2016-12-07.
Pani Profesor Barbara Engelking wygłosiła krótką laudację na uroczystości przyznania pierwszej nagrody im. Israela Gutmana za rok 2015 Karolinie Panz.
Najpierw przypomniała niezwykłą postać Israela Gutmana i jego ogromny wkład w poznanie historii Zagłady Żydów polskich, a zwłaszcza warszawskich. Właściwie wszyscy zajmujący się tą problematyką czujemy się jego spadkobiercami. Bez jego pasji i znakomitych opracowań na pewno bylibyśmy w innym punkcie. Upamiętnienie jego wkładu w te badania poprzez ufundowanie nagrody jego imienia – to naturalny odruch Centrum Badań nad Zagładą Żydów, które powstało w 2003 roku.
Pierwszej laureatki nie można było wybrać lepiej. Oto uzasadnienie jakie przedstawiła Profesor Engelking:
„Karolina Panz otrzymuje to wyróżnienie za rzetelne opracowanie problematyki bardzo trudnej, obciążonej stereotypami, zmistyfikowanej, poddawanej manipulacjom i przekłamaniom, ciągle wywołującej gwałtowne emocje i spory. Chodzi o traktowanie Żydów ocalałych z Zagłady przez członków podziemia antykomunistycznego. Choć wcześniej pisano na ten temat wielokrotnie, Karolina Panz z jednej strony zweryfikowała lub uzupełniła ustalenia swoich poprzedników, z drugiej zaś potrafiła powiedzieć nam coś istotnie nowego. Nie tylko o sprawcach tych zbrodni, lecz przede wszystkim o ich ofiarach, traktowanych zwykle czysto instrumentalnie. Podejmowanie tego rodzaju tematyki w dobie promowanego przez władze kultu „żołnierzy wyklętych” i w wyjątkowo niesprzyjającym klimacie politycznym wymaga sporej odwagi. Wymaga też szczególnej dbałości o udokumentowanie stawianych tez i wszechstronne naświetlenie problemu. Z satysfakcją odnotowujemy, że Karolinie Panz udało się sprostać wysokim standardom rzemiosła historycznego”.
To wszystko brzmi uczenie, ale i nieco tajemniczo. Spotkanie w którym uczestniczyłem sprawę nieco rozjaśniło. Dodałbym jeszcze wrażenie ze spotkania, a zwłaszcza chciałbym zachęcić do lektury nagrodzonego artykułu opublikowanego w 11 numerze rocznika wydawanego przez Centrum z 2015 roku: „Dlaczego oni, którzy tyle przecierpieli i przetrzymali, musieli zginąć”. Żydowskie ofiary zbrojnej przemocy na Podhalu w latach 1945–1947. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę jak ważna jest determinacja i pasja w tego typu badaniach. A przy tym temacie również odwaga.
<
(null)
(null)
Tak: w Polsce poruszenie pewnych tematów wymaga po prostu odwagi i przezwyciężenia oporu, przeważnie zresztą niewyrażonego słownie. Każdy, kto próbował badać dzieje wspólnot żydowskich i mechanizmy ich „znikania” w czasie II wojny światowej i w latach bezpośrednio po niech, wie o czym mówię.
Otóż Karolina Panz doskonale sobie z tymi trudnościami poradziła. Co więcej jej odwaga i determinacja została nagrodzona już tam gdzie mieszka, na Podhalu. Otrzymała wiele życzliwych, a nawet serdecznych telefonów: jak dobrze, że ktoś o tym napisał. Wspaniale, że przełamała Pani tabu, czego nikt z nas nie miał odwagi wcześniej zrobić.
Przy zachowaniu proporcji, przypomniała mi ta opowieść telefony, jakie się rozległy do redakcji „The Boston Globe” po opublikowaniu historii księży, którzy molestowali dzieci przez lata i nikt nie miał odwagi o tym napisać (ta historia została przypomniana przez film „Spotlight”, który został nagrodzony Oscarem).
