31.01.2020

Gdy zaczynałem swą przygodę w witrynie Studioopinii.pl – a było to pięć lat temu – okazją do tego stał się list do Piotra Glińskiego, wtedy już ministra kultury i wicepremiera rządu Beaty Szydło, który przygotowaliśmy w Polskim Towarzystwie Socjologicznym, kierując go do naszego kolegi, członka PTS. Nie myślałem wtedy, że sytuacja rozwinie się tak, jak to się potem okazało.
Reakcja profesora Glińskiego, zawarta w jego odpowiedzi na pytanie redaktora Piaseckiego z TVN24 – czy minister odpowie na list otwarty swoich kolegów z Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, zaniepokojonych tym, co wyrabia rząd i profesor Gliński, były przewodniczący PTS, tak mnie „wpiekliła”, że poleciało.
Przyglądając się temu, co robił rząd „dobrej zmiany”: jak zawłaszczone zostały media publiczne, jak planowo i metodycznie władza opanowywała wymiar sprawiedliwości – Prokuraturę, Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, Sąd Najwyższy, jak wymieniano prezesów sądów powszechnych, pamiętając, co mówił głośno i wyraźnie Jarosław Kaczyński o wyższości woli politycznej nad prawem, pamiętając jak to on, szeregowy poseł, zabierał głos w debacie sejmowej „bez żadnego trybu”, jak na gest jego dłoni, a nawet małego palca, marszałek sejmu odbierał natychmiast głos każdemu posłowi opozycji zawsze wtedy, gdy zbyt boleśnie obnażał on przekręty władzy, sformułowałem następującą tezę – to nie jest zwyczajna zmiana władzy. To jest rewolucja!
Zmiana władzy, jaka nastąpiła w wyniku wyborów 2015, nie była spowodowana radykalnym przemodelowaniem sceny politycznej. Wynikła ona z tego, że lewica idąca do wyborów w 2015 jako koalicja nie przekroczyła wymaganego dla koalicji progu 8%. Zabrakło jej mniej niż pół procent. To dlatego Zjednoczona Prawica, czyli Prawo i Sprawiedliwość — a więc Jarosław Kaczyński — uzyskała samodzielną władzę w Sejmie i Senacie. A po zdobyciu prezydentury przez Andrzeja Dudę władzę absolutną.
Tak się stało. Wszystko zgodnie z prawem. I trwa!
Ekipa, która doszła do władzy w 2015 roku, w wyniku wygranych wyborów miała rewolucyjny obłęd w oczach, realizując hasło nagłośnione przez Jarosława Kaczyńskiego – TKM (teraz, kurwa, my).
Tak było. Czy trzeba przypominać tych wszystkich „misiewiczów”, wybitnych posłów Suskich, ministrów Jakich, minister Zalewską czy Szyszkę i wielu innych, równie wybitnych?
Kolejne przypadki łamania Konstytucji, odmawianie wykonywania wyroków sądów, nazywanie posiedzenia Trybunału Konstytucyjnego spotkaniem grupy kolesi przy kawie i ciasteczkach, wielką akcję bilbordową rządowej agencji prowadzoną za publiczne pieniądze szkalującą sędziów – to wszystko było przygrywką, wstępem do tego, co mamy teraz. Zjednoczona Prawica, a mówiąc prościej – Jarosław Kaczyński, wygrała ostatnie wybory. Jest więc zupełnie logiczne to, co dzieje się na polskiej scenie politycznej. Dziwię się, że ktoś się dziwi. Ta ekipa to nie jest zwykła ekipa, która w wyniku wyborów przejęła władzę i która może po przegranych wyborach władzę oddać. To jest ekipa, która wie, że władzy raz zdobytej oddać nie może.
Nigdy. Nikomu!
Za wiele ma za uszami, za wiele popełniła deliktów konstytucyjnych i zwykłych przestępstw. Oddanie władzy to nie będzie zwykła wymiana elit rządowych. Oddanie władzy przez aktualnie rządzących to dla nich armagedon, to Trybunał Stanu dla głównych aktorów, to procesy sądowe i wyroki więzienia dla wielu funkcjonariuszy.
