01.10.2021
Od pewnego czasu publikuję na Facebooku swoje codzienne zapiski, cieszące się tam niejakim powodzeniem. Bezczelnie postanowiłem je Państwu udostępnić również i tutaj, mając nadzieję, że zdopinguje mnie to ostatecznie do systematycznej pracy. W ciągu całego długotrwałego życia próbowałem czegoś takiego wielokrotnie i zawsze mnie znudziło.
Może teraz. Czytajcie codziennie po południu.
31.10.2021
Władza się boi.
Nie, nie boi się demonstracji ani krytyki. W ogóle nie boi się opozycji; jest najzupełniej przekonana, że da sobie z nią radę. To widać, słychać i czuć.
Władza boi się swoich sojuszników, i to tych najgłupszych, najbardziej prymitywnych. Bo wie, że gdy ci się odwrócą – to władza leży; do tej kategorii wyborców żadne argumenty logiczne nie docierają, oni są na nie impregnowani. Kierują się wyłącznie emocjami. A to oni dają takie quantum wyborcze, które zapewnia przewagę w Sejmie. Jak ich zabraknie, to większość parlamentarna – i tak dosyć wątła – idzie się bujać.
A jest to sojusznik trudny, nie tylko z uwagi na wspomniane kierowanie się emocjami, które trzeba nieustannie podgrzewać wynajdowaniem coraz nowych wrogów. Tak przy okazji: kogo jeszcze da się wystawić na strzał? Lekarze już byli, sędziowie takoż, nauczycieli Czarnek właśnie wziął za pysk, w ogóle cała inteligencja jest właściwie na celowniku. No niby można jeszcze walnąć, powiedzmy, konkretnie w inżynierów sanitarnych albo budowniczych mostów, ale to już by nie brało tak ładnie – a księży przecież nie ruszymy, bo proboszcz choć głupi, może narobić szkody.
Ale zostawmy poszukiwanie wrogów, wróćmy do naszego sojusznika. On ma otóż swoje przekonania i fobie, częściowo sterowane przez Kościół, częściowo wynikające z niedouczenia. Takie na przykład, że te cholerne szczepionki to jest oszustwo, obliczone przez jakąś Big Pharmę na zysk. Albo, jeśli nie oszustwo, to niemoralne, bo robione z ludzkich wyskrobków. Albo, żeby nami chipami jakimiś sterować. W Internecie na ten temat Wojtek od Michalaków taa..ką kupę artykułów znalazł, to wie.
No i powiedz tu takiemu, że ma się szczepić. Za cholerę nie da się ukłuć. I jest kłopot: bo jak go kowid rąbnie, to weźmie i zdechnie; niby pies go trącał, jednego idiotę mniej – ale to wszak nasz idiota, więc jak go ubędzie, to nasza strona traci wyborcę!
Ale jedyny sposób, żeby go uratować – to nakazy, zakazy, paszporty kowidowe i takie tam. Które durnia rozwścieczą i też na nas nie zagłosuje, bo un je pan.
I już nie pomoże nie tylko podsunięcie mu do skopania elgiebetów, ale nawet danie mu Żyda do zabawy może nie starczyć; tym bardziej że tych Żydów to jakoś mało dookoła. No trochę dorobimy z gojów, publikując jakieś „Kto jest kim” – w końcu, lustratorów mamy dość sprawnych – ale to problemu nie załatwi. Jakieś 40% narodu nie chce się szczepić. Po Zaduszkach dojdziemy gładko do kilkunastu tysięcy zarażeń dziennie.
I albo wymrą, albo ich trzeba będzie wziąć za mordę. W każdym razie ich stracimy. A na dodatek głupie sukinsyny zaczynają się litować nad tymi czarnuchami na granicy; a wydawało się, że chociaż na nich się dadzą napuścić.
Nie dziwcie się przeto, że władza się boi. Jeszcze kilku da się kupić posadami wiceministrów, jeszcze paruset postraszymy wojną – ale to przecież półśrodki.
Władza się boi.
Kiedyś dawni Słowianie znali obyczaj otrzęsin. Starych ludzi raz do roku podsadzano na drzewo i chłopcy typu wojowników Bąkiewicza tym drzewem trzęśli. Jak staruszek spadł, to go dobijali. Jak się utrzymał, miał na rok spokój.
Pewnemu mlaskającemu staruszkowi kot ostatnio wlazł na drzewo. Nie radzę za nim podążać, bo drzewko się jakby zaczynało trząść samo z siebie.
Bo nawet gruszka w ogrodzie wie, że Kaczyński to zły człowiek.
30.10.2021
Coraz gorzej.
