Słowa i czyny
25.01.2019
Trwa wzmożenie moralne. Wszyscy wszystkich nawołują do robienia rachunku sumienia. To w warstwie werbalnej. W działaniu, zwłaszcza instytucji państwowych, nie ma zmiany. Prokuratura Zbigniewa Ziobry, telewizja Jacka Kurskiego, Senat „pisowskiego” marszałka Karczewskiego, wszystkie prawicowe media związane z obozem rządowym – każdego dnia dostarczają licznych dowodów na kontynuację tego, co było.
Mnie to nie dziwi. Taka jest natura polityki, zdominowanej obecnie przez narzędzia, przez speców od marketingu politycznego i doradców wizerunkowych, na których partie wydają pieniądze podatników, otrzymywane jako dotacja za wynik uzyskany w wyborach. Takie jest prawo uchwalane przez tych, którzy stają się jego beneficjentami.
Z wielu wydarzeń, wypowiedzi, gestów składających się na klimat tych dni po morderstwie, po pogrzebie, po emocjach wielu tysięcy ludzi – chciałbym skupić się na tylko dwóch incydentach.
Po pierwsze, na kompromitującej scenie wypinania się z kabli, rzucania mikrofonu na pulpit i wychodzenia ze studia radiowego w wykonaniu wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego, Piotra Glińskiego.
Ta gwałtowna reakcja powodowana była prostym pytaniem o przyczynę zmniejszenia dotacji dla Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Minister Gliński – zamiast odpowiedzieć na proste pytanie redaktora o powód radykalnego zmniejszenia dotacji (z przeszło siedmiu milionów do czterech i to w roku, w którym ECS planuje różne uroczystości związane z 30 rocznicą wyborów 4 czerwca), dotacji z pieniędzy publicznych – wstał, zaplątał się w kable i wyszedł ze studia, mówiąc, że na żadne pytania dotyczące Gdańska odpowiadał nie będzie.
To ważne. Minister wskazał na przyczynę – pytanie o dotacje ECS, to pytanie o Gdańsk, a Gdańsk – to żałoba po śmierci prezydenta Adamowicza, człowieka bardzo związanego z Europejskim Centrum Solidarności. To dlatego minister kultury nie może naruszać tabu, jakim jest żałoba po zmarłym.
Pięknie to mogłoby świadczyć o wrażliwości ministra, gdyby nie to, że to jawny fałsz i oszustwo.
Minister Gliński, skoro nie może zawłaszczyć ECS tak, jak zrobił to z Muzeum II Wojny Światowej, traktuje ECS jak wroga. Wroga jego wizji historii, kultury, a zwłaszcza dziedzictwa narodowego. Dotacja w wysokości czterech milionów to przy tym nie jest dobra wola ministra. To obowiązek, wynikający z prawa. To, że przez kilka ostatnich lat dotacja wynosiła trochę ponad siedem milionów – wynikało z potrzeb i planów ECS, szczególnie ważnych w szczególnym roku trzydziestolecia. Obcięcie dotacji ministerialnej – to nic innego, jak przejaw walki politycznej i próby siłowego wprowadzania „dobrej zmiany” w kulturze i nowej polityki historycznej w tym, co ministerstwo określa jako dziedzictwo narodowe. Fochy ministra Glińskiego pokazują dowodnie, co jest prawdą, a co tylko nieszczerym rządowym gadaniem o potrzebie zmiany języka, rachunku sumienia, nowego otwarcia w polskiej polityce.
Jeszcze lepszym przykładem tego, o czym powyżej, jest występ profesora (nadzwyczajnego UMK w Toruniu; „belwederskim” jeszcze nie jest…) Zybertowicza – doradcy Andrzeja Dudy – w programie Moniki Olejnik.
Dr hab. Andrzej Zybertowicz nie wypiął się z kabli, nie wyszedł ze studia. Wdał się w spór z prowadzącą. Wygłosił szereg fundamentalnych oskarżeń pod adresem Adamowicza, Wałęsy, Owsiaka i Tuska (bez wymienienia tego nazwiska). Według Zybertowicza prezydentura Adamowicza – to przede wszystkim czasy rozkwitu przestępczej mafii w Trójmieście i w Polsce, a sam prezydent Adamowicz to głównie człowiek, który nie potrafił dobrze policzyć swoich mieszkań, kont bankowych i czego tam jeszcze.
Nie wnikam w te sprawy, zajmowały się nimi prokuratury i wcześniej, i teraz, za Zbigniewa Ziobry. Paweł Adamowicz nie został skazany, nie jest znany mi żaden dotyczący go wyrok sądowy; nawet taki, jaki zapadł w sprawie pani prezydent Łodzi. Prezydent Adamowicz wygrał ostatnie wybory, te sprzed paru miesięcy, w których walczył z kandydatem PiS Kacprem Płażyńskim i kandydatem PO Jarosławem Wałęsą. Paweł Adamowicz wygrał te wybory. Nikt nie zakwestionował ich uczciwości. Gdańszczanie powierzyli Adamowiczowi rządy w Gdańsku na kolejną, szóstą już kadencję. Czy to coś znaczy? Zdaniem doradcy prezydenta – nic nie znaczy. Nawet to rozumiem – w zimnej analizie socjologa da się tak to tłumaczyć.
To jednak nie była zimna analiza socjologa, co w zaciszu swojego gabinetu pisze raport, esej, czy artykuł o zawiłościach współczesnej demokracji (znakomity tekst Andrzeja Koraszewskiego na stronie SO). Andrzej Zybertowicz wdał się w waleczny spór z Moniką Olejnik na oczach wielotysięcznej, może milionowej widowni. Po co? Jaki miał cel? Co chciał uzyskać?
W tym sporze nie chodziło wcale o prawdę. Chodziło o to, aby moje było na wierzchu.
No to jak, panie profesorze, było czy nie było?
Czy padłby pan, gdyby dziennikarka użyła argumentu z repertuaru jeszcze większego szefa niż ten, któremu pan służy – Jarosława Kaczyńskiego? Jarosław Kaczyński przypomniał niedawno łacińską maksymę „Vox populi – Vox Dei”. To było przesądzające dla Prezesa Wszystkich Prezesów, czyż nie tak?
Paweł Adamowicz nie żyje. Ocena Pawła Adamowicza to bilans całego jego życia, wszystkich jego dokonań. W ocenie gdańszczan, ogromnej większości mieszkańców mojego miasta, ten bilans był pozytywny – dlatego zagłosowali na niego w ostatnich wyborach. Po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza, mającej wszelkie symptomy zbrodni politycznej, mówienie o nim tak, jak mówił Zybertowicz – wystawia świadectwo, złe świadectwo tylko jemu samemu, Andrzejowi Zybertowiczowi; i jego obozowi zresztą też.
A może by Pan Prezydent skorzystał z okazji – i zmienił sobie doradcę? To dobra okazja. Dobry czas, by coś zrobić, a nie tylko gadać.
Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.