09.10.2018

Radzieccy towarzysze, z pomocą poputczików z PiS, nie przestają raczyć nas podsłuchami z knajpianych ględ w czepkach urodzonych naszych większych i mniejszych lokalnych oligarchów.
Ostatnio odpalili nową i pełniejszą wersję podsłuchanych pogaduszek ówczesnego szefa banku WBK, a obecnego premiera Mateusza Morawieckiego, który, trochę już podpity, rzewnie i dosadnie dzielił się swoją mądrością z takimi samymi jak on, bogatymi półinteligentami. Może to i cenny przyczynek do jakichś badań nad świadomością tej grupy społecznej, ale, umówmy się, nie ma tam niczego odstającego od normy tego środowiska – raczej już obrazek rodzajowy, socjologiczny jeleń na rykowisku. Zgodnie z oczekiwaniami, podniósł się raban, a drobne cytaciki z nieco bełkotliwego słowotoku Morawieckiego – o misce ryżu, Żydach i strzelaniu do uchodźców – stały się amunicją w ideologicznie słusznym, jak najbardziej, polowaniu na tę sprzedajną, banksterską czarownicę.
Ale my tutaj nie lubimy polowań, nawet tych słusznych. Bo że Morawiecki karierowiczem jest, gotowym pleść dowolne głupstwa i kłamstwa, by tylko swoje załatwić, to rzecz wiadoma i ponad wszelką wątpliwość udowodniona. Wychowany w PRL i pływający od lat w brudnych wodach biznesu i polityki, stał się takim samym dobrotliwym cwaniaczkiem, sprytnym niedoukiem, jak tysiące innych w tych nie grzeszących szczególną kulturą ani szczególną mądrością środowiskach. […]
Gadki z kategorii „mordo ty moja” są czymś najbardziej naturalnym i zgodnym z obyczajem wszelkich „grup trzymających władzę” – nie ma co się zbytnio zżymać i oburzać. Święty gniew byłby tu na nie na miejscu. Co nie znaczy, że mamy zaraz tych spoconych od myślenia parweniuszy do serca tulić. Są, jacy są, i można się cieszyć, że nie są gorsi. W końcu w wielu krajach władza należy do regularnych gangsterów i prostaków. Polska – do bólu przeciętna – również pod tym względem utrzymuje się w przeciętnej: nie rządzą ludzie kulturalni i subtelni, lecz i nie przestępcy. […]
Zadałem sobie trud wysłuchania inkryminowanych nagrań Mateusza Morawickiego, mojego wrocławskiego krajana i rówieśnika, do którego z tego powodu odczuwam pewną na solidarności pokoleniowej i topograficznej opartą sympatię. Miałem nadzieję, że nie były one aż takie straszne i że będę mógł to napisać. No i nie przeliczyłem się w swych nadziejach. Jeśli oczyścimy te wypowiedzi z bełkotliwych szumów i wulgaryzmów, typowych dla średnich lotów biesiadowania nie najwybitniejszych pań i panów, to otrzymamy czysty przekaz, w którym nie ma nic szczególnie mądrego ani głupiego – ot, niezbyt głębokie może, ale dość typowe opinie i diagnozy człowieka o przeciętnych, mieszczańskich poglądach i horyzontach ani za wąskich, ani za szerokich. Myślę, że taka metoda rekonstrukcji intelektualnej zawartości niechlujnego przekazu, polegająca na jego translacji na język zborny i formalny, jest uprawniona. Zresztą każdy może ocenić to sam, bo nagrania są dostępne w sieci.
Cóż takiego powiedział Mateusz Morawiecki przed pięcioma laty w słynnej „Sowie i Przyjaciołach”? Mniej więcej to:
„Doceniam odpowiedzialną postawę współczesnych przywódców politycznych, jak Merkel, Sarkozy czy Hollande, którzy mierzą się z rozbudzonymi aspiracjami materialnymi społeczeństw Zachodu, nawykłych do nieustającego wzrostu poziomu życia i jakości usług publicznych. Angela Merkel umiejętnie sobie z tym radzi. W okresie powojennym szybki wzrost był możliwy dzięki bardzo ograniczonym potrzebom i oczekiwaniom ludności, która gotowa była ciężko pracować za bardzo niskie wynagrodzenie.
