Stanisław Obirek: „Twarzą” Małgorzaty Szumowskiej – Pierrot pokazuje Polskę B6 min czytania

 

Szumowska ze Srebrnym Niedźwiedziem

Twarz”, najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej widziałem na pokazie premierowym. Długo się zastanawiałem, czy o nim napisać. Nie zachwycił mnie jak dwa poprzednie („W imię” i „Ciało”), o których pisałem w SO. Zastanawiałem się nad oporem, który w mnie się zbudził po obejrzeniu filmu; a przecież ze względu na temat powinien mi być najbliższy. Wszak opisuje polską wieś, z jakiej pochodzę, sporo miejsca poświęca Kościołowi katolickiemu i polskiej religijności, którymi się od lat zajmuję.

Więc właściwie film adresowany do mnie.

Potrzebowałem kilku tygodni, by przyznać rację koledze, z którym dzieliłem się swoimi wątpliwościami. Powiedział krótko: „nie jesteś filmoznawcą więc nie musisz się znać na szczegółach technicznych, ale o filmie napisz, bo to ważny moralitet”. Przyznaję: to jest moralitet i to z tych sięgających głębin naszych nieuświadomionych archetypów, jakie kierują naszymi również nie do końca uświadomionymi zachowaniami.

To nie jest grzeczny film a jego reżyserka nie jest grzeczną dziewczynką. Wprost przeciwnie film jest okrutny, a reżyserka drapieżnym obserwatorem polskiej rzeczywistości. Nie jest to jednak film antypolski jak media narodowe zdążyły go już określić. Ten film pokazuje, że tak naprawdę antypolskie jest narodowe zadęcie, które na każdym kroku sprawia, że groteskowe spojrzenie odsłania prawdziwe oblicze zakłamanej polityki rządzącej partii (na przykład funkcjonowanie służby zdrowia) i hipokryzji dominującego wyznania (najważniejszy największy pomnik Chrystusa, który ma patrzeć w kierunku Częstochowy).

TWARZ – oficjalny zwiastun filmu Małgorzaty Szumowskiej

„Twarz” w kinach od 6 kwietnia. . Najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej, jednej z najciekawszych polskich reżyserek, laureatki wielu międzynarodowych nagród m.in.: Srebrnego Niedźwiedzia dla Najlepszego Reżysera na 65. MFF w Berlinie („Body/Ciało”), Teddy Award na 63. MFF w Berlinie („W Imię…”), Silver Leopard Award na 61. MFF w Locarno („33 sceny z życia”).

Nie wszystkim się ten film spodobał. Najwięcej pretensji do reżyserki mieli ci krytycy (głównie prawicowych pism i portali), którzy filmu nie widzieli. Wiedzą jednak, że to film niedobry, bo antypolski. Ale również krytycy liberalni i lewicowi nie szczędzą mu kwaśnych uwag, jak choćby notorycznie niezadowolony Krzysztof Varga (no jest zadowolony… ze swoich dokonań). Otóż zdaniem felietonisty Wyborczej nic w tym filmie nie jest ważne, ale to, że jest to film dziwny, bo źle traktuje polską prowincję i polski lud. „Jednak nie Jacek ze swą nową twarzą jest tematem tego filmu, nie jego psychologiczne rozterki, nie jego walka wewnętrzna, nie przemiana wreszcie – odnoszę wrażenie, że w zasadzie tej postaci mogłoby w filmie nie być, a i tak niewiele by to zmieniło. Bo jest to film nie o człowieku zmagającym się ze swą traumą, ale o tubylczej ludności polskiej i jest to film zadziwiający”. Jeśli w wypowiedzi Vargi jest coś zadziwiającego, to właśnie jego opinia. Bo przecież to właśnie zderzenie Jacka (i to zarówno przed, jak i po zmianie twarzy) z własnym środowiskiem stwarza moralitetowe napięcie, o którym mówił mój kolega.

Sama Szumowska wielokrotnie tym mówiła w licznych wywiadach, zwłaszcza po otrzymaniu w Berlinie nagrody Srebrnego Niedźwiedzia. W rozmowie z Tadeuszem Sobolewskim w GW, 24 02 2018: „To nie miał być realistyczny, rodzajowy film, jakich wiele. Od początku do końca jest wymyślony formalnie przeze mnie i operatora Michała Englerta, ze specyficzną optyką, która narzuca pewien rodzaj percepcji. Chodziło o to, żeby w samej estetyce filmu odejść jak najdalej od oczywistości i stworzyć dziwaczną, klimatyczną bajkę rozgrywającą się w świecie, który sam jest zdeformowany. Bajkę dziką, dynamiczną, bardziej zgodną z moją energią niż dotychczasowe filmy”. W tym sensie jest to film prawdziwy.

