8.09.2021

Jeszcze przed beatyfikacją Stefana Wyszyńskiego polski kościół katolicki rozpoczął prawdziwą kanonadę, mającą przekonać Polaków, że jest nie tylko usprawiedliwiona, ale wręcz niesprawiedliwie opóźniona ze względów zgoła niezrozumiałych. Ks. Waldemar Chrostowski wskazuje wręcz konkretnych „wrogów” Prymasa Tysiąclecia, którymi mają być jego zdaniem katolicy skupieni wokół miesięczników „Znak” i „Więź” oraz „Tygodnika Powszechnego”. Wszak dla wszystkich jest oczywistą oczywistością, że świętym był. Otóż nie dla wszystkich.
Skoro tak, to musi jednak dziwić, że mając w osobie Jana Pawła II nie tylko orędownika, ale i dłużnika nie doczekał się wyniesienia na ołtarze wcześniej. Myślę, że ważną korektę do tej katolickiej narracji wniósł tygodnik „Polityka”, który zaproponował trzy teksty o Wyszyńskim. Są to trzy rozmowy: z Danutą Waniek, ze mną i młodszą przyrodnią siostrą Wyszyńskiego; ta ostatnia była przeprowadzona w 1985 roku przez Jacka Żakowskiego dla tygodnika „Powściągliwość i Praca”. To, co pisze Żakowski jest wręcz porażające. Owszem była wtedy cenzura państwowa, ale znacznie skuteczniejszą okazała się cenzura … kościelna.
Moim zdaniem te trzy teksty, które stały się tematem okładkowym, okazały się bardzo wnikliwą analizą złożonej osobowości Wyszyńskiego i myślą, że takie alternatywne spojrzenie na niego należało się nie tylko czytelnikom „Polityki”. Dwie rozmowy Joanny Podgórskiej znalazły bowiem istotne dopełnienie w rozmowie z siostrą Wyszyńskiego, bezwzględnie wykorzystywaną i tak naprawdę pomiataną przez „wielkiego brata”. Takich świadectw zapewne można było zgromadzić więcej i wtedy obraz, jaki wyłonił się z tej rozmowy byłbym ważnym dopełnieniem „heroicznych cnót prymasa”.
Znajomy ksiądz zwrócił mi uwagę, że zastanawiało go, dlaczego Wojtyła, który tak chętnie beatyfikował ludzi, którzy zmarli wiele lat po Wyszyńskim (Matka Teresa zm. 1997 beat. 2003) lub kilka lat przed nim (Josemaria Escriva zm. 1975 beat. 1992, kan. 2002), a nie zajął się swoim wielkim rodakiem. Jednym z powodów był lęk przed żyjącymi jeszcze świadkami. To chyba trafna uwaga. W rozmowie z redaktor Podgórską powiedziałem m.in., że
Wyszyński, jako redaktor »Ateneum kapłańskiego«, w którym ukazywały się teksty antysemickie. Jego apologeci tłumaczą, że nie on je pisał, ale redaktor naczelny jest przecież odpowiedzialny za to, kogo i co drukuje. A ukazywały się tam m.in. artykuły apelujące, by polskie dzieci nie bawiły się z żydowskimi, bo to demoralizujące. Wyszyński antysemita to nie jest figura retoryczna. To konkretne teksty drukowane w jego piśmie i jego bulwersujące zachowania już po Zagładzie. Przedstawicieli gminy żydowskiej, którzy prosili, by w sytuacji przedpogromowej w Lublinie zabrał głos, odesłał z kwitkiem, mówiąc, że z oskarżeniami o mordy rytualne jest coś na rzeczy. I w dzisiejszym Kościele silniejszy niż przekaz z Lasek jest ten nacjonalistyczny wzór, broniący tożsamości Polaka – katolika.
Dodawałem też w innym miejscu, że
Dziś moglibyśmy powiedzieć, że to Wyszyński radiomaryjny, promujący emocjonalny, niepogłębiony przekaz wiary, zredukowany do ludowej, katolickiej bańki. To Wyszyński, który z niepokojem patrzył na konsekwencje II Soboru Watykańskiego. To Wyszyński, który patrzył na środowiska intelektualistów katolickich jako przeszkodę w realizacji jego projektu ewangelizacyjnego. I obawiam się, że dziś właśnie to zostało – płytki, konfrontacyjny przekaz oblężonej twierdzy.