Ktoś musiał to zrobić jako pierwszy. Dzisiaj dzięki determinacji dziennikarzy tego bostońskiego dziennika wiemy jak wielka była skala nadużyć, jak wiele cierpień małych dzieci, które stały się dorosłe zostało pokryte zmowa milczenia środowiska, które źle pojmowało interes Kościoła. To prawda, że głównym odpowiedzialnym był kardynał Bernard Law, ale faktem jest, że milczenie było możliwe tylko dlatego, że tysiące ludzi z nim współpracowało. Dziennikarzom chodziło tylko o jedno: o ukazanie prawdy – bo wierzyli, że prawda nas wszystkich wyzwoli. I tak się stało. Kościół katolicki przez ujawnienie pedofilskich skandali i przez ukaranie winnych stał się inny. Oczyszczony.
O to samo chodzi w konfrontacji z dokumentami jakie skrywają archiwa, czy to w Nowym Targu czy w Zakopanem, czy w Krakowie czy w Warszawie. Po prostu wszędzie. Ale też chodzi o wydobycie prawdy, którą jako społeczeństwo w sobie nosimy. Zapewne większość z nas pragnie jej ujawnienia bo wierzy, że ona nas wyzwoli. I tak na pewno się stanie jeśli powstanie więcej takich tekstów jak ten opublikowany przez Karolinę Panz.
A chodziło tylko o przypomnienie twarzy tych, którzy zginęli zupełnie niepotrzebnie. Jedynym powodem było to, że żyli i znaleźli się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. W tym sensie mógł zginąć każdy. W historiografii zgodnej z polityką historyczną pisze się, że celem zabijania była walka z instalowanym w Polsce komunizmem.
Czy tak w istocie było? Z mozolnej historycznej rekonstrukcji wyłania się obraz człowieka, którego jednym ze sposobów na życie było zabijanie. Józefa Kurasia, pseudonim „Ogień”. Ale zabijał nie tylko działaczy komunistycznych. W ferworze zabijania ginęły dzieci i kobiety.
Dziś ta postać jest przypominania i czczona jako bohaterska.
Karolina Panz stawia pytanie: czy słusznie? Lektura jej artykułu jest obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć tragiczne losy Żydów w powojennej Polsce (od razu chcę dodać, że podobnych tekstów jest więcej, ale piszę o tym, bo ten został wyróżniony). Tych nielicznych ocalałych z Holocaustu, którzy próbowali w swoich rodzinnych miejscowościach odbudować swoje życie. Z trudem przeżyli by zginąć. Zupełnie bez powodu i niepotrzebnie.
Jak wspomniano, tekst powstał w oparciu o niezwykle staranną kwerendę archiwalną. Niemal każde zdanie jest opatrzone przypisem i wskazaniem na źródło. Lektura jest porażająca właśnie dzięki tej pieczołowitości. Czytając ten obszerny (prawie 50-stronicowy) tekst Czytelnik jest prowadzony przez Autorkę poprzez labirynt zeznań, tłumaczeń, usprawiedliwień i racjonalizacji. Czasem zaprzeczeń i przeinaczeń. Jednak najbardziej przejmująca jest cisza, która pogrążyła ofiary w całkowitej niepamięci.
Niepamięć o ofiarach została przerwana. Wydobyte z niebytu twarze (są w tekście reprodukowane cudem odnalezione fotografie) patrzą na nas i domagają się upamiętnienia. Pamięć o nich rzuca cień na bezkrytycznie czczonych „bohaterów”. Jednym z nich jest właśnie Józef Kuraś „Ogień”. Blask jakim świeci ten ogień jest fałszywy, bo przebłyskują przezeń twarze niewinnych ofiar. Zresztą nie tylko żydowskich, ale i polskich i słowackich. One wszystkie zasługują na wydobycie z niepamięci.
Oddajmy na koniec głos Karolinie Panz:
„Nie sposób oprzeć się wrażeniu, ze przywracanie sławy i pamięci żołnierzy wyklętych, w tym przypadku „Ognia” i jego podkomendnych, odbywa się niejednokrotnie kosztem pamięci o ich ofiarach i konsekwencjach wyrządzonego zła”.
