajdołku.
Ponieważ podający się za prawnika (oczywiście patriotę) minister postanowił zgłębić temat tzw. Panama Papers, ten temat zajmie nas za niedługi czas.
Mówi się, że pokutuje u nas XIX wieczne pojmowanie patriotyzmu, opierające się na „byciu przeciw”. Patriotyzm to bycie przeciw komuś lub czemuś w imię… itd.
Nawet jeśli tak jest, to to „bycie przeciw” można różnie wykorzystać w praktyce.
W tymże XIX wieku w państwie pruskim Polacy będący przeciw polityce Bismarcka, a później Hakaty walczyli budując, organizując, tworząc. I wygrywali.
Pan Krzysztof Łoziński pisze ostatnio sporo o nowej ustawie o obrocie ziemią, która to ustawa w zamyśle rządzących ma ponoć zabezpieczać nas przed wykupem ojczystej ziemi przez obce (rzecz jasna wrogie) elementy. Dziwne, ale rządzącym obecnie bardzo łatwo jest trafić tą pseudopatriotyczną retoryką do serc i umysłów wychowanych na lekcjach, na których opowiadano im jak to Ślimak et cons. trzymali się ojczystej ziemi „do krwi ostatniej kropli z żył”.
Szkoda, że na tych lekcjach nie wspominano o alarmujących doniesieniach pomorskich i wielkopolskich kreisamtów donoszących rządowi w Berlinie, że pomimo wsparcia udzielanego przez rząd pruski niemieckim osiedleńcom, zdarzają się przypadki wykupywania od nich ziemi przez Polaków.
Szkoda, bo może od małego uczylibyśmy się jak to możliwe, a także o tym, że największe nawet wysiłki rządu niewiele pomogą, gdy obywatel czegoś nie potrafi.
A że potrafi wskazują informacje o wykupywaniu niemieckiej ziemi przez Polaków za Odrą i to z takim rozmachem, że w ubiegłym roku jeden z Polaków był nawet kandydatem na burmistrza niemieckiego miasta wystawionym przez jak najbardziej niemieckich sąsiadów.
Te informacje zwykle są skrzętnie omijane bo nie pasują do obrazu jaki jest na rękę naszym władcom.
To zaś budzi podejrzenie, że nie o żadną obronę przed obcymi tu chodzi, a o zawładnięcie kolejnym obszarem naszego życia, na co będziemy musieli godzić się szantażowani umiejętnie konstruowanym strachem, ale i swoiście rozumianym pojęciem cynicznie wykorzystywanego słowa „patriotyzm”.
Czyli znów to samo – dwaj wrogowie – państwo i obywatel.
Gdyby obywatel nie był definiowany jako naturalny wróg państwa, wszystkie te zabiegi nie miałyby sensu, a realna władza nad naszym życiem skurczyłaby się do rozmiarów mało atrakcyjnych dla ambitnego polityka. Nawet jeśli jest to chora ambicja.
Czy w tych warunkach pojęcie patriotyzmu ma jeszcze jakieś „czyste” znaczenie i sens?
Obawiam się, że dopóki dobro państwa i obywatela nie będą tożsame, słowo patriotyzm będzie puste, bez treści i realnego znaczenia.
Choć wciąż nośne, z przyzwyczajenia.
Mało tego – by przywrócić mu właściwe znaczenie i wagę, to państwo musi uznać, że jego dobro jest sumą dóbr wszystkich jego obywateli.
Jeśli pojęcia tych dóbr gdzieś się rozchodzą, to państwo musi dostosować się do obywatela, a nie odwrotnie.
Prawnicza definicja państwa mówi wprawdzie, że państwo jest „organizacją przymusową”, ale składa się z żywych ludzi, nie jest abstrakcją, a przynajmniej być nie powinno. Nie jest i nie może być czymś „ponad”.
Wtedy byłoby po prostu grupą przestępczą wykorzystującą przy użyciu środków przymusu ludzi przypadkowo urodzonych na terenie jej działań.
Rzecz wbrew pozorom nie jest nowa, toczyły się już dyskusje na temat stosunku chłopów w Królestwie do powstania styczniowego i wówczas panowała zgoda co do tego, że człowiek nie może identyfikować się z państwem nie respektującym jego żywotnych interesów.
A jednak słowo patriotyzm pochodzi od patria – ojczyzna. Może więc błąd w sztuce zaczyna się od identyfikacji pojęcia ojczyzny i państwa?
Warto sobie (i innym) zadawać takie pytania w czasie gdy słowo patriotyzm przypisuje się jednej (jedynie słusznej) opcji politycznej z wykluczeniem wszystkich inaczej myślących.
Szczególnie takiej opcji, która prawem kaduka przypisuje sobie kompetencje uprawniające do decydowania o patriotyzmie i przynależności do narodu każdego pojedynczego człowieka.
Słowem nie wspominając z jakiego nadania to robi.
Bo z jakiego?
