myślą, mową, uczynkiem i zaniechaniem…
29.08.2018
…powtarza w każdej spowiedzi powszechnej podczas mszy, również papież Franciszek. I przyznam, że ciągle jeszcze bronię w sobie jakiejś dozy sympatii doń bo wiem, że liczne jego zaniechania są wymuszone.
Zdając sobie sprawę z jego ograniczeń, rozumiem, że jeśli by przeprowadził radykalne porządki w kurii watykańskiej, to pozbawiłby się możliwości kierowania Kościołem, z braku narzędzi i z powodu sabotażu hierarchów
Wiem, dlaczego nie może sobie pozwolić, aby expressis verbis nakazać udzielania komunii małżonkom, których wcześniejsze małżeństwa były zawarte w kościele. Wie co mu grozi. Redaktor Tomasz Terlikowski, jako plus catholique que le Pape, uważa za niebezpiecznego liberała nawet Chrystusa z jego słowami: „…bierzcie i jedzcie z tego wszyscy”. I jeśli Franciszek to zalecenie, powtarzane na każdej mszy, każe wykonywać dosłownie, to red. TT doprowadzi do schizmy w Kościele. On już umieszczenie przez Franciszka w katechizmie zakazu kary śmierci przyjął z najwyższym oburzeniem.
Z karą śmierci jednakże jest łatwo o tyle, że już nie Kościół już ją orzeka i wykonuje. Ale to, jak należy traktować zbrodnie, przestępstwa i występki popełniane przez ludzi Kościoła – to wynika z jego działania jako instytucji. A przede wszystkim od tego papież mówi i robi. I czego nie robi.
Otóż papież Franciszek mówi dużo i słusznie. Słusznie i dużo. Ale czy nie za dużo? Ile można się kajać i płakać, przepraszać, żałować, współczuć, potępiać. Przecież te słowa i gesty zaczynają się dezawuować. Czy Franciszek nie zdaje sobie sprawy, że może się stać – już się staje? – postacią śmieszną i żałosną? I to przy takiej władzy jaka należy do jego urzędu!
Władcą absolutnym, z bożej łaski, zostawało się przez sam fakt właściwego urodzenia się w rodzinie Habsburgów, Burbonów czy Romanowych. A łaska niekoniecznie obdarzała rozumem i charakterem wraz z władzą. Lecz na konklawe staje się do wyboru, już po długiej drodze życiowej i dokonaniach podlegających o cenie. I akceptuje się wybór, przeważnie po serii głosowań. Widziały gały…
Inne czasy i miejsce, inne sprawy, inni ludzie i inne warunki. Ale zasady te same. Non possumus. Stefan kardynał Wyszyński. Rozumiał bezlitosne uwarunkowania, dbał o powierzoną mu materię, szedł na kompromisy i jawne ustępstwa. Do punktu, który uznał za granicę, za którą przestają być ważne inne względy. Czy aby Kościół „z naszym papieżem Franciszkiem” nie przekracza tej granicy? Nie widząc jej, czy nie mając siły aby się na niej zatrzymać?
Ewangelia jest publikacją ogólnie dostępną i każdy ma prawo się na nią powoływać. Wyłania się z niej dobry Chrystus z przesłaniem miłości i dobroci, wyrozumiałości i przebaczenia. I przy tym:
Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie. Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.
(Mt XVIII,6-11)
Nieco innymi słowami powtarzają zapis Mateusza ewangeliści Marek i Łukasz. Wydawałoby się, że dla kogoś, kto uznaje, że Ewangelia kanoniczna jest słowem bożym, kto uznawany jest – i chyba sam się uznaje – za namiestnika Boga na ziemi, to dla tego kogoś jest jasno wyznaczona przez Ewangelię granica, za którą obowiązuje to non possumus. Dictum est!
To chyba dla ludzi Kościoła, a więc przede wszystkim dla papieża, powinno znaczyć, że nie możemy w nim tolerować funkcyjnych popełniających te czyny i współwinnych, którzy ich kryją.