Jednym z najpilniej strzeżonych sekretów w katolickiej narracji jest antysemityzm Stefana Wyszyńskiego. Dla historyków jest on czymś oczywistym, przy czym dodają, że Wyszyński był po prostu dzieckiem swego czasu. Wtedy wszyscy księża katoliccy byli antysemitami, bo to była po prostu oficjalna ideologia ich instytucji. Jednak to jest za mało. Trzeba wskazać na konkretne przejawy tej postawy u Wyszyńskiego i taki łatwo znaleźć. Na nic nie zdają się heroiczne wysiłki katolickich apologetów, by tę prawdę zatuszować.
Szczególnie wytrwała w tym wysiłku jest Ewa Czaczkowska, która nadal broni tezy ze Wyszyński nie był antysemita. Jako dowody wskazuje, że w czasie wojny Żydom pomagał i w 1968 potępił nagonkę antysemicką w swoich prywatnych zapiskach. Problem polega na tym, że, z tym potępieniem nagonki to wcale nie jest takie jasne, a Żydom pomagali też antysemici, by wspomnieć Zofię Kossak-Szczucką czy Jana Dobraczyńskiego. Dotyczy to też innej ikony kościoła katolickiego Maksymiliana Kolbego, który owszem oddał swoje życie za współwięźnia obozu koncentracyjnego, ale przez wiele lat rozpowszechniał przez swoje medialne konsorcjum obrzydliwe postawy antysemickie. To właśnie „wkład edukacyjny” takich świętych jak Kolbe czy nowy błogosławiony Wyszyński sprawił, że postawy większości katolików polskich wobec Żydów w czasie Zagłady nie należały do godnych pochwały.


Był antysemitą, propagował zacofanie i ciemnotę, ani nie rozumiał światlejszych i bardziej wyrafinowanych teologów. Takie postaci powinny trafić na śmietnik razem z nazistowskimi Niemcami. Wstyd dla papieża Franciszka, że zgodził się swoją osobą firmować beatyfikację tego pana. Postać Wyszyńskiego obrazuje w jakim kierunku idzie nie tyle sam kościół, ale i inne religie – gloryfikując fanatyków, którzy na to nie zasłużyli. Jestem pewien, gdyby żył dzisiaj byłby równie wredną postacią co Jędraszewski i Hoser. Kto wie, może i tych panów ktoś wyniesie na ołtarze.
Niechby ich wyniesiono gdziekolwiek, byle daleko! Bo jeszcze jeden z nich został…
Po beatyfikacji nowe pomniki, kolejne miejsca kultu, następne skarbonki dla pielgrzymów. A ludzi, których łatwo opętać taką ideologią jak świętość Wojtyły, czy Wyszyńskiego, a po nich Jędraszewskiego i jemu podobnych nigdy nie zabraknie. Więcej, dla ludzi takie persony są równoznaczne ze świętością kościoła w ogóle.
W mojej miejscowości przy głównej bramie prowadzącej na teren kościoła jest spory plakat Wyszyńskiego. Kościół ten jest przy głównej ulicy którą pędzono Żydów do warszawskiego getta którzy potem trafili do Treblinki i tak jakoś dziwnie to wygląda. Pamiętać należy o kolejnym „świętym” prymasie Auguście Hlondzie i jego antysemickich haniebnych wypowiedziach a dekret o jego heroiczności cnót został przez papieża już podpisany. Słuszne stwierdzenie że to dzieci swoich czasów. Jeden sprawiedliwy biskup Teodor Kubina wyraził prawdę o pogromie kieleckim co spotkało się z oporem Hlonda a Konferencja Episkopatu wyraziła wtedy zdanie że to: „niemożliwe do przyjęcia z zasadniczych założeń myślowych i kanonicznych Kościoła katolickiego”. Pisząc trochę przewrotnie coraz bardziej mam wrażenie że oświadczenie biskupa Kubiny rzeczywiście było niezgodne z zasadniczymi założeniami kościoła katolickiego.