Nie mogę się otrząsnąć po tym posiedzeniu Sejmu, na którym postanowiono skierować cuchnący faszyzmem na kilometr projekt obsesjonatki seksualnej, pani Godek i jej bandy do dalszego procedowania w odpowiednie komisji. Jedni robią oko, że skierowanie to oznacza w rzeczywistości odłożenie całego projektu na najgłębszą półkę i – wicie, rozumicie – chodzi tylko o to, żeby katonacjonaliści się nie czepiali, bo po co mnożyć wrogów, a przecież najważniejsze to zgłuszyć Peło i Tuska. Drudzy – jak niedawny kandydat na RPO – bredzą, że skoro NARUT tak licznie temat podjął, to jest obowiązkiem rzecz przedyskutować, choćby nawet była z gruntu niesłuszna. Bo dialog – wicie, rozumicie – najważniejszy.
Pierwsi – to cyniczni hipokryci i oszuści: jeśli mówią prawdę, to znaczy, że ich jedynym zamiarem było i jest oszukanie wszystkich; włącznie (a może przede wszystkim) z potencjalnymi sojusznikami.
Drudzy – to albo idioci, albo rzeczywiście uznają, że kiedy 100 tys. ludzi chce przywrócenia kary śmierci albo tortur w śledztwie – to należy o tym rozmawiać; i tak rozumieją demokrację. Ale wtedy także powinni szybciutko oddać swoje dyplomy prawnicze (jeśli je posiadają) do punktu zbiórki makulatury; i może udać się dla własnego i naszego dobra do psychiatry…
Patrzę na naszą „klasę polityczną” i widzę dawno – zdałoby się – minioną przeszłość. Widzę tow. generała Witaszewskiego i słyszę jego wezwanie z 1956 roku, by z inteligencją rozmawiać przy użyciu „gazrurki”. Widzę i słyszę pewnego wicepremiera, który dzwonił o drugiej w nocy do swego doradcy, przedwojennego profesora, i umawiał go na ranny wyjazd na kontrolę jakiejś huty, który to wyjazd miał wedle niego program „pojedziem, opierdolem i wróciem”…
I wielu podobnych.
Widzę ogromne podobieństwo do pierwszego okresu PRL, tego przedgomułkowskiego jeszcze. I wtedy i dziś wysokie stanowiska i godności przypadły często absolutnym prymitywom, często najordynarniejszej hołocie. Bo to ci w zamian za te frukta gwarantują wykonanie bez zmrużenia oka każdej brudnej roboty, bez oglądania się na takie drobiazgi, jak prawo czy przyzwoitość. I nawet nie zauważą, że w gruncie rzeczy są sterowani przez kogoś innego, inteligentniejszego od siebie i przez to jeszcze bardziej groźnego.
Nie bez powodu w dawnych czasach na kata wybierało się prymitywa, psychopatę albo nawiedzonego ideologa.
Tak jak w tamtym okresie słyszę głosy o „instynkcie narodowym” (wtedy mówiono „klasowym”) – i tak samo, jak wtedy jest to zwykłe podlizywanie się cwaniaka tępakowi.
Trzeba było wielu lat, by tamten garnitur prostaków wymarł i został zastąpiony przez lepiej rozumiejące życie i jego złożoność dzieci i wnuki. PRL ewoluował: era Gomułki była lepsza od epoki Bieruta, era Gierka – lepsza od Gomułki, era Jaruzelskiego od ery Gierka.
Czy dziś jesteśmy w tym samym cholernym cyklu? Znów na początku? Tylko „Notatnik Agitatora” zastąpiliśmy katechizmem a „Dzieła wybrane” Józefa Wissarionowicza bełkotliwymi mlaskaniami tego małego?
Tego, którego codziennie tu przypominam jako archetyp złego człowieka? Kaczyńskiego?
29.10.2021
Dzień po dyskusji sejmowej nad faszystowskim i homofobicznym projektem Kai Godek, praktycznie delegalizującym homoseksualizm, ale nie tylko: proponowane rozwiązania pozwalałyby wziąć za pysk wszystkich inaczej myślących. W szczególności prowadziłoby to do reanimacji najsurowszych zapisów o naruszaniu tabu religijnego. Do powrotu do państwowej walki z bluźnierstwem, od czego cywilizowany świat odszedł dziesiątki lat temu.
No, może bez stosów i łamania kołem, ale jakby chłopcy od Bąkiewicza kogoś trochę przypiekli albo połamali mu nogi, to mieliby w proponowanych przepisach poważne okoliczności łagodzące.
