19.10.2020
Miałem już okazję informować czytelników o powołaniu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej i o konkursie na wspomnienia o stoczni, której to stoczni już nie ma, upadła w 1996 roku jako spółka prawa handlowego, bo nie potrafiła dostosować się do nowych reguł rynkowej gospodarki.

Chciałbym teraz poinformować wszystkich zainteresowanych, że właśnie ukazała się książka będąca pokłosiem tego konkursu. To bardzo starannie wydana książka, licząca blisko 800 stron, w twardej oprawie z barwną okładką zastępczą, licznymi zdjęciami stoczniowych artystów fotografów Z. Miroty i T. Multaniaka — pod moją redakcją, z moim wstępem i jednym z tekstów wspomnieniowych. Naprawdę ładna książka.
Autorzy wspomnień uszeregowani zostali według numeru ewidencyjnego, co jest podstawową informacją o stażu pracy w stoczni. Pierwszym autorem, a więc człowiekiem, który zaczynał pracę w stoczni w roku jej powstania to jest w 1947 jest Ignacy Sienicki, pionier przemysłu okrętowego, który jeszcze w 1945 roku wraz z grupą rządowa przejmował portowe i stoczniowe tereny w Gdańsku i Gdyni. Inżynier Sienicki nie żyje już od ładnych paru lat, pracę — wspomnienia o stoczni przyniosła jego córka. To bardzo ciekawa praca, ponad 250 stron wspomnień sięgających jeszcze lat przedwojennych 1938 i 1939, w których Ignacy Sienicki odbywał praktyki w stoczniach w Pińsku (była taka flota wojennych okrętów polskiej marynarki) i w stoczni w Gdyni. To fascynująca lektura, wspomnienie o czasach minionych.
Jest również praca Zbigniewa Barańskiego, robotnika wydziału odlewni, który dostarczył rękopis pamiętnika z czasu stanu wojennego 1981 i pierwszych miesięcy 1982. To autentyczne relacje z tamtych dni. Pozostałe prace mają różny charakter, od opowieści o całym okresie pracy w stoczni po opisy zdarzeń, tworzenia nowych służb w tym pracowni socjologii i psychologii pracy jaka powstała w 1963 roku.
Książka będzie dostępna w Internecie na stronie portalmorski.pl lub stronie Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej: www mystocznia.pl. Wydawcą jest Bernardinum.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Rozumiem, że starego wilka ciągnie do lasu, nawet gdy karczowisko dawno już przykryte parkingiem. Zapewne znajdzie się wielu, którzy sięgną po opisywaną lekturę. Zapewne coraz częściej spogląda Pan wstecz, niż w przyszłość. Już w prezentowanym krótkim opisie książki zawarta jest jednoznaczna sugestia, że PRL zamieszkiwali żywi ludzie, a nie zombie, zaś egzystencja nie sprowadzała się do prób zdobycia rolki papieru toaletowego lub butelki octu: To autentyczne relacje z tamtych dni. Pozostałe prace mają różny charakter, od opowieści o całym okresie pracy w stoczni po opisy zdarzeń, tworzenia nowych służb w tym pracowni socjologii i psychologii pracy jaka powstała w 1963 roku.
Ja właśnie w sprawie autentyzmu. W Polsce o PRL dużo mówią i piszą ludzie, którzy z oczywistych względów nie mogą znać realiów tamtego okresu z autopsji. Historyczny dyskurs zdominowany został przez krytycyzm sponsorowany aktualnymi politycznymi kalkulacjami. Pan ma tę przewagę np. nade mną, że krytykując ostatnie trzydzieści lat polskiej demokracji, może Pan sięgać do własnych doświadczeń sprzed przemiany ustrojowej. Czy byłby Pan gotów przygotować tekst prezentujący to, co według Pana było w PRL dobre i warte zachowania? Czas nie stoi w miejscu dla nikogo z nas. Proszę o wspomnienia życia, którego już nie ma, jak Stoczni, ale które warte było przeżywania, a którego wspomnienie odchodzi wraz z tymi, którzy coraz liczniej odchodzą. Proszę o Pański kij w kaprawe oczko IPN.