Ewa Karbowska: Nareszcie jestem gotowa2 min czytania

18.05.2019

Po filmie braci Sekielskich

Jako osoba od urodzenia ruchowo niepełnosprawna (na załączonym zdjęciu mam siedem lat, dziś 59) gdzieś między trzecim a piątym rokiem życia, czyli we wczesnych latach 60. ubiegłego wieku (piszę tak, bo było to z przerwami), przebywałam na leczeniu w Stołecznym Centrum Rehabilitacji w podwarszawskim Konstancinie.

Wtedy jeszcze — nie wiem, jak jest dzisiaj — obok świeckich pielęgniarek pracowały również zakonnice. Przed południem, gdy na miejscu byli lekarze i cały pozostały personel, wszystko było OK.

Koszmar zaczynał się po południu. Wtedy 90 procent dzieci prosiło los albo bożą opatrzność, żeby tylko popołudniowego dyżuru nie miały siostry zakonne. Przymuszanie do modlitwy to był bowiem pryszcz, w porównaniu z biciem i zamykaniem niepokornych w schowku na brudną bieliznę.

Bardzo osobiście pamiętam i taką sytuację. W niedzielę przyjechali do mnie rodzice i przywieźli książkę, bajkę o KOCIE W BUTACH, taką szczególną, czeskiej produkcji, z trójwymiarowymi, ilustracjami.

Dla dalszej jasności sprawy, ja leżałam wówczas zagipsowana w łóżku i nie wolno było mi wstawać. Więc kolega — rówieśnik — do dziś pamiętam, że chłopiec z amputowaną stopą, przyszedł do mnie, ażeby obejrzeć bajkę, położył się obok. Przed kolacją zauważyła to dyżurująca pielęgniarka — zakonnica.

Zwyzywała okropnie nas oboje. W tym mnie konkretnie — wówczas dziecko nie więcej niż pięcioletnie — od KUREW.

Nie powiedziałam o tym nikomu, nawet rodzicom. Musiałam tam jeszcze zostać i bałam się zemsty. Później, przez lata, milczałam dalej. Trochę wypierając zdarzenia, a trochę uznając, że był to element hartowania mojego charakteru. Dopiero — oczywiście przy zachowaniu wszelkich właściwych proporcji — film panów Sekielskich uzmysłowił mi, że powinnam była mówić.

W ciągu wielu lat w ogóle starałam się nie jeździć do Konstancina, o ile tylko było to możliwe. Teraz już mogę. Ale do dzisiaj, gdy czasami wchodzę do Stołecznego Centrum Rehabilitacji, wszystko się we mnie trzęsie. Tyle na temat.

Ewa Karbowska