
2016-09-09
Wierzę w Boga Ojca
Mam wrażenie, że filozof popełnia drobny błąd, bowiem kiedy płonęły stosy, byli również wierzący gotowi wiele ryzykować dając schronienie prześladowanym, wierzący, którzy protestowali i potępiali terror religijnej władzy. Nie byli liczni, ale w totalitarnych systemach takie protesty nie są łatwe.
Odczuwam sympatię do bardzo wielu ludzi wierzących i na ogół umiem powiedzieć, za co ich lubię. Nieodmiennie dotyczy to naszych wspólnych wartości etycznych, czyli mówiąc codziennym językiem, lubię ich za ich zwyczajne ludzkie ciepło, życzliwość i przyzwoitość.
Słowa Ireny Sendlerowej są właściwie banalne, nie jest to ani wielka filozofia, ani wielkie odkrycie:

Podobnie jest z tak często powtarzanym powiedzeniem Władysława Bartoszewskiego – „Warto być przyzwoitym”. W obydwu przypadkach wagi tym w gruncie rzeczy banalnym słowom przydają życiorysy ludzi niezwykłych, którzy autentycznie trzymali się tych pozornie prostych i oczywistych zasad.
Okazuje się, że jest wiele rzeczy, które ograniczają naszą zdolność kroczenia tą samą drogą. Od egoizmu lub wrodzonej podłości groźniejsza wydaje mi się lojalność, grupowa tożsamość i strach przed ostracyzmem.
Tym większy szacunek dla tych wierzących, którzy nigdy nie zrezygnowali ze swojego prawa do samodzielnych ocen moralnych, często kosztem konfliktu z hierarchią, ale również z bliskimi.
Czy można kogoś podziwiać, uważać wręcz za wzór osobowy i nadal spierać się o jego/jej boga? Czy można podważać to, co oni sami uważają za źródło ich systemu etycznego? Nie namawiam nikogo na porzucenie wiary, ale nie ukrywam powodów, dla których sam ją porzuciłem, ani dlaczego żądam, aby religię wygnać z państwowych szkół i urzędów.
W tej ostatniej kwestii mam wielu wierzących sojuszników głęboko przekonanych, że oddzielenie religii od państwowej oświaty i areny politycznej może być dla religii zbawienne. Podobnie jak w przeszłości, również dziś faktyczny rozdział religii i polityki może dokonać się tylko dzięki determinacji światłych wierzących. Ateiści są mniejszością, więc na tym polu możemy być tylko siłą wspierającą. Świeckie państwo jest gwarantem wolności wyznania.
Religia jest dla ludzi ważna, a dla mnie ważny jest mój ateizm, więc nagle między ludźmi, którzy się lubią, może pojawić się jakaś wrogość, niechęć, czy chociażby temat tabu, którego lepiej nie dotykać, bo zacznie iskrzyć. Czy warto się upierać? Warto. Problem polega na tym, że w pewnym momencie pojawia się bariera komunikacyjna. Jeśli pamiętamy, jak wiele nas łączy, możemy ją przesuwać. Wymaga to jednak świadomości powodów, dla których rozmowa jest tak trudna, a czasem dociera się do muru.
Religia jest elementem ludzkiej tożsamości. Często centralnym elementem, chociaż zapewne nigdy nie jest jedynym elementem. Ateizm też jest elementem naszej tożsamości, ale ateizm nie nadaje się do budowania fanatycznych wspólnot. Częściej niż religia wpycha w samotność krytycznego myślenia. Częściej nie znaczy, że zawsze. Ateizm nie ma ewangelii ani rytuałów, ale można go zaprząc jako podpórkę do jakiejś ideologii (tak było w przypadku komunizmu), jednak ateizm sam w sobie całej tożsamości nie zawłaszczy, nie położy się Rejtanem, by zabronić dostrzegania ludzi dobrych, ale myślących inaczej.
