Daleko jestem od Warszawy i pytają mnie z lewa i prawa.
Czy to prawda, czy tylko zabawa,
czy to samobój, czy zjawa.
Czy ten naród bohaterski spod Tobruku i Monte Cassino zwariował doszczętnie.
I teraz zawiązuje demokracji pętlę.
Stoję jak słup soli.
Gdyż będąc zagranicą nie wolno pluć na swoich,
choćby byli grabarzami Ojczyzny.
Ale serce boli.
Jerzy Klechta
Podzielając emocje – totalnie nie zgadzam się z wnioskiem. Nie tylko wolno mówić źle o swoich (także o matce, ojcu dzieciach i szwagrach, jeśli są oni idiotami lub przestępcami) w każdych okolicznościach – ale należy; i zwłaszcza za granicą, i zwłaszcza do obcych. Jeśli „swój” jest bandziorem – to do diabła z nim. Niechaj cywilizowany świat wie, że w środku Europy powstało śmierdzące szambo, zafundowane nam przez żyjących tu kretynów. „Brudy pierzemy w rodzinie” – to najobrzydliwszy faryzeizm, jaki znam. Rodzina, przynależność plemienna i „swwojość” nie są żadną wartością; a już z pewnością nie najważniejszą.
BM ogłosił:
>Rodzina, przynależność plemienna i „swwojość” nie są żadną wartością; a już z pewnością nie najważniejszą<
*
Mam nadzieję, że zdaje Pan sobie sprawę z tego, że w tej osobliwej deklaracji jest Pan nieco odosobniony.
*
W sensie prawnym o matce, ojcu i dzieciach wolno mówić źle (o ile ma to pokrycie w prawdzie), ale na głosiciela tej prawdy nie patrzy się ze specjalną życzliwością i nie przynosi mu to splendoru, niezależnie od wyznawanych wartości.
Pan chyba nie ma dzieci.
PS
Współodczuwam ból serca pana Klechty.
Mam i dzieci, i wnuki. Oczywiście, życzę im jak najlepiej – ale nigdy cudzym kosztem. Jeśli miałbym na przykład wybierać kogoś na jakieś stanowisko, to by mi przez myśl nie przeszło uwzględnianie pokrewieństwa. Zresztą moim idolem jest mój przyszywany wuj, który – będąc nauczycielem matematyki – trzech swoich synów po kolei bez litości oblał na maturze. To postępowanie jest mi niesłychanie bliskie ideowo.
Z odosobnienia w swoich poglądach zdaję sobie sprawę. Parę przyjaciółek (podkreślam celowo płeć) z tego powodu straciłem; może zresztą konkretnie z tego powodu, że tzw. święty związek małżeński i wierność za wszelką cenę również uważam za brednię. I jakoś to przeżyłem, a brak splendoru z tej okazji wisi mi paczką kitu u sufitu w charakterze frędzla.