22.08.2020
W ostatnim PlusieMinusie, weekendowym dodatku do „Rzeczpospolitej”, ukazał się sążnisty esej dominikanina Macieja Zięby „Jak uratować polskie społeczeństwo obywatelskie” (21.08.2020). Przeczytałem go z zaciekawieniem, ale też z rosnącym rozbawieniem. Ale na początku słów kilka o charyzmatycznym dominikaninie.
O. Zięba lubi cytować myślicieli z różnych szkół, bo w jego mniemaniu przydają argumentom powagi. Tak bywa, ale akurat nie w tym przypadku, gdy próbuje zilustrować nasze nadwiślańskie dylematy. Dla niego niekwestionowalnym tabu jest pozytywna rola katolicyzmu w cywilizacji zachodniej i zawsze znajdzie argumenty, by tę tezę uzasadnić. Jak wiadomo Zięba kocha Jana Pawła II i przy każdej okazji próbuje swoim słuchaczom i czytelnikom wykazać, że gdybyśmy go słuchali i uważnie czytali to…
Zasługi o. Zięby dla popularyzacji nauczania papieskiego są oczywiste, zwłaszcza nauki społecznej Kościoła. Jego niewyczerpana energia nie tylko publicystyczno-pisarska, ale i organizacyjna, jest wprost legendarna. Podobnie jak i działalność opozycyjna w okresie PRL czy zdolność nawiązywania międzynarodowych kontaktów. Sam pamiętam wizyty w Polsce Richarda Johna Neuhausa na zaproszenie właśnie o. Zięby, który wielokrotnie prezentował swoje tezy znane z założonego przez siebie pisma „First Things”. Myślę, że bez osobistej przyjaźni łączącej o. Ziębę z George’em Weiglem nigdy nie otrzymalibyśmy monumentalnej biografii „Świadek nadziei”, opartej nie tylko na drobiazgowej analizie dokumentów, ale również na wywiadach z wieloma ludźmi bliskimi Janowi Pawłowi II.
Problem w tym, że książka Weigla nie wychodzi poza hagiograficzną laurkę i nie dotyka ciemnych stron tego pontyfikatu
Ale to było dawno. Dziś czasy nam się zmieniły i spojrzenie na dorobek, a zwłaszcza rolę JPII w promowaniu dwuznacznych ludzi na najwyższe stanowiska w Watykanie i w lokalnych episkopatach ciągle czeka na wyjaśnienie. To samo dotyczy jego roli w polskiej transformacji i promowanie ludzi już nie tylko dwuznacznych, ale wręcz społecznie szkodliwych.
Tak więc nie bardzo odnajduję się w tych nawoływaniach do wierności tradycji polskiego papieża. Choć, z drugiej strony rozumiem nostalgiczne wspomnienia dominikanina, który pisze: „Jedyna zatem niezbyt wesoła pociecha dla mojej generacji boomersów, która doświadczyła »karnawału Solidarności« oraz wspaniałego annus mirabilis 1989 i radości z odzyskania wolnego państwa, jest w tym, że samobójstwa demokracji nie dokonują się natychmiastowo, ale raczej rozkładają się w czasie. Smutne bowiem, a pewnie i tragiczne, byłoby obserwowanie postępującej nieubłaganie erozji polskiej (i zachodniej) demokracji. Ale moja generacja, choć gorzka, to pociecha, ma za sobą przywilej wczesnego urodzenia”.
Czy uda nam się uratować polską demokrację?
Myślę, że tak — jednak warunkiem jest nie tylko nostalgiczne wspominanie wspaniałej przeszłości sprzed 40 lat, ale solidny rachunek sumienia. I to przede wszystkim zalecałbym ludziom blisko związanym z katolicyzmem. Bo to im w dużym stopniu zawdzięczamy fakt, że polska demokracja od początku była kulawa, a sam Kościół z jego niejasnymi interesami rozgrywanymi z wszystkimi partiami (postsolidarnościowymi i postkomunistycznymi) stał się jej głównym hamulcowym.
Zgoda a Pański komentarz to wlasciwie równoległy a nawet bardziej wyczerpujący głos autonomiczny
Lubię pana dominikanina Ziebę. Dobrze gada, choc nic z tego nie wynika. Ale dobre i takie austriackie gadanie!
A kosciół rekami swoich hierarchow zmierza tam gdzie jego miejsce.
zawsze mnie zaskakuje, ze ton dyskucji w Polsce nadaja ksieza, biskupi, tak jak wynosi sie pod niebiosa ksiedza Tischnera, medrca i przewodnika narodu. Nie ma innego glosu. Co jest nie do pomyslenia we Francji! mamy rzesze filozofow w mediach, publicznych i tak samo w prywatnych, ktorzy nadaja ton. Sa przyjmowani w palacu prezydenckim, Macron byl uczniem filozofa Ricoeur, gdzie nie tylko media ale opinia publiczna podkreslala i dumnie mowila. A w Polsce? Trzaskowski, podobno wyznawca Spinozy, zostal zmieszany z blotem. I dopoki polska elita bedzie ciagle cytowala, zajmowmla sie koscielnymi celebrytami, taki Boniecki, Tischner, Pieronek.. etc. zamiast wysluchiwac sie w mowy filozofow, a mamy w Polsce sporo! to bedzie jak jest. brak opozycji, ten ciagly “ressentiment,” meczenswto, populizm…
Francuzi swą ustawę o rozdziale Kościoła od państwa wprowadzili już w 1905 ( !! ) , o takiej ustawie Polacy mogą tylko pomarzyć…
z nieba nie spadla ta ustawa 😉
na to wlasnie pracowali filozofowie, mysliciele od kilku wiekow. od Montaigne, Descartes po przez Siècle des Lumières etc etc.. czy w polskiej kulturze mamy myslicieli, ktorzy nie nosili sutanny? o czym w szkole ucza, o ksiedzu Skardze, o Kollataju, czy jest polski Ernest Renan? nie, mamy papieza polskiego i folkor religijny.
Ma Pani rację. W Polsce mieliśmy i mamy wielu wybitnych filozofów, którzy są mało znani opinii publicznej. Co innego księża czy biskupi. Ze współczesnych Leszek Kołakowski czy Bauman obaj oskarżani o lewackość, co w oczach rządzącej prawicy wyklucza rację. Dopóki nad myśleniem będzie sie unosił dogmat krk, dopóty bedziemy w czarnej du.ie.
Oto całkiem nie katabasowski głos w dyskusji: https://wiadomo.co/surdykowski-bog-wszechswiat-nauka-sens/
Biskupi, włączając w to tych przyzwoitych, właśnie wybrali sobie pana Jędraszewskiego jako łącznika z rządem. A jeden z tych najprzyzwoitszych, czyli pan Rys, tez podobno nie chce płacić. Łyso Panu Profesorowi?