Niestety, później, a zwłaszcza przez ostatnie 25, społeczeństwa Zachodu żyły już i wciąż żyją na kredyt, [gdyż konsumpcja nie ma już pełnego pokrycia w wartości produkcji]. Wedle dostępnych mi danych, dług publiczny Wielkiej Brytanii wynosi 400 proc. PKB, podobnie jest w Japonii, a w przypadku Irlandii wskaźnik ten wynosił 800 proc. Taka sytuacja musi kiedyś doprowadzić do poważnego kryzysu. Jedynym rozwiązaniem, które mogłoby zapobiec temu kryzysowi, jest ograniczenie oczekiwań konsumpcyjnych ludności – w Niemczech, Hiszpanii, Francji…, czyli konsensus społeczny, oparty na zrozumieniu przez te społeczeństwa, że długu nie można powiększać w nieskończoność, a za to konieczna jest ciężka praca.
Gospodarka światowa może zostać uzdrowiona, jeśli ludzie pogodzą się ze skromniejszym stylem życia. Mamy na zawarcie tej nowej umowy społecznej jakieś dziesięć, może dwadzieścia lat, a jeśli to nie się nie uda, to wtenczas grozi nam nawet wojna. Dlatego podziwiam to, co robi Merkel albo Obama. Nie chcemy wojny, lecz ona nam grozi, bo w sytuacji wielkiego kryzysu gospodarczego, to właśnie wojna najbardziej efektywnie wymusza zmiany w gospodarce, a zwłaszcza ograniczenie konsumpcji. […]
Moje doświadczenia wynikające z kontaktów, jakie mam kręgach wielkich prywatnych instytucji finansowych na Zachodzie nie napawają optymizmem. Kierują nimi bogaci ludzie różnych narodowości, chciwi i zepsuci przez nadmiar kapitałów i władzy, jaką w związku z tym posiadają, niezdolni w swej krótkowzroczności myśleć o niczym innym, niż o własnym zysku. Przyjmują wąską perspektywę liberalną i nie dostrzegają szerszego kontekstu społecznego i etycznego gospodarki, o którym mówią socjaldemokraci. Nie rozumieją, że oprócz zysku w gospodarce ważna jest również redystrybucja. I jeśli nadal nie będą tego rozumieć, to ściągną na nas katastrofę. Jej bezpośrednim źródłem będzie przeludnienie w Azji, np. w Pakistanie, bezrobocie młodzieży, jak w Nigerii. Z przeludnienia i braku pracy w Azji i Afryce, zwłaszcza w obliczu rozbudzonych w skali globalnej wysokich aspiracji materialnych współczesnych pokoleń, biorą się wielkie, nie dające się kontrolować ruchy migracyjne i rodząca się na ich tle przemoc. Są to bardzo niebezpieczne procesy. Gwałtowny przypływ imigrantów, idący w miliony, wywoła panikę w Europie i zapewne doprowadzi do zmasowanej przemoc wobec nich”.
Cóż, uwagi jak uwagi.