No właśnie. Warto tak uprawianą politykę historyczną skorygować.
Stanisław Obirek
W lansowanym przez środowiska wokół PiS oraz “prezydęta” kulcie żołnierzy wyklętych zawiera się jednostronne i prymitywne uproszczenie. Uproszczenie zakładające heroizm i bohaterstwo tych podmiotów kultu. Tymczasem historia jest dużo bardziej skomplikowana i wieloznaczna. Odrzucenie prawdy na rzecz propagandowej wersji przeszłości jest charakterystyczne dla narodów zniewolonych. Społeczeństwo wolne, obywatelskie rozwija się dzięki prawdzie. Naród zniewolony, jak Polacy w XIX wieku, karmi się hagiograficznymi mitami “ku pokrzepieniu serc”. Mitami ułatwiającymi przetrwanie. Dzisiejsza władza chciałaby z powrotem wepchnąć Polaków w ubranko narodu zniewolonego, z jego uproszczoną i wykrzywioną wersją historii. Takie też są zapędy pani Zalewskiej w imieniu swojej partii. Zastanawiając się nad pochodzeniem zjawiska warto wskazać, że ta pani, JK czy PAD sami są eksponentami narodu zniewolonego. Ponieważ sami nie są ludźmi psychicznie wolnymi i dojrzałymi chcą narzucić rodakom swoje przypadłości. Takie prace jak Pani Karoliny Panz oraz ich odbiór społeczny pokazują, że Polacy są społeczeństwem wolnym i nie dadzą się zepchnąć w odmęty mentalności sprzed ponad 100 lat.
Generalnie zgoda. Tylko ten fragment: “Społeczeństwo wolne, obywatelskie rozwija się dzięki prawdzie. ” – mnie się wydaje, że społeczeńsrwa zachodnie (wolne i obywatelskie) świetnie sobie poradziły poprzez zapomnienie o ciemnych stronach przeszłości.
.
Fragment wywiadu z GW z Andrzejem Stasiukiem:
.
“Ale kiedy oni [Niemcy] pytają mnie o polski antysemityzm, to się wkurwiam. Proponuję im, by się zajęli swoim antysemityzmem, bo z tego doświadczenia nigdy się nie wydobędą. Są ostatnimi, którzy mogą zwracać nam uwagę. Bo to oni spowodowali, że polscy antysemici mieli odwagę i możliwość krwawej rozprawy. Czasami, jak im tak mówię, trzaskają drzwiami i wychodzą.
– No, ale to nie było Auschwitz, to nie było Jedwabne.
co neonaziści wyprawiają w Białymstoku.– To są najczęściej zmarginalizowane dzieciaki, odrzucona gówniarzeria, która się nie załapuje, bo albo nie ma wsparcia w domu, albo nie rozumie tego świata. Ta nienawiść wynikająca z poczucia odrzucenia jest generowana i sterowana przez rozmaitych kolesiów, którzy zbijają na niej polityczny kapitał. Macherzy od nienawiści i przemocy podali tym dzieciakom rękę, dostrzegli ich istnienie. Nikt inny. A nienawiść to mocne, pierwotne uczucie wciągające jak narkotyk.
Jednak mimo to sądzę, że my, Polacy, jesteśmy zbyt labilni emocjonalnie. Uczucia łatwo nas dopadają i łatwo opuszczają. Polak jest neurotyczny i histeryczny i nie sądzę, byśmy mogli mordować ludzi w fabrykach śmierci, bo nie potrafimy długo tkwić w jednej emocji. Tu potrzeba było Niemca i Austriaka. Ci drudzy to dopiero są szczęściarze, bo udało im się wymazać swoją winę z powszechnej świadomości. Nieproporcjonalnie wielki procent obozowych esesmanów stanowili Austriacy. Ta szczęśliwa Austria zbudowała w czasie I wojny światowej pierwszy obóz koncentracyjny w środku Europy – Talerhof, przeznaczony dla galicyjskich Rusinów podejrzewanych o prorosyjskie sympatie. Napisałem o tym sztukę dla teatru w Grazu. Popsuję im trochę samopoczucie.
