Marek Jastrząb: Stanie z boku, młócenie słomy, deptanie kapusty, robota głupiego4 min czytania

08.07.2019

Są ludzie żyjący bezrefleksyjnie. Starają się nie pamiętać o wstydliwej historii, unikać tematów wywodzących się ze spróchniałych czasów. Nie poruszać zagadnień wartych wywalenia na śmietnik.

Przeszłość, do której powracają, jest dla nich stale ucieszna. Z entuzjazmem wspominają PRL. Mówią, że tam to dopiero były jaja! Tam to dopiero się działo! Nie to, co teraz!

I zrywają boki i po raz setny tarzają się z radości, oglądając „Misia”, „Rysia”, Klosa, czterech pancernych i rozmaite „Alternatywy 4” nie widząc, że to samo mają za oknem.

Dokucza nam amnezja. Nie pamiętamy, że sprzeciwy społeczne lub rewolucyjne zamieszki, zrodzone ze społecznego niezadowolenia, są z początku usprawiedliwione buntem głodnych, protestem kierowanym przez ludzi prawych, o czystych rękach i szlachetnych intencjach.

Nie pamiętamy, że przeradzają się w obywatelską desperację. Lecz gdy się rozszerzają tak, że nie można nad nim sprawować kontroli, uaktywnia się demagogiczny szlam i z kanałów wynurza się ferajna zwolenników każdej idei, którym nie chodzi o prawo do chleba, lecz o prawo do bezkarnej grabieży.

Każdy, kto o tym wie, zdaje sobie sprawę, że jest, jak było: nadal nie ma sprawiedliwości, wciąż są równi i równiejsi, kwitnie dyletanctwo, miernota i chałupnicze metody naprawy kultury, nauki, służby zdrowia. Dalej pleni się pogarda dla człowieka, szerzy łapówkarstwo, arogancja i administracja. Obłuda, przemoc i fałsz są zjawiskami coraz częstszymi, wzrasta społeczna frustracja, rozczarowanie, agresja i zniechęcenie, a bieda ściga się z nędzą.

*

Prawda to podstawowa i niemal banalna, że Państwo jest dla narodu, a nie odwrotnie. Teoretycznie można rzec, że jest znana od lat. Lecz co z tego! Choć znana, to w krajach niedorozwiniętych i potłuczonych, czyli u nas, nie istnieje! To w kraju nad Wisłą naród jest dla państwa i nie ma gadania.

Buntujemy się, wmawiamy sobie, że nie myślimy w ten sposób, ale fakty wskazują, że prawda jest inna, niż chcemy, by była; zależy od naszej mentalności. Od naszego niewolniczego usposobienia.

Od prawie dwustu lat (z drobną przerwą na dwudziestoletnią niepodległość) szarpano naszym krajem na różne strony: wzdłuż, wspak i w poprzek. W tak zwanym międzyczasie przeżyliśmy zabory i dwie okupacje. Pod pozorem wolności, różne patriotyczne chorągiewki sprawowały nad nami władzę i dzierżyły w rękach nasz los. A myśmy się z tym godzili.

Przez pokolenia byliśmy sami; sojusze, gwarancje, liczenie na jakąkolwiek pomoc ze strony zachodnich mocarstw należało do iluzji, pomyłek odciskających piętno na naszym myśleniu.

Nie chodzi o to, że lubimy taplać się w nieszczęściach. Ale wystarczy popatrzeć, jak nas traktowano w czasie wojny i po wojnie. O tym, że od jej początku walczyliśmy z Niemcami, że biliśmy się o Anglię, że zrobiliśmy Powstanie Warszawskie i na terenie naszego kraju znajdowały się obozy koncentracyjne, nie mówiono wcale, albo mówiono półgębkiem. Przy kompletnym zobojętnieniu ludzi takich, jak Churchill, człowiek dbający o Polskę mniej, niż o swoją szklaneczkę ze szkocką, koniunkturalista flirtujący ze Stalinem, który w Jałcie wykolegował nas z nadziei; jako ubodzy krewni, nie mieliśmy nic do powiedzenia: przy milczącej aprobacie przyjaciół, odesłano nas do diabła.

Od rozbiorowych czasów tkwiliśmy we frustrującej sytuacji petenta. Dziada żebrzącego o sprawiedliwość. Zamiast oczekiwanej sprawiedliwości otrzymaliśmy prawo do życia między młotem a kowadłem.

Po, jak powiadają, odzyskaniu niepodległości, naiwnie sądziliśmy, że możni tego świata zaczną nas zauważać. Nic z tego: znowu jesteśmy uwikłani w obronę cudzych interesów: walczyliśmy za nie naszą sprawę w Iraku i w Afganistanie dostając w nagrodę brak wiz, samoloty ze złomowiska, rakiety na pych i obiecanki do luftu.

*

Jesteśmy zafascynowani pozorami, uprawianiem pustosłowia, poruszaniem tematów zastępczych, podczas gdy te, które należałoby rozwiązać od razu i zupełnie, zatruwają nam rzeczywistość.

Skazujemy się na wasalstwo i już nie potrafimy żyć bez bata; po staremu na wiele rzeczy nas NIE STAĆ (między innymi nie stać nas na prawidłowo funkcjonujący rozum). Tak jak nie stać nas na wykreowanie międzyludzkich więzi czy realizację odwiecznych marzeń o społeczeństwie obywatelskim.

Jak przedtem jesteśmy zastraszeni, boimy się samodzielnie myśleć, wyrażać własne zdanie, lękamy się wszechobecnych kreatur z politycznego świecznika, małych i dużych donosicieli lub oszuścików wyrastających z nicości: boimy się z przyczyn rynkowych i poza logicznych.

Brakuje nam zdefiniowania różnic między dobrem a złem, określenia granic pomiędzy odwagą cywilną a moralnym tchórzostwem eufemistycznie nazywanym: staniem z boku.

Print Friendly, PDF & Email
 

źródła obrazu

  • jastrzab: BM