Ekscytacja wiadomością, że baza NATO pod Ankarą została pozbawiona prądu, jest tyle warta co opowieść o bohaterskim czynie prezydenta Erdogana, który wylądował w Stambule i przez telefon wezwał naród do wyjścia na ulice. Baza NATO z amerykańską bronią jądrową nie została pozbawiona prądu, gdyż jest pod każdym względem samowystarczalna i żaden zamach jej nie straszny.
Co do lądowania Erdogana oraz jego apelu – dowodzą one, że nie był to zamach, gdyż pierwszą rzeczą, jaka robią zbuntowani oficerowie, jest aresztowanie prezydenta, a drugą – wyłączenie wszelkiej łączności.
Gdyby armia turecka rzeczywiście chciała przeprowadzić przewrót, Erdogana już by nie było. Natomiast jego postępowanie po „zamachu” – wniosek o przywrócenie kary śmierci, aresztowanie generałów, usunięcie ze stanowisk trzech tysięcy sędziów, etc, może doprowadzić do prawdziwego zamachu stanu, w którym armia potwierdzi konstytucyjną role arbitra w procesie sekularystycznej modernizacji kraju. Erdogan, owszem, modernizował Turcję, ale jednocześnie islamizował ją wbrew ideom rewolucji Mustafy Kemala Paszy (Ataturka-Ojca Turków), które mogą być wykorzystane jako pretekst do interwencji sił zbrojnych w obronie demokracji. Erdogan daje więcej powodów do aktywnego sprzeciwu wobec jego rządów: łamanie praw człowieka, łamanie praw mniejszości, łamanie kręgosłupa władzy sądowniczej. Te trzy grzechy z punktu widzenia armii są problemami mniejszej wagi. Wojsko także nie będzie patyczkować się z dziennikarzami, sędziami i Kurdami. Ważnym i wystarczającym może być dla armii brutalne rozliczanie kadry oficerskiej za faktyczny czy domniemany brak lojalności wobec prezydenta.
W świecie demokratycznym kluczową kwestią jest cywilna kontrola nad wojskiem. Aspirując do członkostwa w Unii Europejskiej Erdogan usiłował wzmocnić władzę, także nad armią. W państwie „zawiasowym”, które raz jest demokratyczne, kiedy indziej dyktatorskie, kontroli nie da się ustanowić za pomocą mechanizmów konstytucyjnych, które jednocześnie są łamane. Można ją ustanowić siłą. Ale trzeba tę siłę mieć. Tłum na ulicy nie wystarczy. Erdogan może postawić kilku swoich ludzi na czele armii. Reszta wykorzysta okazję do awansu. To żadna gwarancja lojalności. Inny sposób wzmocnienia kontroli, to awansowanie policji i służby bezpieczeństwa. W Trzecim Świecie wojsko żyje z policją jak pies z kotem, dlatego kontrola policji nad wojskiem może być zaprowadzona tylko w państwie o tradycjach sowieckich. W Turcji trudno to sobie wyobrazić.
Oskarżanie mędrca islamskiego Fethullaha Gülena, który mieszka w Pensylwanii, o inspiracje zamachu, wydaje się nieporozumieniem. Gülen jest wpływową postacią w świecie amerykańskiego islamu. Cywilizuje i kieruje myślenie współwyznawców w stronę muzułmańskiej ekumeny, stawiając na „jihad”, który w jego wykładni jest pracą nad sobą i usilnym dążeniem do poprawy wartości człowieka.
Nikt w USA nie zgodzi się na jego ekstradycję, zwłaszcza dziś, bo to co robi, jest zaprzeczeniem doktryny Państwa Islamskiego. Tymczasem ekstradycji w absurdalny sposób domaga się Erdogan. Jeśli idzie o wspólnotę, której bronią i NATO i Unia Europejska, Gülen jest im na pewno bliższy, niż zwierzchnik drugiej co do wielkości armii, którą nowoczesne wojska tureckie pozostaną w sojuszu, cokolwiek Erdogan zrobi.
W stulecie republiki, która nastała na gruzach kalifatu i osmańskiego imperium, Erdogan pragnie przywrócić regionalną rolę mocarstwa z własną osobą na czele. Znajdzie poparcie w turkofońskich republikach byłego Związku Radzieckiego (Uzbekistan, Kazachstan, Turkmenistan, Kirgistan, Azerbejdżan oraz w Xinkiangu Ujgurów). Obudzi zarazem zaniepokojenie we wszystkich krajach arabskich oraz tych bałkańskich, które cierpiały pod jarzmem tureckim. Unii mówi – nie chcecie nas? Pójdziemy na Wschód i zobaczycie dopiero wtedy, co to są tradycje tureckie.
To nie może się udać, bo jak mówił wicehrabia Palmerston: „Turkey is the country of the great future and it will be always the case”.(„Turcja jest krajem o wielkiej przyszłości i tak już będzie zawsze”).
Krzysztof Mroziewicz
Im więcej czasu upływa od próby puczu, tym bardziej oczywiste jest, że była to prowokacja aby wyeliminować prawdziwych lub domniemanych przeciwników Erdogana. Cała heca jest żałosna a zarazem tragiczna dla Turcji. Smutne do jakich metod odwołuje się polityk aby utrzymać się przy władzy.