– Wyparli ze świadomości. Dziś w miejscu obozu, pod Grazem, jest supernowoczesne lotnisko. Została tylko Lagerstrasse, która prowadzi w stronę terminalu. Szli nią Łemkowie z Karpat i z mojego Beskidu Niskiego oraz Rusini z Bukowiny. -7 tys. ludzi. Prawie 2 tys. umarło na skutek złego traktowania, głodu, tyfusu. No, ale Austriacy byli przynajmniej na tyle przyzwoici, że zrobili ten obóz u siebie, a nie wyeksportowali go jak Niemcy.”
http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,14368869,Bo_przeciez_Jezus_byl_Polakiem.html
Coś się źle wkleiło. Początek miał być tski:
.
“Ale kiedy oni pytają mnie o polski antysemityzm, to się wkurwiam. Proponuję im, by się zajęli swoim antysemityzmem, bo z tego doświadczenia nigdy się nie wydobędą. Są ostatnimi, którzy mogą zwracać nam uwagę. Bo to oni spowodowali, że polscy antysemici mieli odwagę i możliwość krwawej rozprawy. Czasami, jak im tak mówię, trzaskają drzwiami i wychodzą.
– No, ale to nie było Auschwitz, to nie było Jedwabne.
co neonaziści wyprawiają w Białymstoku.
– To są najczęściej zmarginalizowane dzieciaki…”
Krwawe rozprawy nie rozpoczęły się w czasie II wojny światowej. Najwięcej było ich w latach 1918-19, dużo ponad sto. M.in. masakra lwowian po zdobyciu miasta przez Wojsko Polskie. Na mniejszą skalę do morderstw na Żydach dochodziło też w latach 30-tych.
Morderstwa (bo jak inaczej nazwać “akcję” w Rabce?) opisało w roku 1946 pismo “Mosty”, wydawane przez Haszomer Hacair w Łodzi:
“W Rabce, w wilii „Batorówka”, dokonano ohydnej zbrodni. Do swych żon bawiących na letnisku, przyjechali Julian Cyns i Zygmunt Kozik. Wieczorem do mieszkania weszło dwóch ludzi w mundurach i andersowskich beretach. Przybyli zaczęli legitymować obecnych, pytając m, in. czy są Żydami. W pewnym momencie kazali się Cynsowi rozebrać. Kozik, korzystając z nieuwagi napastników, wyskoczył z pierwszego piętra oknem, Napastnicy za sypali go serią strzałów z automatu, trafiając śmiertelnie. Następnie skierowali strzały do siostry Cynsa, która również usiłowała ratować się ucieczką. Została ona zabita na miejscu. Bandyci strzelając w mieszkaniu, nie oszczędzili nawet 14-miesięcznego dziecka Cynsów, któremu pocisk strzaska! nogę. Z pogromu ocalał jedynie 7-letni syn Cynsowej i córeczka Kozików, niedostrzeżona przez bandytów, oraz Gyns, który zdołał zbiec. Należy dodać, że Cynsowa przeszła za okupacji niemieckiej obozy koncentracyjne, gdzie cudem udało jej się uratować 7-letniego syna, który nosi na ręce trzykrotne numery hitlerowskich obozów śmierci”.
Co tu komentować? Nasza historia. Okruch naszej historii. Na stawianie pomnika?
