Czy taki postulat wystarczy?
04.05.2021
„… Lecz nade wszystko – słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość…”
(J. Tuwim, „Kwiaty polskie”)

Jednym z narodowych precjozów, które PiS ukradł i zniszczył, jest – co powszechnie wiadomo – język. Wzniosły apel Tuwima: „niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość” (z którego pochodzi nazwa partii rządzącej, nb. ciekawe kto w PiS, prócz JK, jest świadom tej konotacji), znów jest aktualny. Słowa bowiem po raz kolejny w naszej historii zostały zmienione chytrze przez krętaczy, tym razem przez Jarosława Kaczyńskiego i jego żołnierzy.
Za poetą powtórzę więc, że pilnie potrzebujemy przywrócić tym słowom ich jedyność i prawdziwość.
Jednak moim zdaniem, dziś nie wystarczy postulować rządy prawa, lecz trzeba powiedzieć o rządy jakiego prawa nam chodzi. Rządy prawa bowiem nie muszą być synonimem wartości.
Tu krótki wstęp; z góry proszę o wybaczenie, jeśli jest to oczywiste, lecz chcę uniknąć niezrozumienia moich intencji. Otóż prawo można rozumieć formalnie, tak jak rozumie się je potocznie, jako zestaw norm, ustanowionych, ogłoszonych i obowiązujących pod rygorem użycia przymusu państwowego (Rzymianie nazywali to lex). I prawo można rozumieć jako zestaw wartości, które system prawa uosabia i na których został ufundowany; tym zajmuje się filozofia i aksjologia prawa, opisując jakie prawo powinno być, czyli co jest dla nas cenne, godne, dobre, słuszne (Rzymianie nazywali to ius). Rzymianie ukłuli też piękną sentencję: ius est ars boni et aequi (prawo jest sztuką czynienia tego, co dobre i słuszne).
Moim zdaniem to, które z tych znaczeń jako pierwszorzędne przyjmuje prawo, decyduje o jakości państwa i społeczeństwa.
Dziś więc nie wystarczy postulować rządy prawa w znaczeniu lex, jakim posługuje się anty–PiS – czyli przestrzeganie prawa, państwo prawa, konstytucja itp.; takie prawo to tylko szkielet, formalna rama. Rządy prawa w tym znaczeniu same w sobie, moim zdaniem, nie stanowią wartości. Rządy prawa w takim sensie mamy również teraz: PiS, posługując się demokratycznym biletem, ustanawia prawo (lex) i za jego pomocą, bez żadnych przeszkód, rządzi już szósty rok. Rządzi konstytucyjnym państwem prawa, członkiem europejskiej wspólnoty narodów. I nic.
Nie będę rozwijać historycznych analogii, bo są ograne; dość powiedzieć, że prawo stanowione ma taką własność, że mimo iż jest bytem wirtualnym, samo z siebie nie ginie, a musi być wyraźnie uchylone, albowiem zostało zapisane. Akt uchylenia zaś oznacza, że wcześniej obowiązywało, mimo następczych zaklęć o uznaniu za niebyłe.
Koniecznie trzeba zatem zastanowić się i powiedzieć sobie o rządy jakiego prawa nam chodzi w postpisowskiej przyszłości (o ile taka nadejdzie). Tymczasem, prawie w ogóle nie mówi się o aksjologii prawa, to jest o wartościach, na których prawo powinno być oparte i które ma uosabiać (poza ruchami lewicowo–progresywnymi, które koncentrują się jednak na prawach mniejszości, głównie zresztą seksualnych). A użyte przez poetę słowa: prawo i sprawiedliwość w ich jedyności i prawdziwości tak właśnie rozumiem, w sensie aksjologicznym; prosi on w modlitwie, aby prawo ustanowione uosabiało to, co mądre i dobre dla ludzi (daj rządy mądrych, dobrych ludzi).
A krętacz Kaczyński także po swojemu rozumie ludzi mądrych i dobrych. Jak wielu krętaczy przed nim.
