2017-06-11.
8 czerwca, zaraz po konferencji o uchodźcach na UW (pisałem o niej w SO) odbyło się w kawiarnio-księgarni Radio Telewizja przy ul. Andersa 29 w Warszawie spotkanie, inicjujące działalność Klubów Liberalnych.
Nie wiem, czy to wydarzenie przejdzie do historii i w istocie będzie początkiem jakiegoś ruchu. Spotkanie zostało odnotowane przez portal „Na temat” przez Piotra Rodzika bez entuzjazmu: „Kluby Liberalne – Nowoczesna miała fajny pomysł, ale zrobili to na pół gwizdka”. Rodzik twierdzi, że pomysłodawcą spotkań był Paweł Rabiej z Nowoczesnej. Ja zostałem zaproszony do udziały w panelu przez Jacka Władysława Bartyzela, który twierdził, że to jego pomysł. Zresztą to bez znaczenia; ważne, że spotkania ruszyły.
Na to pierwsze spotkanie przyszło sporo ludzi (na oko około 50 do 80 osób). Oprócz mnie była pani posłanka z Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer i Marcin Celiński, Publicysta Liberte!, przedsiębiorca, przewodniczący Forum Liberalnego. Liberte przedrukowało obszerne fragmenty mego wystąpienia, które zatytułowałem „Państwo moich marzeń”
http://liberte.pl/panstwo-moich-marzen/#
Chętnych odsyłam do tej strony, a poniżej pozwalam sobie przytoczyć całość:
Wierzę w siłę marzeń zdolnych zmienić rzeczywistość – tak jak w nie wierzył Martin Luther King, kiedy w 1963 roku wygłaszał w Waszyngtonie swoje słynne przemówienie „Mam marzenie” (I have a Dream). W tym kilkunastominutowym przemówieniu protestancki pastor skutecznie odwołał się do żywotnych mitów amerykańskiego społeczeństwa, w których wiara w sprawczą siłę ludzkiej woli łączyła się z wiarą w obecność Boga wzmacniającego to, co szlachetne i dobre w ludzkiej naturze. Mimo traumatycznych doświadczeń Afroamerykanów, traktowanych przez stulecia przez swoich białych współobywateli jako niewolnicza siła robocza, potrafił wskazać na to, co ich łączy i odwołał się do wspólnych korzeni zapisanych w amerykańskiej konstytucji. Jak wiemy dzisiaj przesłanie Martina Luthera Kinga jest traktowane jako wspólne dziedzictwo przez wszystkich Amerykanów.
Tej wiary brak nam w dzisiejszej Polsce. Zamiast wiary w łączącą nas historie i wspólne człowieczeństwo jesteśmy świadkami wzrastającej polaryzacji polskiego społeczeństwa. Jednym z głównych źródeł polaryzacji jest religia, która została utożsamiona z sekciarsko i fundamentalistycznie rozumianym katolicyzmem. Co gorsza, właśnie takie wąskie pojmowanie katolicyzmu zostało skutecznie zawłaszczone przez polityków dążących do rządów autorytarnych i sprzecznych z demokratycznymi strukturami naszego państwa. W chwili obecnej politycy rządzącej partii, wraz z zawłaszczonymi mediami publicznymi próbują wmówić społeczeństwu polskiemu, że są jedynymi spadkobiercami i obrońcami autentycznych wartości obywatelskich, patriotycznych, a nawet religijnych. Co więcej w tak rozumianą tożsamość narodową próbuje się włączyć system edukacji państwowej, propagowany model kultury, a nawet proponowany kształt stosunków międzynarodowych.
Z pełnym przekonaniem popieram ideę Klubów Liberalnych, które mogłyby się skutecznie przeciwstawić takiemu archaicznemu i antynowoczesnemu pojmowaniu państwa. Jeśli skutecznie, jako społeczeństwo obywatelskie, nie przeciwstawimy się tej postępującej degradacji państwa, to ryzykujemy marginalizację na arenie międzynarodowej i cofnięcie się o całe stulecia w naszym rozwoju cywilizacyjnym.
