17.06.2021
Od podsłuchujących kelnerów w knajpie „Sowa i Przyjaciele” do służb specjalnych obcych państw robiących w Polsce to, co wszystkie służby robią zawsze – podsłuchują, dezinformują, wprowadzają zamęt. To takie proste elementy wojny hybrydowej, najczęstszej obecnie wojny pomiędzy krajami.
Tak najkrócej można by określić zmiany, jakie zaszły w Polsce od sześciu lat.
Afera podsłuchowa u „Sowy i Przyjaciół” poważnie wstrząsnęła sceną polityczną. Donald Tusk pytał publicznie jakim alfabetem pisane były zlecenia dla podsłuchujących, sugerując wyraźnie, że to mogła być cyrylica. Treści podsłuchanych rozmów ministrów rządu były kompromitujące – przede wszystkim tym, jakie słownictwo było tam w użyciu, jakie pospolite wulgaryzmy padały z ust tych wszystkich „wielkich” ludzi. I wszystko to w trakcie popijania wina pod te słynne ośmiorniczki.
To wzburzało naród: jak tak można, za nasze pieniądze siedzą, piją, ośmiorniczki jedzą.
To, że takie ośmiorniczki można było kupić wszędzie w Polsce, w każdej dużej sieci handlowej za kilka złotych – do nikogo nie docierało. Kupić może i można, ale trzeba też wiedzieć jak to przyrządzać, przecież to nie golonka ani nasz, polski kotlet schabowy.
Właśnie ta bliskość mowy pełnej wulgaryzmów i knajpianej atmosfery sprawiała, że aferą podsłuchową interesowali się wszyscy. Jarosław Kaczyński i jego pozostające wtedy w opozycji ugrupowanie od rana do nocy grzmieli wszędzie gdzie tylko mogli o skandalu, o potrzebie natychmiastowej dymisji całego rządu. Stawiali publicznie pytania, słuszne i prawdziwe, czy tacy ludzie, których nagrywali zwykli kelnerzy, mogą zajmować się sprawami państwa. Mówili prawdę oczywistą, że nie mogą, że powinni odejść, bo państwo jest zagrożone, że służby nie zdały egzaminu.
Wtedy tak, ale nie teraz gdy naprawdę wyciekły państwowe tajemnice, gdy premier i ministrowie z prywatnych skrzynek mailowych, bez żadnych dodatkowych zabezpieczeń przesyłali różne rządowe dokumenty.
Polskie służby miały informacje od najlepszych służb specjalnych na świecie o przygotowanej akcji włamań i realnej groźbie cybernetycznego ataku na Polskę. Polskie służby, po tym, co z nich zostało po rządach Macierewicza i jego najbliższego asystenta Misiewicza nie są zdolne do niczego, poza tropieniem własnych obywateli, zwłaszcza tych, którzy na różnych forach internetowych głoszą nieprawomyślne i skierowane przeciw obecnej władzy sądy i opinie.
Tyle mogą i nic poza tym.
Tak wygląda stan na dziś. Jak będzie jutro tego nie wie nikt. Rzecznik rządu zapowiedział, że to dopiero początek, że jeszcze wiele materiałów rządowych zawiśnie w Internecie. Tak zresztą jest zawsze, gdy atakujący, który dysponuje przejętymi informacjami o szczególnym znaczeniu, używa ich wedle swoich potrzeb. Tak działają wszystkie służby specjalne na całym świecie.
Po paru dniach zamętu Jarosław Kaczyński – wicepremier ds. bezpieczeństwa – zarządził niejawne posiedzenie Sejmu, na którym rząd miał przedstawić informacje; które, zważywszy na niejawny charakter posiedzenia, nie będą mogły być omawiane publicznie przez posłów, zwłaszcza opozycyjnych. To taki zabieg; chytry, ale całkowicie bez sensu – treści ze skrzynek „wiszą” i będą wisieć w Internecie gdzie każdy może je sobie przeczytać.
Każdy to znaczy kto?
I tu cale sedno sprawy. Tak jak język i knajpiana atmosfera biesiadników w knajpie „Sowa i Przyjaciele” interesowały wszystkich, całego „suwerena”, to plany rządowych posunięć, na przykład wobec protestujących kobiet, zainteresują tylko niektórych; a na dodatek takich, którzy i tak są już przeciwnikami rządzących.
Mimo powagi całej sytuacji wynikającej z tego, że mamy państwo nie z tektury, bo to w miarę trwały materiał, a z papieru, być może z papieru toaletowego – nic strasznego na polskiej scenie politycznej się nie zdarzy. Zapowiadana rekonstrukcja rządu powodowana będzie zupełnie innymi przyczynami, a odejście z funkcji wicepremiera ds. bezpieczeństwa nie będzie dowodem na odpowiedzialność Jarosława Kaczyńskiego za aferę mailową a tylko potwierdzenie tego, że ten pan nie jest od roboty, a jedynie od rządzenia.
I tylko Polski żal…
Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
I tylko Polski żal…
Nie żal. G.. chłopu, nie zegarek.
Zastanawiam się jaki jest związek pomiędzy uprawianiem takiego fajnego sportu jak narciarstwo i taką pogardą dla ogromnej większości Polaków. Tu prawie wszyscy z chłopa…
Nie dla “ogromnej większości”, tylko dla mniejszości, która nie potrafi się zorganizować. Przecież są książki, kursy, teleporady, oraz firmy od organizowania tego czy owego. Chcieliście Polski, no to ją macie. (Cytat, proszę sobie sprawdzić o czym prawił poeta.) A skoro macie, to możecie poczytać, jak zorganizować ruch polityczny czy obywatelski i pogonić potwora. Ale nie. Kijowski, Lampert, Szczęsny, Kasprzak (ten akurat jest zorganizowany), kombatanci, oraz inne tragiczne ofiary. A fachowcy gdzie?