Jestem ateistą z wielu powodów i trudno powiedzieć, który jest najważniejszy. Łatwiej opowiedzieć, który był wyjściowy. W moim przypadku na początku był sprzeciw wobec absurdalnej idei osobowego boga, wobec komicznej dla umysłu początkującego nastolatka koncepcji starszego pana tworzącego świat i lepiącego ludzika z gliny. Ta idea przekazywana z śmiertelną powagą w niedzielnej szkółce budziła z trudem hamowany śmiech.
A gdybym natrafił wtedy na mądrego kapłana zmieniającego naiwną bajkę w wyuzdaną metaforę, zamazującą jaskrawą sprzeczność z rzeczywistością i wiedzą o świecie, czy umiałbym nadal mówić „wierzę w Boga Ojca”? Nie ma rozsądnej odpowiedzi na to pytanie. Wątpię, ale to moje wątpienie jest równie słabo podbudowane jak głębokie przekonanie mojego nieżyjącego już przyjaciela, że gdyby urodził się w Indiach, w Japonii, czy w Egipcie, wybrałby chrześcijaństwo.
Takich teoretycznych pytań jest znacznie więcej. Nie znajdziemy na nie żadnej odpowiedzi. Jesteśmy produktem tysięcy przypadkowych zdarzeń i aż nazbyt często racjonalizujemy nasze poglądy, pozostając w głębokim przekonaniu, że jesteśmy racjonalni.
Współczesna wiedza przemawia przeciw idei osobowego boga i przeciw idei inteligentnej siły sprawczej. Ta pierwsza jest od dawna kłopotliwa dla wielu wierzących. Ucieczka w deizm, tajemniczą, abstrakcyjną pierwszą przyczynę, nie tylko wymaga intelektualnej akrobacji, ale naraża na kolizję ze wspólnotą i skłania czasem do siadania okrakiem na barykadzie. Kiedy ci akrobaci występują z gromkim atakiem na ateizm, pozostaje odpowiedź, której udzielił Grayling.
Racjonalizm odrzucający ideę boga lub tajemniczej inteligentnej siły sprawczej budzi opór. Czytelniczka pisze:
„Poleganie na niezawodności naszej percepcji i jest również oparte na a priori przyjętej teorii jak wiara w istnienie lub nieistnienie Boga… Myślę że nasz aparat poznawczy rozwija się, ale obawiam się, że do rozumowego ,,podboju” wszechbytu nam daleko, dlatego mają rację bytu wszelkie wizje naszej – dostępnej naszym zmysłom – rzeczywistości, ale to, co jest poza jej zasięgiem w bardzo mało miarodajnym stopniu podlega jakimkolwiek kwalifikatorom opartym na pracy naszego umysłu… Choć w ostatnich czasach nauka intensywnie włączyła się w badania zjawisk wymykających się spod kontroli rozumu, ale geneza tych zjawisk wykracza poza zakres jej możliwości… Dlatego wszelkie motywacje racjonalne tego, co z natury rzeczy poza ramy naszej racjonalności wybiega, moim skromnym zdaniem nie jest, a czym zatem jest niech sobie czytelnicy dopowiedzą, lub nie dopowiedzą sami według własnego uznania…”
Świadomość, że coś wykracza poza nasze możliwości wyjaśnienia, nie oznacza, że musimy na siłę dorabiać teorie, które chwieją się na nogach jak pijana kaczka. Historia nauki, to historia walki z zawodnością naszej percepcji, a nie jak napisała ta Czytelniczka “poleganie na niezawodności naszej percepcji”. Nasz umysł jest generatorem błędów, które dzięki naukowej metodzie możemy stopniowo eliminować, dlatego dzięki nauce mogliśmy polecieć w kosmos, a dzięki religii nadal wierzymy, że spotkamy się z ciocią Franią po śmierci. Wiedza daje nam pasję odkrywania błędów naszego myślenia, religia te błędy konserwuje i przydaje im świętości. Mówimy nadal, że słońce wschodzi i zachodzi, ale ‘dzięki nauce’ wiemy, że jest inaczej.