@DAWNIEJ_KUBA z faktu, że inni mają grzechy na sumieniu nie wynika nasze prawo do zakłamywania rzeczywistości. Niezdolność do zmierzenia się z własną historią, niezdolność do uznania prawdy, choćby najbardziej bolesnej, szkodzi nam jako społeczeństwu. Z faktu, że inne społeczeństwa tak postępują nie wynika nasze prawo do tego samego. Brak prawdy szkodzi każdemu społeczeństwu – niemieckiemu, austriackiemu, belgijskiemu, holenderskiemu, brytyjskiemu, żeby wymienić tylko te, o których wiadomo, iż takie procesy miały czy mają miejsce. Społeczeństwo, które jest świadome własnej historii w całej jej złożoności może czerpać z niej siłę prawdy, harmonii i głębokiej refleksji nad złożonością natury ludzkiej.
“z faktu, że inni mają grzechy na sumieniu nie wynika nasze prawo do zakłamywania rzeczywistości. ”
.
Zgoda. Ale nie sugerowałem niczego takiego (prawa do zakłamywania).
Tak przy okazji: gdzieś nam w dzisiejszej Polsce posiało AK. Są bohaterscy “żołnierze wyklęci”, którzy nigdy — ach, broń polski i katolicki boże — nikogo nie zamordowali, nikomu nie wyrwali języka i nikomu nie wycięli gwiazdy na piersiach ; i są “sługusy reżimu” (które pod Lenino i w Berlinie ginęły wyłącznie “za Stalina” i po to, by Polskę zniewolić, nieprawdaż…).
A AK-owcy zniknęli jakoś z kart historii. Nie są (jeszcze) pachołkami reżimu, ale już w większości jakby nie istnieją. Takie coś. A za chwilę dowiemy się, że odsetek tych, którzy podjęli po wojnie normalną pracę jest tak duży, że świadczy o tym, że cała AK to była “sowiecka agentura”…
Chyba jedyną inwestycją LK jako prezydenta Warszawy było Muzeum Powstania Warszawskiego. Po uroczystym otwarciu zostało następnego dnia zamknięte, aby kontynuować prace wykończeniowe. Jak za Gierka…
Lech miał żołnierzy AK, to brat przywłaszczył sobie “żołnierzy wyklętych”.
Po wojnie większość żołnierzy AK włączyła się do odbudowy POLSKI. To m.in.ich dziełem był sukces planu trzyletniego. Byli także wśród sędziów i prokuratorów uczestniczących w procesach wrogów ( i niewinnych ludzi) nowej władzy. Powojennej rzeczywistości nie da się opisać w dwóch barwach.
Ciekaw jestem reakcji “pracowników naukowych” IPN-u na pracę pani Karoliny Panz. Albo przemilczą, albo zlustrują do dziesiątego pokolenia wstecz.
“Żołnierze wyklęci” stanowią wspólny dorobek PO i PiS-u. Prezydent Komorowski ( jego kancelaria) nie chciał odpowiedzieć na listy rodzin furmanów zamordowanych bestialsko przez “Burego” (Sąd Najwyższy uniewinnił go od odpowiedzialności za tę zbrodnię; białostocki oddział IPN-u uznał ją za ludobójstwo). Widocznie nie widział niczego złego w tej zbrodni.
Zapomniałem : Co by było, gdyby “żołnierze wyklęci” spotkali towarzysza Rajmunda Kaczyńskiego ?
To nie jest dobre miejsce, ale innego chwilowo nie ma. Skoro ten artykuł napisał pan Profesor, to chciałbym nieśmiało pogratulować z powodu dwu ważnych (?) wydarzeń. O ile dobrze przeczytałem, papież Franciszek ogłosił anty-pedalski dokument. Ze pedałów ma nie być, a jeśli są, to mają zniknąć. Nie bardzo wiem, jakim sposobem mieliby zniknąć według papieża, ale wiara przenosi góry. No to może wiara przeniesie także jedną trzecią duchowieństwa, bo zdaje się tylu z nich to geje. A drugie ważne (?) wydarzenie, to wiadomy arcybiskup w wiadomym miejscu. Podobno poprzedni metropolita to był ten światły i umiarkowany odłam Kościoła, Łagiewnicki czy jakoś tam. No, to teraz będzie jeszcze lepiej.
.