Nie ma lepszej motywacji do walki o zwycięstwo wyborcze, za każdą cenę, wszelkimi sposobami. To po to powołano nową Państwową Komisję Wyborczą i wymieniono skład tej Izby w Sądzie Najwyższym, która orzeka o legalności wyborów. Aż się prosi, by przypomnieć znane – „nieważne kto jak głosuje, ważne kto głosy liczy”. Obserwując zachowania przedstawicieli władzy, nie sposób nie zauważyć ogromnej determinacji, woli walki, braku jakichkolwiek skrupułów w wypowiadaniu nawet najbardziej absurdalnych tez, jawnie fałszywych, niezgodnych z elementarną logiką… Tak nie jest wtedy, gdy walczy się o wynik wyborczy, tak jest wtedy, gdy walczy się o życie…
Piszę te słowa w chwili, gdy spór prawny osiąga szczyty, gdy urzędnik w randze ministra przed kamerami telewizji ogłasza, że uchwała Sądu Najwyższego podjęta w składzie trzech Izb jest nieważna i nie rodzi żadnych skutków prawnych, gdy ten sam urzędnik proponuje wysokiej komisarz Unii Europejskiej kompromis polegający na zastosowaniu w Polsce kłamliwie przedstawionego niemieckiego rozwiązania powoływania członków Krajowej rady Sądownictwa. To zwykłe szyderstwo było, a nie poważna propozycja.
Wchodzimy w chaos prawny. Rząd wskazuje na kastę sędziowską jak winną tego stanu, zapowiada surowe sankcje określone w przyjętej ustawie „kagańcowej”. To nie będzie tylko wydalanie ze stanu sędziowskiego; zgadzam się z Ewą Siedlecką z Polityki, która przypomina wariant turecki – wsadzanie do więzienia sędziów, co da się zrobić po przejęciu sądów do końca i złamaniu tych niezłomnych. A co urządzą osadzonym sędziom grypsujący więźniowie to łatwo sobie wyobrazić…
Jesteśmy, po trzydziestu latach od transformacji, po pamiętnych wyborach 4 czerwca – na wirażu. Pamiętam, bo to było moje życie, tamten system, ten, który zakończył się w sytuacji korzystnego dla nas układu sił w polityce międzynarodowej. Udało nam się.
Pamiętam też jak w ciągu czterdziestu długich lat, poczynając od 1947 do 1989, zmieniały się ekipy rządzące Polską, wszystko w ramach tego samego systemu. Rok 1956, rok 1968, rok 1970, rok 1981 – zawsze krew na ulicach, zawsze śmiertelne ofiary przewrotów wewnątrz systemu. Zmieniali się aktorzy – system trwał.
Model sprawowania władzy, jaki tworzy się na naszych oczach, jest powtórką tego, co było. Ci, którzy mają pamięć, nie mają złudzeń – tak już było.
Przewidywanie w polityce to bardzo niepewne zajęcie – liczba zmiennych, rola przypadku jest tak wielka, że mówienie: wiem, jak będzie, jest kłamstwem. Jedyne co można i warto to budować różne scenariusze tak, aby być przygotowanym.
Przygotowanym — na co?
Na wszystko!

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
To wszystko co się dzieje w Polsce po 2005 roku, a zwłaszcza po 2015 podobne jest do ostatniej historii koronawirusa 2019 – nCoV. Przez szybki i burzliwy rozwój zaniedbaliśmy szereg najważniejszych obszarów życia społecznego oraz problemów społecznych:
– wyrównywanie szans życiowych mieszkańców różnych części kraju,
– powszechną edukację obywatelską,
– brak reform szeregu ważnych dziedzin (służba zdrowia, prokuratura i sądownictwo, edukacja, szkolnictwo wyższe i innych),
– pasywna rola władz państwowych wobec narastających wpływów KRK,
– brak instytucjonalnych bezpieczników ustrojowych (np. Urząd Ochrony Konstytucji),
– brak jakiejkowiek odpowiedzialnosci prawnej klasy politycznej,
– brak przeciwdziałania pisowskiemu językowi kłamstw, oszczerstw, pogardy, wykluczenia i nienawiści.
Szereg takich okoliczności tłumaczy dlaczego tak łatwo i tak powszechnie zaatakowały nas wirusy populizmu, nacjonalizmu i autorytaryzmu. Trafiły na podatny grunt.