Ja wiem: ta cała Kaja Godek i popierające ją Ordo Iuris – to stosunkowo nieliczna grupa paranoików, ludzi opętanych nienawiścią do wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób – poza odmawianiem zdrowasiek – chcieliby zaznać radości życia. Oczywiście to są frustraci, którym się nic w życiu nie udało poza robieniem pieniędzy, bo to mają chyba opanowane perfekcyjnie. Nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie: jeśli jednoręki chce mi obciąć kończynę z motywacją, że moje dwie – to niesprawiedliwość losu, będzie odpowiadał zupełnie tak samo, jak osoba w pełni sprawna.
Ale NARUT tego nie rozumie. NARUT składa się z nieudacznych zawistników; w przypadku sfery płci są to z reguły pryszczaci cherlawi onaniści i niezaspokojone paskudy z macicami. Nie mogą znaleźć partnera, widzą powodzenie i radość innych – chcą im to zabrać. Jakże to przypomina znane sprzed kilkudziesięciu lat (i stale powracające) hasło o jednakowych żołądkach. Teraz powraca – choć bez wyraźnego sformułowania – jako „wszyscy mamy podobne narządy płciowe”.
Podobne kretyństwo i chyba odpowiedź na to nowe zawołanie też powinna być identyczna: ale mózgi inne. Mózgi tych faszyzujących miłośników „czystości obyczajów” są brudne i zapaskudzone.
Swoją drogą – Kościół, który ma ostatnio ciężkie dni, mógłby łatwo nieco poprawić swój spaprany wizerunek. Wystarczyłoby za Czarzastym powtórzyć oficjalnie, że mamy do czynienia z obrzydlistwem.
Nie zrobią nic takiego, nie mam wątpliwości.
Dzisiejsza atmosfera pełna jest i innych emocji, związanych z wywaleniem za drzwi przyzwoitości polskiej KRS, zapowiedzią sankcji finansowych za niewykonywanie wyroków TSUE, wreszcie z wyrokiem sądu apelacyjnego, który zatwierdził ostatecznie opinię, że tzw. Marsz Niepodległości nie jest wydarzeniem cyklicznym, a więc nie ma pierwszeństwa rejestracji. Ponieważ Bąkiewicz butnie zapowiedział, że nie bierze w ogóle pod uwagę konsekwencji tego wyroku – więc awantura 11.11 wydaje się pewna.
W tej pełnej napięcia sytuacji Kaczyński zapowiedział swoje ważne oświadczenie. Wielu ludzi czekało – co też ma nam do powiedzenia. Wymlaskał i wystękał, że się dogadał z Bielanem. Co było i tak jasne od miesięcy.
To nie tylko bardzo zły człowiek. On nic a nic nie rozumie otaczającego go świata. Do XXI stulecia trafił najczystszym przypadkiem. Nic dziwnego, że mu po drodze z panią Godek, Czarnkiem i Ordo Iuris. Jest tylko rzeczą absolutnie przerażającą, że to towarzycho tak trafiło w to, czego oczekuje NARUT.
28.10.2021
Niby należało się tego spodziewać, ale usunięcie polskiej KRS z międzynarodowego gremium, którego ona była w dodatku jednym ze współzałożycieli – to nawet dla tak zupełnego, jak ja, laika prawnego coś bardzo nieprzyjemnego. Zasłużyliśmy na to jako państwo, powinienem się cieszyć, że głupia i zła władza dostała po raz kolejny po nosie – a jednak czuję niesmak.
I złość na tę zgraję, która i z tego policzka najwyraźniej nic sobie nie robi.
Przejrzałem komentarze pod informacjami o tym wydarzeniu na prawicowych portalach. Zgroza! Nie będę cytował, ale jest tam tak straszliwe nagromadzenie głupoty, złej woli, pseudopatriotycznego wzdęcia i zwykłej niewiedzy, że można doprawdy dostać oczopląsu. Ci durnie nadymają się tak, jakby Polska była mocarstwem silniejszym niż USA, Chiny i Rosja razem wzięte; a wszystko podlane wyjątkowo cuchnącym sosem nienawiści do obcych – w szczególności Żydów i Niemców – i lepiej wykształconych.
W tym kontekście nie dziwi stosunek ludu polskiego do szczepień. Tu też brak wiedzy, z którego kołtun jest w dodatku dumny — i zwykłe warcholstwo. A że tak myślącego ludu jest mnóstwo, więc władza – nawet dostrzegając niebezpieczeństwo naprawdę wielkiej epidemii – boi się wprowadzać jakichkolwiek ograniczeń dla niezaszczepionych, bo naruszenie urojeń tych durniów spowoduje momentalną zmianę frontu politycznego.
