Krzysztof Łoziński: Jeden naród, jedna partia, jeden wódz… NIE!6 min czytania

 

2018-07-26.

Chciałbym na chwilę, nie odrywając się od bieżących wydarzeń, spojrzeć nieco szerzej na to, co się w Polsce odbywa. A odbywa się zamach stanu i budowanie brunatnej dyktatury.

Cofnijmy się o parę dni do istotnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w trakcie wywiadu dla tygodnika „Sieci”, która spotkała się raczej z lekceważeniem, niż z uwagą. Ja jednak daleki jestem od lekceważenia tej wypowiedzi. Jarosław Kaczyński, być może niechcący, ujawnił kolejny krok algorytmu przejmowania państwa: użycie przemocy i pacyfikację wszelkiej opozycji.

Jarosław Kaczyński powiedział: “W Hiszpanii ludzie, którzy wzywali do buntu przeciw demokratycznemu rządowi, siedzą w więzieniach z perspektywą kilkunastoletnich wyroków”. I dalej: (w Polsce) „sądy uniewinniają masowo tych, którzy w sposób oczywisty łamali prawo, np. rzucali się na drogę, blokowali legalne demonstracje. Widziałem te zachowania z bliska”. Po czym, na pytanie braci Karnowskich: „I tak będzie zawsze?”, odpowiada: “Na pewno polskie życie publiczne wymaga jakiegoś uporządkowania, ale oczywiście zawsze w Polsce będzie wolność, i to wolność większa, niż jest dziś na Zachodzie”.

W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że to tylko takie gadanie, ale w końcu polskiej wolności nic nie grozi. Nic bardziej błędnego. Zwrot: „zawsze w Polsce będzie wolność, i to wolność większa, niż jest dziś na Zachodzie” to po prostu część stałego rytuału propagandy PiS – po części pogróżek i obelg zawsze następuje taki lub podobny passus. Nic on nie znaczy. Istotna jest treść przed tym: „Na pewno polskie życie publiczne wymaga jakiegoś uporządkowania…”, czyli tak być nie może i tak nie będzie.

Kaczyński po prostu ujawnił swoje emocje i prawdziwe zamiary: będą aresztowania, polityczne procesy, będzie dyktatura i terror.

W tym samym wywiadzie Kaczyński zapowiada, choć w nieco zawoalowany sposób, że nie uzna wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, bo bez politycznego opanowania Sądu Najwyższego wszystkie pozostałe „reformy” nie miałyby sensu. To przecież zupełnie jasna deklaracja – celem jest pełna dyktatura, a bitwa o Sąd Najwyższy jest decydująca, jest ostatnim aktem dobijania demokracji, a zarazem jest to deklaracja, że Prezes nie wyklucza całkowitego wycofania Polski z Unii Europejskiej, bo dyktatura jest celem nadrzędnym.

Zamach stanu dokonywany przez PiS odbywa się według dobrze przygotowanego algorytmu, sprawdzonego już w paru innych krajach (byłych republikach sowieckich, na Węgrzech, częściowo w Turcji). Stąd podejrzenie, że algorytm ten nie powstał w naszym kraju. W skrócie wygląda on tak:

  1. Obsadzić stanowisko prezydenta posłusznym i bezwolnym osobnikiem, który wykona każde polecenie rzeczywistego bossa;
  2. obezwładnić sąd konstytucyjny;
  3. zmieniać ustrój państwa za pomocą zwykłych ustaw, sprzecznych z konstytucją;
  4. opanować media publiczne i używać ich jako tuby propagandowej;
  5. w propagandzie bazować na dwóch elementach: obietnicach socjalnych (nawet zupełnie nie realnych, które nigdy nie zostaną spełnione) i odwoływaniu się do najgorszych ludzkich instynktów (np. radości z zaszkodzenia komu innemu, ja z tego nic nie mam ale jemu zabrali! Hura!);
  6. nie przeszkadzać opozycji w protestowaniu, ignorować i oczerniać, szczuć na opozycję, ale nie bić (do czasu), taktyka: oni protestują, a my i tak robimy swoje, na bicie i więzienie przyjdzie czas;
  7. przekupywać aparat własnej partii, radnych, posłów, urzędników, synekurami w państwowych przedsiębiorstwach, jednocześnie stosując cichy szantaż: wyłamiesz się – tracisz wysokie dochody;
  8. opanować resorty siłowe, obsadzić swoimi ludźmi, opanować aparat ścigania (prokuraturę, ABW, CBA) i uczynić z niego posłuszne narzędzie, które wykona każdy rozkaz;
  9. obezwładnić armię, pozbawiając ją zdolności bojowej, tak by nie była zdolna do buntu. Zamiast armii zorganizować ideologiczne uzbrojone bojówki;
  10. opanować i skorumpować, lub sterroryzować sądy, uczynić je posłusznymi
  11. (w tym miejscu algorytmu jesteśmy);
  12. używając opanowanego aparatu państwa, przemocą spacyfikować wszelką opozycję (usunąć opozycyjnych posłów z Sejmu, wyaresztować lub zastraszyć opozycję pozaparlamentarną).

