Bez tytułu4 min czytania

25.06.2020

Świat powoli budzi się po pandemii. Otwiera oczy i nie może poznać siebie samego. Zerwano go z łóżka przedwcześnie, jest jak wcześniak, który nie nadaje się do samodzielnego życia i trzeba go umieścić go w inkubatorze. Jest chyba trochę przerażony, smutny i zagubiony i krzyczy: mam już dość. Zamknięcia, zdalnej pracy, nauki i koncertów na ekranie laptopa. Rzucił się w wir spotkań, imprez, wyjazdów na długi weekend, kawiarni… Znieruchomiał, przestraszony widmem wszechobecnej śmierci czającej się na klamce, poręczy, przycisku…

Usiłuje nie dostrzec krajobrazu zniszczeń, jakich dokonuje powódź. Wszędzie panuje oślizgłe błoto i szlam naniesione przez wodę, W każdym zagłębieniu spotkać można gasnące lustro znienawidzonego żywiołu, który przybrał teraz niemniej groźny, chorobotwórczy charakter. Opuszczony przez ludzi teren objęły w swoje posiadanie szczury, komary i muchy. Co odważniejsi mieszkańcy wracają do swoich omów, z niepokojem szacując szkody wyrządzonych przez wielką wodę. Z daleka czuć zgniliznę i wilgoć, które trudno będzie usunąć. Wiele budynków ma podmyte fundamenty, które grożą zawaleniem. Na cmentarzach puste groby wypłukane ze zmarłych, których szczątki znaleźć można w najbardziej zaskakujących miejscach.

***

Dokładnie 10 lat temu, tuż po katastrofie smoleńskiej wybitny filozof i eseista Bronisław Łagowski napisał proroczo: ,,Katastrofa pod Smoleńskiem jest interpretowana powierzchownie, bo przecież w Polsce żałoba, a zwłaszcza „chwile zadum” służą do tego, aby nie rozumować”.  Słowa z felietonu opublikowanego zaledwie 13 dni po katastrofie do dzisiaj uderzają trafnością; a w czasie wojny między dwoma rozumieniami Polski mogą być drogowskazem.

Czy wybrać wersję duszną, mroczną, pełną resentymentów, zaściankową, plebejską? Z bałwochwalczym kultem Prezesa, ujawniającym miałkość współczesnych elit politycznych, zapełniających ławy rządowe. Starca, który w przypływie gniewu, z twarzą wykrzywioną grymasem wściekłości rzuca słowa, rodem z rynsztoka, by kilkanaście dni później, na forum młodych agitatorów, kreować się na mędrca, perorującego o wolności.

A może zaryzykować i postawić na kolejną nową zmianę, której twarzą jest sympatyczny i przystojny kandydat nienowej partii. Do rozważenia jest jeszcze dziennikarz o chłopięcej twarzy oraz lekarz, którego atutem jest zawód. Polityczne wojny nabierają tempa. Intensyfikuje się wzajemna wrogość. Telewizje pokazały filmy o pedofilii w kościele katolickim i wśród celebrytów.

Minister zdrowia twierdzi, że nie ma transmisji poziomej wirusa a w następnym zdaniu, że istnieje w niewielkim stopniu – czy można mu jeszcze wierzyć? Przemówienie premiera pełne ironii, wyższości i szyderstwa. Niebezpieczne, bo dyskredytujące wykształcenie i znajomość języków obcych; zakłamane, bo wypowiadane przez człowieka biegle władającego angielskim.

***

Kampania wyborcza, w której wszyscy kandydaci krzyczą, jakby zapomnieli, że ci, co podnoszą głos, nie mają racji. Jeżeli słowa takie jak: prawda, sprawiedliwość, praworządność, solidarność czy uczciwość dawno już straciły swoje znaczenie, to czy można ich jeszcze używać na fali ataków, oskarżeń o brak odpowiedzialności za słowo? Być może niewidzialna zaraza dotknęła także słów; w takim razie potrzebują one pilnej kwarantanny, a niektóre intensywnego leczenia.

Ozdrowieńczy może być ponowny chrzest – przez zanurzenie się w źródłach poezji i literatury. Tadeusz Różewicz w poemacie Rozmowa z księciem pisze o roli współczesnego poety:        

Obojętny mówi
do obojętnych
oślepiony daje znaki niewidomym
śmieje się i
szczeka przez sen
obudzony
płacze
składa się ze szczebli
ale nie jest drabiną Jakubową
jest głosem bez echa
ciężarem bez wagi
błaznem bez króla

Olga Tokarczuk w powieści Anna In w grobowcach świata ujmuje to jeszcze dosadniej: „Mówić do kogoś, kto nie rozumie, to kroić chleb gałązką bazylii, wkręcać żarówkę w ptasie gniazdo, wkładać dyskietkę między dwa kamienie. Daremnie”.

Jonasz

Print Friendly, PDF & Email