Twierdzenie, że religie niosą więcej zła niż dobra, budzi szczególnie silne reakcje emocjonalne. Argumentacja jest złożona. Nikt nie przeczy, że są setki milionów dobrych wierzących ludzi. Nietrudno pokazać, że religia może zarówno popychać do życzliwości, jak i powstrzymywać przed popełnianiem zła. Wielu ateistów chętnie przywołuje powiedzenie amerykańskiego fizyka, Stevena Weinberga:
Wielu muzułmanów i nie tylko muzułmanów gotowych jest przysięgać, że nie ma to nic wspólnego z religią, że jest to kradzież moralnego autorytetu religii, podstępne wykorzystanie czegoś, co jest z gruntu dobre, dla złych, zbrodniczych celów.
Spór jest dość absurdalny, bo jeśli ktoś tak mocno wierzy, że gotów jest za tę ideę nie tylko zabijać, ale i umrzeć, to na nic nie zdadzą się przysięgi, że nie jest on prawdziwym muzułmaninem. To ukrywanie się za jakimś „prawdziwym” muzułmaninem czy “prawdziwym” chrześcijaninem wydaje się być wyłącznie odmową spojrzenia prawdzie w oczy.
Twierdzenie Stevena Weinberga jest jednak zasadnie krytykowane. Niezwiązany z żadną religią polityczny fanatyzm może prowadzić do takich samych barbarzyńskich zachowań. Religie dysponują dodatkowymi, pośmiertnymi, nagrodami, ale wiek XX pokazał jak się masowo produkuje morderczy fanatyzm, który nie odwołuje się do religii.
Uprawiające prozelityzm religie monoteistyczne, a więc chrześcijaństwo i islam, oparte są na głębokim przekonaniu o swojej wyjątkowości, wyższości i konieczności nawrócenia wszystkich na swoją wiarę. (Najpierw jednak trzeba rozstrzygnąć, kto jest prawdziwym chrześcijaninem, czy muzułmaninem.) Podobno koncepcja narodu wybranego przez boga pochodzi z judaizmu. Znacznie wcześniej jednak plemienni bogowie nieodmiennie wybierali swoje plemię. Dopiero aspirujący do uniwersalizmu monoteizm uczynił żądanie wielbienia jednego boga religią (religiami) pokoju na trupach niewiernych.
Dziś zdumiewa atrakcja morderczej sadystycznej brutalności Państwa Islamskiego. Powinno zdumiewać zdumienie, bardzo niedawno Europę niewoliły hordy, których elity dumnie obnosiły się z trupimi czaszkami na czapkach.
Filozoficzna koncepcja Übermensch, powiązana była z okrzykiem Gott ist tot. Jednak ta śmierć zabitego przez ludzi boga, połączona z udawanym smutkiem a zarazem radością, że teraz można wszystko, ma dwa felery, pierwszy, to że jest ona nabzdyczoną filozofią, odległą o lata świetlne od prostego stwierdzenia Ireny Sendlerowej, drugą, że jest ubraną w nowe słowa starą filozofią patologicznych zboczeńców. Prawo do bestialstwa, do znęcania się i mordowania wpisywane było w plemienne i religijne mity od zarania dziejów. Mordowanie z okrzykiem „Bóg jest wielki” nie jest żadną nowością. Wyznawcy właściwego boga mogą być nazywani nadludźmi, lub tylko „ludźmi”, bo heretycy nie zasługują na miano człowieka i krzywdzić ich wolno, a nawet należy.
A jednak twierdzenie Stevena Weinberga jest prawdziwe, religia nie tylko może, ale bardzo często popycha ludzi dobrych do robienia rzeczy złych. Czasem popycha, wzywa, mobilizuje, czasem tylko milcząco przyzwala, akceptując pielgrzymki do świątyń sadystycznych zboczeńców. Kiedy mobilizuje, kiedy przedstawia rzeczy złe jako dobre, jej boski autorytet popycha ludzi dobrych do robienia rzeczy złych.