Od odreagowujących swoje kompleksy siostrzyczek w internatach, po księży kardynałów, metropolitów i prefektów kongregacji na Watykanie. A to oznacza wydalenie ze stanu duchownego, pozbawienie wszystkich stanowisk, tytułów, godności, apanaży i wszelkich innych możliwych przywilejów. Sądy duchowne dla duchownych swoją drogą. Lecz tam gdzie czyny wchodzą w kolizje z kodeksami karnymi i się nie przedawniły, tam winno nastąpić wydanie władzy świeckiej dla „ukarania bez przelewania krwi”. Dla Św. Inkwizycji oznaczało to spalenie na stosie, lecz po ostatniej franciszkowej zmianie w katechizmie – już nie aż tak straszne.
A co się dzieje? Kardynał Bertrand Law, metropolita Bostonu, kryjący księży pedofilów, przenoszący ich z miejsca na miejsce z dostępem do kolejnych ofiar, musiał opuścić stanowisko, po wykryciu tego procederu przez gazetę „The Boston Globe”. (Kto nie widział filmu „Spotlight” niech się postara zobaczyć) Ląduje w Rzymie jako archiprezbiter bazyliki papieskiej – św. Jana Pawła II – Santa Maria Maggiore, w latach 2004 -2011. To bardzo szacowny obiekt kultu, oblegany przez wiernych i turystów, których wstęp reguluje policja. Za jakie zasługi ta honorowa pozycja?
Juliusz Paetz, arcybiskup metropolita poznański. Wykorzystywał seksualnie księży, kleryków. To najcięższy wśród stawianych mu zarzutów. Długo nie skutkowały. Dopiero w roku 2002, Jan Paweł II, pod naciskiem dr. Wandy Półtawskiej, z której zdaniem liczył się od lat, pozbawił go stanowiska i zakazał mu posługi biskupiej. Zatem Paetz bryluje w Poznaniu jako arcybiskup senior. Bywa, uświetnia, koncelebruje msze. Nie zraża go spotykana czasem odprawa.
Przed obchodami 1050-lecia chrztu Polski, abp. Celestino Migliore, legat papieski przypomniał szykującemu się do tej gali Paetzowi, że „Ojciec Święty zdecydowanie ponawia zaproszenie do życia w odosobnieniu, w postawie skruchy i modlitwy”. Wytrwał w tym niecały rok. „Jestem tu u siebie” – powiedział, a ramię Franciszka już do Poznania nie sięga . Zastanawiające jak to znoszą konfratrzy koncelebransi Paetza, przystępujący z nim ad altare Dei.
Z punktu widzenia wierzących, czyny nierządne, o których tutaj mówimy, gwałcą, jasno wyłożone i autoryzowane przez magisterium Kościoła, przykazania boskie, określane ostatnio jako prawo naturalne. Niech i tak będzie. Jest ono w tym zgodne z kantowskim prawem moralnym we mnie/w nas i z oceną kodeksów karnych cywilizowanych krajów. Otóż wspomniane wyżej zaniechanie ze strony Kościoła i jego najwyższego zwierzchnika oznacza współwinę, naruszającą wszystkie te trzy prawa.
Poza tym pozostaje w sprzeczności z czymś co się określa jako damage control, co Kościoła powinno dotyczyć, tak jak większości instytucji na ziemi.
Niniejszy tekst został poprzedzony tekstem p. Jarosława Dudycza i kilkoma tekstami p. Stanisława Obirka. Wszystkie na ten sam temat. Z tekstu p. Dudycza i komentarzy doń wynika oczywisty wniosek. W transcendencję Kościoła można wierzyć lub nie. Ale na Ziemi jest to ziemski podmiot, poddany ziemskim prawom i narażony na ziemskie przypadki. Często zawinione i niebezpieczne. Jeśli dotyczy to podmiotu, który zajmuje ważne miejsce w świadomości publicznej – co może dotyczyć dużej firmy, a już na pewno związku wyznaniowego – to nie wystarczy kwalifikowana pomoc prawna. Skrupulatna obrona, negująca, bądź zmniejszająca winę, wysuwanie okoliczności łagodzących – to wszystko może być skuteczne przed sądem profesjonalnym, ale nie przed sądem opinii publicznej.