Antysemityzm w Polsce wydaje się mi się być efektem wielowiekowego „wdrukowywania” już od dziecka w mieszkańców tego kraju negatywnych stereotypów dotyczących Żydów – zarówno jako grupy etnicznej jak i wyznania religijnego. To zjawisko kulturowe w którego istnienie zapewne Kościół miał duży wkład (słynne „Oremus et pro perfidis Judaeis” w „Missale Romanum” sprzed Soboru, malowidła w kościołach przedstawiające „mordy rytualne Żydów na dzieciach” – jak chociażby te w katedrze sandomierskiej itp.). Zjawisko to będące efektem tej indoktrynacji tak przesiąknęło umysły ludzi w Polsce, że można być przyzwoitym człowiekiem i nawet nie zdawać sobie sprawy jak bardzo antysemityzm w człowieku „siedzi.
Dotyczy to zwłaszcza środowisk wiejskich, wśród których jeszcze 100 lat temu instytucje religijne, takie jak Kościół Katolicki, miały praktycznie monopol tak na przekazywanie wiedzy o świecie jak i kształtowanie światopoglądu mieszkańców wsi. Jako przykład chciałbym podać casus mojej babki (urodzonej przed wojną) ze strony matki – kobiety urodzonej i całe życie mieszkającej na wsi. Nie miała żadnych poglądów politycznych, ani też nie czytała żadnych książek. Dysponowała za to całą gamą przysłów na różne okazje, z których wiele dotyczyło Żydów i z których prawie wszystkie były mniej lub bardziej dla tej nacji obraźliwe („gadał Żyd do obrazu, a obraz ani razu”, „idzie jak wsza po Żydzie”, „Nie chcieli Żydzi manny – pożrą g*wno”)…
Z kolei mojemu tacie – człowiekowi bardzo religijnemu (sensie: uczestniczenie w praktykach religijnych), ale też bardzo słabo wykształconemu i również bez większego zainteresowaniu polityką, zdążyło się kiedyś w czasach gdy byłem dzieciakiem (gdy z przyszedłem z dworu do domu i od razu tak jak byłem ubrany usiadłem do obiadu) powiedzieć z przekąsem: „jesteś ŻYD, że siadasz w czapce do stołu?” Co wyraźnie sugerowało, że „jeśli nie chce być uznany za Żyda („a na pewno nie chcesz, bo żaden NORMALNY człowiek nie chciałby być uznany za ŻYDA”), to tę czapkę powinienem zdjąć…
Aczkolwiek po latach owe wypowiedzi – tak mojej babki jak i ojca – odbieram jednoznacznie negatywnie, to zarazem jestem przekonany, że obie te osoby nie miały żadnych złych intencji. Po prostu tak były wychowane, i raczej bez zastanowienia „klepały” takie „mądrości ludowe”, no bo przecież „tak się mówi”…
Stąd wracając do kwestii ewentualnego antysemityzmu Wyszyńskiego, trzeba się zastanowić (co zresztą Pan Profesor zauważył), ile z tego antysemityzmu było produktem epoki i wiejskiego środowiska w którym mały Wyszyński wyrastał, a ile owocem jego własnych przemyśleń i przekonań do których doszedł samodzielnie (jeśli to drugie, to oczywiście bardzo by go to kompromitowało). Ja na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo artykułów o których mowa nie czytałem. Dopuszczam myśl, że gdybym przeczytał te artykuły, to z punktu widzenia dzisiejszego systemu wartości mógłbym poglądy Wyszyńskiego uznać za antysemickie. Ale na ile antysemickie były one z punktu widzenia systemu wartości i przekonań ludzi żyjących w np. 1950r?
Tak więc problem antysemityzmu, czy to Wyszyńskiego czy też innej osoby żyjącej w odległych czasach, jest częścią szerszego problemu dotyczącego „przykładania naszych miar do czasów w których obowiązywały inne miary”). To się dzieje teraz w wielu miejscach na świecie. W Meksyku na przykład obalają pomniki Kolumba, bo widzą w nim nie wielkiego odkrywcę, człowieka który coś osiągnął na wbrew wielu przeciwnościom, ale człowieka który zapoczątkował zagładę rdzennej ludności obu Ameryk…
Czasami dostaje się „odpryskiem” nawet samemu Abrahamowi Lincolnowi – człowiekowi uwielbianemu przez zdecydowana większość (również czarnoskórych) Amerykanów, o niewątpliwie wysokich standardach moralnych. W swoim czasie należał zapewne do 5% społeczności białych Amerykanów nastawionych najbardziej przyjaźnie do Afroamerykanów. A jednak… mimo iż też uwielbiam Lincolna, to zgodziłbym się z tymi, którzy twierdzą, że przeniesiony w nasze czasy mógłby zostać przez wielu (w kontekście niektórych jego wypowiedzi sugerujących, że ludzie biali z natury są intelektualnie i społecznie lepiej rozwinięci niż czarni) uznany za rasistę!