Patrząc z Polski, czy innego kraju z chrześcijańską tradycją, na świat islamu możemy to zobaczyć z całą ostrością. Widzimy tam otwarte wezwania duchowych pasterzy do zabijania w imię Allaha, do niewolenia w imię Allaha, do zakazywania wszelkiej swobody w imię Allaha. Czy można porównywać tamto bestialstwo z łagodną ewangelizacją do nienawiści, jaką widzimy u nas? Kościół patrzy życzliwie na maszerujących pod religijnymi sztandarami neofaszystów. Duchownego, który mówi zbyt głośno i zbyt otwarcie, przenosi do innej parafii, innych, podobnych, ale nie pchających się w światła reflektorów, nawet nie gani.
Historia religijnych przywódców akceptujących zło i popychających do zła jest wystarczająco dobrze udokumentowana, by rozumieć, jak wiele racji jest w słowach Weinberga. Nie jest to historia zamknięta i zakończona, jest nadal żywa, i znów wzrasta w siłę.
Weinberg mówi więcej – „religia stanowi obrazę dla ludzkiej godności”. Co ma na myśli? Religia częściej dzieli niż łączy. Uczestniczy w jarmarkach dehumanizacji i organizuje jarmarki dehumanizacji, zabija krytyczne myślenie w imię zbiorowej tożsamości. Religia zabija również możliwość porozumienia. Im głębszy religijny fundamentalizm, tym wyższy mur blokujący jakąkolwiek komunikację.
Sprzeciw wobec religii nie oznacza wrogości wobec wierzących, nie zamyka drogi do przyjaźni i wspólnych poszukiwań, włącznie z próbami wyjaśnienia, dlaczego przekreśliłem słowa „wierzę w Boga Ojca”.
Andrzej Koraszewski
Podpisuję się pod tym tekstem. Od religii odszedłem później niż autor. Postrzegałem ją jako ratunek przed komunizmem w peerelowskim wydaniu. A to ta sama półka. Ten sam sposób ogłupienia. Też znam ludzi wierzących – dobrych i przyzwoitych. Ale znam większa liczbę ludzi wierzących – złych i nieprzyzwoitych.
Dopisek sobotnioporanny. Tekst o podobnej tematyce tu:
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20160909/chrzescijanstwo-tak-wypaczenia-nie-czyli-kilka-pytan-co-nienowe
Jest zapowiedź polemiki prof. Obirka. Zapowiada się ciekawa dyskusja.
Jest już też i polemika:
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20160910/jestem-za-nawet-jeszcze-bardziej-odpowiedz-obirka
Zgoda na wszystko..
tylko jeden dodatek: dowolna IDEOLOGIA (dużymi, bo taka nabzdyczona) ma taki efekt..
patrz – Pol-Pot, czy bolszewia..
głód na Ukrainie, terror w Polsce..
to robili nie tylko sadyści i cyniczni karierowicze, ale też ludzie, którzy sami się okłamywali..
To, w co kto wierzy, to jego prywatna sprawa. Jako pastafarianin mam prawo tak twierdzić! Natomiast kwestią jest to, czy ludzie mogą na dany temat dyskutować, czy nie. Możemy dyskutować na temat fizyki kwantowej, to dlaczego nie możemy o niepokalanym poczęciu, bo to obraza uczuć religijnych. O moim Bogu każdy może dyskutować, i chciałbym, żeby inne religie się od nas, pastafarian, tego nauczyły.
@ Hazelhard. Przepraszam, przepraszam bardzo. Czy jest Pan pastafarianem Capellini czy pastafarianem Fettuccine. To dużo zmienia. Z Fettuccine nie rozmawiam. To herezja.
A mi właśnie o to chodzi, żeby rozmawiać. Fettuccini, czy capellini? Wszystko zależy od sosu i wina, jakie mamy. A tak przy okazji- Hazelhard “walczy” nie tylko z religiami, ale i z”panowaniem”.
Otrzymałem z Kwatery Głównej pismo i przekazuję:
Drodzy Dyskutanci poruszający temat religii!
Mógłbym oczywiście zwrócić się do was bezpośrednio i każdy z was usłyszał by Mnie i zrozumiał we własnej jaźni, ale przecież wy wolicie sami zastanawiać się nad tym, jakie są Moje zamiary i co wam chciałem dać do zrozumienia.