Jednym z powtarzających się zarzutów (i to z prawa i z lewa) pod adresem Szumowskiej jest przeświadczenie, że ona nie zna wsi, że zrobiła film z pozycji Warszawki zupełnie odklejonej od polskiej wsi. To zarzut chybiony i reżyserka słusznie się broni, że jest wprost przeciwnie.

Znowu przywołam odpowiedź Sobolewskiemu, który z kolei sugeruje, że w swoim sposobie przedstawiania wsi i jej mieszkańców pastwi się nad nimi. Odpowiada: „Nie powiedziałabym, że się pastwię, ani że się naśmiewam. Ja ich znam. Ci, co zajmują się dystrybucją mojego filmu na świecie, powiedzieli, że portretuję tych ludzi z czułością. Z jednej strony mam do nich masę pretensji jak to do Polaków i Polski. Z drugiej – w jakimś sensie ich akceptuję. Zawsze ciekawiła mnie w Polakach ta dzikość, chciałam ją sportretować. Mam ją też w sobie”.

Dlaczego jej nie wierzyć? Ostatnio właśnie tę dzikość, zwłaszcza ludzi pijanych widziałem w teatrze w spektaklu „Pijani” opartym na scenariuszu rosyjskiego dramaturga Iwana Wyrypajewa. Nie wiem, czy przedstawiał Rosjan, czy Polaków (od lat mieszka w Polsce więc mogliśmy go zainspirować), ale dobrze uchwycił słowiańskiego ducha i jego spieranie się z Bogiem, zwłaszcza po pijaku. Podobnie jest u Szumowskiej. Polacy są szczególnie skłonni do szczerości, gdy mają w czubie. Choć bywają dla siebie okrutnie również po trzeźwemu, jak pokazuje scena rozgrywająca się w filmie „Twarz” na cmentarzu czy w galerii handlowej.

I jeszcze kilka uwag o polskiej religijności, o tym, dlaczego w filmie pojawia się „największy pomnik Jezusa Chrystusa i jakie to ma znaczenie. Powiada Szumowska: „Ten Chrystus z pomnika ma im służyć. Jest jak bóstwo opiekuńcze. Ale to oni nim rządzą. I w rezultacie religia jest po to, żeby schlebiać ich ciemnocie. Tym ludziom po raz pierwszy tak dobrze się żyje. Wydaje im się, że niczego już nie potrzebują od świata. Uważają, że w Polsce jest najlepiej, najbezpieczniej. Nie ma uchodźców, nie ma obcych, nie ma terrorystów”. Taki właśnie jest nasz kraj i film go pokazał w „wielkim stężeniu”.

Jednak są też krytycy filmowi, którym film się spodobał, co warto odnotować. Na przykład Barbara Hollender, napisała w Rp 4 04 2016, że „to krzyk artystki – film o tym, co ją boli we własnym kraju. Ale też uniwersalna przypowieść o nietolerancji, o prawie do inności i budzeniu się do wolności”. Też tak uważam.

A korzystając ze zwięzłego przedstawienia fabuły pióra Hollender chętnie je przywołam, bo oddaje i moje przeświadczenie, że „Szumowska zrobiła film o prowincjonalnej Polsce. O świecie zachwycającym się pięknymi krajobrazami, a jednocześnie pełnym nietolerancji, chamstwa, fałszywego poczucia siły. Sportretowała kulturę disco polo i mężczyzn, którzy w knajpie opowiadają dowcipy o Żydach i muzułmanach. I zakłamany, siermiężny katolicyzm, gdzie łatwiej postawić groteskowy pomnik, niż okazać empatię człowiekowi, który przestał pasować do obowiązującego schematu. Gdzie ksiądz wygłasza kazanie o miłości bliźniego, a nawet zbiera pieniądze na rehabilitację dla Jacka, ale jednocześnie sprowadza egzorcystę, żeby wypędzić z jego ciała „tego drugiego”, który umierając, oddał mu swoją twarz”.

No i na tym można zakończyć zachęcając Czytelników SO do obejrzenia filmu i wyrobienia sobie o nim własnego zdania. Dla mnie, jeśli miałbym się odwołać do skojarzeń historycznych, to najbliższym wzorcem jest Pierrot, jeden z bohaterów commedia dell’arte, typ pełen melancholii i tęskniący za lepszym światem. W filmach Małgorzaty Szumowskiej oznacza to przenikliwą diagnozę ludzkiej małości i fałszu. Jak wiadomo dobra diagnoza to podstawa uzdrowienia nie tylko w przypadku zdrowia jednostki, ale i całego społeczeństwa.

Stanisław Obirek

 

7 komentarzy

  1. Poltiser 12.05.2018
  2. Obirek 12.05.2018
  3. Lola 13.05.2018
    • wejszyc 13.05.2018
  4. wejszyc 13.05.2018
  5. PIRS 13.05.2018
  6. Obirek 14.05.2018