2017-04-16.
Chciałem zobaczyć profesora Piotra Wilczka. Jak wygląda i co powie. To on po Ryszardzie Schnepfie jest teraz odpowiedzialny za lansowanie pozytywnego wizerunku rządu polskiego w USA.
Ale bardzo nie lubię jeździć na drugi koniec miasta. Mam powody. Jeżeli są jakieś imprezy, i jestem zaproszony, wykręcam się, jak mogę. Pojechałem.
Spotkanie nowego ambasadora RP w USA z Polonią chicagowską zorganizowano przy Kościele Świętej Konstancji. Tam, gdzie zawsze. W sali parafialnej zgromadziło się ponad 100 osób. W większości byli to emeryci i lokalni parafianie, którzy oczekując na gościa, wachlowali się tradycyjnymi palemkami. Bo to była palmowa niedziela.
Polski rząd potrzebuje pokazać w USA twarz łagodną i mądrą. Szukano więc kogoś wykształconego, ale subtelnego, bez obcesowości Witolda Waszczykowskiego czy pospolitości Beaty Kempy. Miał to być ktoś z bardzo dobrym językiem angielskim, kto w sposób spokojny, ale błyskotliwy, potrafi przekonać Washington, że w Polsce demokracja kwitnie.
Wybrano Piotra Wilczka, profesora, humanistę i erudytę. Zadanie, które przed nim stoi, nie jest łatwe.
Przykładowo, w jaki sposób nowy ambasador racjonalnie wyjaśni amerykańskim politykom i przedstawicielom innych państw łamanie Konstytucji RP przez prezydenta Andrzeja Dudę i premier Beatę Szydło? W USA nikt nie podważa orzeczeń Sądu Najwyższego, a Konstytucja jest świętością. W dzisiejszej Polsce obowiązują inne standardy. Profesor Wilczek będzie się starał, aby te standardy jakoś zrelatywizować.
Już na wstępie ambasador zaznaczył, że jest zmęczony, jakby sugerując, że niektóre pytania mogą być dla niego uciążliwe. Miał długi dzień. A jeszcze jutro rano jest umówiony z gubernatorem. Konsul Generalny RP w Chicago, Piotr Janicki, major domus, natychmiast potwierdził brak dyspozycji ambasadora i oświadczył zebranym, że spotkanie potrwa tylko godzinę. Ale się przeciągnęło.
Na początku jakiś wiekowy Polonus zrobił wykład o zdrajcach narodu. Dosyć długi. Wicekonsul Konrad Zieliński, odpowiedzialny za udzielanie głosu, zorientował się, że popełnił pomyłkę i odważnie chciał powstrzymać prelegenta. Ale ten nie dał już sobie wydrzeć mikrofonu. Zakończył – chyba ze względów zdrowotnych – dopiero wtedy, kiedy już nie mógł mówić. Według niego, ponad połowa naszego narodu to zdrajcy. Właśnie wrócił z Polski i przekonał się na własne oczy. Wszyscy powinni siedzieć. Ktoś inny zapytał o agenturalność wśród urzędników konsularnych. To podobno plaga rzucona przez Sikorskiego. Potem emerytury w Polsce i USA. Są niby wypracowane, ale podwójnie opodatkowane. I co z tym zrobić? Ambasador spojrzał wymowanie na konsula Janickiego, a ten zręcznie zasłonił się prawną niemocą.
Piotr Wilczek miał jednak możliwość wykazania się dyplomatyczną wirtuozerią. Pojawiły się niewygodne pytania: czy kurcząca się demokracja w Polsce może przełożyć się na pogorszenie stosunków z USA? I potem jeszcze o podziałach pomiędzy Polakami. Również tu, w USA. Czy ambasador ma pomysł, jak temu zaradzić? Sala zabuczała. Jak to? – rozległy się okrzyki. Przecież w Polsce jest demokracja! O co ci chodzi, człowieku? To kodziarz! Patrzcie, ma przypięty znaczek! Kto go tu wpuścił?
Ambasador to przeczekał. Uśmiechnął się życzliwie i wyrozumiale, gdyż ceni kontrargumenty i dyskusję. Jest człowiekiem otwartym, unikającym kategorycznych sądów. O filmie „Smoleńsk”, chociażby, ambasador powiedział: że nie jest to arcydzieło kinematografii, ale warto obejrzeć, a o wyborze Trumpa, że ani to dobrze, ani źle.
Gdy więc na sali zapanował spokój, profesor Wilczek dał znać, że rozumie pytanie, chociaż według niego jest niepotrzebne. Naprawdę. Po co? Ale skoro zostało zadane. No dobrze. Potem stwierdził łagodnie, ale autorytatywnie, że demokracja to takie żywe tworzywo, że się zmienia, w różnych krajach wygląda inaczej, przyjmuje różne formy, w Polsce jest inna, w Turcji też, a nawet – o! – w niektórych państwach nie ma w ogóle Trybunału Konstytucyjnego. Tak że, wiecie państwo, to szalenie złożona sprawa. Na uniwersytecie demokracja jest szkodliwa. Krępuje kreatywność. Nic wtedy nie można zrobić. To tylko taki przykład. Ale tak, oczywiście, dobrze, że pan to poruszył. Dziękuję. Trzeba rozmawiać. Jak najbardziej.
Brawa z sali. No i czego pan jeszcze stoisz? Przecież ambasador panu odpowiedział. A w Polsce demokracja jest. Nie słyszałeś pan? Na znak jednomyślności potrząśnięto palemkami.
Po spotkaniu podeszło do mnie dwóch przedstawicieli „patriotycznej” Polonii. Jeden z nich wykrzyknął mi w twarz, że kompromituję Polskę. Stanęli w rozkroku. Scena gombrowiczowska w sali parafialnej w Chicago. Czułem od nich alkohol. Przetrawiony tylko częściowo.
A zawsze sobie obiecuję: nie jedź na drugi koniec miasta.
Dariusz Wiśniewski

