31.12.2020
Kiedy zaczynam myśleć, że trzeba by wreszcie zadzwonić, spotkać się, porozmawiać, człowiek umiera. Teraz o. Maciej Zięba, OP, czyli z Ordo Praedicatorum, dominikanów. Wcześniej to byli; publicysta Jacek Maziarski, jakiś czas temu i całkiem niedawno wybitny historyk, profesor Eugeniusz Duraczyński. I parę innych osób, których nazwiska nic szerszej publiczności nie mówią.

Maciek pojawił się jako nasz kolega w Tygodniku „Solidarność” w roku 1981. Młody opozycjonista, student fizyki we Wrocławiu, osoba całkowicie świecka. W tymże roku dopadło go – jak sam potem pisał – powołanie. Miał plany życiowe jako fizyk, miał dziewczynę i lekką pretensję: „Panie, dlaczego ja?” Wszystko wiem z jego publikacji. Zaskoczenie, gdy się go zobaczyło nagle w białym habicie, było dość znaczne.
Bratem, czyli tylko mnichem, był przez lat sześć. Kolega młodszy o całe dwie dekady, a po święceniach, zaczął być Ojcem. Jako kapłana widziałem i słyszałem go tylko raz. Gdy odprawiał mszę za Jacka Kalabińskiego, którego prochy przyjechały z USA. Jacek to ten, który przed połączonymi Izbami Kongresu USA powtórzył za Wałęsą „We the people” i potem piękną angielszczyzną powtarzał przemówienie. Msza odprawiana przez Maćka, odebrana bez poczucia transcendencji, odpowiadała jako spektakl tamtemu historycznemu wydarzeniu.
Życiorys o. Zięby jest teraz do zobaczenia na każdym kroku. Ja z jego dzieł doceniłem szczególnie dominikańskie wydawnictwo „W Drodze”, którym kierował w Poznaniu. Wydawał m.in. amerykańskiego ekonomistę Michaela Novaka – Słowaka z pochodzenia – pobożnego liberała, które swe prace dedykował Janowi Pawłowi II. Libertas, wolność, wolna wola, w którą Bóg miał wyposażyć człowieka, mieści się – zdaniem Novaka i Zięby – w chrześcijańskiej ortodoksji i powinna mieć zastosowanie również w gospodarce.
W Kościele się to nie za bardzo przyjęło. JP II w swoim nauczaniu nie odwoływał się do Smitha, Milla, Hayeka i Novaka, ale też nie potępiał liberalizmu, choć kierunków uważanych przez siebie za niesłuszne nie tolerował: teologia wyzwolenia, lefebryzm.
Ojciec Zięba był też twórcą i szefem instytucji Tertio Millenio, kiedy XXI wiek był jeszcze przyszłością. Raz, czy dwa jeździłem do niego do Krakowa, by podywagować zawczasu o naszej teraźniejszości. W Gdańsku, w Europejskim Centrum Solidarności, któremu dyrektorował przez jakiś czas, nie bywałem. Parę razy rozmawialiśmy później w Warszawie. Wymienialiśmy poglądy w listach. Raz skłoniłem go do wypowiedzi w Studiu Opinii, ale już nie pamiętam, kiedy i o czym to było.
Nie pamiętam byśmy się kiedykolwiek o coś ostro spierali. Mieliśmy różniące się poglądy na niektóre sprawy. Jeśli chodzi o jego opinie o Kościele, określiłbym jako powściągliwie krytyczne. Nie był krańcowy w poglądach.
W ostatnich — chyba dwóch — latach zamieszczał w „Rzeczpospolitej” krytyczne eseje o XVIII wieku. Z punktu widzenia interesów Kościoła Oświecenie nie było czymś sympatycznym. Filozofia, wszelkie nauki i w ogóle życie umysłowe przestawały się mieścić w szeroko rozumianej religii. Wszystko to niekonieczne był antykościelne. Stawało się areligijne, świeckie. W życiu publicznym zaczynało się oddzielanie sacrum od profanum. I to dla Kościoła było gorsze niż poprzednie wieki, również Odrodzenie, w których miały miejsce krwawe wojny religijne, co świadczyło, że wiara jest ważna.
Maciek nie krytykował Oświecenia z tego właśnie powodu. Nie przypominam sobie, by używał słowa Oświecenie. Może rzadko. Pisał o wieku XVIII, któremu wytykał jego grzechy. Głównie straszliwe okrucieństwo Rewolucji podczas wojny domowej w Wandei, choć i powstańcy nie wyróżniali się chrześcijańskim miłosierdziem, a wcześniejsze wojny religijne nie były łagodniejsze, podczas gdy skala ich i czas trwania były bez porównania większe. Słusznie natomiast stwierdzał, że przesadna wiara w rozum przeradzała się, już w wieku XIX w utopię, którą w XX wieku wcielano w życie. Między innymi w Polsce.
Całkiem niedawno zaczął występować w obronie pamięci o Janie Pawle II. Nie pytałem o szczegóły, lecz wiem, że jakoś był z nim osobiście związany. Na pewno, gdy wybierano go na dwie dopuszczalne kadencje na prowincjała dominikanów w Polsce. Był nim w latach 1998 – 2006.
Nie dyskutowałbym z nim o Janie Pawle, będąc przy tym przekonany, że JP II zasługuje – jak każdy – na adwokata. Szykowałem się natomiast na pogadanie o XVIII wieku i w ogóle o pomówienie o tym i owym.
W zeszłym roku zaprosiłem parę osób z Tygodnika „Solidarność”, tego z 1981 roku, na odbywające się od czasu do czasu spotkanie. Tym razem już bez Tadeusza Mazowieckiego. I bez Zięby, który w tym czasie miał mieć operację. Po jakimś czasie ponownie zaczęły się ukazywać jego publikację. Nawet dość liczne. Uznałem, że pewnie trwale wrócił do zdrowia, że można już porozmawiać, może nawet w kilka osób. Wypadałoby odświeżyć sobie jego teksty – parę mam wyciętych – lecz to wymaga czasu, a czas wiadomo…