Oczywiście w obu przypadkach należy natychmiast przerwać zły proceder. Ale damage control wymaga natychmiastowego przyznania się do winy, bez prób jej pomniejszania, szukania wytłumaczeń i wskazywania współwinnych. Obrona tylko rozjusza oskarżających. Dobrze robi nawet przyznanie się do czegoś, co zgoła nie jest zarzucane, potępienie, odsunięcie i ukaranie kogo należy, nie ograniczając się do płotek. Spektakularne zmiany naprawcze, głośne i pokorne przeprosiny, możliwe zadośćuczynienie. To w poważnym stopniu rozbraja krytyczne i nawet wrogie nastroje, budzi odczucia zrozumienia, a nawet współczucie.
Jeśli się chwilę zastanowić, to przecież nie widać w tym niczego sprzecznego z praktyką, którą Kościół od wieków zaleca, tylko jakoś nie bardzo stosuje do siebie. Niemądrze. Ksiądz profesor Józef Tischner zostawił spostrzeżenie, że nigdy nie spotkał kogoś, kogo by wiary pozbawili lektorzy marksizmu – leninizmu, a wielu widział pozbawionych jej przez księdza proboszcza.
Żeby tylko proboszcza! Nie przypadkiem wspomniałem teksty prof. Obirka o papieżu Franciszku. Są one spokojne, rzeczowe, analityczne, no i krytyczne.
Z całym szacunkiem, panie profesorze. Doceniam, że dostrzega pan wszystkie pozytywne strony Franciszka i jego pontyfikatu. Podoba mi się, że stara się pan zachować do niego sympatię. Ale nie tylko mnie przychodzi to z coraz większym trudem. Bo w jego przypadku coraz trudniej jest bilansować liczne plusy i ten jeden minus, zaniechanie.
Papieża uważa się za namiestnika Jezusa na Ziemi. Powinien więc zadać sobie za każdym razem pytanie: jak by postąpił Jezus w tym przypadku? Cytowany fragment Ewangelii jest jednoznaczny.
Jezus nie zajmował się polityką i nie zależało mu na dużej liczbie wyznawców (nie mówiąc już o gojach). Ale papież jest politykiem i przeprowadza kalkulacje polityczne, a w tych kalkulacjach ważna jest liczba wiernych a mniej ich jakość i to co podobno najważniejsze w Kościele: zbawienie. Panuje przekonanie, że pan Jezus jest miłosierny i odpuści grzechy.
Przedziwna to religia z daleko posuniętym rewizjonizmem w stosunku do nauk Nauczyciela.
Uznawanie Starego i Nowego Testamentu za jedyne prawdziwe „słowo boże” prowadzi do absurdów, np., że nie wolno jeść krewetek. Zdania z tych książek mają taką samą wartość logiczną, jak wszystkie „prawdy wiary” wymyślone później, np., czyściec, czy obecnie uznawane 10 przykazań. Dlatego bym się nie podpierał argumentami z Testamentów. A używanie określenia „prawo naturalne” jest takim samym określeniem jak „Prawo i sprawiedliwość”.
Drogi Hazelhardzie,
Albo ja źle się modliłem, albo ty mnie Panie źle zrozumiałeś.(bułgarskie)
Czy JA się podpieram Testamentami? Ja tylko staram się udowodnić, że papież się nimi NIE podpiera, choć się do tego zobowiązał.
Nie musisz na każdą wzmiankę o tej publikacji reagować jej krytyką. Odruch warunkowy? Tu przecież nie o to chodzi.
Opinia publiczna oczekuje od Franciszka oczyszczenia stajni Augiasza jaką jest krk w Rzymie i jego kościoły regionalne. Tymczasem Franciszek ma świadomość, że oczyszczenie krk ze zboczonych oraz zdemoralizowanych hierarchów i księży może zaszkodzić potędze i wszechwładzy kościoła, oraz grozić buntem wewnętrznym. Ten bunt nie tylko sparaliżuje pracę kurii w Watykanie tudzież prace episkopatów krajowych. Ten bunt może zaszkodzić jedności krk w tym życiu samego papieża. Czy zatrem ktoś świadomie targnie się na własne życie, tym bardziej iz byłaby to daremna ofiara? Naprawdę Franciszek a wraz z nim krk powszechny stoi przed koniecznością rozwiązania kwadratury koła: naprawą koscioła w drodze oczyszczenia go z patologii, a patologie sa sensem istnienia większości hierarchów i księży. Jak to sie skończy – niczym czyli gniciem i powolnym upadkiem krk, ale na pewno nie radykalnymi reformami. Tak przyzwoitośc przegrywa ze zgniłym realizmem.
