Agnieszka Wróblewska: Reżim umiera powoli (5)9 min czytania

Przeboje-19852016-06-17.

Połowa lat 80. – mała stabilizacja. Grubszych zeszytów nadal nie można kupić, ale w sklepach komercyjnych pojawiło się mięso po wyższych cenach.

Niemal wszystkie numery „Przeglądu Technicznego”, w którym pracuję, wychodzą z opóźnieniem, czasem parotygodniowym, z braku papieru. Ludzie kombinują, żeby wiązać koniec z końcem, żeby kupić, a ściślej mówiąc – zdobyć coś lepszego do jedzenia, do ubrania, do domu. I powoli przywykają do życia jakie jest… Do wszystkiego, niestety, człowiek może przywyknąć…

A my z Andrzejem coraz częściej uciekamy na Mazury do naszego domku nad jeziorem – tam łatwiej można się izolować od rzeczywistości.

5 czerwca 1985

Jaruzelski w swoim przemówieniu na plenum partii próbuje się podlizywać inteligencji. I niemal ją błaga, żeby się przyłączyła aktywnie do pracy dla kraju. A Kiszczak w Sejmie wygłasza mowę z pogróżkami pod adresem tzw. środowisk. Czego oni w końcu chcą? Robią rewizję w domu u Stefana Bratkowskiego, wywalają Geremka z Polskiej Akademii Nauk. Nie wiadomo, który to już raz pchają się w tę samą ślepą uliczkę.

Parę dni temu mieliśmy w domu wielki bal – podwójne 50-lecie – mojego AKW i Andrzeja Garlickiego. Razem sto lat kumpli żoliborskich — trzymają się razem od przedszkola. Było kilkadziesiąt osób i bardzo fajnie. Piotruś Adamczewski przywiózł ze wsi pół cielaka, szynki, salcesony, wszystko „swojej roboty”, czyli chłopskie. Mieszkanie tonie w kwiatach, nasi Japończycy przynieśli dwa razy po 50 róż, wyglądają bajecznie.

Spotkały się tym razem różne orientacje i okazało się, że mogą już ze sobą rozmawiać, że największe emocje za nami. Janek Bijak z Ernestem Skalskim ostro dyskutowali cały wieczór, ale potem pożegnali się przyjaźnie. Ogromna ulga, że przynajmniej te podziały jakoś się stępiły. Dwa lata temu nie udawały się „andrzejki” tak nasi znajomi byli podzieleni. Teraz na ogół wszyscy są zgodni, że sytuacja nie jest normalna, ale też nikt nie wie jak ten bajzel ma się niby skończyć.

Urban wczoraj na konferencji prasowej powiedział, że Zachód niepotrzebnie się ekscytuje zmianą ustawy o szkolnictwie wyższym, bo samorządność na uczelniach będzie i tak większa niż w szkolnictwie katolickim (!). On chyba naprawdę zwariował.

19 czerwca 1985

Robimy wreszcie w Nataci porządną łazienkę. Facet z sąsiedniej wsi będzie kładł jutro terakotę na podłodze. Płytki dostaliśmy od Passentów, zostały im po remoncie. Bojler Andrzej przytaszczył pociągiem aż z Lublina, był tam służbowo i akurat zobaczył w sklepie — to kupił.

Przyjechałam wczoraj do Nataci z zebranym materiałem do pisania. Przedtem byłam na posiedzeniu Rady Pracowniczej naszego wydawnictwa. Wybrali mnie do prezydium tej rady, ale co tam można ciekawego wymyślić? Dyrekcja NOT-u głównie informuje, że papieru nie ma i nie widać poprawy bo i jakość papieru się pogarsza. Za to ceny wszystkich usług poligraficznych rosną dynamicznie. Jak oni chcą robić te swoje reformy w warunkach permanentnego „nie ma”?

28 czerwca 1985

Podłoga w łazience zrobiona – facet kładł, ja pisałam i skończyliśmy prawie jednocześnie. Teraz schnie i wchodzić tam jeszcze nie można. Jak wyschnie Andrzej będzie kładł boazerię i montował rury. Co się da trzeba robić samemu, bo rzemieślnicy nie dość że robią łaskę kiedy przychodzą, to zdzierają skórę. Brakuje ich, więc dyktują ceny. Ten nasz wziął za parę dni pracy więcej niż przeciętna pensja miesięczna i mówił, że przyszedł tylko dlatego, że nas lubi.

