2016-06-14.
Na początek muszę przeprosić pana prof. Obirka za włażenie na jego „poletko”, ale zdarza się, że na nim bywam z obowiązku, który czasem łączę z niejaką przyjemnością, bo narzucony jest sobie dobrowolnie.
Mam nadzieję, że wybaczy mi tym łatwiej, iż zakres moich w tym obszarze działań jest bardzo przyziemny i nie dotyka spraw „wysokich” i raczej koncentruje się na poziomie szarej codzienności.
Pewnie nie pisałbym o tym wszystkim, ale sprowokował mnie do tego papież Franciszek, który nie tak dawno wygłosił opinię (a jako że tylko opinię, to wg najnowszej mody nie braną pod uwagę) najwyraźniej śledząc moje poczynania w terenie lub nawet słysząc co bardziej emocjonalne reakcje, na jakie zdobywałem się podczas wędrówek.
Bywa, że poszukuję danych w księgach parafialnych, szczególnie tych dotyczących zgonów i to z dość odległych czasów.
Wydawałoby się – nic prostszego – siada się, otwiera księgę i wertuje do skutku.
Zapewniam, że te księgi bywają ciekawsze, niż się z pozoru wydaje, zwłaszcza jeśli ktoś jest miłośnikiem ojczystego języka i lubi smaczki w postaci zapomnianych już zwrotów czy określeń. Kiedyś zrobiłem sobie zestawienie tylko z rubryki „przyczyna śmierci” w księdze pochówków i muszę powiedzieć, że dawno żadna książka nie sprawiła mi aż tyle satysfakcji. Jeśli w takiej rubryce mamy odnotowane jako przyczynę „starość”, lub „za rychło urodzony”, „zmarły z zabicia”, ew. znane z literatury określenia chorób (katary wszystkiego po kolei), to człowiek czuje się jakby miał w ręku podręcznik staropolszczyzny. Oczywiście w przypadku ksiąg archiwalnych.
Problem z tymi księgami jest taki, że trzeba do nich dotrzeć. A to w praktyce okazuje się czasem niełatwe z powodów tak prozaicznych, że aż trudnych do uwierzenia.
Typowy przypadek: jadę sobie do parafii podejrzanej o posiadanie interesującej mnie księgi i… całuję klamkę. Mają zamkłe mówiąc po naszemu czyli wrota zawarte, by użyć polszczyzny zrozumiałej.
No cóż, zdarza się, przyjechałem nie uprzedzając itd.
Ale potem patrzę na wywieszkę na drzwiach parafii i oczom nie wierzę…
„Otwarte od 8:00 do 9:00, codziennie od poniedziałku do piątku”.
Szok.
Szok tym większy, że jak się okazuje, jest to obecnie parafialna codzienność w Polsce.
Dla porównania urzędy państwowe czy samorządowe mając milion spraw więcej do załatwienia otwarte bywają po kilkanaście godzin, także w sobotę. I to czasem wcale nie wyposażone w większą liczbę urzędników, niż parafie. Kiedy usiłowałem nawiązać dyskusję z jednym z proboszczów na ten temat spotkałem się, łagodnie mówiąc, z niezrozumieniem.
Ok, moje zapotrzebowanie na usługi parafialne można uznać za nietypowe, więc to ja powinienem się dostosować licząc na łaskawe przyjęcie mnie na audiencji.
Tyle, że godziny otwarcia obowiązują wszystkich, także tych, którzy pracując na etatach nie są w stanie przyjść o wyznaczonej godzinie, a sprawy mają pilniejsze od moich i nie cierpiące zwłoki.
A propos zwłok.
Znajoma, której zmarłego syna musiano przywieźć z odległego miasta usiłowała dostać się do parafii w celu uzgodnienia terminu pogrzebu. Nie przyjęto jej tłumacząc opryskliwie, że „teraz odpoczywamy”.
A teraz wyobraźcie sobie jej reakcję.
Sprawy „urzędowe” to tylko część problemów. Czasy kiedy wierni mogli przyjść i zwyczajnie, po ludzku pogadać z księdzem na dręczące ich tematy dawno należą do przeszłości.
