Andrzej Koraszewski: Ewangelia według pana Jeża8 min czytania

Pan Jeż jest prostym tarnowskim biskupem, wiernym tradycji swojego cechu. Jak dowiadujemy się z Wikipedii, jest homiletykiem i teologiem dogmatycznym, znaczy się, pisał i bronił rozprawy o teologii dogmatycznej, za co otrzymał doktorat. Sam tytuł jego rozprawy mnie zachwycił: „Christus Communicator. Próba zbudowania modelu chrystologicznego w oparciu o teorię komunikacji interpersonalnej”.

Jak wiadomo, homiletyka nie jest nauką łatwą ani małą, ale podparta teorią komunikacji interpersonalnej pozwala na przekazywanie tradycji ewangelizowania w sposób najlepszy z najlepszych.  

Tradycji swojego fachu uczył się pan Jeż w seminarium dla duchownych w Tarnowie,  terminował potem to tu, to tam, ale zdolny był widać, bo zaledwie w 11 lat po święceniach zaczął wykładać homiletykę na swojej Alma Mater. Ewangelizuje pan Jeż w duchu tradycji, a jako homiletyk zwraca uwagę swoim mistrzostwem.

Ostatnio zwrócił uwagę w Wielki Czwartek, czyli w przeddzień publicznego bicia przez dzieci i dorosłych kukły Żyda w nieodległym Pruchniku. Co łączy te wydarzenia? Wielowątkowa tradycja, której ważnym, a może nawet głównym elementem jest tradycja ewangelizowania. Zaledwie w tydzień po Wielkanocy w łódzkim wydaniu „Gazety Wyborczej” pokazano zdjęcie swastyki wymalowanej na pomniku pomordowanych przez nazistów żydowskich dzieci.   

Internauta pod tym zdjęciem napisał:

Co takiego się stało, że przez wiele lat nikomu do głowy nie wpadło rysować w miejscach pamięci swastyk, a teraz pojawiają się? Kto odpowiada za atmosferę przyzwolenia dla hańbiących zachowań, obelg rzucanych na coraz inne grupy społeczne i aprobatę dla faszyzujących kręgów młodzieży? Może wreszcie zaczniemy wszyscy zastanawiać się nad tym, co czynimy młodym ludziom i jaki dajemy im przykład głupoty, nieodpowiedzialności i zwykłego draństwa.

Swastyki pojawiały się na cmentarzach żydowskich nawet bezpośrednio po Zagładzie. Na murach naszych miast powróciły kilkadziesiąt lat temu. W Jedwabnem na pomniku pamięci pomordowanych Żydów pojawiają się regularnie, zwiększyła się częstotliwość tych malunków, co może wskazywać, że kolejne pokolenie młodzieży otrzymało wzmocnioną dawkę toksycznej tradycji. Skąd? Przekazywana jest w rodzinie, od starszych kolegów, w kościele, w internecie, w telewizji. Czy kolejność jest właściwa? Trudno powiedzieć, a rzetelne badania nad siłą wpływu różnych źródeł przekazu antysemickiej tradycji byłyby prawdopodobnie niemożliwe.

Biskup Andrzej Jeż kształcił młodych kleryków. O antysemickiej atmosferze w seminariach słyszałem i czytałem od lat. Oczywiście Kościół katolicki nie jest samotny na placu boju o zachowanie tradycji.

W 1968 roku rozochocony aktyw partyjny wzywał Władysława Gomułkę do odwagi, tłuszcza oczekiwała otwartego antysemityzmu, a „towarzysz Wiesław” zachowywał nadmierną ich zdaniem ostrożność.

Dziś wygłaszanie antysemickich opinii nie wymaga specjalnej odwagi. Chociaż może się spotkać z krytyką, którą można zawsze zlekceważyć, wyjaśniając, że wiadomo kto za nią stoi.