Tak więc: na ile Wyszyński był antysemitą ponad przeciętna dla swoich czasów miarę? Jak już wspomniałem, nie wiem, ale zgadzam się, że od człowieka który ma być autorytetem moralnym dla milionów wiernych należy oczekiwać, że nawet jeśli takowe uprzedzenia do Żydów z domu rodzinnego wyniósł, to będzie się ich w toku swojego samorozwoju i pracy nad sobą stopniowo pozbywał. A przynajmniej zastawiał się dwa razy zanim coś takiego powie… Tym bardziej zaś należy tego wymagać, jeśli ten człowiek miałby być uznanym za świętego/błogosławionego Kościoła Katolickiego!
Wyszyński jako produkt czasów i wychowania antysemickiego – podwójnego – i w polskim życiu codziennym i w kościele katolickim to jakieś może usprawiedliwienie pewnych sformułowań, pewnych wgranych wzorców zachowania.
Ale mnie opisana tu (jak i w wielu innych artykułach SO- np PIRS często przytaczał) bulwersuje sprawa jego stanowiska podczas pogromów (Lublin, Kielce)
Pojawiło się już oświadczenie biskupa częstochowskiego (bp Teodor Kubina) mówiące o tym, że wszelkie twierdzenia jakoby Żydzi dopuszczali się mordów rytualnych są kłamstwem.
Wyszyński jednak publicznie wyraża wątpliwość.
Mit głosił, że krew niewinnych chrześcijańskich dzieci dodawana jest do macy. Wyszyński nie był prostym wiejskim proboszczem lecz człowiekiem wykształconym, doktorem prawa kanonicznego… nie ma możliwości by nie wiedział, że te plotki funta kłaków niewarte, że zwłaszcza dla żydów wszystko skażone krwią jest niekoszerne! (Plotka w rozszerzonej wersji głosiła, że krew potrzebna Żydom na macę, a mięso na kiełbasy dla Rosjan i Ukraińców) Także w tym przypadku to nie kwestia takiego czy innego wychowania. To dość świadome podłe zachowanie i to w czasie gdy już, podkreślę raz jeszcze, inny biskup jasno i wyraźnie powiedział, że te oskarżenia są fałszywe. Nie trzeba było przełamywać barier, wyłamywać drzwi prawdzie. Te drzwi zostały już otwarte.
Także usprawiedliwianie pogromów, bo de facto na to wychodzi (w najlepszym razie gest Piłata, chociaż ten podobno próbował Jezusa uwolnić, zanim „umył ręce”), i to tuż po zagładzie, tuż po tym, jak naocznie można było się przekonać o tym, jakie piekło ludzie ludziom zgotować potrafią, wydaje się conajmniej podłe.
Czy to tak daleko posunięty antysemityzm, że autentycznie kardynał życzył ocalałym z holokaustu Żydom śmierci z rąk podpuszczonej tłuszczy, czy też może jakaś gra polityczna, walko o rząd dusz nie ma chyba znaczenia.
Otrzymałem rodzaj listu otwartego skierowanego do kolegi zajmującego sie dziejami katolicyzmu w okresie PRL ani nadawcy ani adresata nie ujawniam, ale sądzę, że to nie ma większego znaczenia. Intencja jest jasna – Obirek oczernia wielkiego Polaka i należy mu się rzetelna odprawa i należy te oszczerstwa zdemaskować.