Nie wyliczając kolejnych przypadków, których każdy zna zapewne mnóstwo przejdę do narzucającego się pytania: kto tu jest dla kogo?
Tym bardziej, że jeśli chodzi o potrzeby parafii, szczególnie finansowe, zawsze znajdzie się czas na ich wyartykułowanie i przekazanie do wiadomości wiernych.
Ceny „usług” omawiane były już wielokrotnie. W większości parafii obowiązuje np. cennik za zgodę na postawienie pomnika na parafialnym cmentarzu. Z reguły jest to 10% wartości pomnika.
Chrzty, pogrzeby, śluby, okazjonalne msze za zmarłych, „wypominki” i wiele, wiele innych.
Jasne jest, że parafia ma swoje potrzeby. Utrzymanie budynku kościoła kosztuje, księża też muszą jeść i mieć się w co ubrać, a na dodatek kuria biskupia zdziera z nich niezły haracz – ktoś te wszystkie potrzeby musi zaspokoić.
Nie mam nic przeciw temu, jeśli wierni mają taką wolę i portfele.
Tyle, że w polskich parafiach w coraz mniejszym stopniu widoczna jest zasada wzajemności. Wierni mają dawać na tacę i poza nią i… dać księdzu święty spokój – tak wygląda coraz częściej polski model wspólnoty parafialnej.
I broń Boże interesować się tymi pieniędzmi poza momentem ich dawania!
Bywając w cerkwi widziałem coś, co mi się podobało. W czasie nabożeństwa były dwie tace. Jedna „na chram” i druga „na żyttia”. Już rzucając pieniążek każdy wiedział na co daje – ile na utrzymanie popa i jego rodziny, a ile na utrzymanie świątyni. Mało tego – obie tace wędrowały najpierw na „swiecznoj jaszczik” gdzie przedstawiciele Rady Parafialnej przeliczali je i zapisywali w specjalnej księdze, z której potem robiono sprawozdania na zebranie parafian.
Bardzo podobne zwyczaje odnotowałem w świątyniach luterańskich.
Jedynie w katolickich kościołach temat pieniądza danego plebanowi był i jest tabu, a każdy kto owo tabu narusza bywa wyklinany publicznie lub pokątnie i odsądzany od czci i wiary. Dlaczemu?
Co ma do tego wszystkiego papież Franciszek?
Ma to, że jak już wspomniałem, wygłosił był całkiem niedawno opinię, którą gdyby wzięto poważnie nastąpiłaby rewolucja w księżowskim życiu w Polsce.
Niesamowite, prawda? I nic o kremówkach! I to ma być prawdziwy papież?!
Zastanawiając się już wielokrotnie pod wpływem artykułów prof. Obirka nad niezrozumiałym na pozór oporem, jaki wobec myśli głoszonych przez Franciszka stawia (na razie po cichu) polski Kościół Katolicki — widziałem dwie możliwości.
Jedna – nauki papieża pod względem teologicznym rozeszły się z głębokimi przemyśleniami na te tematy naszych hierarchów.
Prawdę mówiąc byłoby mi w to trudno uwierzyć widząc poziom na jakim wygłaszane są ich „nauki”. O księżach parafialnych gotowych swobodnie dyskutować na tematy teologiczne, czy choćby tylko biblijne nie słyszałem ostatnio. Gorzej – mam wrażenie, że wracamy do czasów znanych z opowiadań naszych dziadków (i mojej babci) gdy już przez samo czytanie Biblii człowiek stawał się osobnikiem podejrzanym i niemile widzianym przez plebana.
Wzorem babci zdarzyło mi się kilka razy zaczepiać spotykanych księży o te sprawy i odnosiłem niejasne wrażenie, że tekst Biblii znam lepiej od nich, co wcale nie napawało mnie dumą.
Druga – papież za nic w świecie nie potrafi zrozumieć kościoła instytucjonalnego, a marzy mu się ten stary, apostolski.
Nie dociera do niego prosta prawda, że relacja Kościół – wierni jest wprost zależna od relacji Kościół – państwo.
W praktyce wygląda to tak, że im więcej państwa w kościele i kościoła w państwie tym mniejszą rolę odgrywają w nim wierni.