Jestem przekonany, że środowiska liberalnej inteligencji mogą wypracować atrakcyjną i skuteczną alternatywę dla niszczącej wizji państwa jaką nam narzucają – działające w dużym stopniu za pieniądze polskiego podatnika – rządkowe ośrodki propagandy. Jestem również pewien, że w środowiskach otwartych katolików polskich, łącznie z księżmi i niektórymi biskupami, można wypracować nowoczesne formy współżycia ludzi wierzących i niewierzących. Nie możemy sobie pozwolić na psucie państwa i na promocję sekciarskich wzorców religijnych. To pierwsze prowadzi do zaprzepaszczenia zdobyczy Okrągłego Stołu, a to drugie jest prostą drogą o kompromitacji istoty religii.
W chwili obecnej istnieje realne niebezpieczeństwo odejścia od standardów demokratycznego państwa z jednej strony i od modelu otwartego katolicyzmu wypracowanego na Soborze Watykańskim II. Właśnie dlatego istnieje pilna potrzeba włączenia się w wychowawczy program naprawy państwa i Kościoła. Nie możemy zrobić tego sami, tylko w solidarnym wysiłku wszystkich ludzi dobrej woli. Nie możemy pozwolić, by historia naszego kraju służyła celom ideologicznym wąskiej grupy polityków i kleru, która chce zawłaszczyć państwo i religię.
Odpowiedzią musi być odwołanie się do najlepszych tradycji naszego kraju, w której otwartość i tolerancja stanowiła wartość podstawową. Historia nie może być traktowana jako źródło legitymizujące wąski partyjny i sekciarski interes. Nie może dochodzić strukturalnej amnezji, który pozwala z jednej strony na usuwanie prawdziwych faktów i prawdziwych bohaterów, którzy je tworzyli, a z drugiej umożliwia tworzenie fałszywych bohaterów i alternatywnych faktów.
Jednym z najpotężniejszym źródeł nowej polityki historycznej są archiwa, zwłaszcza zasoby Instytutu Pamięci Narodowej. Znalazły się one jednak w ręku ludzi nieodpowiedzialnych i opętanych żądzą tworzenia nowego „autorskiego” obrazu przeszłości. Ale właśnie te archiwa, odczytane we właściwym kontekście historycznym powinny stać się okazją do budowania zgody narodowej. Powinniśmy im przywrócić właściwą funkcję odkrywania prawdy o naszej najnowszej historii. W tym również historycy kościelni powinni nam pomóc rekonstruując pełną prawdę o stosunkach kościoła i państwa.
Kończąc chcę wyrazić nadzieję, że powstająca dzisiaj idea Klubów Liberalnych stanie się potężną siłą społeczną pozwalającą przywrócić wiarę w siłę obywatelskiego zaangażowania i przyczyni się wyparcia z przestrzenie publicznej głosów skrajnych i niszczących struktury demokratycznego państwa.
Dyskusja była bardzo ciekawa choć poniekąd przewidywalna. Czułem się dość nieswojo w roli obrońcy Kościoła katolickiego w Polsce, bo nie mam na temat tej instytucji wiele dobrego do powiedzenia, zwłaszcza zważywszy na jej zachowanie po politycznym przełomie w 1989 roku.
Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że właśnie Kluby Liberalne stwarzają realną możliwość na wybrzmienie różnych racji, a nie tylko biało-czarnych. Mówił o tym ostatnio Rafał Matyja w wywiadzie dla Gazety Wyborczej. Może rzeczywiście powstała przestrzeń dla tych, którym nie wystarcza nazbyt przewidywalny spór polityczny. Być może zostanie wypełniona nisza, której nie do końca udaje się wypełnić ciągle szukającego swego miejsca KOD-u.
Stanisław Obirek
Bez kompleksów Profesorze;
>Czułem się dość nieswojo w roli obrońcy Kościoła katolickiego w Polsce, bo nie mam na temat tej instytucji wiele dobrego do powiedzenia, zwłaszcza zważywszy na jej zachowanie po politycznym przełomie w 1989 roku.<
Wierzyć nie wierzyć, oto jest pytanie..
