23.11.2018
Dzień amerykańskiego indykobójstwa nazwany świętem dziękczynienia według luźnej anegdoty o pokojowej kolacji angielskich kolonialistów z miejscowymi Indianami (w przerwie ich zabijania), w świecie nowoczesnym z godzeniem się nie ma nic wspólnego. Nawet wzajemne dziękowanie sobie przy stole stało się niemodne (sztuka oratorska wymiera), dla armii wędrowców na te coroczne (na szczęście!) spotkania z oddalonymi nieraz o setki mil, rodzinami. „Happy thanksgiving” znaczy : „podeżryj u rodziny ile wlezie”, a o północy idź do sklepu na zaczynający się już o pierwszej w nocy „czarny piątek” i kup za połowę ceny co ci jest niepotrzebne, a następnego dnia wróć do sklepu i zamień to na coś równie niepotrzebnego.
Tylko raz w historii amerykański prezydent zorientował się w głębokiej metaforze święta dziękczynienia: w środku rzeźni wojny domowej, Abraham Lincoln w swoim orędziu wezwał obie strony do dziękczynnego stołu, aby spróbowały pojednania.
Aż doczekaliśmy się prezydentury Wielkiego Kłamcy, który w swojej indyczej przemowie nie tylko nie zaproponował Amerykanom dogadania się w sporze ideologicznym, jakiego ten kraj od czasu wojny domowej nie doświadczył, ale puścll w eter kłamstwo, które przeszło wszystkie dotychczasowe.
Według tego igrającego z ogniem awanturnika, który poza wybraniem się na następne cztery lata nie ma dla kraju żadnej wizji („Über alles” trudno nazwać programem), poćwiartowanie saudyjskiego opozycjonisty- dziennikarza w saudyjskim konsulacie w Turcji przez piętnastu laborantów śmierci, którzy przylecieli prywatnym samolotem, a wylecieli po zmyciu podłogi z krwi i odparowaniu ciała i kości w wypełnionych chemikaliami kadziach, „mogło, ale nie musiało nastąpić za wiedzą następcy tronu, który podobnie jak on, Trump, jest oburzony tą zbrodnią”. Według CIA – musiało. Według mnie: jedyną reakcją powinno być odwołanie saudyjskiego ambasadora.
„Gdybyśmy zerwali stosunki z Arabią Saudyjską”, mówi swoim żołnierzom wysłanym na granicę meksykańska, żeby jak będzie trzeba strzelać do uchodźców, to się będzie, „to pozostaniemy w świecie sami, bez sojuszników”.
Bez sojuszników? A Polska?
Pan Morawiecki zaciera ręce: z władzą można zrobić co się chce, byle wygrać wybory. Potem będzie coraz łatwiej wybić się na nowe wyżyny kłamstw, bo jak powiedział tatuś, prawo prawem, a liczy się wola narodu.
polecam ‘How to learn from the turkey’ strony 40-45 “The black swan, the impact of the highly improbable” Nassima Taleba. Jak się okazuje Bertrand Russell użył wprawdzie kurczaka lecz to właśnie indyk doczekał się wykresu na str.41. I ciekawe co o tym sądzą wszystkie czytające indyki.