Jeśli państwo da, jeśli państwo nakaże, jeśli państwo ureguluje ludzkie zachowania zgodnie ze zgłaszanymi pretensjami duchownych, to do czego im jeszcze potrzebni wierni?
A jeśli doliczyć do tego istniejący bez względu na okres historyczny procent ludzi, którzy czują się związani z Kościołem „kulturowo” (w zwykłym języku: co ludzie powiedzą?) i pozostaną przy nim niezależnie od jego poczynań, to pomiatanie wiernymi (tak bowiem trzeba już nazwać niektóre zachowania) stanie się całkiem zrozumiałe.
W PRL, w którym wprawdzie nie walczono z Kościołem aż tak bardzo jak to się dziś opisuje (wystarczy sprawdzić ile kościołów wtedy zbudowano), ale oficjalny stosunek państwa do tej instytucji był niechętny (pomimo Bieruta na procesji Bożego Ciała) i państwo finansowało zdecydowanie mniej, stosunek kleru do wiernych był diametralnie różny.
Wierni byli Kościołowi po prostu potrzebni.
Zwracam na to uwagę, ponieważ przyjęło się rozumieć, że rozdział tronu i ołtarza jest oznaką postępu cywilizacyjnego i wolności człowieczej, szczególnie w odniesieniu do niewierzących.
Obserwacje czynione na co dzień w trakcie moich poszukiwań mówią, że w równym stopniu ten rozdział potrzebny jest ludziom wierzącym.
Tyle, że nie wszyscy chcą to sobie jeszcze uświadomić.
Jerzy Łukaszewski
Faktycznie, księga zgonów to perełka, przeglądałem taką w Tyńcu – ma 200 lat i wygląda jak nowa. Opat tłumaczył że starsze też są w dobrym stanie, tylko przechowywane w Archiwum Państwowym. Biurokracja kościelna robi wrażenie, państwowa w porównaniu to przedszkole. A z tymi godzinami urzędowania to w krakowskiech parafiach zazwyczaj są do wyboru różne terminy, np dwa dni rano i dwa po południu – ale znam tylko kilka, nie wszystkie.
I jeszcze jedno – Kościół Katolicki to jednak tylko sekta, prawdziwy jest ten prawosławny 😉
Kościół to wspólnota wiernych, a nie – jak się powszechnie uważa – duchownych. Póki wierni nie zaczną używać rozumu i buntować się przeciw samowoli hierarchów póty nic się nie zmieni. A mało że nic nie robią to jeszcze dają się łatwo kierować kapłanom w swoich wyborach politycznych, z czego korzystają politycy.
Panie Jerzy, język polski to cudo jedyne na świecie.
Dlaczemu?
Kocham takie wyrazy, są miękkie. Tak jak miłowanka ..
W trakcie pisaniny są zaznaczane bo słownik ich nie ma w swoich współczesnych zasobach.
Dzisiejsze „dlaczego” to prawie gburowatość.
Czemu tak na mnie patrzysz? Czego tak na mnie patrzysz?
„Czemu”? to ciepełko a „czego”! to ostrzeżenie..
Praszczury nasze wiedziały jak gadać.. miło jest być Polakiem,
oczywiście bez oglądania korzonków. Liczy się tylko język giętki..
A parafie i ich archiwa, to Polska właśnie.
Jest to największa zasługa KK, księgi parafialne, co by nie gadać.
A ludzie? są zgodni z czasem w którym żyją.
Szanowny Panie Jerzy,
pozwalam sobie na ten uroczysty incipit, gdyż mnie Pan poniekąd (żartobliwie wprawdzie, ale jednak) sprowokował. Ja broń Boże nie roszczę sobie praw żadnych do wyłączności by o Franciszku pisać na łamach SO. Wręcz przeciwnie, uradowałem się niepomiernie Pańskim wpisem, który pokazuje jak głęboko spontaniczne wypowiedzi papieża dotykają codzienności. Proszę mi wierzyć nie tylko Pańskich, związanych z „nietypowymi” poszukiwaniami. O przygodach czy potyczkach historyków, a nawet studentów, próbujących się dowiedzieć, co kościelne kroniki odnotowały bądź nie odnotowały w czasie wojny i po wojnie (ot choćby pierwszy z brzegu przykład, ważny ze względu na zbliżającą się okrągłą rocznicę pogromu kieleckiego i próby dotarcia do tamtejszych archiwów kościelnych przez historyczkę tego właśnie wydarzenia prof. Bożeny Szaynok) można tomy całe spisać. Krótko węzłowato – proszę pisać jak najwięcej o związkach Franciszka z polską codziennością kościelną, wszak guta cavet lapidem!