Jezuici zaczynają być bliscy mojemu sercu…
https://opinie.wp.pl/pawel-lisicki-czarny-papiez-nie-wierzy-w-diabla-6131368362247809a
Drogi Profesorze był Pan tam długo i chyba nigdy nie uważał Pan że konfratrzy są durniami.
Przyszedł czas?
Na brak wiary?
I co dalej?
Właściwie to mnie Magog natchnął, może napiszę/powiem (jeśli jakiś Liberalny Klub mnie zaprosi) coś o Kościele moich marzeń. A mam takowe. Wtedy mógłbym przedstawić Pawła Lisickiego jako Wielkiego Inkwizytora polskiego katolicyzmu, który robi wszystko by maluczkich w wierze naiwnej utrzymać i strzeże każdego odruchu zdrowego rozsądku. Problem w tym, że nawet jezuici polscy zachowują się jak Lisicki i niestety nie wsłuchują się w głos ani swego papieża Franciszka ani swego generała Arturo Sosa , którego wywiad z 31 maja dla El Mundo uważam za znakomity.
Tak, to słuszna uwaga: „Jednym z głównych źródeł polaryzacji jest religia, która została utożsamiona z sekciarsko i fundamentalistycznie rozumianym katolicyzmem.”
To niewidzialne, ale dlaczego? – dla głównych tuzów dyskursu publicznego, instrumentalizowanie ważnych dla większości ludzi odczuć transcendencji zjawisko można analizować na kilka sposobów.
Z jednej strony to POLITYCZNA gra globalnej instytucji z Watykanu dla utrzymania władzy i statusu majątkowego (troszkę sprzeczna z wykładnią ewangeliczną, ale widać od wieków, to żaden problem), zachowanie typowe dla partii politycznych, z jakichś powodów nieodkrywane w swej istocie i skutecznie maskowane erystycznie.
Z drugiej, podmiotem są politycy opakowujący swoją żądzę władzy w sztafaż religijny, wprost – dopraszając kler do państwowych form sprawowania urzędu i skrycie, korupcją polityczną, czy tylko ma to wymiar symboliczny zapytam retorycznie, uzyskując poparcie wybranych partii z ambon, na codzień propagandowo, a i wyborczym wskazaniem wybrańca.
Odpowiedź, dlaczego instytucje państwa demokratycznego (PKW i SN) akceptują tę niewidzialność, powinna stać się przedmiotem analiz. Jeżeli chcemy żyć w państwie nowoczesnym, oczywiście.
I wreszcie ad rem: Idea Klubów Liberalnych jest ciekawa, problem jedynie w tym, że najlepsze rezultaty dałaby poza dużymi miastami, bo tam swoją propagandę od lat (27) prowadzi bezkonkurencyjnie proboszcz. Państwo się wycofało.
Wydaje mi się, że ewentualne włączenie rozważań na temat miejsca kościoła katolickiego (czy szerzej religii) w przestrzeni publicznej winno się odbyć przy aktywnym udziale i jawnym udziale przedstawicieli tej instytucji i to najlepiej miejscowego kleru lub świeckich aktywistów katolickich. Sądzę, że dotyczy to zarówno tzw. prowincji jak i dużych ośrodków miejskich. Ważne też by włączyć w działania KL lokalne media tradycyjne (prasa, radio tv) i media społecznościowe. Chodzi o to by naprawdę był to ruch społeczny i obywatelski, a nie partyjny i polityczny. Oczywiści te sprawy są trudne do rozdzielenia, ale programowo powinno być jasne, że nie chodzi tu o zbijanie kapitału politycznego tylko o budowanie społecznego porozumienia i wzajemnego zaufania. Być może udałoby się tym sposobem zmniejszyć obecność (a nawet wszechobecność) mowy nienawiści w polskiej przestrzeni publicznej. Społeczna energia znalazłaby pozytywne ujście.