Bo miłość ludu polskiego do kaczystów jest taka sama jak do Kościoła. Ten lud kocha swój wyimaginowany Kościół z parafii z pijanym proboszczem, nie ten prawdziwy. Dopóki papież był swój -uwielbiano go; ten nowy zaczął mówić innym nieco językiem i złamał niektóre przyzwyczajenia parafianek spod Mławy – i już stał się dla nich heretykiem. Dokładnie to samo będzie z prawicą: jeśli przeciwstawi się warcholstwu, straci poparcie momentalnie.
Oni to wiedzą i stąd ta straszliwa niechęć do wprowadzania ograniczeń. Jedyna więc nadzieja w tym, że do pójścia do boju z warchołem zmusi władzę rzeczywistość.
Ale tak czy tak – będzie bolało. Bo Kaczyński to bardzo zły człowiek.
27.10.2021
Ach, gdybyż to był XIX wiek…
Co wówczas zrobiłby minister, o którym NIK mówi w parlamencie to, co dziś powiedział? Proste: pisze testament, w którym przeprasza za wszystko, a potem strzela sobie w łeb. Jak nie lubi widoku krwi, to się wiesza.
Co robi premier rządu, który dostaje taką recenzję od jakiegoś międzynarodowego trybunału (nie wiem, czy takie były, ale załóżmy…) i nakaz płatniczy dla swojego kraju na parę milionów dziennie? Proste: podaje się do dymisji wraz z rządem.
Co robi dyktator jakiegoś państwa, w którym dzieje się coś takiego – i jeszcze na dodatek rodzimy sąd mu demoluje ulubione zabawy marszowe jego ważnych sprzymierzeńców? A no – jak jest prawdziwym dyktatorem, to idzie spać (bo to lubi) i ma wszystko w tej, no, na literę D.
On wszak nie odpowiada za nic, a już, jeżeli – to przed jakimś bogiem, który w najlepszym razie daje głos raz na 2000 lat. O ile daje.
Mamy wiek XXI. Wiele się zmieniło w obyczajowości, prawda? Nie wszystko, ale jednak jest – jak to teraz lubią mówić – progres. Czy to aby na pewno dobrze?
A Kaczyński to zły człowiek. Nawet jak przysypia.
26.10.2021
Dwa krótkie pytania, najzupełniej retoryczne. Odpowiedzi nie oczekuję.
Pytanie pierwsze: czy panowie politycy wiedzą, kim byli i kim są teraz Radovan Karadžić i Slobodan Milošević? Zwłaszcza rekomenduję zastanowienie się nad dzisiejszym statusem obu tych panów, bo to może być pouczające w kontekście rozkazów, wydawanych strzegącym granicę Polska–Białoruś. Nie, żebym coś sugerował, brońbosz.
Pytanie drugie. Najpierw wprowadzenie: obejrzałem hecę nominacyjną odnowionego rządu w Pałacu Prezydenckim. Mowy, przysięgi, podpisy, takmidopomóżbogi… Oklaski dla kolegów i złoty Waterman do podpisu. I oto pytanie: czy państwo ministrostwo traktują tę ceremonię poważnie?
Podpowiem: każda odpowiedź na to pytanie jest na swój sposób dyskwalifikująca (czemu, koteczku? Nie wiesz — pomyśl, nie boli…). Taki dziw logiczny.
Kaczyński bidulek przysnął sobie dziś, gdy Błaszczak reformował z zapałem wojsko. Oczęta mu poleciały gdzieś w głąb… Może i miał rację. Ale nie zmienia to faktu, że to zły człowiek.
25.10.2021
Ręce opadają.
Pan Morawiecki był łaskaw rozważyć publicznie ewentualność … wywołania III wojny światowej przez Komisję Europejską.
Wydawało się, że ten człowiek wypowiedział już wszystkie możliwe do pomyślenia brednie i skłamał w tak wielu sprawach, że niczym nie będzie w stanie nas zaskoczyć – a tu masz babo placek. Swoją drogą, chciałbym, żeby sylwetkę Morawieckiego przeanalizował jakiś poważny psycholog, a może i psychiatra. Ta jego łatwość konfabulowania poparta niezmierzoną pewnością siebie musi być objawem jakiegoś odchylenia od normy. Charakteropatia?
Przy okazji warto się zastanowić nad karierą życiową tego człowieka. Wygląda ona wręcz niebywale. W wieku 27 lat był ledwie stażystą w Niemieckim Banku Federalnym (ciekawe – jak; z ulicy chyba nie biorą?). W wieku 30 lat został zastępcą dyrektora Departamentu Negocjacji Akcesyjnych w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej oraz członkiem rad nadzorczych Zakładu Energetycznego Wałbrzych i Agencji Rozwoju Przemysłu. Niemal natychmiast podjął pracę w Banku Zachodnim. W latach 1998–2001 był doradcą prezesa zarządu, a następnie dyrektorem banku. W 2001, po połączeniu Banku Zachodniego i Wielkopolskiego Banku Kredytowego, został członkiem zarządu Banku Zachodniego WBK, a w maju 2007 objął stanowisko prezesa zarządu tej instytucji; miał wtedy 39 lat. A potem już poszło jak rakieta.