No to mamy kolejny tekst o KRK, kompetentny, pełen cytatów z pism źródłowych i nie tylko. Chyląc głowę przed Autorem za lekkość poruszania się po tekstach ewangelicznych chciałbym, korzystając z tego, że Autor przywołuje świetny tekst J Dudycza o kościele jako korporacji, przypomnieć podstawowe prawo funkcjonowania wszelkich organizacji. Kościół jest organizacją, dużą, o światowym zasięgu.
Przypominam – celem każdej organizacji jest po pierwsze – trwanie a po drugie – rozwój. Cała reszta to dodatki. Skoro tak, to trudno oczekiwać, że najwyższy funkcjonariusz organizacji ją zlikwiduje, może jedynie osłabiać jej rozwój, Trwanie jest poza jego kompetencją, gdyby zechciał to zrobić to nie zdąży – organizacja go usunie, nawet fizycznie, ma długie tego tradycje.
Takie organizacje gniją, to trwa lata, wszystko zależy od rzeszy wiernych – a te maleją. Trzeba działać na rzecz przyśpieszenia tego procesu i tyle
Warto sięgnąć po dobrą poezję, by stwierdzić jałowość sporów o naprawę kościoła i daremność oczekiwań na poprawę.
Jan Kochanowski, Fraszki, rok 1584:
O KAZNODZIEI
Pytano kaznodzieje: „Czemu to, prałacie,
Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?”
(A miał doma kucharkę.) I rzecze: „Mój panie,
Kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięćset na nie;
A nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele,
Bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele”.
Kościół jest taki, jaki jest, bo chce takim być. Paetz, Wesołowski, Gil i ta cała wielotysięczna reszta przestępców seksualnych, kombinatorów, cwaniaków i oszustów jest doskonale osadzona w tradycji „świętego kościoła powszechnego”. Nie ma co liczyć na zmianę. Można mieć nadzieję (niewielką), że Polacy w końcu, wzorem Chilijczyków i Irlandczyków, odwrócą się od tej podłej instytucji.
Można mieć nadzieję (niewielką), że Polacy w końcu, wzorem Chilijczyków i Irlandczyków, odwrócą się od tej podłej instytucji……Kiedyś z pewnością tak… Niestety nie w najbliższej przyszłości.Poziom zaczadzenia tego narodu przez KRK jest porażający. Bez realnego rozdziału KRK od państwa jaki zrobili to np. Francuzi już 1905 ( !!!!! ) PL będzie zawsze skansenem katolickiego i cywilizacyjnego ciemnogrodu .
@JacekM Oczywiście się zgadzam całkowicie, ale zostawiam sobie szczelinę dla płonnej nadziei, bo inaczej przyszło by mi oszaleć.
Cieszy mnie ocena moich tekstów jako spokojnych i rzeczowych. Ja już parę razy też cierpliwość do Franciszka straciłem, ale ciągle daje mu szansę. Wynika to z prostego porównania z poprzednikami, którzy też się kajali i winy wyznawali (zwłaszcza Jan Paweł II), ale jednocześnie mianowali słabych i nawet bardzo słabych biskupów. To się zdarza i Franciszkowi (abp Jędraszewski w Krakowie), ale rzadziej. I jak dotąd konsekwetnie odsuwa od władzy szczególnie szkodliwych (kard. Burk i Muller). A, że to wszystko mało. Owszem z tym też się zgadzam i czekam na więcej. A czasu cora mniej i zapewne konserwatyści już przebierają nogami, by wybrać swojego.