Kolejność działań według tego algorytmu nie musi być dokładnie taka, ale konieczne jest wykonanie wszystkich elementów. Rezultatem końcowym będzie pełna dyktatura i typowe państwo mafijne, w którym cały aparat władzy skierowany jest na wydojenie z gospodarki jak największych zysków dla siebie. Takie państwo mafijne mamy już na Węgrzech, gdzie funkcjonariusze państwowi zachowują się jak żołnierze mafii, wymuszają łapówki, synekury, posługują się groźbami, a nawet je realizują używając do tego aparatu państwa.

Jeżeli PiS opanuje Sąd Najwyższy, przejdzie do ostatniego etapu (przemocy) i algorytm będzie zrealizowany w całości. Przejęcie Sądu Najwyższego jest to o tyle istotne, że nawet po utracie władzy politycy PiS mogą przez dłuższy czas pozostawać bezkarni, nie mówiąc już o tym, że odebranie im władzy drodze wyborów staje się niemal niemożliwe.

Obecne zmiany w prawie dotyczącym sądów, a Sądu Najwyższego i KRS zwłaszcza, oznaczają podporządkowanie Jarosławowi Kaczyńskiemu, jednemu człowiekowi, całego aparatu państwa, wszystkich trzech władz. Sąd Najwyższy obsadzony partyjnymi nominatami ma zapewnić cztery rzeczy:

  1. Wpływać na wynik wyborów „uwzględniając” protesty wyborcze. Wcale nie trzeba unieważniać wyborów. Wystarczy uwzględnić protest o lokalnym znaczeniu i uznać, że należy wybory powtórzyć i powtarzać je aż do oczekiwanego skutku.
  2. Zapewnić bezkarność ewentualnym podsądnym Trybunału Stanu. No, bo któż jest przewodniczącym Trybunału Stanu? Prezes Sądu najwyższego.
  3. Zapewnić taką wykładnię prawa, by była korzystna dla władzy. Często zapominamy o tym, że jedną z najważniejszych ról Sądu Najwyższego jest orzekanie o wykładni przepisów, o tym jak je interpretować.
  4. Izba dyscyplinarna ma karać i usuwać niepokornych sędziów (ew. także prokuratorów i adwokatów).

Obecnie widzimy już początki ostatniego punktu algorytmu: narastanie przemocy fizycznej i zastraszania opozycji, oraz stopniową marginalizację parlamentu. Można podśmiewać się, że Sejm i Senat stają się cyrkiem, ale to nie jest śmieszne, tylko groźne. Żadna dyktatura nie toleruje zarówno jakiejkolwiek opozycji, jak i normalnie działającego parlamentu. Gdy dyktator osiąga pełnię władzy, parlament przestaje mu być potrzebny. Co najwyżej toleruje jego atrapę, jako propagandową dekorację. W PRL Sejm niby istniał, ale o niczym nie decydował. Parlament niby istnieje na Białorusi, w ZSRR istniała Rada Najwyższa, ale to tylko dekoracje. Prawdziwy ośrodek władzy znajdował się gdzie indziej. I tak już teraz jest w Polsce. Rządzi jednoosobowo Jarosław Kaczyński. Nie jest „szeregowym posłem”. Jest dyktatorem. W tej chwili walczy już nie o władzę, bo ją ma, tylko o bezkarność dla siebie i swoich sługusów oraz o utrwalenie dyktatury, tak by jej obalenie stało się niemożliwe.

Smutne to, co piszę, ale niestety musimy wiedzieć, na czym stoimy i z czym walczymy. Nigdy nie wygramy żywiąc się złudzeniami, że jeszcze mamy jakąś demokrację i jakąś praworządność.

Czy zatem nasze protesty mają jakiś sens? Tak, mają sens, bo mogą obudzić drętwą część społeczeństwa, a tego dyktator się boi najbardziej. Z walką bez przemocy jest tak, jak z demokracją: ma wiele słabości, ale na razie nikt niczego lepszego nie wymyślił.

 

Krzysztof Łoziński

Print Friendly, PDF & Email
 

11 komentarzy

  1. jacekm 26.07.2018
  2. jacekm 26.07.2018
  3. Tetryk56 26.07.2018
  4. wsc 26.07.2018
  5. Nela 27.07.2018
  6. Stary outsider 27.07.2018
  7. wsc 27.07.2018
  8. Stary outsider 27.07.2018
    • j.Luk 27.07.2018
  9. Stary outsider 27.07.2018
  10. teles 29.07.2018