W tamtych czasach Kościół katolicki w Polsce był antysemicki, ale raczej nie dawał temu publicznie wyrazu. Antysemicką tradycję odkurzyli komuniści zachęcani do tego przez Związek Radziecki (nazywało się to  „nie antysemityzm, tylko antysyjonizm”). Dziś w kościołach znajdujemy antysemicką literaturę, w kościołach organizuje się wykłady takich wściekłych antysemitów jak Stanisław Michalkiewcz, ksiądz profesor Tadeusz Guz, wykładowca filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w ramach „Narodowej Debaty o Bogu” mówiłże mordy rytualne to święta prawda”:

„My wiemy, kochani państwo, że tych faktów, jakimi były mordy rytualne, nie da się z historii wymazać. Dlaczego? Dlatego że my, polskie państwo, w naszych archiwach, w ocalałych dokumentach, mamy na przestrzeni różnych wieków — wtedy, kiedy Żydzi żyli razem z naszym narodem polskim — my mamy prawomocne wyroki po mordach rytualnych”.

Dodając w chwilę później, że „Żydzi sami sfinansowali własną zagładę”.  Gdyby to przypadkiem kogoś dziwiło, warto sięgnąć po książkę Dariusza Rosiaka Człowiek o twardym karku, która pokazuje, do jakiego stopnia antysemityzm jest na tym katolickim uniwersytecie chlebem powszechnym. Niektorzy pamiętają, jak arcybiskup Hoser pytał kapłana, dla którego antysemityzm jest grzechem, „czy jest obrzezany”. Ksiądz Lemański o antysemityzmie w polskim kościele mógłby opowiedzieć dużo więcej, opowiada o tym antysemityzmie również profesor Obirek, w swojej książce Polak katolik? Tak więc występ pana Jeża nie powinien nikogo dziwić.

Ten występ opisała w „Tygodniku Powszechnym” Zuzanna Radzik. Ewangelia pana Jeża nawiązywała do tradycji polskiego Kościoła z okresu międzywojennego. Pan Jeż mówił w swojej homilii o „kongresie pewnej nacji”, troszkę owijając tradycję w bawełnę sztuki homiletycznej. Mówił o wypowiedzi pewnego rabina:

Ta wypowiedź została wygłoszona podczas jednego z kongresów pewnej nacji, nie mogę powiedzieć jakiej, bo byłbym tutaj zaraz zaszczuty ze wszystkich stron”.

Dziennikarka „Tygodnika Powszechnego” rozszyfrowuje ewangelię pana Jeża:

Tekst zatytułowany „Mowa rabina” opowiada o żydowskiej chęci opanowania świata i był rozpowszechniany przez wydawnictwo i popularną gazetę „Polak-Katolik”, kierowaną przez ks. Ignacego Kłopotowskiego. W 1912 r. „Mowa” miała już swoje dziesiąte wydanie i wraz z inną antysemicką broszurą – „Księgą Kahału” – była podstawą wielu tekstów pisanych czy rozpowszechnianych przez katolickich księży i wydawnictwa.

Biskup Jeż — pisze autorka artykułu — podniósł wzrok i uśmiechnął się do słuchaczy. Jakby sprawdzał, czy rozumieją. A potem cytował za diecezjalnym tygodnikiem z 1937 r. antysemicką fałszywkę:

Naszym naturalnym wrogiem jest Kościół katolicki, dlatego musimy na to przeklęte drzewo wylać ducha niezadowolenia, niewiary, niemoralności i wszelkiego brudu. Musimy wzniecić walkę między różnymi chrześcijańskimi wyznaniami, w pierwszej linii musimy zacząć nieubłaganą walkę na wszystkich odcinkach przeciwko księżom katolickim…”

Czy jest tu coś nowego, czy tylko jesteśmy świadkami wzbierania bruantej fali? Nowego nie ma tu absolutnie nic. Kościół był zawsze przeciwny nowinkom i dbał o trwałość tradycji.

