2018-06-18.
Na razie nie mam powodów do zmiany zdania na temat obecnego pontyfikatu, choć powody przyczyny mojego zniecierpliwienia są inne niż znanego krakowskiego prałata, który modlił się o możliwie szybkie odejście papieża Franciszka do domu Pana. Gdybym miał swoje myśli przełożyć na modlitwę, to raczej byłaby to modlitwa o jego możliwie długie trwanie na stolicy piotrowej .
Na pewno nie cieszą mnie Franciszkowe uwagi na temat podobieństw między aborcją a nazizmem. Sądzę, że argentyński papież mógłby się doszkolić zarówno w historii nazizmu jak i aborcji, która w rękach religijnych fundamentalistów stała się jeszcze jednym narzędziem kontrolowania kobiet i niewiele ma wspólnego z troską o życie. Najlepszym przykładem są osobliwe wybory polityczne i społeczne właśnie naszej nadwiślańskiej celebrytki Kai Godek, która w zabieganiu i trosce o życie nienarodzonych nie znalazła czasu, by pomóc już narodzonym niepełnosprawnym. Jak wiadomo przez 40 dni musieli znosić arogancję obecnej władzy i obojętność – równie jak Godek zatroskanych o przyszłe życie nienarodzonych – hierarchów kościelnych. No, ale to ich problem i ich sumienia; nie mnie się tym zajmować, choć wraz z innymi to odnotowuję.
Wracam do Franciszka i przygotowywanej przez niego i dziewięciu kardynałów, których sobie od razu po wyborze na papieża dobrał, konstytucji apostolskiej Praedicate Evangelium, która ma zastąpić opublikowaną w 1988 roku przez Jana Pawła II Pastor Bonus. Lektura tego drugiego dokumentu sprowokowała niewesołe myśli, że polski papież bardzo się przejął polskimi doświadczeniami i chciał koniecznie wszystko i wszystkich kontrolować. Być może miał rację, bo przecież Kuria Rzymska aż tak bardzo od polskiego episkopatu – pod wodzą kardynała Wyszyńskiego – nie odbiegała. Zastanawia mnie jednak, że ten dokument jest niedostępny w polskim tłumaczeniu; czyżby to była wiedza zbyt niebezpieczna dla polskiego czytelnika?
W każdym razie już rzut oka na spis treści uświadamia, jak bardzo Wojtyła chciał mieć wszystko pod kontrolą. Dodać trzeba, że nie tylko chciał, ale i miał. Dobierał bowiem sobie współpracowników zgodnie ze znaną zasadą – mierny, ale wierny. Może nie wszyscy byli mierni, ale na pewno wszyscy byli wierni. A sam tytuł nieco łudzący – mówi bowiem o dobrym pasterzu, ale myśli w dokumencie zawarte mówią o pasterzu dobrze kontrolującym.
Przyszły dokument Franciszka mówi o głoszeniu Ewangelii, będzie więc stanowił znaczące przesunięcie akcentów – chodzi nie tyle o zachowanie i strzeżenie, ale o kontakt ze światem. Ciekawy jest też dobór tych, którzy są odpowiedzialni za ten przyszły dokument. Oto ich nazwiska i kraje pochodzenia: kardynał Giuseppe Bertello, prezydent Papieskiej Komisji Miasta Watykańskiego; kardynał Francisco Javier Errazuriz Ossa, emerytowany arcybiskup Santiago z Chile; kardynał Oswald Gracias, arcybiskup z Bombay; kardynał Reinhard Marx, arcybiskup z Monachium; kardynał Laurent Monsengwo Pasinya, arcybiskup z Kinshasa, Kongo; kardynał Sean Patrick O’Malley, arcybiskup z Bostonu; kardynał George Pell, prefekt Sekretariatu od Spraw Ekonomicznych (nieobecny, jest w Australii); kardynał Oscar Andres Rodriguez Maradiaga, arcybiskup z Tegucigalpa, Honduras; i kardynał Pietro Parolin, Watykański Sekretarz Stanu.
Jak poinformowało biuro prasowe Watykanu, rada kardynałów opracowała pierwszą wersję tekstu przekazanego papieżowi do ewentualnych zmian, jeśli takowe będą konieczne, pożyteczne lub potrzebne. Było to trzydniowe spotkanie od poniedziałku 11 czerwca do środy 13, a poszczególne spotkania sesje trwały od 9 rano do 12:30 a po południu od 4:30 do 7; w każdym ze tych spotkań Franciszek uczestniczył osobiście. Ostatnim tak intensywnym spotkaniem posiedzeniem były narady z biskupami chilijskimi, które zakończyły się podaniem całego episkopatu do dymisji. Ciekaw jestem jaki będzie skutek tych narad?