Jako społeczeństwo jesteśmy w trakcie ciężkiej choroby i albo przeżyjemy aby stopniowo odbudować ład demokratyczny… albo na długie lata pogrążymy się w chaosie populizmu i jego cynicznych wykonawców.
Na szczęście wiele oznak wskazuje na to, że wyborcy zaczynają przeglądać się w lustrze uzyskanych obietnic z rozczarowaniem stwierdzając, że to były złudzenia.
*
Jestem sceptyczny wobec wszelkich marzeń, ale uczciwie rzecz biorąc warto odnotować, że populistyczna kontrrewolucja zapędziła się w kozi róg. Chaos prawny jaki sama sobie zafundowała, oraz systematyczne niszczenie wszelkich instytucji państwowych zaczyna wywoływać coraz poważniejsze skutki. Przeciwstawienie się 90% środowisk sędziowskich i niewiele mniejszemu % środowisk adwokackich, radcowskich i prokuratorskich, to recepta na pełną porażkę tej “reformy”. Cały okres 2015-2020 pokazuje jak nie wolno było przeprowadzać takiej rewolty, w istniejących warunkach. Tymczasem po stronie populistów nie ma ani mózgów, ani planów, ani kompetencji, ani nawet jednolitości działań, a ilość min na które naprowadziły tę rewoltę koncepcje Ziobry, Jakiego i ich pomagierów jest wręcz zastanawiająca.
*
Ciekawym wątkiem marginalnym jest spotkanie Pani Komisarz Very Jourovej z Ziobro i jego współpracownikami. Propozycja, która tam przedstawiono została przez niektórych dziennikarzy oceniona jako kpina. Tymczasem Pani Jourova, nie odnotowała żadnej propozycji i cała operacja okazała sie kolejną nieudolnością tej ekipy Po raz kolejny okazało sie, że lokalni, niedouczeni zawistnicy w Europie nie znaczą nic i nie będą nic znaczyć dopóki się nie douczą i nie dojrzeją politycznie. Nie wystarczy kpina – trzeba jeszcze aby druga strona odczuła tę kpinę. Inaczej kpimy z samych siebie. Żeby oferować Karolowi Gustawowi Niderlandy potrzeba Zagłoby, a nie dowolnego innego człowieka, nawet jeżeli jego nazwisko zaczyna litera “z”.
Przygotowanym — na co?…Na Polexit …A opuszczenie przez PL UE oznacza jej automatyczny powrót do rosyjskiej strefy wpływów , Kaczyński i Kościół tylko wtedy zachowają władzę na lata….
Warto przeczytać : https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=2997719550259241&id=117286081635950&__tn__=K-R
O tym, jak jeden nieszczęśliwy człowiek zaraził swoim nieszczęściem cały kraj
To nie będzie tekst politologiczny, ale ktoś go wreszcie musiał napisać. Nie da się bowiem zrozumieć tego, co się w Polsce dzieje, bez właściwego opisu osobowości najważniejszej postaci naszej polityki. Tylko chyba bowiem w Stanach Zjednoczonych psychologiczne przymioty lidera tak mocno, jak u nas, determinują procesy polityczne w demokratycznym państwie. Na szczęście dla Amerykanów, u nich instytucje są silne i jakoś dają sobie radę z fobiami, szaleństwami i ułomnościami najważniejszej politycznej postaci. My, niestety, jesteśmy całkowicie uzależnieni od tego, co dzieje się w głowie i duszy Jarosława Kaczyńskiego.
A jest to człowiek głęboko nieszczęśliwy, wymagający pomocy terapeutycznej. Nie twierdzę, że jest chory psychicznie, bo nie mam narzędzi i kompetencji do postawienia takiej diagnozy, ale każdy widzi, że to człowiek głęboko nieszczęśliwy, zraniony i zgorzkniały. Stworzył system polityczny, który jest emanacją jego fobii i demonów, bo oparto go na jego osobistej pozycji i autorytecie w obozie władzy. Dlatego tak bardzo jego nieszczęście zaraża nas wszystkich.