Nonsens, czyli pogarda dla mniejszości bo nie potrafi się zorganizować? A co z większością, która – przede wszystkim ona – nie potrafi się zorganizować. Tacy narciarze na przykład mogą być w związku narciarskim; ale to żadna większość. I nadal nie wybrnął Pan z chłopskiego epitetu, prawie wszyscyśmy z chłopa.
Większość i mniejszość zamieniają się miejscami od sondażu do sondażu. Dlatego napisałem, ze nie zal tak w ogóle. Poza tym pogarda była mi tu imputowana. To Pan Z.S. użył tego epitetu, bo widocznie nie potrafił znaleźć innego argumentu. Ja użyłem dobrze znanego powiedzenia, w którym nie ma żadnej pogardy. To jest przysłowie. Jego pochodzenie jest niejasne, ale znaczenie jest dość oczywiste i dobrze opisuje polską sytuację. Skłócona załoga na tonącym okręcie. Skoro nie potrafi pompować, to statek zatonie. Jaka piękna katastrofa. (Następne przysłowie, zanim się Panowie raczą obrazić.)
Artykuł pana Z.S. zaczyna się dość obiecująco. Autor ma rację. W sąsiednim artykule (tez obiecującym) autor zauważył i opisał, ze polityka to jest marketing. Spodziewałem się konstruktywnych wniosków z obu artykułów. Należy to przedsięwzięcie lepiej zorganizować. Spodziewałem się zaleceń, jak mianowicie. Na tym polega fachowość. Zamiast tego rozległo się narzekanie, ze zal upadającego sklepu. W sąsiednim artykule rozległy się modlitwy do Sztucznej Inteligencji, czyli do współczesnej wersji Anioła Stróża. To są jakieś nonsensy. Chłodna ocena mówi, ze sklep upada, bo ma kiepski towar. A także kiepską reklamę. Tu nie ma miejsca na zal. Kiepskie sklepy upadają, nawet, jeśli właściciel jest wartościowym człowiekiem. Na tym polega kapitalizm. Chcieliście, to macie. PiS wygrywa, bo ma dobrze prowadzony sklep, który sprzedaje chodliwy chłam. Ani opozycji, ani pana Z.S. jakoś nie stać na sformułowanie takiej diagnozy. Sklep źle prowadzony przez idealistów przegrywa ze sklepem dobrze prowadzonym przez łajdaków. Tu nie ma miejsca na zal. Trzeba albo poprawić biznes, albo wyprowadzić sztandar. Komuniści się zdobyli na takie decyzje i niedługo potem wygrali wybory.
Nie dla “ogromnej większości”, tylko dla mniejszości, która nie potrafi się zorganizować. Przecież są książki, kursy, teleporady, oraz firmy od organizowania tego czy owego. Chcieliście Polski, no to ją macie. (Cytat, proszę sobie sprawdzić o czym prawił poeta.) A skoro macie, to możecie poczytać, jak zorganizować ruch polityczny czy obywatelski i pogonić potwora. Ale nie. Kijowski, Lampert, Szczęsny, Kasprzak (ten akurat jest zorganizowany), kombatanci, oraz inne tragiczne ofiary. A fachowcy gdzie?
W tych samych dniach Red. BM w “Upustach żółci” zwwraca uwagę, że wyciek tych maili rządowych jest sprawą coraz mniej jasną i oczywistą. Też mam podobne odczucia.
Według mnie, gdyby za wyciekiem stały istotnie służby specjalne państw trzecich, nigdy by do wycieku nie doszło. W interesie tych służb jest zdobywanie informacji, a niekoniecznie ich ujawnianie. Tym bardziej, że wyciek maili posłuży do usczelnienia systemu.
*
Amatorszczyzna tych panów “od rządzenia” jest tak kompromitująca, że strach pomyśleć co będzie dalej. Smutny w tym wszystkim jest kompletny brak zainteresowania tzw. suwerena. Jeszcze smutniejsze jest zupełne nnie przejmowanie się tym samych zainteresowanych, czyli tych którym te informacje wyjęto, bo przecież nie wykradziono!
W tych samych dniach Red. BM w “Upustach żółci” zwwraca uwagę, że wyciek tych maili rządowych jest sprawą coraz mniej jasną i oczywistą. Też mam podobne odczucia.
Według mnie, gdyby za wyciekiem stały istotnie służby specjalne państw trzecich, nigdy by do wycieku nie doszło. W interesie tych służb jest zdobywanie informacji, a niekoniecznie ich ujawnianie. Tym bardziej, że wyciek maili posłuży do usczelnienia systemu.
*
Amatorszczyzna tych panów “od rządzenia” jest tak kompromitująca, że strach pomyśleć co będzie dalej. Smutny w tym wszystkim jest kompletny brak zainteresowania tzw. suwerena. Jeszcze smutniejsze jest zupełne nnie przejmowanie się tym samych zainteresowanych, czyli tych którym te informacje wyjęto, bo przecież nie wykradziono!
Tupolewizm. Jakoś to będzizm. My z bratankiem na czele. Bron zdobywa się na wrogu.
“Rębaczów u nas jest więcej, ale uczonych oficyjerów mniej, i w sztuce wojennej … a u nas po staremu jazda w dym kupą chodzi i szablami goli, a jak zrazu nie wygoli, to ją wygolą. …”