Nie trzeba być wielkim znawcą spraw watykańskich, by zdać sobie sprawę, że wpływ polskiego Kościoła na to, co się dzieje w Watykanie, w tej chwili jest mocno ograniczony. Mówiąc wprost: jest żaden. Ten fakt pozwala domniemywać, że i nowy dokument będzie zupełnie odmienny od tego, co przed 30 laty zaproponował polski papież.
Stanisław Obirek
Coś jakby ta oczywista oczywistość zaczynała się przebijać do ogólnej świadomości…. :
Kościół nie jest dziś sojusznikiem prodemokratycznych przemian w Polsce. Wybrał przeciwną drogę
I wspiera PiS jako partię antyliberalną. Kiedy zastanawiamy się nad przyczynami dojścia PiS-owskiego autorytaryzmu do władzy, nie ograniczajmy się do wytykania błędów PO, nawet jeśli te miały miejsce. Tu inni Szatani byli czynni – felieton Agaty Bielik-Robson.
Ostatnio wśród publicystów prasy liberalnej zaszła pewna zmiana: Dominika Wielowieyska, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Cezary Michalski, a w końcu Paweł Wroński napisali wyraziste teksty krytyczne wobec Kościoła katolickiego w Polsce. Nie tylko pod adresem ojca Rydzyka et consortes, ale też całego kościelnego środowiska i nieszczęsnej roli, jaką odegrało ono w torowaniu, a następnie cementowaniu władzy PIS
To ważna zmiana, warta odnotowania, bo zgodnie z niepisanymi umowami polskiej transformacji Kościół traktowany był dotąd jako sojusznik reform w zasadzie, a piętnowano tylko poszczególne przypadki odstępstwa, przez długi – zbyt długi – czas uważane za wyjątki. Tymczasem od dobrej dekady sytuacja systematycznie się odwraca: wyjątki stają się regułą, Kościół wchłania przekaz ojca Rydzyka, a w związku z tym wygasa licencja na taryfę ulgową. I dobrze, bo trzeba to sobie powiedzieć jasno – tak jasno, by uświadomiła to sobie także opozycja, wciąż tkwiąca w układzie domyślnym pierwszego okresu transformacji – że Kościół nie jest dziś żadnym sojusznikiem prodemokratycznych przemian w Polsce. Że wybrał dokładnie przeciwną drogę – otwarcie wspiera PiS jako partię antyliberalną, która świadomie i z rozmysłem realizuje odwrót od demokracji w stronę rządów autorytarnych.
I nie jest to decyzja podyktowana kaprysem, lecz głęboko przemyślany plan. Dokonawszy kilku podstawowych kalkulacji, Kościół doszedł do wniosku, że w demokratycznym ustroju, w którym ceni się prawa jednostek, także tych najsłabszych, nie przeżyje skandalu pedofilii, który zrujnował reputację Kościoła w Irlandii, a ostatnio w Chile. A jeśli przeżyje, to na pewno nie w tak kwitnącej finansowo i statusowo formie, do jakiej zdążył się już przyzwyczaić po roku ’89. Wszystkie bowiem apanaże, jakie wtedy uzyskał od młodej demokratycznej władzy, mogłyby zostać cofnięte, tym razem w wyniku oddolnych inicjatyw ofiar dochodzących swoich praw, które stanowią o życiu każdej realnej, nie tylko fasadowej demokracji.
Co demokracja Kościołowi dała odgórnie, mogłaby mu także odebrać oddolnie – i na to już zgody nie było. Decyzja, by odtąd wspierać polityczny regres w Polsce, zapadła gdzieś wtedy, w okolicach niesławnej afery arcybiskupa Paetza, i odtąd już PiS regularnie rósł w sondażach.
Kiedy więc zastanawiamy się nad przyczynami dojścia PiS-owskiego autorytaryzmu do władzy, nie ograniczajmy się do wytykania błędów PO, nawet jeśli te miały miejsce. Tu inni Szatani byli czynni – cała kościelna instytucja, która w imię swoich partykularnych interesów wypowiedziała wojnę polskiemu dobru wspólnemu.