Zacznijmy od jego dziwnych relacji z rodzicami – o ile matce chce stawiać pomniki i nazywać jej imieniem ulice, o tyle o ojcu nie wspomina wcale, jakby go w ogóle nie było. Dziennikarze opisali przyczyny tego stanu rzeczy. Kto chce, niech sięgnie do ich książek i artykułów. Dla mnie pozostaje oczywistym faktem rażąca dysproporcja w jego uczuciach względem matki i ojca. Widać w nim prawie chorobliwy dystans wobec tego drugiego i równie dziwną miłość wobec tej pierwszej.
W swoim życiu prezes PiS kochał tylko dwie osoby – matkę i brata. Relacje z nimi, co sam wielokrotnie opisywał, były ponadstandardowe: dzwonił do nich kilkanaście razy dziennie! Każdy z nas kocha swoich rodziców i rodzeństwo, ale bądźcie szczerzy: telefonujecie do nich kilkanaście razy dziennie?! Przecież to świadczy nie o miłości, ale o jakimś uzależnieniu na granicy normalności. I ważne – ta dwójka najważniejszych ludzi w jego życiu nie żyje od kilku lat. Brat zginął w katastrofie lotniczej, którą Jarosław od czasu do czasu nazywa zamachem i wskazuje sprawców, a matka trzy lata później, nigdy już nie wyzdrowiawszy po wiadomości o śmierci Lecha. Prezes PiS żyje w ciągłej żałobie po nich, co zresztą jest zarówno nienormalne, jak i niechrześcijańskie, bowiem Kościół określa okres żałoby na jeden rok. Oczywiście, że jest to kwestia indywidualna, ale nawet księża nawołują do otrząśnięcia się ze śmierci bliskich. Kaczyński tego nie robi, tkwi w jej cieniu, żyje niejako delektując się tym stanem. Być może to objaw depresji, być może czegoś głębszego – nie wiem, nie jestem psychologiem. Ale jeśli spotykacie kogoś stale uwikłanego w żałobę i z tej żałoby nie chcącego wyjść, to chyba mielibyście obawy, czy wszystko z nim jest w porządku, prawda? A ktoś taki rządzi de facto naszym krajem i zaraża go swoim nieszczęściem.
Jarosław Kaczyński nigdy nie uprawiał seksu. W swoim długim, siedemdziesięciojednoletnim życiu nigdy nie spał z żadną kobietą czy mężczyzną. Nie czuł tej bliskości, którą daje kontakt cielesny z inną osobą. Nie przełamał tej granicy intymności, która z tego wynika. Nikt go czule nie dotykał, nie przytulał w czasie snu, nie budził pocałunkiem nad ranem. Znacie kogoś takiego wokół siebie? Rozejrzyjcie się. Prawda, że to jednak unikalne wśród świeckich (i nie tylko – co niestety także wiemy)? No więc ktoś tak dziwny włada naszym państwem. Czy to dobrze, że taki typ człowieka decyduje o modelu rodziny, „seksualizacji” naszych dzieci, życiu milionów wyborców? I najważniejsze – czy z tego także nie wypływa jego głębokie nieszczęście, którym epatuje i zaraża nas wszystkich? Z tej nienormalności nie może wynikać nic dobrego. Savonarola rzadko bywa wzorem dobrego władcy.
A czy wiecie, że prezes PiS nigdy jako dorosły człowiek nie wyjechał poza granice Polski na wakacje? Ostatni raz był z mamą i bratem w Odessie na wakacjach… w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Potem już nigdy nigdzie poza Polskę nie wyjeżdżał prywatnie. Owszem, jako premier rządu wylatywał poza Odrę, ale tylko w oficjalnych delegacjach, nigdy prywatnie. Może nie dziwić, że dziś, jako starszy już człowiek, woli w czasie urlopu łowić ryby z Joachimem Brudzińskim, niż włóczyć się po świecie z plecakiem, ale kiedy już po 1989 roku otwarły się granice, jego nie kusiło, by wyjechać do Florencji, poleniuchować na greckiej plaży, zjeść dobre sery w Paryżu. Uważacie to za normalne? Co ktoś taki wie o świecie? To, co mu jego podwładni zechcą powiedzieć. A co mu opowiadają? To, co chce usłyszeć, bo się go boją i dostarczają mu jedynie tych wieści o Niemcach, Francuzach czy EU, które potwierdzają jego fobie i uprzedzenia.