W odpowiedzi odesłałem do tekstu w SO i do komentarzy po nim:
Dotyczy: prośba o zweryfikowanie dostępu do danych histotycznych Pana Prof. Stanisława Obirka w kwestii rzekomego antysemityzmu Prymasa Tysiąclecia
Szanowny Panie Profesorze, W nawiązaniu do zażyłej znajomości oraz wielopłaszczyznowej Pańśkiej współpracy z Prof. Stanisławem Obirkiem, zwracam się z uprzejmą prośbą o poszerzenie mu dostępu do danych (źródeł) historycznych pozwalających zweryfikować realny stosunek Prymasa Tysiąclecia do Żydów. Wspomnę jedynie tytułem przykładu jego współpracę z siostrami w Laskach w ukrywaniu Żydów przez Niemcami1, za co groziła kara śmierci, publiczne potępienie stworzenia Getta Warszawskiego, czy też gratulacje dla Państwa Izrael z powodu zwycięstwa w Wojnie Sześciodniowej, to tylko niektóre z faktów. Contra factum nullum argumentum! Do wiadomości: JE. Ks bp Rafał Markowski Wielce Szanownt Rabin Michael Schudrich
(S. Wyszyński, Ateneum Kapłańskie, Zeszyt 2, IX-X 1960 r.)
„…Otrzymaliście w tej chwili straszliwą władzę.
To jest władza nie tylko nad szatanami, nie tylko nad znakami sakramentalnymi, ale przede wszystkim – nad samym Bogiem!
Jesteście przecież „spirituales imperatores”, a jako tacy, macie władzę rozkazywać nawet samemu Bogu. On tego zapragnął, on tego od was chciał! Będziecie Mu rozkazywać, gdy na wasze słowa zstępować będzie na ołtarze – Bóg żywy, choć zakryty, lecz prawdziwy …
Kto ku Wam patrzy, widzi w Was Boga.
Kto do Was się zbliża, nie szuka ludzkiego, ale Bożego oblicza. Prawdziwie: Sacerdos, alter Christus! Kapłan jest drugim Chrystusem…”
Rozważania, czy JPII obawiał się szkodliwości „antysemickiego dossier” Kardynała Wyszyńskiego w postępie procesu beatyfikacji zakładają, że On sam nie instrumentalizował tego „polskiego problemu”. Uważam, że jednak instrumentalizował. Dlaczego JPII potępił antysemityzm w Synagodze w Rzymie, ale nie zrobił tego w licznych kazaniach podczas 9 pielgrzymek do Kraju?
Oprócz udostępniania forum dla katolickiego antysemityzmu przed wojną, jest tu jeszcze kwestia odmowy potępienia mordowania Żydów po wojnie. (Przynajmniej z tego co wiem, Wyszyński odmówił potępienia mordów w Kielcach, Częstochowie i w innych miejscach. Nawiasem mówiąc, toczy się podobna dyskusja na temat Piusa XII, gdzie koronnym zarzutem jest nie to co zrobił, a to czego nie zrobił, mimo iż jako przywódca katolickiewj wspólnoty miał moralny obowiązek. (Właśnie dziś opublikowałem artykuł amerykańskiego blogera na ten temat: http://www.listyznaszegosadu.pl/notatki/nowe-pralby-wybielania-haniebnej-postawy-papieza-piusa-xii-podczas-holocaustu)
Przed wojną, jako redaktor naczelny miesięcznika „Ateneum Kapłańskie”, Wyszyński pisał pisał:
– Trudno nie przyznać słuszności twierdzeniom Hitlera, że Żyd pozostał obcym ciałem w organizmie narodów europejskich. Głosząc idee wywrotowe, stojąc na czele ruchu komunistycznego, szerząc w literaturze hasła niemoralne. (…) Żyd zwalcza obcą jego psychice kulturę wyrosłą na podłożu chrześcijaństwa. (…) Dzisiejsza Trzecia Rzesza podjęła tytaniczną próbę realizacji wielkich idei, które mają przynieść odrodzenie ludzkości. (…) Rasizm kryje w sobie pewne zdrowe myśli, które dotychczas znane były tylko w szczupłym gronie lekarzy i biologów. Dziś przyszedł czas na ich rehabilitację.
Ale najważniejsze że był przeciwnikiem „komuny” – to prowadzi do świętości i czci potomnych. Podobnie czcili nasi „prawicowcy” Pinocheta czy „Ognia” na Podhalu.
To jest tekst jednego z piszących miesięcznika „Ateneum Kapłańskie”, ale nie Wyszyńskiego, co oczywiście nie zwalnia go z odpowiedzialności jako redaktora naczelnego.