Dziękuję, panie profesorze 🙂
Oczywiście, ze można pisać tomy o dostępie do kościelnych archiwów, a raczej o trudnościach z tym związanych. Kiedyś śledziłem losy zapisków dotyczących archidiakonatu pomorskiego w ramach diecezji włocławskiej. Z nieznanych mi przyczyn postanowiono oddać je obecnej diecezji gdańskiej. Jak dla mnie to bez sensu, ale niech tam.
No i oddano. Jakieś 6 – 7 lat temu.
Kiedy próbowałem ostatnio się do nich dorwać, otrzymałem odpowiedź, że „jeszcze nie rozpakowane”.
I tak ze wszystkim.
A o bibliotece jasnogórskiej to już nawet nie chce mi się pisać.
Co do Franciszka to mam wrażenie, że „nasi” biorą go na przeczekanie. My zaś mamy szczególną okazję obserwować jak KK potrafi ignorować swego zwierzchnika, następcę Piotra itd. I co ciekawe – przy zerowej reakcji wiernych, co też o nich świadczy nieciekawie.
Kiedyś napisałem do archiwum Archidiecezji Białostockiej z prośbą o drobną informację. Nawet nie odpowiedzieli, a każdy państwowy urząd odpowie przynajmniej tyle, że odpowiedzi nie udzieli. Kościół ma gdzieś prawo i zwyczajną przyzwoitość. Pół roku temu pochowałem Mamę. Hospicjum zachowało się przyzwoicie i profesjonalnie. Zakłady pogrzebowe (bo korzystałem z dwu) – pełny profesjonalizm i zrozumienie. Panowie ubierający ciało do trumny – bez zarzutu. Był jeden jedyny cham i bydlak – ksiądz rzymskokatolicki. Bez współczucia, bez przyzwoitości, bez słowa zrozumienia, tylko pieniądze we łbie.
Do kancelarii parafialnej przyszedł wierny.
Chciałbym zamówić mszę za mojego ukochanego pieska..
To co usłyszał od księdza to można się domyślić..
Nie!! i Wynocha!!
Szkoda, mówi parafianin wychodząc.
Chciałem ofiarować za to 10 tysięcy złotych..
Pan poczeka chwilkę, a jakiego wyznania był piesek?
@j.Luk:
pana obrazki z Ruslana w artykule ponizej przestaly sie wyswietlac. Dobra zmiana? Moze Pan je jakos przywroci do zycia?
https://studioopinii.pl/jerzy-lukaszewski-wojna-obrazkowa
Wymyśliłem dwie złote myśli.
.
Polskie piekło jest brukowane polskimi biskupami.
.
Polska to jest choroba umysłowa.
Pod tym artykułem chyba można pisać o cudach? Ostatnio zdarzyły się dwa. Po pierwsze, powstało OKO.press. Po drugie, Warzecha (po polsku chyba powinno być Warzęcha?) napisał z sensem w miejscu nazywanym wPolityce. Zastrzegam, ze ja tam nie zaglądam, ale znalazłem odnośnik na blogu Andrzeja Celińskiego. Zajrzałem do wPolityce po raz pierwszy i podejrzewam, ze ostatni. I dość się zdziwiłem, bo tekst Warzechy jest całkiem przytomny i jasno napisany.
PiS nie ma oferty dla klasy średniej.
http://wpolityce.pl/polityka/295366-pis-nie-ma-oferty-dla-klasy-sredniej-partia-jaroslawa-kaczynskiego-wyraznie-stawia-dzis-na-model-skandynawskiego-rownania-w-dol
narciarz2 , nie, to na szczęście to jeszcze nie dobra zmiana 🙂
To moja niedoskonałość techniczna. Uploader, z którego korzystam ma ograniczoną pojemność i kiedy go „przeładuję” – po prostu wyrzuca.