Na początek od razu powiem, że nie mam nic wspólnego ani z konfliktem w Syrii, ani z katastrofą smoleńską. Oczywiście, gdyby nie Ja, nie byłoby niczego, i w tym znaczeniu mam coś wspólnego ze wszystkim, ale zapewniam was, że niczym nie kieruję i nikomu nie wyświadczam żadnej łaski choćby nie wiem jak prosił. Nie obwiniajcie się jednak, że te nieszczęścia i niedoskonałości to wasza wina, jakaś kara za grzech pierworodny czy coś podobnego. Nie, nie.
Słusznie uważacie (ci, którzy we Mnie wierzą), że jestem wszechmocny i wszechwiedzący (choć tę wszechmoc często błędnie rozumiecie jako możliwość robienia tego co Mi się zachce). Nie mógłbym więc – stwarzając świat i człowieka w nim – nie wiedzieć, co ten człowiek zrobi. A więc te okropne opisy mego gniewu, próby korekty tego, co Mi się nie udało (zniszczenie ludzkości przez potop), a wreszcie jakieś układy z ludźmi i ciągłe karanie i nagradzanie tego lub owego – to bzdury. Przecież od początku mogłem stworzyć człowieka doskonałego i nie narażać go na cierpienia i śmierć. Jaki inżynier, mając Moje możliwości, tak by sfuszerował świat i ludzi? I po co? Jaki plan miałbym sobie zamyślać i co jeszcze Ja, wszechmocny, miałbym osiągnąć?
A już te wymysły, że posyłam gdzieś swego syna (skąd u mnie syn?!) i składam go sobie samemu w ofierze, żeby siebie samego przebłagać za grzechy prarodziców – brrr!
Ludzi wciąż kusi, żeby przypisywać Mi ludzkie emocje, myśli (czy w ogóle wiecie czym są myśli, które tworzą wasz świat?) i traktować mnie jak jakiegoś demona, któremu trzeba się podporządkować, bo będzie źle. I dlaczego wiara we Mnie miałaby wynosić niektórych z was nad innych? Przecież gdybym chciał tego, to wszyscy bez wyjątku wierzyliby we mnie od chwili narodzin bez potrzeby spisywania świętych ksiąg.
Nie potraficie sobie wyobrazić, kim jestem, bo wasza wyobraźnia, wasze umysły, są słabiutkim odblaskiem Mojej mocy. Kiedy mówicie o istnieniu, wasz rozum sięga tylko do tego co daje się zawrzeć w czasie i przestrzeni.
Moi Drodzy, zło i dobro są wytworem waszych umysłów, podobnie jak ciepło i zimno, jasność i ciemność itd. Wybory i oceny umysłu człowieka są uwarunkowane tym, czym jest on teraz i jego poprzednimi stanami; tak wygląda wolna wola człowieka.
Moi Drodzy, obrońcy prawdy i dobra wiedzą, że prawda i dobro nie istnieją, mimo to nie ustają w wysiłkach.
8 Elul 5776
Panie PIRS, pański korespondent nie odpowiedział na podstawowe pytanie, przynajmniej jeśli jego zastrzeżenia co do stworzenia człowieka doskonałego mają mieć sens.
Pytanie brzmi: po co w ogóle go stworzył?
Religie najstarsze jak np. sumeryjska czy babilońska odpowiadają na to pytanie. Chrześcijaństwo już nie. Nie dziwne to?
Wszystkie łamańce teologiczne nie zmienią faktu, że bóg chrześcijański jest wyjątkowo nielogiczny i niekonsekwentny.
Historycznie można wywieść dlaczego tak jest, ale “na zdrowy rozum” ni czorta.
Panie LUK,
Mój Korespondent mówi nie o swoich działaniach a o naszych wyobrażeniach co do tego jaki On jest i co zdziałał. Pozwolę sobie zacytować: „Jaki inżynier, mając Moje możliwości, tak by sfuszerował świat i ludzi? I po co? Jaki plan miał¬bym sobie zamyślać i co jeszcze Ja, wszechmocny, miałbym osiągnąć?”.