Są dwie tylko możliwości: albo mamy do czynienia z geniuszem (przy czym może być mowa zarówno o genialności fachowej, jak i o genialnym darze przekonywania innych do siebie), albo za tą karierą kryje się coś więcej. Nie śmiem się domyślać, o co naprawdę chodzi. W każdym razie akta osobowe człowieka muszą być naprawdę godne dokładnej lektury; tylko czy są jawne?
Ciekawe: czy tym razem przesadził, czy jeszcze czekają nas dalsze sensacje. Z napięciem czekam na oświadczenie, że Księżyc jest wykonany z sera, a dwa dodać dwa równa się siedemnaście. Mgnień wiosny, ma się rozumieć.
A jego ostatni oficjalny pryncypał, czyli Kaczyński, jest złym człowiekiem.
24.10.2021
Dziś uleją trochę żółci na gazetę, którą czytam codziennie od pierwszego numeru – a z rzadka i sam tam bywam na łamach. Nie można mnie zatem posądzić o złą wolę czy niechęć do tego medium. Co więcej – jako sympatyka tym bardziej mnie boli każda niedoróbka i każda wsypa. Chodzi o „Wyborczą”.
Machnąłem już ręką na korektę. No – nie ma jej w „Gazecie”, taka jest brutalna prawda. Nie ma dnia, żeby nie było grubej wpadki, dość często nawet z tych najbardziej złoszczących: w tytule lub podpisie pod zdjęcie. Ale to – choć z trudem – jestem w stanie zrozumieć: o pięciokrotnym sprawdzeniu każdego tekstu przez dwóch dziennikarzy, dwie korektorki i polonistę – analityka stylu, możemy zapomnieć. Na to byłoby trzeba z 50 wysoko płatnych etatów i na to nie ma pieniędzy. Boleję, ale rozumiem.
Ale wielka gazeta (a także inne media, o czym niżej) – żadna profesjonalnie robiona wielka gazeta nie może się składać z oddzielnych księstw. Po to jest na przykład kierownik działu nauki, żeby każdy materiał dotyczący nauki, także i ten dostarczany przez korespondenta zagranicznego, także cytowany za innym medium, także umieszczany w którymś z dodatków – był przez niego przed publikacją przeczytany i opatrzony redaktorskim „nihil obstat”.
W „starej” telewizji, w której niegdyś spędziłem ćwierć wieku – tej krytykowanej i „komuszej” – był (niepisany, ale przestrzegany) obyczaj: jak któraś z redakcji, włącznie z dziennikiem miała materiał dotyczący nauki – dzwoniła do kogoś kompetentnego z redakcji naukowej i upewniała się, że nie robi głupstwa, publikując. Przed dużymi imprezami sportowymi sprawozdawcy dostawali z redakcji językowej (była taka) ściągawki z wymową obcojęzycznych słów i nazwisk. Puszczenie jakiejś głupoty dotyczącej na przykład pedagogiki czy edukacji powodowało potworny raban na kolegium ze strony odpowiednich fachowców z dziecięcej i mogło się skończyć ciężkimi karami finansowymi. Działała stała służba nasłuchu, która wyłapywała błędy i „wsypy” i publikowała stały biuletyn z ich omówieniami (i z nazwiskami odpowiedzialnych za błąd). I to nie było ujęte w żaden regulamin, to są bowiem rudymenty zawodu.
I – koleżeństwa. Bo jak pracujemy w jednej firmie, to odpowiadamy solidarnie za jej dobre imię.
A o co cały tren lament? Otóż w wydaniu sobotnim „Gazeta” wydrukowała haniebny tekst o Polskiej Akademii Nauk, bardzo chytrze oczerniający stan tej instytucji … w 2047 roku. Oczywiście autor zastosował ten chwyt po to tylko, by za zamieszczone insynuacje nie trafić do sądu. Tekst był sensacyjny i „oskarżycielski”; to, że kompletnie zakłamany i oszczerczy – umknęło uwadze redakcji. Jakiejś słabiźnie umysłowej się spodobał – i dała na łamy, nie radząc się nikogo. Bo się „będzie czytało”, pomyślał matołek.