Moja ocena Karola Wojtyły (Franciszka oceniam podobnie): To był przede wszystkim polityk. Jako papież dostał do dyspozycji ogromną machinę, którą mógł wykorzystać w takim celu, jaki sobie postawił. Przypuszczam, ze jego priorytetem było wykorzystanie machiny, a nie naprawa machiny. Przypuszczam, ze wady machiny uznał za mniej istotne od celu, który chciał osiągnąć. Przypuszczam, ze tymi celami była ewangelizacja, walka z komunistyczną ideologią, i wyzwolenie Polski i Wschodniej Europy od dominacji Związku Radzieckiego. (Przypuszczam, ze w tej kolejności.) On na tym się skupił. Czy mamy go osądzać i potępiać? No, wyobraźmy sobie generała, który rzuca żołnierzy do bitwy, choć wie, ze dawno nie myli zębów i ze śmierdzi im z ust. Czy możemy rozumieć generała, który najpierw chce wygrać bitwę, a dopiero potem posłać żołnierzy do dentysty?
Zaznaczam, ze ja nie pochwalam smrodu z kościelnej gęby. Ja nie uważam, ze cel uświęca środki. Powyższy akapit nie usprawiedliwia ani kościelnej pedofilii, ani Maciela, Wesołowskiego, czy innych kościelnych przestępców. Natomiast chciałbym zaproponować spojrzenie na Wojtyłę jako na całkiem ziemskiego polityka z całkiem ziemskimi celami, które osiągał środkami, jakie miał do dyspozycji. Ja nie wiem, czy on sam wierzył w katolicką doktrynę. I mało mnie to obchodzi. To my wierzymy w niego, i w tym się przejawia nasza naiwność. Tymczasem to był jeszcze jeden polityczny wódz. Nie wiem, dlaczego traktujemy go jako coś innego od politycznego wodza, jakich było i będzie wielu. Moim zdaniem, na tej skali on był wybitny. Miał charyzmę, potrafił porwać tłumy, i potrafił osiągnąć swój polityczny cel. A że zostawił po sobie gnój? No, cóż. To, co zastał, to i zostawił. Jego celem najwyraźniej nie była naprawa Kościoła. To my teraz ex post przypisujemy mu cele, których on sobie nie postawił, i próbujemy go rozliczać za to, ze ich nie osiągnął. Zaznaczam, ze to jest moja opinia, a nie „prawda o Wojtyle”.
Franciszka oceniam podobnie. Moim zdaniem, to jest polityk, który robi, co może. A ze nie może? A może nie chce? Co to za różnica? Polityk, jak to polityk.
@Narciarz2 „Czy mamy go osądzać i potępiać?” Tak, i również chwalić. „Nie wiem, dlaczego traktujemy go jako coś innego od politycznego wodza”. Wydaje mi się, że właśnie w SO traktujemy go jako politycznego wodza. To w przekazie kościelnym, medialnym, szkolnym, propagandowym traktuje się JP2 tylko jako świętego, wielkiego Polaka itp. itd. Zgadzam się z Panem: był skuteczny, miał charyzmę, uwiódł miliony. Nie ma sporu. Ale skuteczność to ważny, ale nie jedyny element oceny polityka. Mnie, jako zwykłego obywatela, interesują skutki, zwłaszcza po latach, owych jakże skutecznych działań, które ukształtowały świat, w jakim żyję. W tym przypadku ocena Wojtyły, tego, co pozostawił po sobie, nie wypada najlepiej.
No, tak. Nie przewidział dwadzieścia lat do przodu. Nie był prorokiem. Parę lat po śmierci został przerobiony na gipsowego krasnala i na napoleonkę, którą Kościół dosładza, jak tylko może. Podobnie, jak JPII Popiełuszkę przerobił na coś, czym nigdy nie był, tak samo sam JPII został przerobiony. Zmarli to nawóz Kościoła, a kłamstwo to jego owoc wyhodowany na zmarłych.
Nie wiem, czy był, czy nie był prorokiem. Kształt i znaczenie krk w Polsce dzisiaj zawdzięczamy jego skutecznym decyzjom. Inne kraje z tą wątpliwą schedą nie mają żadnego problemu, my będziemy się zmagać przez dziesięciolecia. Gipsowego krasnala zrobił sam z siebie.
Widząc co się wczoraj wydarzyło na mszy w kościele św Brygidy ( występ PAD + podziękowanie za goebbelsowską propagandę Kurskiemu w TV przez Sławoja L.Głodzia…) ….. : Jak nisko upadł i skundlił się polski Kościół….!!!!
Gdzieś przeczytałem komentarz dot. słów Głodzia: „I odnowił oblicze telewizji. Tej telewizji”.