Ernest Kajetan Skalski
Ur. 18 stycznia 1935 w Warszawie) – dziennikarz i publicysta,
z wykształcenia historyk.

Ojca Macieja Zięby w ostatnich latach nie miałem okazji słuchać, a wczesniej bardzo mi odpowiadały jego racjonalne, wyważone i pozbawione skrajnosci opinie. Sześćdziesiąt sześć lat to zdecydowanie za mało… R.I.P.
No cóż nie do końca podzielam łacińską mądrość, że de mortuis nihl nisi bene, bo to zamyka wszelką twórczą rozmowę również z umarłymi. Skoro tuż po śmierci dziś przez wielu uważanego za świętego powiedziałem kilka trzezwych słów to niech mi będzie wolno to samo powiedzieć o jego apologecie. Maciej Zięba to prawie mój rówieśnik, więc i doświadczenie życiowe mieliśmy podobne. Podzielił nas ostatecznie stosunek do dziedzictwa JP2. Zarzucał mi kłamstwo, choć nigdy nie wskazał w czym się myliłem. Ja o nim mówiłem ostrożniej, że jest jednostronny w podejściu do pontyfikatu polskiego papieża. Jeśli istnieje sąd ostateczny to tam się spotkamy i sprawa zostanie ostatecznie rozstrzygnięta. Znam dominikanów, dla których jego prowincjalstwo było katastrofą bo wychowywał raczej janczarów wspólnej sprawy (bezkrytyczne obrona konserrwatywnego katolicyzmu) niż ludzi wolnych. Jednak nie chcę być małostkowy i przyznaję do końca pozostał wierny ideałom solidarnościowym i był krytyczny wobec fundamentalizmu religijnego, którym Rydzyk zaczadził polski Kościół.