Ciekawe, że ta właśnie tradycja odżywa z taką mocą właśnie teraz. Czy jest to odpowiedź na skandale w Kościele, czy efekt lęku przed laicyzacją i próba zatrzymania wiernych w kościołach przez odwołanie się do najbardziej mrocznych instynktów, a może ekumeniczna chęć wydobycia tego, co wspólne dla chrześcijaństwa i islamu? Trudno powiedzieć, osobliwie, że ponownie ten wątek chrześcijańskiej tradycji jest coraz intensywniej kultywowany również wśród lewicy laickiej. Niektórzy nawet dziwią się skąd u dzisiejszej lewicy laickiej ten bezmiar namiętnego antysemityzmu. Prawda, tu nadal obowiązuje hasło: „nie antysemityzm, tylko antysyjonizm”. Pod tym hasłem laicka lewica wygłasza swoje homilie o konieczności współczucia Palestyńczykom, że im Izraelczycy utrudniają zabijanie Żydów, co jest nielegalne, jest brutalnym łamaniem praw człowieka i jest sprzeczne z całą tradycją postępowej ludzkości.

Przejawy tej coraz bardziej powszechnej empatii lewicy laickiej dają o sobie znać w zachowaniach wyborczych. Brytyjska Partia Pracy ma szanse na zwycięstwo w najbliższych wyborach mimo (a może właśnie dlatego), że na jej czele stoi chory z nienawiści antysemita. Na uniwersytetach student w jarmułce lub studentka z gwiazdą Dawida na szyi ma ogromne szanse na napaści słowne, lub fizyczne. Publiczne łączenie swastyki z gwiazdą Dawida nie wywołuje żadnych reakcji, ale pojawienie się w miejscu publicznym z izraelską flagą bardzo często powoduje interwencję policji. Karykatury uderzająco podobne do tych w niemieckich pismach w czasach nazizmu zamieszczane są w szacownych pismach głównego nurtu.

Ostatni wyczyn to zamieszczona w „New York Times” karykatura premiera Izraela, Benjamina Netajahu jako jamnika prowadzącego ślepego prezydenta USA w jarmułce. Karykatury z natury rzeczy są głęboko zanurzone w tradycji i nieodmiennie odwołują się do symboliki i  stereotypów silnie rozpowszechnionych w danej kulturze.

Rzecz interesująca, bo żywiący głęboką niechęć do Trumpa i do Netanjahu ateiści zaprzeczają, że ta karykatura odwołuje się do odwiecznej antysemickiej symboliki „ukrytej w tej karykaturze”.

Redakcja „New York Timesa” po głębokim namyśle usunęła ją z internetowego wydania, więc pozostała tylko w wydaniu papierowym. Przeproszono nawet czytelników za „błędną ocenę” i publikację tego rysunku.

Intrygująca jest ta ekumeniczna wspólnota w ożywianiu tradycji przez lewicę laicką, Kościoły chrześcijańskie i kulturę islamistyczną. Prób wyjaśnień jest wiele, a wszystkie pozostawiają jakiś niedosyt.

 Ewangelia pana Jeża wzbudziła oburzenie „Tygodnika Powszechnego”, poruszyła również czytelników niektórych niszowych stron internetowych. Nikt rozsądny nie oczekuje ani tego, że pana Jeża spotkają jakieś wymówki w biskupim cechu, ani tego, że wierni poczują się urażeni i zaczną masowo protestować przeciwko obrażaniu ich uczuć religijnych oraz demoralizowaniu młodego pokolenia.

Najwyraźniej ewangelia pana Jeża nie kłopocze chrześcijańskiego sumienia i jest zgodna z nauczaniem Kościoła katolickiego (przynajmniej w odczuciu większości wiernych).     

Andrzej Koraszewski

Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.

Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.

Facebook

Artykuł ukaże się również jutro w witrynie Listy z naszego sadu. Publikacja za zezwoleniem Autora.

Print Friendly, PDF & Email