Wydaje się /mnie ateiście/,że Polska Organizacja Kościelna,ma jednak w Watykanie silne lobby,W przeciwnym wypadku polskie ekscesy seksualne kleru,przy przyzwalającej postawie biskupów,już dawno skończyłyby się tak,jak w Chile.W tym,żeby polski kler nie ogłosił „schizmy”,mają pomóc „takie” beatyfikacje…
W przypadku Kościoła jest jak w przypadku partii politycznych – najważniejsze jest utrzymanie jedności. Stąd duża tolerancja wobec grzeszących członków. A sprawy „duchowe” służą tylko do ozdabiania tłumaczeń.
Pasuje tu fragment opowiadania Sławomira Mrożka „W ciemności”:
„Owszem, jest u nas taka jedna baba, co krowom mleko odbiera i kołtuny sprowadza. Ale my chcemy ją przyciągnąć do partii, żeby wytrącić z ręki argument przeciwnikom postępu”.
Dyskusja się rozwinęła i wynikać to może z tego że wielu ma poczucie że kościół katolicki nie „przepracował” dostatecznie tematu antysemityzmu ze społeczeństwem, historią ale przede wszystkim sam ze sobą. Wynoszenie na ołtarze kardynałów Wyszyńskiego i Hlonda wydaje się bezrefleksyjne. Czy kościół katolicki w ogóle „przerobił” ten temat? Na stronie internetowej muzeum Auschwitz jest kilka zdań o genezie antysemityzmu że zaczął się od „Ojców Kościoła”. Po ich stwierdzeniach nastąpiły dopiero decyzje administracyjne np Justyniana czy kolejnych soborów. W tym tekście jest sformułowanie że to „kula śniegowa” która zaczęła się od „Ojców Kościoła” a swoje apogeum miała podczas Holocaustu. Czy to przesadzona opinia? Czy to antykościelny hejt? Jednak z tym muzeum związani są historycy będący częścią międzynarodowego środowiska badaczy Holocaustu. Na pewno razi to jak kk odniósł się do tego tematu już po wojnie, tematu o którym ktoś napisał że jest „dramatycznym epicentrum dziejów”. Pius XII który ponoć nie chciał narażać kk na odwet Hitlera dlatego milczał był przecież jeszcze papieżem aż do 1958 roku. W latach powojennych już nic nie zagrażało i można było zmierzyć się tym tematem „twarzą w twarz”. Sobór został zwołany dopiero po Piusie II ale też z wielu innych powodów ” dramatyczne epicentrum dziejów” nie było tam tematem przewodnim. Soborowy dokument o stosunku do innych religii Nostra Aetate został przyjęty nie bez oporów. Dziś trudno oprzeć się wrażeniu że kościół katolicki tak naprawdę przeszedł obok tego tematu i to łagodnie rzecz ujmując. Beatyfikacja Wyszyńskiego jest tego potwierdzeniem
Alois Hudal, którego portret (razem z portretem ks. Trzeciaka) znalazł sie na wystawie Wilhelma Sasnala w muzeum Polin jest ciekawą ilustracją głęboko zakorzenionego antysemityzmu w KRK. Tu fragment z życiorysu w polskiej wersji wikipedii: Hudal załatwiał uciekinierom paszporty i wizy, kupował im bilety na podróż i dostarczał pieniądze[13]. 31 sierpnia 1948 napisał list do prezydenta Argentyny, Juana Perona, z prośbą o 5 tysięcy wiz dla niemieckich i austriackich „żołnierzy”. Według Hudala nie byli to nazistowscy uciekinierzy, lecz „antykomunistyczni bojownicy”, których poświęcenie w czasie wojny „uratowało Europę przed sowiecką dominacją”[14], angielska jest znaczenie bardziej wyczerpująca. Lektura obowiązkowa dla obrońców KRK jako największej „ofiary” hitleryzmu…
Akurat przedwojenne rozkręcanie antysemityzmu nie powinno zaskakiwać 😉
Jeżeli kraj jest groteskowo źle rządzony – to bardzo potrzebni są winni temu.
Bo inaczej ludzie mogli by pomyśleć, ze winni są ci, co rządzą 🙂
.