Czy widzieliście jak podwładni Kaczyńskiego reagują, gdy wchodzi do sali sejmowej? Jak szukają jego wzroku? Jak płaszczą się przed nim? Lub stają w postawie na baczność? Jakie pocieszne i żałosne pozy przybierają, byleby tylko przypodobać się swemu właścicielowi? Przecież oni zachowują się jak ofiary Fritzla! Oni zostali przez swego lidera wielokrotnie politycznie i moralnie zgwałceni. I tę przemoc przekazują dalej – do swych podwładnych, przeciwników politycznych, rodzin (nie jest kwestią przypadku, że najczęściej o biciu żony czy przemocy w rodzinie słyszymy w odniesieniu do polityków PiS i pisolubnych dziennikarzy). Bo jest pewną prawidłowością, że dzieci alkoholików zostają alkoholikami, a molestowani w dzieciństwie sami molestują już jako dorośli. To sztafeta przemocy i patologii – niestety. Dokładnie to samo obserwujemy wśród polityków PiS – sami politycznie i moralnie zgwałceni przez swego lidera, stosują tę symboliczną i werbalną przemoc wobec swego otoczenia, w dół, do ludzi. I zarażają nią nas wszystkich.
Nieszczęście Kaczyńskiego czyni nieszczęśliwymi jego przeciwników – to jasne. Zamienił ich życie w pasmo upokorzeń. Tępa propaganda mediów rządowych, skierowanie do TK Pawłowicz czy Piotrowicza, występy młodych pisowskich hunwejbinów atakujących prof. Strzembosza czy wszelkie reguły przyzwoitości i logiki – to wszystko czyni życie oponentów Kaczyńskiego prawie nieznośnym. Ale przecież on swoim nieszczęściem zaraził także swoich zwolenników. Wszak oni się nie cieszą – oni co najwyżej rechoczą. Wyborcy PiS niby mają prawo do satysfakcji, ale odczuwają ją tylko w wypadku upokorzenia przeciwników. Ten sado-populizm (termin wymyślony przez T. Snydera), radość z cierpienia oponenta, przejawia się w znanym okrzyku wyborców PiS, którzy wszelkie przejawy oburzenia na działania tej partii, kwitują radosnym: „Słychać wycie? Znakomicie!”. Ale zaraz po tym pogrążają się w smutku – bo przecież wciąż Targowica na wolności, a nie w kazamatach, „komuniści i złodzieje” chodzą po ulicach, „gorszy sort” nadal ma prawo głosu, a ci, co zabili Lecha Kaczyńskiego nadal siedzą w sejmie, zaś prezes PiS może tylko na nich krzyczeć. Jak tu się cieszyć? Z czego radować?
Jarosław Kaczyński jest starym, nieszczęśliwym, zgorzkniałym człowiekiem, na granicy normalności. Jego dziwne relacje z rodzicami, nieudana rodzina ( mąż kuzynki nagrywał go potajemnie, a potem oskarżał o najgorsze rzeczy; jeden z byłych mężów bratanicy jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej; sama bratanica też chyba nie spełnia wygórowanych wymagań, które prezes stawia Polkom), skłonność do stosowania przemocy symbolicznej wobec podwładnych, brak zdolności do cieszenia się światem – wszystko to czyni go raczej człowiekiem wymagającym pomocy terapeutycznej, a nie predysponuje do bycia przywódcą dużego państwa w centrum Europy. Swoim nieszczęściem zaraził nas wszystkich, cały kraj. Ma to zarówno skutki polityczne, o których mógłbym długo, i mam nadzieję z sensem, pisać, ale ma także swoje konsekwencje psychologiczne.
Możliwe, że powinniśmy się obawiać koronawirusa, ale my wszyscy jesteśmy już zarażeni o wiele groźniejszym wirusem. Nie przynieśli go uchodźcy, nie rozpylili w powietrzu islamscy terroryści. Zaraził nas nim ten stary i zgorzkniały człowiek. To wirus nienawiści, zawiści, pogardy. Nieszczęśliwy starzec uczynił nas wszystkich nieszczęśliwymi.