Umknęło też uwadze redakcji, że autor tekstu jest w sporze z Polską Akademią Nauk i może nie być obiektywny…
W efekcie zrobiła się chryja na dwadzieścia cztery fajery i Kurski musiał przepraszać, a tekst został usunięty nawet z Sieci. Ale smród pozostał.
Naprawdę, bardzo mi się przykro zrobiło.
Oczywiście pamiętam: Kaczyński to zły człowiek.
23.10.2021
Masz 33 lata. Masz ciekawe wykształcenie humanistyczne: ukończone Międzywydziałowe Studia Wschodniosłowiańskie, naukę na Wydziale Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej, kurs w Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Kim jesteś?
Adiunktem na jakimś humanistycznym kierunku raczej nie, bo nie masz doktoratu. Może zatem masz jakieś średnie stanowisko – wizytator, powiedzmy – w kuratorium oświaty; może coś robisz w jakiejś prywatnej uczelni – powiedzmy, jesteś kierownikiem działu administracyjnego? Może lektorem starocerkiewnosłowiańskiego? Bo wyżej, to chyba nie…
Błąd. Jesteś wiceministrem Rozwoju i Technologii – a teraz doszło ci przewodniczenie Radzie Polskiej Agencji … Kosmicznej.
Niech to nikogo nie szokuje. Pominąłem najważniejsze: osoba, o której mowa, jest od ładnych kilku lat współpracownicą druha Dworczyka. Tak, tego od ciekawych maili, uchodzącego za prawą rękę kłamczuszka–Mateuszka. Co to przez pewien czas nas szczepił, a potem zniknął. Nic więcej przecież dla kariery nie trzeba. Pani Olga Semeniuk, bo o niej mówię, wie doskonale – jak widać – z której strony kromka jest posmarowana masłem. I wie, jakie kwalifikacje decydują.
Tylko ten kosmos…
Trochę śmieszne i trochę głupio chyba.
Ale i tak polska rakieta na Marsa raczej do końca kadencji Naszej Ukochanej Władzy raczej nie poleci, więc osohodzi? Zastępcą Gądeckiego jej jednak nie zrobimy, no nie?
Czepiacie się, Miś, bez przerwy. Już wam to towarzysze w dawnych czasach mówili, a wy swoje: ciągle wydziwiacie i wydziwiacie. Jak nasza Partia kogoś stawia na stanowisko, to wie, co robi i dlaczego. Tak było w pięćdziesiątym, tak jest i teraz.
A druh Dworczyk to nasz dobry towarzysz, tylko trochę nieuważny. Teraz pismaki się przyczepiły, że przez niego wszyscy się dowiedzieli, że cały wywiad dla PAP głowie państwa ktoś z góry napisał, a kto inny go ładnie poprzedzielał pytaniami i się podpisał…
Ciekawe: kto dostał honorarium?
A co wy, wyobrażacie sobie, że taki dostojnik sam się ma fatygować? Wystarczy, że się ciągle czegoś uczy; nie wolno go przemęczać jeszcze myśleniem, bo a nuż wyduma coś, co spowoduje nagły ścisk odbytnicy u… no, wiecie, kogo.
Nie dopuścimy do tego. W końcu, do czego mamy ten PAP i daliśmy tam takiego też zasłużonego towarzysza, co to 24/7 stoi na stand upie i czeka na zlecenia? Co to, Reuters?
Jakieś zachodnie miazmaty wydzielacie, Miś.
A Kaczyński jest złym człowiekiem.
22.10.2021
Nigdy nie miałem sentymentu do „Solidarności”, nawet tej pierwszej. Zgodnie z moimi przewidywaniami po okresie euforii szybciutko objęła w niej rządy grupa dość tępych narodowo–katolickich oszołomów i było, jak to mówią „po ptokach”.
Ta druga budziła moje żywe wątpliwości od samego początku, od momentu zaś objęcia w niej władzy przez Krzaklewskiego – już tylko niechęć, coraz żywszą. Pod rządami obecnego szefa — szkoda gadać. Obrona pedofila Jankowskiego wydawało się, że była osiągnięciem szczytu; nie powiem czego, bo nie chcę się wyrażać.
Dziś swoją wycieczką zagraniczną i zapowiedzią „podpalenia Europy” państwo „związkowcy” przekroczyli jednak wszelkie normy. Porządny cywilizowany człowiek nie powinien z nimi mieć nic wspólnego. I to koniec tematu dla mnie. Niestety, jeszcze będziemy o tym towarzystwie słyszeć; nie ma wątpliwości.