Ale, Prymas ma na koncie zupełnie inną kontrowersję…
Bliski współpracownik Prymasa, Jerzy Zawieyski spotkanego kilkunastoletniego chłopca przekształcił w swojego kochanka: „wszyscy, łącznie z kardynałem Wyszyńskim, dobrze o ich związku wiedzieli i tolerowali go”.
Stąd: http://niniwa22.cba.pl/siedlecka_zawiejski.htm
.
Interesującym było by się dowiedzieć, co jeszcze Prymas tolerował, bo tamte czasy wydają się być zaskakująco rozrywkowe: „Odwiedził go Kubuś, zakonnik. Korzystając z chwilowej nieobecności Stasia, do którego ktoś przyszedł, zaprowadził zakonnika do drugiego pokoju, prędko pokochał i szybko wyprowadził.”
Naprawdę, nikt nie plotkował?
Uważam, że opowieści o tym jakim to Kardynał byl męczennikiem jest przesadzone. w Tych dniach ukazało sie kilka artykułów O Jego „aresztowaniu w nocy.. Przesada ! Po prostu „wizyta” służb odbyła się późnym wieczorem Tak był zaplanowana. Chodziło o to, że gdyby to odbywało się w dzień to towarzyszyły by temu tłumy „wiernych” od pałacu prymasowskiego do miejsca Jego nowego pobytu. Nie było to „aresztowanie” a nawet „internowanie”. Był to
przymusowy pobyt, kolejno w dwóch klasztorach.
Kardynał musiał przebywać w budynku i otaczającym te budynki parku i ogrodzie. Jadał posiłki takie same jakie spożywali inni mieszkańcy.
o ile chodzi o o. Kolbego to rzeczywiście okazał się wspaniałym ekonomistą i organizatorem. Myślę
, że zgłoszenie się na śmierć z innego więźnia wynikało z obawy że warunki obozowe odbiorą mu godność i wytrzymałość psychiczną.
O ile chodzi o Kardynała to będąc Redaktorem Ateneum i Zarządcą Drukarni to popełnił wraz z infułatem Kruszyńskim kilka publikacji książkowych na tematy antyżydowskie. Były to publikacje rozszerzające Protokół Mędrców Syjonu.
Życzę sobie takiej kary jak odosobnienie w bieszczadzkiej Komańczy, klasztor położony w cudownym, ustronnym miejscu, przyroda, ptaki, zieleń w lecie, biel w zimie, błoga cisza, obsługa zakonnic. Po prostu wczasy. Obecnie miejsce odwiedzane przez liczne wycieczki i pielgrzymki. W jednym pokoju zgromadzono kilka pamiątek po Wyszyńskim, w tym najwięcej fotografii, no i oczywiście handel gadżetami i tzw. „ofiarami” za modlitwy i msze w miejscu, gdzie przebywał Wyszyński. Tak było przed beatyfikacją, teraz mogą z tego miejsca zrobić drugie Wadowice.
Ciekawy artykuł i frapująca dyskusja komentatorów. Kilka refleksji, które mnie nachodzą po lekturze.
*
Mamy dość oczywistą skłonność posługiwania się kryteriami z zakresu prezentyzmu. Postawę człowieka w okresie przed 1939 r. oraz po 1945 roku aż do śmierci w 1981 r. oceniamy współczesnymi miarami antysemityzmu. Mimo tego Wyszyńskiemu nie do końca daje się przypisać grzech antysemityzmu, co najwyżej pośrednio jako zwierzchnikowi antysemitów. To co można mu zarzucić, to że nie potępiał w sposób otwarty samego zjawiska antysemityzmu, jak i zbrodni ludobójstwa w powojennych pogromach Żydów.
Podobnie prezentystycznie brzmiałyby zarzuty o sprzyjanie niszczeniu środowiska przyrodniczego człowieka, przez powtarzanie bibilijnego „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, co dodatkowo uzasadniałoby zarzut patriarchalnego widzenia świata.
*
Nie bronię Wyszyńskiego, staram się jedynie podzielić uwagami na temat niezręczności a nawet niedopuszczalności stosowania współczesnych kryteriów zamiast kryteriów obowiązujących w czasie jego działaności. Dotyczy to równie dobrze Wyszyńskiego, jak i Johna Wayne’a, któremu zarzucano seksizm, czy Lincolna, któremu według współczesnych kryteriów imputuje się rasizm. TAkim działaniem sami sobie wyrządzamy niedźwiedzią przysługę.