Wczoraj pojechałam z naszymi tutejszymi sąsiadami – lekarze z Olsztyna – do PGR-u Kozłowo, bo tam są świetnie zaopatrzone sklepy. Sklep monopolowy lepiej się prezentuje niż w Warszawie, gdzie nie widziałam tylu gatunków wytrawnych win i gatunkowych wódek. Kupiliśmy 3 kartony tego wina, dostaliśmy też płyn do mycia naczyń i pastę do zębów!

Rynek powoli zapełnia się towarami, bo ceny są zaporowe, np. pojawiły się radia tranzystorowe, ale drogie.

30 lipca 1985

Daniele (Passentowie) byli u nas na weekend. Staraliśmy się nie rozmawiać o polityce, ale już pierwszego wieczoru przy kominku wynikła kwestia stosunku do opozycji. Andrzej skrytykował publikację w „Polityce” fragmentów książki z drugiego obiegu – „My konspira”. Powiedział, że nie jest w porządku atakować, kiedy atakowany nie może odpowiedzieć, bo ma zamknięte usta. Ale Daniel, który nie ma złudzeń do tego systemu i często powtarza – przecież wiemy jak jest, nie ma sensu tego wałkować i hamletyzować, to doraźne działania władzy usprawiedliwia pod hasłem – inaczej być nie może. Ma krytyczny stosunek do tego co Urban mówi, np. że bez zastrzeżeń opiera się na ubeckich donosach, ale uważa, że „Polityka” zajmuje neutralną pozycję. Powiedział Urbanowi – wszyscy mówią, że „Polityka” jest rządowa, a Urban na to: wszyscy poza rządem.

Czytam teraz „Autobiografię” Lee Iacocci – guru amerykańskiego biznesu samochodowego. Bardzo to pouczające, jak ludzie podobnie reagują w sytuacjach zupełnie odmiennych ustrojowo i obyczajowo, ale psychologicznie podobnych – na przykład kiedy boją się o własną skórę, albo utratę pozycji czy sławy.

4 sierpnia 1985

Muszę złożyć kwestionariusz na paszport, bo we wrześniu mam jechać na targi do Lipska. Nie nęci mnie ta podróż specjalnie, ale to poniekąd obowiązek redakcyjny.

Znajoma, która ma dużo kontaktów ze światem artystycznym mówiła mi, że nieposłusznych i niepokornych, między innymi np. Ernesta Brylla, który występuje po kościołach i w ogóle jest przeciw, „załatwia się” ekonomicznie. Dotychczas nie mogli publikować czy wystawiać niczego znaczącego, ale mogli zarabiać drobiazgami – piosenkami, estradą. Teraz te małe sceny też dostały zakaz – nie wolno im korzystać z żadnej twórczości osób na indeksie.

Był u nas w Nataci przez dwa dni Rysiek Kapuściński. Niestety nie miał z tego pobytu wiele przyjemności, bo zaatakowały go korzonki. Leżał bidulek na podłodze, nasz Trep się do niego przytulił i tak spali. Opowiadał trochę o znajomych, którzy emigrowali po stanie wojennym – Kalabińskich, Wierzyńskich. Spotyka ich, bo dużo teraz jeździ – od kiedy w Stanach wyszedł „Cesarz” i zrobił furorę, jego książki mają nieustające powodzenie, wszędzie go wydają. A przy tym to ten sam Rysiek – skromny, serdeczny, wszystko mu jedno co je, gdzie śpi.

Wpadła też przejazdem Krysia Zielińska z mężem – całkowite przeciwieństwo Ryśka. Chciała się pochwalić, że kandyduje do Sejmu z listy krajowej. Cała podniecona pytała do jakiej komisji radzimy jej się przyłączyć. Szczerze wierzy, że będzie mogła wiele zmienić. – Bo jeżeli pisze do mnie lekarz z Zielonej Góry, że nie ma hydrokortizonu, to jest skandal i trzeba mu pomóc.

Załatwisz jednemu lekarzowi, to innemu odbiorą – mówi jej na to Andrzej.

12 września 1985

Przeczytałam „Pamiętnik narkomanki” Marka Kotańskiego. Marek, założyciel Monaru, stworzył sieć ośrodków gdzie się ratuje narkomanów, unikalny pasjonat, pożyteczny wariat. Mieszka pół piętra pod nami, ale rzadko się spotykamy. Kiedyś przyszedł do Andrzeja, żeby się poradzić – zaproponowano mu udział w Radzie Konsultacyjnej przy gen. Jaruzelskim – czy powinien przyjąć taki zaszczyt. Do tej Rady, powołanej po zawieszeniu stanu wojennego, zaproszono kilkadziesiąt osób, wielu wybitnych specjalistów w swoich branżach – Koszarowski, Skibniewska, Tymowski itp. Jak to w tym ustroju – kwiatek do kożucha; wiadomo, że taka rada o niczym nie będzie decydowała. Andrzej był sceptyczny – ty walczysz z makiem, Koszarowski walczy z rakiem, ale czy to pomoże zmienić w Polsce ustrój?