Przy okazji chciałbym pożegnać ostatecznie Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, które po niedawnym zjeździe stało się już ostatecznie prywatną firmą swojego szefa, Skowrońskiego. Poważne zarzuty finansowe postawione ustępującemu zarządowi i samemu Skowrońskiemu – spłynęły po nich jak po gęsi woda. Zero reakcji, żadnych wyjaśnień. Powiedziałbym, idealnie oddali mechanizm, funkcjonujący w państwie PiS.
Niegdyś przynależność do SDP była wyróżnieniem. Ponad pół wieku temu byłem bardzo dumny, kiedy moją legitymację kandydacką zastąpiła wreszcie wymarzona brązowa skórzana. Miałem już dość znane nazwisko i kilka poważnych nagród za twórczość na koncie – a przejście bez żadnej taryfy ulgowej przez warsztatową ocenę mistrzów z „wielkimi” nazwiskami i dopuszczenie do dziennikarskiej gildii było przeżyciem.
Dziś w szeregach tej organizacji dziennikarzy nie widzę w ogóle. A w każdym razie nie widzę tam nikogo, kogo bym chciał znać. Może znam kogoś, kto nie bardzo chce się przyznać, że z sentymentu nie rzuci swojej legitymacji Skowrońskiemu pod nogi. I niech tak zostanie.
A Kaczyński to zły człowiek jest.
21.10.2021
Zapowiada się ciekawa sytuacja 11 listopada.
Narodowcy tak się wzdęli moralnie i politycznie, że najwyraźniej zapomnieli, że kończy się ich marszowi okres cykliczności, czyli monopol na organizację czegokolwiek w ich ulubionym miejscu. To zresztą był dla nich zapewne tak wielki wysiłek intelektualny, że pewno po prostu nie starczyło mózgom potencjału.
Mniejsza z tym; po drugiej stronie takich błędów się nie robi – i słynne 14 Kobiet z Mostu zarejestrowało jako pierwsze swoją demonstrację na ten dzień.
Tu jest pewna subtelność, bo przepisy – najwyraźniej uwzględniając poziom umysłowy zainteresowanych – dają i tak pierwszeństwo marszowi, jako wydarzeniu (niegdyś) cyklicznemu; ale jeżeli panie – jak sądzę – fakt ten uwzględniły i swoją imprezę też zapowiedziały jako cykliczną – to jego x. wysokość pan wojewoda Radziwiłł, który to będzie rozstrzygał, nadział się na niezłą gołowołomkę.
Nie ma co prawda wątpliwości, gdzie jaśnie oświecony ma praworządność, więc jakiś numeras wytnie do banku; ale że przy tym zrobi z siebie tego, no, na literę „i”, to nieuniknione. Tylko co zrobią – on i bysie od Bąkiewicza – kiedy na demonstracje przyjdzie (legalnie lub nie) dostatecznie wcześnie – nie 14, tylko powiedzmy 1400 dość niezadowolonych pań?
Wszak nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wszystkie akredytowane w Warszawie stacje telewizyjne, radiowe i agencje prasowe już przebierają nogami, żeby odnotować ewentualne wydarzenie i puścić swoją refleksję na cały świat…
Tymczasem dowiadujemy się, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie negatywnie rozpatrzyła wniosek złożony przez posłów i senatorów PO, Nowoczesnej i Zielonych, domagających się delegalizacji Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Jeśli ktoś sądził zresztą, że będzie inaczej – to jest głupi.
Ziobratura wydała z siebie śmiertelnie przewidywalny komunikat, w którym czytamy:
[…] działalności Stowarzyszenia nie cechuje nienawiść rasowa i narodowościowa. Analiza dokumentów Stowarzyszenia prowadzi do wniosku, że cele Stowarzyszenia i jego działalność polegają na promocji postaw i zachowań patriotycznych.
Czyli bierzemy opinie skarżących, dostawiamy do każdego przymiotnika NIE i gites. Łatwo być prokuratorem w tym kraju…
Wieść z zagranicy. Były prezydent Donald Trump zapowiedział w środę wieczorem uruchomienie własnego portalu społecznościowego, nazwanego TRUTH Social, a także specjalnej platformy streamingowej. Jak stwierdził, sieć ma być rywalem dla liberalnych mediów i gigantów technologicznych. Próbna wersja ma zostać uruchomiona w przyszłym miesiącu.
Dość mnie ta informacja bawi. Stanowi kolejny triumf nadziei nad doświadczeniem. Od wypieprzenia pomarańczowego skalpu z posady to już co najmniej piąta podobna próba – i założę się, że skończy tak jak poprzednie, czyli Parler, Gab, Rumble oraz zapowiadany jako pewny sukces GETTR, klon Twittera stworzony przez byłego doradcę Trumpa Jasona Millera.