*
Niezależnie od prezentyzmu i oceny samego Wyszyńskiego coraz bardziej anachroniczne wydają mi sie procesy sakralizacji czy beatyfikacji wybitnych postaci krk. Doświadczenie uczy, że nie ma lludzi idealnych, pozbawionych wad czy poważniejszych słoabości. Procesy wynoszenia na ołtarze ośmieszają sam KRK, który współcześnie musi udawać, że byli to ludzie bez skazy. Byłoby i dla krk i dla jego społecznego otoczenia korzystniej, gdyby czczono pamięć o wybitnych zasługach wraz z całą złożonością ich słabości, wad czy błędów. Byliby w ten sposób bardziej wiarygodni dla normalnych ludzi. A tak obnażają hipokryzję, fałsz i obrzędowość KRK pozbawioną wiarygodności.
Z tego co wiem wiele religii (w tym Islam, gdzie zasadniczo czczony jest tylko prorok Mahomet – postać z dzisiejszej perspektywy też dość kontrowersyjna oraz chrześcijańskie obrządki protestanckie) obywa się jednak bez tej całej czeredy świętych i błogosławionych. Skłonność Kościoła Katolickiego do mnożenia takich postaci spośród ludzi – istot z zasady niedoskonałych – wydaje mi się co najmniej obsesyjna i w sumie z punktu widzenia wiary niepotrzebna, bo jeśli ktoś wierzy to i tak powinien się zwracać modlitwami i z wdzięcznością do najwyższej istoty (Boga, ducha, logosu…), w jego oczach twórcy i zarządcy wszechświata, a nie jakichś nieżyjących już świętych i błogosławionych, co do których nie ma przecież żadnej gwarancji, że gdzieś tam w jakiejś postaci – duszy, czy jak to tam nazwać – funkcjonują. Inna sprawa, że my tutaj w Polsce mamy skłonność do grzebania się i rozpamiętywania przeszłości. Tymczasem teraźniejszość dość mocno skrzeczy i obecna sytuacja polityczna nie napawa optymizmem a przyszłość stawia bardzo poważne wyzwania, na które my tutaj w Polsce nie mamy żadnej konstruktywnej odpowiedzi (np. co zrobić z emisją CO2, zanieczyszczeniem i nadmierną eksploatacją środowiska, że wymienię tylko kilka problemów).
Tu są dowody:
https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/results?q=Ateneum%20kap%C5%82a%C5%84skie%20&action=SimpleSearchAction&type=-6&p=0&fbclid=IwAR2U5_c6OFmndNk5R59wGc114D_vK0ytx1BEngqc7oaVk08uT
Jednym z najpilniej strzeżonych sekretów w katolickiej narracji jest antysemityzm Stefana Wyszyńskiego. Dla historyków jest on czymś oczywistym, przy czym dodają, że Wyszyński był po prostu dzieckiem swego czasu. Wtedy wszyscy księża katoliccy byli antysemitami, bo to była po prostu oficjalna ideologia ich instytucji. Jednak to jest za mało. Trzeba wskazać na konkretne przejawy tej postawy u Wyszyńskiego i taki łatwo znaleźć. Na nic nie zdają się heroiczne wysiłki katolickich apologetów, by tę prawdę zatuszować.
Stwierdzenie, że „był dzieckiem swoich czasów”, dla mnie znaczy tyle, że nie wolno go potępiać w czambuł. A to nie to samo, co stawiać za wzór do naśladowania. Zresztą, wzór jest tylko jeden – dla mnie…
Miał ponadprzeciętny dostęp do wiedzy, do weryfikacji. A dodatkowo, antysemityzm to grzech (dla wierzącego), a zwyczajnie po ludzku to obrzydliwość.
Jeśli nie wiedział, że plecie bardzo szkodliwe bzdury, to znaczy, że był bardzo przeciętny, delikatnie rzecz ujmując, a jeśli miał tego świadomość, a mimo to plótł, to znaczy, że był groźnym, bo wysoko postawionym, manipulantem.
Z takich także powodów w moim Kościele zaczyna być coraz duszniej…
Przypomina się W. Wysocki: A w kościele mroku wiele / kadzidlany zaduch. / Nie ma, chłopcy, i w kościele / składu ani ładu…