Jerzy Łukaszewski
Patriotism is the last refuge of a scoundrel.
–
Samuel Johnson, April 7, 1775.
Patriotyzm – iotyzm wyssany z piersi Ojca Narodu. Patrz także: iotyzmy przewlekłe, iotyzmy wrzaskunowe, patriotyzm a ejakulacja.
Muszę zaprotestować przeciwko niesprawiedliwej ocenie Związku Patriotów Polskich. Znałem tych ludzi. Zrobili bardzo dużo dobrego dla wielu wielu rodaków w ZSRR. Niestety, słowo „komunistyczny” deprecjonuje od razu i stało się u nas wręcz obelgą i decydującym osądem.
@PIRS niech pan doprecyzuje zwrot “stało się”. Kiedy?
@j.Luk
Nie odnoszę tego do Pana.
Stało się już dawno, „oficjalnie” chyba od zwycięstwa ekipy Solidarności w 1989 r. Politycy obrzucają się epitetami „komunistyczny”, nawet posądzenie, że któryś z przeciwników pochodzi z „reżimowej” rodziny, jest obelgą. Także maszerujący narodowcy, i nie tylko oni, wznoszą okrzyki przeciw komunie i postkomunistom, do których zaliczają wszystkich przeciwników politycznych. Wprowadzono nawet pojęcie „zbrodni komunistycznej”, do których to zbrodni zaliczono np. takie przestępstwa jak zwolnienie z pracy przez gen. Kiszczaka funkcjonariusza, który potajemnie wziął ślub kościelny.
W każdej formacji, która rządzi, są różni ludzie. Akurat komunistów w Polsce było mało jeszcze przed wojną, a po wojnie jeszcze mniej. Natomiast dużo ludzi dołączyło do partii władzy, zresztą z różnych pobudek, często szlachetnych.
Jest tendencja (to znowu nie do Pana) żeby zbrodnie reżimu, a szczególnie UB i SB rozciągać na wszystkich członków partii i na duży okres czasu, tak jakby to była jedna zbrodnicza mafia, której celem było czynienie zła. Ponieważ znałem wielu wspaniałych komunistów i wiem co dobrego zrobili, właśnie np. w ZPP, więc poczułem się zobowiązany zaprotestować przeciw wrzucaniu ich do jednego worka z siepaczami i bezkrytycznymi czcicielami ZSRR.
@PIRS to wszystko wiem, ale ZPP powstał w 1943 roku. Jak to się ma do pana protestu?
To w 1943 roku taka nadano nazwę organizacji, a moje (wg mnie uzasadnione) pytanie brzmi: dlaczego? Można było przecież nadać każdą inną.
Ja juz to napisalem u pana Celinskiego, a teraz powtorze. Wedlug mnie wielkim bledem styropianu bylo faktyczne zadeklarowanie, ze prawdziwa Polska zaczela sie w roku 1989. Mi nie chodzi o Mazowieckiego i jego “gruba linie” (on nie powiedzial “kreska”). Mazowieckiemu chodzilo o otwarcie nowego rachunku dla jego rzadu, co mialo sens logiczny i polityczny. Natomiast ludzie mniejszego formatu wykorzystali ten jezyk do zadeklarowania, ze Polska to oni. I ze przed nimi byla tylko ruina. To bylo wygodne, ale krotkowzroczne. Teraz przyszedl satrapa i zrobil to samo. On tylko przesunal date narodzenia sie Polski na dzien wygrania przez siebie wyborow. Nie musial tego zabiegu wymyslac. Grunt mial przygotowany. W ten sposob ten sam zabieg, ktorym styropian zohydzil swoich poprzednikow, zostal wykorzystany przeciwko styropianowi. Czy raczej post-styropianowi, bo oryginalny styropian jest w duzej mierze na cmentarzach.
.
Oba te zabiegi sa moim rownie obrzydliwe.
Tak nawiasem, to wlasnie napisalem kolejny list z data 30 kwietnia. Tekst jest dostepny po nacisnieciu na moim pseudonimie dwie linijki powyzej.
@j. Luk
Odpowiedź na to pytanie byłaby zbyt obszerna nawet na felieton, zresztą nie czuję się aż tak kompetentny. Chodzi o to że niezależnie od nazwy (pewnie był w tym zamysł polityczny) i znacznej liczby komunistów w ZPP, robili oni dużo zwykłej dobrej roboty dla rodaków, takiej jaką powinni robić dobrzy patrioci.
@PIRS przede wszystkim byłby to zupełnie inny temat, niż poruszony przeze mnie. W tym chodzi o znaczenie słowa i jego wykorzystanie.
Nawiązanie do ZPP ma w TYM tekście jedynie takie znaczenie, że słowo wykorzystali ludzie świadomie i celowo odżegnujący się od narodowości i państwa. Bez oceniania tego faktu. To taki trochę skrajny przypadek.
j. Luk
OK, nie będę ciągnął tematu, choć wiem że nie wszyscy odżegnywali się, ale to temat rzeka.