Kaczyński, jako twórca obecnego systemu, jest wierny idei prawa obowiązującej w czasach, kiedy się kształcił i doktoryzował, a mianowicie, że prawo jest ściśle związane z państwem i jest emanacją woli klasy rządzącej. W czasach, gdy się kształcił, na uniwersytecie nie wykładano ani filozofii prawa, ani aksjologii prawa, chyba że pokątnie; uznawano to za burżuazyjne brednie. Wykładano, pisano opasłe podręczniki i rozprawy oraz doktoryzowano się z teorii państwa i prawa. Prawo było uznawane za instrument rządzenia i narzędzie przymusu, w każdym sensie. Ideowo oparte było na WOLI rządzących, a nie na jakichś zasadach, czy duchu prawa (ius). Każdy, kto odwiedza SO, miał z tym do czynienia i wie, o czym piszę. I Kaczyński tak prawo postrzega do dziś. Nie zmienił poglądów; od tamtego czasu zapewne niczego nowego na temat idei prawa nie czytał, o filozofach prawa nie słyszał albo nimi gardzi. Bo wie. W tym sensie jest wiernym synem PRL–u.
Niestety, w kwestii idei i znaczenia prawa panuje zamęt i nierozumienie, tak jak w wielu innych zasadniczych sprawach (o kilku pisałam ostatnio na SO). Prawo traktowane jest instrumentalnie, zarówno przez rząd, jak i opozycję; frazes „takie jest prawo” stał się i wytrychem, i maczugą. I nikt nie zastanawia się, czy jakiś akt prawny, czy poszczególne jego przepisy to jest w ogóle prawo w znaczeniu aksjologicznym, a więc norma (zespół norm) niosąca wartości, których bez jej ustanowienia przez rządzących nie dałoby się kultywować w społeczeństwie. Po stronie opozycji nie ma dyskusji o tym, jaki chcielibyśmy mieć porządek prawny w sensie – jakie wartości chcemy kultywować we współczesnym społeczeństwie, w jakim kierunku ma się rozwijać Polska jako kraj, społecznie i ekonomicznie, i jakim społeczeństwem życzylibyśmy sobie być za dekadę, dwie.
Takiej refleksji nie widzę; jest brutalna i śmieszna (gdyby nie była groźna) walka o władzę, czyli o to, KTO zasiądzie u sterów. Lecz PO CO on tam ma zasiąść i JAKI KIERUNEK zamierza nam pokazywać – nie wiadomo. To ma się okazać po „zdobyciu” władzy.
Mam wrażenie, że opozycja sądzi, iż per se jest uosobieniem cnót wszelkich i że jest oczywiste dla wszystkich (poza twardymi zwolennikami PiS), iż z chwilą „zdobycia” władzy zafunduje nam prawdziwe prawo i prawdziwą sprawiedliwość (czyli z grubsza restytucję złotego wieku sprzed 2015 r., opartego m.in. o klauzulę nieznanego nam sumienia poszczególnych parlamentarzystów). Na jakiej podstawie opozycja ośmiela się tak sądzić, nie wiem. Może na podstawie naszej bierności.
Krzyczy się o łamaniu prawa przez PiS, o naruszeniu świętości Trybunału Konstytucyjnego, i są to krzyki uzasadnione. Tak jest. Ale to jedynie fragment landszaftu. Gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce (ponieważ to i tak niczego nie zmieni, a doktoryzować się nie zamierzam), napisałabym tu historię ustaw uchwalanych, bądź przeciwnie – których nigdy nie uchwalono, choć powinno było się je uchwalić – przez parlamenty zdominowane przez dzisiejszą opozycję, która nazywa siebie „demokratyczną”; historię orzeczeń wydawanych przez przenajświętszy Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i jeszcze Naczelny Sąd Administracyjny przed 2015 rokiem, które wywracają żołądek na nice. Można też sięgnąć do archiwum SO i poczytać sobie opinie o władzy przed 2015 rokiem; o degradacji nauki, oszustwie edukacyjnym, upadku ochrony zdrowia, traktowaniu pracowników, niby–legalnej prywatyzacji i niby–dzikiej reprywatyzacji, gospodarce, dominacji kościoła, kolesiostwie, tępocie. Nic, tylko jeden wielki aplauz; wszak to dla niego powstało SO (to sarkazm, jakby co).