Faktycznie, chrześcijaństwo, które przyjęło koncepcje judaizmu, nie mówi „po co”. Może coś wcześniej napisano, ale widząc produkt końcowy wymazano zapis.
Najwyraźniej wymazano 🙂
Babiloński bóg stwierdził, że mu za pierwszym razem nie wyszło, więc stworzył człowieka po raz drugi.
Nie wyobrażam sobie tego w chrześcijaństwie 🙂
A przy okazji: starożytne opowieści o bogach są niezwykle fascynujące także dziś. Wspomniane przez p. Koraszewskiego “lepienie ludzika z gliny” to nie całkiem metafora. Mam gdzieś notatkę o badaniach biologów sprzed kilkunastu lat, z wyników których dowiadujemy się, że właśnie ziemia, a konkretnie jakoś rodzaj gliny czy mułu mógł dać początek życiu jako takiemu. W interakcji z poruszającą się wodą. Nie pamiętam szczegółów, musiałbym odszukać, ale było to dość przekonujące.
A jeśli tak to czym są kosmogonie babilońskie? Intuicją? Bo tam właśnie mamy pierwsze opowieści o “lepieniu ludzika”, Biblia to tylko mocno (zbyt mocno) uprościła. Podobnie z kolejnością w stwarzaniu świata. Fajny temat na zgadywankę: skąd ówcześni nie dysponując całym aparatem naukowym jaki mamy dziś tak dokładnie znali kolejność powstawania form życia? Jakieś wyjaśnienie pewnie jest albo się znajdzie w przyszłości, w każdym razie to temat na długie zimowe wieczory.
Jeśli zgodnie z tradycja Abraham wyszedł z Ur to musiał te opowieści znać doskonale.
A dalej poszło jak w zabawie w głuchy telefon 🙂
Zawsze mówię, że religie potrafią być szalenie interesujące. Jeśli się do nich podejdzie “rozumowo”.
Co mi przypomina opisany przez Marcina Kruka (“Człowiek zajęty niesłychanie”) opowieść o zakładzie gimnazjalistów, czy można sprowokować księdza katechetę do uznania, że człowiek jest trzecim szympansem. Uczeń, który rzucił wyzwanie podczas lekcji religii opowiedział o wielkim sukcesie polskich archeologów w Iraku. Prowadzący lekcję ksiądz oczywiście wyraził zainteresowanie i uczeń powiedział, że polscy archeolodzy odnaleźli glinę, z której Bóg ulepił australijskiego dziobaka. Jak można się było spodziewać ksiądz się wściekł i powiedział uczniom, że są bandą małp. Do dziś jednak nie rozstrzygnięto, kto wygrał zakład, bo to uznanie nie było szczere.
To nie był grzech pierworodny, tylko pierworodna pomyłka naiwniaka: “I widział że to było klawe”. Od początku coś było nie tak. Ceterum censeo: tego węża oni (A&E) zeżarli. Dlatego nikt go potem nie widział. Czy go jedli z jabłkami, czy z inną jarzyną, to nieważne, ale to mięsożerstwo odbija się na nas do dziś. Nawet ryby niekonieczne, bo te
Omega3 ryby biorą z morskich alg. Idźcie w Pokoju i jedzcie algi z makaronem, Pestofarianie!
Doceniam humor poprzednich wypowiedzi, jak najbardziej.
“skąd ówcześni nie dysponując całym aparatem naukowym jaki mamy dziś tak dokładnie znali kolejność powstawania form życia?” Ciekawe pytanie odpowiedź jeszcze ciekawsza. a takowa jest.
“ateizm nie nadaje się do budowania fanatycznych wspólnot” — Może wspólnot nie. Przeżyłam jednak (jako studentka filozofii we Wrocławiu) pewnego fanatycznego ateistę, który potem stał się wielkim mistrzem Wielkiego Wschodu Polski.
Czy jako wojujący ateista zdawał sobie sprawę z tego, że wolnomularstwo (w swoim założeniu; nie wnikam w to, co się z nim potem stało) było wtajemniczeniem w Boski Plan?