15.03.2021

Przed miesiącem pisałem o dwóch źródłach apostazji: jedno mające przyczynę w marnej kondycji moralnej dzisiejszego kleru polskiego; drugie, z pierwszych wieków chrześcijaństwa, związane było z prześladowaniami.
Dzisiaj dodałbym jeszcze jedno, które jest właściwie wariantem tego pierwszego, ale jest na tyle interesujące, że pozwalam je sobie wyodrębnić jako osobne. Chodzi mi mianowicie o typ obecności w przestrzeni publicznej krakowskiego metropolity, który od czasu do czasu wzbudza coraz słabiej ukrywaną wściekłość (nie tylko) krakowskich katolików.
Co ciekawe, sam zainteresowany w ogóle nie dostrzega związku przyczynowego między faktem coraz liczniejszych apostazji w swojej diecezji z jego osobą. Wręcz przeciwnie kontynuuje politykę ataku i stygmatyzowania tych, którym jego model katolicyzmu nie odpowiada. Głośno było chociażby o jego wymówieniu miejsca redakcji Tygodnika Powszechnego w murach jego pałacu. Co więcej, modli się i zachęca do modlitwy innych. Powiada:
„Proszę was, róbcie wszystko, aby ten dramatyczny akt odejścia był jednocześnie pierwszym dniem powrotu, bo Kościół jest miłującą matką, bo Kościół to jest także ten ojciec czekający na powrót marnotrawnego syna, gotów wybiec na spotkanie. To jest Kościół, którego macie być pokornymi świadkami.
Nie sądzę, by odchodzących apostatów akurat widok wybiegającego na spotkanie Jędraszewskiego zatrzymał. Wprost przeciwnie, raczej przyspieszyliby kroku, by broń Boże go nie spotkać.
Statystyki są jasne jak słońce. Otóż przed przybyciem Jędraszewskiego do Krakowa średnio w skali roku w archidiecezji krakowskiej akt apostazji składało 50-60 osób. Jednak w ostatnich latach ten proces się dramatycznie nasilił: w roku 2019 natomiast już 123, a w 2020 r. aż 445. Jeśli papież Franciszek nie wymieni Krakusom biskupa to te liczby będą rosły.


Niezbadane są ścieżki Opatrzności :). Dla Czechów wstrząsem było potraktowanie przez Watykan Jana Husa. I wystarczyło. Dla Polaków wstrząsem jest potraktowanie przez Watykan ich samych? Ale to przecież nie pierwszy raz, żeby chociażby przypomnieć „Gott mit uns” z papieskim błogosławieństwem. Widać Polakom nie „dość dwie słowie”.
Jędraszewski sam się biskupem krakowskim nie zrobił, a więc mamy do czynienia z większą grupą „niezorientowanych” i to nie tylko w Krakowie. W Gdańsku po T. Gocłowskim, który przy wszystkich swoich wadach potrafił żyć z ludźmi, już drugi raz biskupem zostaje ktoś o kim z góry można powiedzieć, że sympatii sobie nie zaskarbi. Dlaczemu? Ot, zagadka.
Kościół nie potrzebuje wiernych. Kościół potrzebuje biernych. Bierny może być niechętny. To bez różnicy. Ważne, żeby był bierny i nie podskakiwał. Swiadomi i aktywni wierni i ogólnie świadomi i aktywni obywatele to jest największy wróg Kościoła. Takich należy zniszczyć. Majac dookoła biernych, Kościół się układa z władzami i świetnie żyje sprzedając władzom propagandę. Podobnie, jak kurwizja. Propaganda to jest główny i omalże jedyny towar Kościoła. Ze strony władzy ciągle jest na niego popyt.
Akt apostazji to cały dramat, trudno zgadywać, ale podejrzewam, że mniej niż jeden na tysiąc odchodzących z Kościoła decyduje się na formalną apostazję.
Wygląda na to, że kolejny następca Jana Pawła II dba o dobre samopoczucie obrońców “przedmurza chrześcijanstwa”. Benedykt XVI robił to kokietując łamaną polszczyzną, Franciszek – “słusznymi” (dla
przedmurzan) nominacjami. W trosce o własnego następcę skąpi im tylko kardynalskich kapeluszy (dobre i to), taktycznie grając na dwa fronty.
Dla mnie apostazja to wyraz dojrzałości katolików, którzy nie godzą się na poniewieranie tym, w co wierzą przez instytucję, która formalnie powinna to, co dla nich drogie pielęgnować. Taką w każdym razie interpretację zjawiska rosnących bezwyznaniowców interpretuje katolicki ksiądz Peter Phan z Georgetown University. W literaturze anglojęzycznej coraz powszechniejszy jest termin „nones”, moim zdaniem najlepszym tłumaczniem jest nasze dobrze zadomowione w polskiej tradycji, bezwyznaniowcy.
Dzięki Jędraszewskiemu przybywa ateistów ! I chwała bogu !