— Wie pan, ten mój sąsiad to taki fałszywy jakiś jest…
— Tak… a dlaczego?
— Zawsze się uśmiecha. To przecież nienormalne!
Mimo że od ponad dwóch lat żyję między Belgią, Francją, a Polską, nie przestaje mnie zaskakiwać dzieląca nas mentalna przepaść. W Europie Zachodniej bycie miłym dla nieznajomych to standard, to cywilizacyjna i mentalna norma. Wszędzie się spotkamy z przywitaniem albo pożegnaniem i życzeniami miłego dnia. W restauracji natomiast, czy w barze, gdy chwilkę pobędziemy sami, niemalże zawsze ktoś nas zagadnie, zapyta o coś, a niekiedy i dosiadzie się, żeby porozmawiać. Ba, w windzie, autobusie, czy na ulicy albo w parku na ławce, szybciej przeprosi nas osoba, którą z własnej winy przez przypadek potracimy, dotkniemy, albo popchniemy, niż sami pomyślimy, jak się w tej niezręcznej sytuacji zachować! I co ważne, ta osoba zawsze będzie miała na ustach i co ważne – w oczach – szczery uśmiech! Hm… w tym kontekście przychodzi myśl: czy być dla drugiego człowieka miłym w Polsce, to taki wielki wysiłek? Czy być życzliwym, to taki wielki uszczerbek? Czy uśmiechanie się jest tak bardzo szkodliwe?…
Na pocieszenie można zauważyć, że brak otwartości w kontaktach z nieznajomymi, to nie tylko cecha Polaków. Dotyczy ona w zasadzie chyba mentalności całej słowiańskiej nacji. Nie ulega też wątpliwości, że wschodnia część naszego kontynentu jest bardziej oszczędna w wyrażaniu emocji, niż mieszkańcy zachodniej czy południowej Europy. Mimo to, przyznać trzeba, że chodząc na przykład ulicami Pragi czy Wilna, nie czuje się takiego chłodu, obojętności, czy wręcz wrogości, jak w Polsce.
Czy niechęć do okazywania sobie życzliwości przez mieszkańców naszej części kontynentu wiąże się z przekonaniem, że uśmiechanie się do obcych ludzi mogłoby zostać odebrane jako kpina, przejaw głupoty, albo próba ukrywania złych zamiarów?
Nie wiem. Wiem natomiast, że w naszej kulturze zachodnie powitania i uśmiechy objawiają się często, jako wyraz fałszywości. Po co bowiem pytać „How are you?” czy „Comment ça va?”, skoro itak nikogo nie interesuje odpowiedź.
Może dlatego funkcjonuje opinia, że życzliwość obcokrajowców jest sztuczna i nieszczera. A może wynika to jednak z tego, że jesteśmy bardziej pragmatyczni, chodzimy twardo po ziemi, i nie bawimy się na co dzień w sztuczne konwenanse? No, ale jeśli tak, to po się innych co pytamy się „jak leci”, mówimy „dzień dobry”, „do widzenia”, „dobrej nocy”, a jak ktoś kichnie – „na zdrowie!”?… To przecież są też w zasadzie tylko zachowania konwencjonalne.
Oschłość Polaków przejawia się nie tylko brakiem uśmiechu czy miłych, ale niewiążących zachowań. Za takim postępowaniem idzie cała sfera relacji międzyludzkich, a nasza mentalność przekłada się na wszystkie aspekty życia – i tego prywatnego, i tego publicznego.
Każdy Kowalski chciałby być dobrze potraktowany na przykład przez urzędnika, do którego przychodzi z jakąś sprawą. Chciałby, aby ten sumiennie i szybko załatwił jego problem, a przy tym, żeby był miły i życzliwy. Ale co nasz Kowalski zaoferuje w zamian? Na ogół nic, bo sam często wobec innych także nie jest życzliwi ani sympatyczny…
Jeżeli chcemy więc, żeby nas dobrze traktowano, to wobec innych sami też zachowujmy się elegancko i życzliwie. Przede wszystkim jednak – uśmiechajmy się, uśmiechajmy się do siebie!
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
www.facebook.com/PoselSzejnfeld/


Wszystko (prawie) racja. Z jednym wyjątkiem: „Reakcją zawsze jest zdumienie”. Za mocny kwalifikator. „Najczęściej” byłoby trafniejsze. A z tymi urzędnikami też mam odmienne doświadczenia. W początkach transformacji zdarzyło mi się po pełnym załatwieniu rejestracji samochodu pobiec (już z tablicami) do kwiaciarni po bukiet dla miłej (i skutecznej) urzędniczki. Kilka lat potem kontrolerka w Urzędzie Skarbowym (!) głowiła się przy mnie, jaką najmniej dotkliwą karę mi wymierzyć za uchybienie podatkowe (przeze mnie zawinione z głupoty). „Bo muszę”! A jeszcze miła, uczynna pani z oddziału ZUS (w centrali już było gorzej). Po urzędniczki w Urzędzie Dzielnicy, po przejęciu stolicy przez HG-W po nieudaczniku LK… A to i tak nie wszystko.