Dalej Morawiecki dowiaduje się od kolegów-bankowców, że PO myśli o nim jako o kandydacie na ministra skarbu. Dla dyrektora banku to kłopotliwa propozycja, bo wiadomo, ile zarabia minister, a ile dyrektor… Później jest coś o SKOK-ach, ale Morawiecki się nie wypowiada, poza tym, że o ile wie, to układ w SKOK-ach opiera się na środowisku wojskowym (swoją drogą, całkiem to ciekawe). Do tego dochodzą jeszcze gadki-szmatki o załatwianiu intratnych posad dla Aleksandra Grada i Przemysława Czarneckiego, syna Ryszarda. Objawiona przez Morawieckiego chęć finansowego wsparcia Grada pokazuje, jak w środowiskach establishmentu naturalna i oczywista jest solidarność ponad aktualnymi podziałami (bo nie wiadomo, kto na jakim stanowisku może się jeszcze w przyszłości znaleźć), niemniej jednak odzywa się niecne podejrzenie, że kwota do stu tysięcy, którą Morawicki miały dać Gradowi, tytułem jałmużny na rodzinę, nie pochodziłaby z jego prywatnych środków. Za rękę jednak go nie złapaliśmy. A co do młodego Czarneckiego, to wyszło w końcu na to, że jest za cienki i zbyt kapryśny, żeby mu załatwiać dobrze płatną pracę.
Ostatecznie wychodzi Morawiecki z afery taśmowej obronną ręką. Na tle jego rozlicznych głupich i kłamliwych wypowiedzi oraz gestów, jak złożenie kwiatów na grobach faszystów z Brygady Świętokrzyskiej NSZ, pogaduszki z „Sowy i Przyjaciół” to małe piwo. Mateuszek jest bardzo niegrzeczny, ale jak na siebie, wtedy, w knajpie, nie rozrabiał jakoś szczególnie. Poza tym to prywatne rozmowy, nagrane przez wrogów, z zamiarem manipulowania polską sceną polityczną i szantażowania ludzi, więc rozdymanie tego i używanie w walce politycznej byłoby moralnie wątpliwe. Mateusz Morawicki dostarcza wiele znaczenie lepszej jakości kompromatów na swój temat – i to wcale nie z podsłuchów pochodzących.
Skupiajmy się lepiej na tym, co mówi i robi dziś, jako premier. A mówi i robi takie rzeczy, że można mieć wątpliwości, czy przestał być wrocławskim nastolatkiem z epoki Jaruzelskiego i naprawdę wydoroślał. Nie jest może tak żenująco infantylny, jak kręcący główką i głupkowato szczerzący się Duda, ale do swych lat z pewnością nie dorasta. I jeśli to ma być nasz nowy Gierek, który osłodzi nam życie po odejściu Gomułki, to ja już bym wolał prawdziwego Gierka. Tamten, choć nie za mądry, to przynajmniej był autentyczny – za to Morawiecki wręcz przeciwnie. Obaj wszak należą do szeroko w polityce reprezentowanej kategorii „wicie, rozumicie”. Ale to już innym temat, na inną okazję.
Jan Hartman
Te twarze: Młody Wojtek Młynarski miał wyraźne, rodzinne jakby podobieństwo do przystojnego, ale znacznie atletyczniejszego Edwarda Gierka. Tamta peerelska zmiana, oglądana przez nas wówczas często na pierwszej stronie Trybuny Ludu Jako KC albo BP PZPR kojarzyła mi się zawsze z hasłem “Cosa Nostra”, ale można było oglądać te ponure, nigdy uśmiechnięte twarze bez specjalnego wstrętu. Może dlatego, że nie istniały żadne stop-klatki z nagrań na żywo. Te sprawiają, że przyłapani “na jednej nodze” Dobrzezmienni wyglądają jak własne karykatury. I nie pomoże tu żaden szacunek dla urzędu. Bo każdy kto ma oczy… ale przecież nie oczami, tylko mózgiem widzimy zamroczonym przez… najrozmaitsze rzeczy. U Salcie Landman przeczytałem kiedyś, że była świadkiem, jak (na Partajtagu w Norymberdze) Bundesmaedel zlewały się ze wzruszenia w majtki podczas przemówienia Wodza. (Ciekawe, czy ktoś to sprawdzał po jakimś koncercie Beatleesów.)
.
Zamiast “kompromatu” zaproponuję inny grecko-łacińsko-polski neologizm : kopromat.