Uśmiechnąłem się na te nazwy, bo sobie pomyślałem czy np. nasze partie dostosowały je do treści nazw. Czy Prawo i Sprawiedliwość reprezentuje prawo i sprawiedliwość, czy Nowoczesna jest naprawdę nowoczesna, a Zjednoczona Lewica naprawdę zjednoczona?
@PIRS no widzi pan i z tym odżegnywaniem się, to jest też problem. Teoretycznie powinni wszyscy, idea tego wymagała i jest to zrozumiałe i w porządku. A ci, którzy się nie odżegnywali? Zdradzali ideę? Wypaczali ją?
Czy to tylko kwestia taktycznego użycia tego czy innego słowa/pojęcia?
Zgadza się, współczesne nazwy partii mają to samo. Zająłem się tylko jednym słowem/pojęciem, ale bez trudu znaleźlibyśmy takich cały worek.
Co zaś do komunistów to problem jest większy, niż nam się czasem wydaje.
Szczególnie tzw. “doły partyjne” miały z tym problem. Kiedy czytałem źródłowe relacje z kontaktów naszych komunistów w Bydgoszczy z gestapo w 1939 roku, to mi ich niemal żal. Oni zgłaszali się do gestapo jako do sojusznika (“wspólnie wykończyliśmy pańską Polskę”) i “trochę” się zdziwili, że Niemcy patrzą na to inaczej.
Oni uwierzyli w słowa.
Dziś mamy podobne problemy. Niektórzy wierzą, że Prawo i Sprawiedliwość oznaczają prawo i sprawiedliwość.
A patriotyzm brzmi jeszcze ładniej, prawda?
j. Luk
No właśnie, ten patriotyzm. Jak się urodziłem w danym kraju to powinienem kochać ten kraj i uważać się za lepszego niż ci co mieli pecha urodzić się w innych krajach.
Ciekawe dlaczego patriotyzm tak często idzie przed człowieczeństwem i staramy się żeby nasi mieli jak najlepiej, a nie wszyscy ludzie. Jest też „patriotyzm religijny”, gdzie mój Jedyny Bóg jest lepszy od ich Jedynego Boga i najlepiej tych innych zwalczyć. Dobrze by było takie kwestie rozstrzygać w czasie meczów sportowych a niekoniecznie zarzynać innowierców. Ale, niestety, dobry Bóg tak ukształtował człowieka że rozum nie nadąża.
“Ciekawe dlaczego patriotyzm tak często idzie przed człowieczeństwem…”
Moim zdaniem dlatego, że – jak piszę w tekście – patriotyzm wiązany jest z państwem jako swego rodzaju abstrakcją, nie mającą nic wspólnego z człowiekiem – obywatelem. A jeśli już to na zasadzie przeciwstawienia ich sobie. Ergo: patriota tak skonstruowany nie zawaha się gnębić własnych rodaków.
@PIRS: “Jak się urodziłem w danym kraju to powinienem kochać ten kraj…”
Jak to zwykle z oznajmieniami o emocjach bywa, nie mają mocy prawnej i ujawnianie wątpliwości jest w pełni zasadne. Niby dlaczego “powinien” i jak to się “kocha kraj”? Dlaczego miłość ma się kończyć na jakiejś rzece czy paśmie górskim, który niewielką liczbę lat temu wyznaczono na granicę państwową?
Poważniejsze wątpliwości pojawiają się gdy człowiek zastanawia się nad obiektem wymaganej miłości. Azaliż miłość to nie stan psychiczny wywołany przez zazwyczaj irracjonalne czynniki, ale przyjmowany chętnie i dobrowolnie przez miłującego? Co powiedziałaby piękna dama o imieniu Wanda gdyby pan Krajowy powiedział jej “powinnaś mnie kochać?” (Pękanie ze śmiechu widzi mi się naturalną reakcją).
A już zupełna tragedia pojawia się przy praktycznych usiłowaniach egzekwowania owej miłości. Wygląda to tak, że czasowi administratorzy kraju, “rządem” zwani (choć najczęściej to bandy są zwykłe, w bandyckie sposoby krajowi narzucane) mówią, że “Kraj to ja” i ich niekochanie jest zdradą, brakiem moralności i oderwaniem od koryta.
A ja na ten przykład, szczęśliwie z Polską od wielu, wielu lat kontakt fizyczny mając z rzadka, dla Kraju mam wiele dobrych uczuć, często bez przyczyny, ale większość grup rządzących mam za czyrak na krajowej dupie i bardzo ostatnio martwię się, że PiS to nie czy.
patriota tak skonstruowany nie zawaha się gnębić własnych rodaków.
Pan mowi o patriotyzmie plemiennym. Taki patriota nie rózni sie od kibola. Teraz jest moda na taki patriotyzm.
.
Przy okazji przypominam Panu, ze obiecał Pan uchylic rąbka na temat składu socjalnego przyszłych bojówek.