Jednak Marek poszedł do tej Rady. Być może dzięki temu coś utargował dla swoich narkomanów. Baśka Pietkiewicz napisała niedawno o Monarze świetny reportaż do „Polityki”.

14 września 1985

Przyjechała z Wrocławia Krysia, moja kuzynka. Bardzo sprawnie skroiła mi materiał na sukienkę, ma smykałkę do szycia. A materiał dostałam od siostrzenicy Hanki, mojej bratowej, bo ta siostrzenica z mężem mają w Łodzi fabryczkę tkanin.

Krysia pracuje w Inco, jest inżynierem chemikiem. Mówi, że prawie nic nie robi w tej pracy bo jest za dużo inżynierów w stosunku do zadań jakie mają. Teraz proponują jej, żeby prowadziła nowy projekt, ale w ramach wniosku racjonalizatorskiego, czyli po godzinach pracy. Na to się nie zgadza, bo po pierwsze po co ma siedzieć po godzinach kiedy nie ma co robić w normalnym czasie pracy, a po drugie ona będzie odpowiadać za robotę, a szefowie wezmą pieniądze.

Doi się te przedsiębiorstwa na wszystkie sposoby. Właśnie piszę o racjonalizatorach, którzy zakosili dużą forsę na usprawnieniach. Też zapewne mogli to wszystko robić w ramach swoich zwykłych obowiązków. Nowe przepisy o wynalazczości są tak skonstruowane, że można niemal za wszystko zapłacić „z tytułu racjonalizacji”.

27 września 1985

Przed chwilą zakończyła się transmisja z ONZ – przemówienie Jaruzelskiego na sesji jubileuszowej. Zręcznie napisane, czuję się rękę Wieśka Górnickiego – my naród walczący o humanizm… I tyko w jednym miejscu – że nigdzie nie jest tak, żeby wszyscy byli zadowoleni.

W telewizji mówią, że Jaruzelskiemu poświęca się w Nowym Jorku dużo uwagi i że zrobił nadzwyczajne wrażenie. Lipa naturalnie, ale wydaje mi się, że świat niestety przechodzi już do porządku dziennego nad pogrzebem „Solidarności”. Był zryw, naród chciał niemożliwego, trzeba się pogodzić z realiami…

A w tych realiach kręcimy się w kółko. Nie ma żadnych śmiałych pomysłów i jak zwykle w tym systemie nie wiadomo na ile coś jest niemożliwe, a na ile po prostu nie chcą wypuścić z ręki sznurka za który pociągają. Reformy są połowiczne za to inflacja wysoka.

Program „Solidarności” głosił, że zakłady odda się załogom, a w kraju wprowadzi mechanizmy rynkowe. A tu ani rynku, ani samodzielności i tylko atrapa samorządności. Mogą dzielić zysk, wypowiadać się o tym i owym. Teoretycznie ustawa pozwala na więcej i niektórzy, niesforni, z tego korzystają, więc trzeba będzie pewnie zmienić ustawę. Tak jak zmieniono tę o szkolnictwie.

Samorząd w „Elanie” toruńskiej próbował już drugi raz – zgodnie z prawem zagwarantowanym przez ustawę – zorganizować spotkanie przedstawicieli dwudziestu dużych przedsiębiorstw. W ub. roku ubecja straszyła ich po linii politycznej i się wycofali. W tym roku samorząd był twardszy, to po prostu minister nakazał dyrektorowi zawiesić uchwałę samorządu. Samorząd oddał sprawę do sądu, ale rzecz jasna wszystko się rozmyje. Jeżeli będą za często straszyli sądami to pod zarzutem pieniactwa, zmieni się ustawę o samorządach.

Panicznie boją się każdej oddolnej inicjatywy, „zmowy” jak to Urban określił na konferencji. prasowej kiedy o „Elanę” go zapytano.

Agnieszka Wróblewska

na zdjęciu u góry: finał Pucharu Polski 1985

 

Print Friendly, PDF & Email
 

One Response

  1. narciarz2 20.06.2016