Polska to kraina nieustającego absurdu i niesprawiedliwości, bez szans na normalne życie dla normalnych ludzi; także dla ludzi młodych. I to nie jest sprawa PiS–u. Młodego człowieka po studiach (niebędącego krewnym polityka czy dzieckiem biznesmena) czeka kariera na kasie w Lidlu, sortowni Amazona, call–center ubezpieczyciela. Za minimalną krajową (owszem, rośnie, dziś to całe 2800 zł brutto, czyli „na rękę” 2056 zł). Czy z taką pensją i zawodowymi perspektywami da się planować samodzielne młode życie i korzystać z niego, tak jak planują i korzystają młodzi ludzie w Europie ?
Mimo 500+ młodzi wolą więc nadal wyjeżdżać do innych krajów UE i tam rodzić dzieci, tam pracować i płacić podatki i tam planować przyszłość. Młode pokolenie wręcz z odrazą patrzy na polski romantyzm, żołnierzy takich i siakich, powstańców, indoktrynację historyczną od przedszkola do matury, uznając postawę, którą za moich czasów wynosiło się pod niebiosa, za frajerstwo i głupotę, która gubiła kraj nie raz jeden. Oni są dziś nieznośnie pragmatyczni. Kiedy jednak rozpytuję, dlaczego pragmatycznie nie włączają się w politykę, aby zmienić dziedzictwo, twierdzą, że tu się nigdy nic nie zmieni; nawet jak psim swędem lub pod presją coś się uda, to za chwilę, po zmianie władzy na inną, to się opluje, zadepcze i na wierzch nasika.
Problemem obozu przeciwników władzy PiS i przeszkodą w prowadzeniu poważnych rozmów o państwie prawa w znaczeniu aksjologicznym jest fakt, że przed 2015 r. o skandalicznym prawie i skandalicznej sprawiedliwości w tzw. demokratycznym mainstreamie mówiło się półgębkiem, zamilczając jak gafę w towarzystwie. I nawet dziś nie da się o tym otwarcie mówić, także tu, na SO, by nie zostać zakrzyczanym, że nie czas teraz i nie być zwyepitetowanym od symetrystów.
A tymczasem, przed 2015 r. prawie nic nie było tak jak trzeba. Gdyby było, PiS nie otrzymałby pełni władzy tak łatwo (PiS bowiem władzy nie „zdobył”, PiS otrzymał ją na tacy!) i tak łatwo by jej nie utrzymywał w kolejnych rozdaniach (liczę tu też obsadę stołka Prezydenta RP). Dlaczego ?
Dlatego, że kategoria dobra publicznego i sprawiedliwych rządów (które są istotą prawa w sensie aksjologicznym) nie istnieje w Polsce od dawna. Chyba tylko Sejm „kontraktowy” (1989 –1991) myślał tymi kategoriami.
Przykro mi to pisać, lecz także w sprawie rządów prawa nie widzę potencjału zmiany w tym, co obserwuję po stronie opozycji i jej elektoratu. Obawiam się, że kolejni krętacze, może lepiej się prezentujący i bardziej elokwentni, także z biletem demokratycznym w garści i także „rządami prawa” na języku, będą chytrze zmieniać słowa i fundować nam Dzień Świstaka …
Magdalena Ostrowska

Jarosława Kaczyński i jego żołnierzy mówią czystym Orwellem…
3xTAK !
Dokładnie tak ! Jeżeli to co Pani pisze ma być dowodem na symetryzm w polityce to ja też jestem takim symetrystą -a to przecież całkowita bzdura.
Bardzo dziękuje za przypomnienie tych starych ale zawsze przydatnych rozróżnień lex i ius – to zawsze warto jak również to co wskazuje na fundament myślenia naczelnika, myślenia o państwie, o prawie i sprawiedliwości. Dobrze też przypomnieć młodzieży, ze Jarosław studiował w PRL ( ja też). Tylko on na prawie na którym był Stanisław Erlich – jego promotor a ja na socjologii gdzie powrócił Stanisław Ossowski, którego wcześniej PRL wyrzucił z Uniwersytetu i zrobił pracownikiem biblioteki
Właściwie to co Pani poruszyła jest dla wielu z nas oczywiste, ale mało kto wie jak sie do tego zabrać aby proces pustego prawa „lex” zaczął się odwracać w stronę dobrego i słusznego „ius”. Ja nie wiem, choć chętnie bym sie dowiedział.