Ja bardzo przepraszam, ze poruszam ten temat akurat tutaj. Ale pod artykułem pana Koraszewskiego tez nie byłoby na miejscu, a tutaj mnie zachęciła osoba autora.
Czytając rozmaite komentarze doceniam szczęście, które było moim udziałem. W szkole podstawowej i średniej miałem kolegę o nazwisku Szapiro i nigdy nie słyszałem od nikogo, ze to cokolwiek znaczy. Ze wróg, a co najmniej jakiś podejrzany zaprzaniec. Ten kierunek myślenia po prostu nie istniał w okolicy. A drugie szczęście, to brak religii w szkole. Kto chciał, ten chodził do kościoła i na katechezy. Byli tacy. Mnie to nie interesowało i nigdy nie było żadnych nacisków. Nie przypominam sobie także komunistycznej indoktrynacji. Cos tam pewnie było w podręcznikach, ale te spływały jak woda po kaczce. Ja w ogóle nie jestem pewien, jaką właściwie rolę pełniły te rozmaite czytanki i książki “do historii” czy “do geografii”. Były mało otwierane. Ja pod ławką czytałem Summa Technologiae Lema i miałem na ławce słownik wyrazów obcych, żeby cokolwiek z niej zrozumieć. Nauczyciele to widzieli, ale na ogól nie reagowali. Ciekaw jestem, jak by zareagował ksiądz. I jak ja bym zareagował na księdza. Cieszę się, ze nie doszło do takiej konfrontacji.
.
Jak każdy wytwór masowej edukacji, ja także mam sieczkę w głowie. Ale wydaje mi się, ze jest to sieczka stosunkowo wysokiej jakości. Mało wiem, co mi uświadamia lektura tekstów pp. Obirka oraz j.Luka, ale przynajmniej nie zachłystuje się uwielbieniem dla rozmaitych wyklętych. Ciekaw jestem, jaki rodzaj sieczki trzeba było mieć w głowie, żeby powołać do życia IPN. I żeby tyle lat karmić to ścierwo.
Przyznam, że dla mnie zarówno praca Karoliny Panz jak i wszystkie publikacje Centrum Badań nad Zagładą (nie tylko 12 opasłych tomów ZAGŁADY ŻYDÓW. STUDIA i MATERIAŁY) to ważne dopełnienie wiedzy przede wszystkim o tych strasznych czasach. Oby “zaraziły” innych lokalnych badaczy i pasjonatów mikro-historii.
Publikacje IPN-u też spełniają ważną funkcję edukacyjną. Szkoda jednak, że w ostatnich latach (właściwie od prezesury Kurtyki- godzi się przypomnieć zdobytej przy użyciu świstków oczerniających konkurenta Przewoźnika) zarówno publikacje jak i inicjatywy edukacyjne są wysoce zideologizowane. Przykłady można mnożyć, ale jeden najważniejszy to propagandowy projekt muzeum Ulmów w Markowej gdzie mimo dostarczonych przez profesora Jana Grabowskiego nie uwzględniono mordów na Żydach dokonanych przez polskich mieszkańców dokładnie w czasie gdy ginęła bohaterska rodzina Ulmów i przechowywani przez nią Żydzi.
O ile DOBRZE PAMIĘTAM to w czasie odsłonięcia pomnika “Ognia” w Zakopanem A.Przewoźnik bardzo go gloryfikował.
Natomiast DOBRZE PAMIĘTAM jak Przewoźnik dzielnie wspomagał podlaską panią wojewodę ( ?) K. Łukaszuk w uniemożliwieniu postawienia pomnika na cmentarzu ku czci pomordowanych przez “Burego” furmanów. Nie chciano, aby tablica była postawiona pionowo, gdyż ktoś mógłby przeczytać kto był mordercą i zadałby niewygodne pytania.
O tej gloryfikacji wspomina też Autorka omawianego artykułu. Akurat nie za to Przewoźnika trzeba chwalić. Zresztą też nie PiS wymyślił “żołnierzy przeklętych”. Każda próba “robienia historii i w historii jest niebezpieczna”.