Rzecz jasna, ogłoszony zostanie sukces – jak w wypadku polskiej Albicli pana Sakiewicza, która miała służyć podobnym celom. A potem nastąpi pełna zakłopotania cisza. Co dowodzi, że umysły prawicy są nienaprawialne.
Gdyby to chłopcy zrozumieli i nie porywali się na żadne robótki wymagające intelektu większego niż zawody w pluciu na odległość czy podpalanie własnych bąków – to by trochę kasy zaoszczędzili…
Inna sprawa, że co dla nich kasa: w razie czego jakiś Gliński albo jego amerykański odpowiednik z właściwej sitwy dosypie.
No a zły człowiek Kaczyński da gromkie brawo i pochwali.
20.10.2021
Socjopaci. Bandziory. Tępaki. Notoryczni kłamcy. Skrajni egoiści. Ograniczeni intelektualnie. Nieuki. Półgłówki. Prostaki. Cyniczni wykonawcy poleceń. Mentalni kibole. Karierowicze. Cyngle paranoika. Nadgorliwcy.
Nie, nikomu nie ubliżam; ależ skąd. Tak mi po prostu naszła – nie wiedzieć, skąd – ochota, by wyliczyć expressis verbis cechy, których u ludzi bardzo nie lubię. Jak ktoś w tej wyliczance widzi charakterystykę jakiejś konkretnej grupy ludzi, to już nie moja sprawa. Ja tylko powiedziałem, czego nie znoszę.
Niezgodnie z regułami materialistycznego wnioskowania – zacząłem od spraw ogólnych i subiektywnych. Nadrabiam konkretem, czyli szczegółem: gdzieś na Pomorzu w kilku szkołach postanowiono wdrożyć w praktykę cnoty niewieście. Sprytnie nie zostały one konkretnie wyliczone w rządowych enuncjacjach; czujnie pozostawiono pole do działania gorliwcom. Wszak tacy zawsze się znajdą (patrz wyżej). No więc za owe cnoty uznano w szczególności osłanianie ciała, specjalnie nóg i ramion. Przez dziewczyny, naturalnie. Bo chłopaków cnoty niewieście z definicji przecież w ogóle nie dotyczą, no nie? W sprzeczność semantyczną byśmy wszak wpadli…
Więc zakazano. I zdaje się jeszcze takich potworności jak farbowanie włosów, dekolty, makijaż. Kurewstwa słowem, w rozumieniu naszych Katonów w wygniecionych kiecach.
Sprawę podmywania dyskretnie pominięto.
Ponad pół wieku temu nabijaliśmy się z opowieści byłej uczennicy jednej z istniejących wówczas szkół z internatem dla „dobrze urodzonych panienek” (a jakże, w PRL były takie szkoły – przynajmniej taką miały opinię „w towarzystwie”), prowadzonych przez zakonnice. Otóż siostrzyczki w zapale kultywowania cnót niewieścich (właśnie!) i staraniu o moralność wychowanek – zakazały małą poduszeczkę pod głowę do spania nazywać „jaśkiem”.
W owej placówce dziewczyny spały na „małgośkach” – a biedne święte panienki nie dostrzegły, że walcząc z ohydną zagrażającą niewinnym dziewicom seksualizacją, wpędzały je werbalnie w jeszcze większą ohydę, lesbijstwo mianowicie…
Nawiasem mówiąc, wychowanki tej szkoły cieszyły się wśród młodzieży płci męskiej dużym braniem. Nie, nie z powodu znajomości wielu modlitw ani umiejętności kulinarnych. Uchodziły – nie bez podstaw – za ponadprzeciętnie chętne do wszelkich zbytków męsko–damskich…
Może więc się łatwo zdarzyć, że te ostro trzymane na krótkim czarnkowym różańcu współczesne dziewczyny z Pomorza, spytane – co lubią najbardziej, odpowiedzą ni z gruchy nie z pietruchy: ostre rżniątko w trójkąciku. Może to we władzach oświatowych narazić kogoś na zawał.
Tak że tak.
A Kaczyński — jak zwykle o nim: to bardzo zły pan.
19.10.2021
Dzień, w którym Pinokio dostał manto i płonął wstydem…
Chciałoby się. Ale nie łudźmy się: po pierwsze, oni są nieprzemakalni. Co prawda TVN24 dało pełną transmisję live z posiedzenia Parlamentu Europejskiego i każdy widz tej stacji mógł zobaczyć, jak Morawiecki zbiera wciry, ale – co z tego? Kurwizja dawała tylko wybrane fragmenty i ograniczała się do komentarza własnego – czyli do większości publiki docierało to tylko, co miało dotrzeć. A ci myślący i bez poznania opinii Europy wiedzieli, w czym rzecz.
Po drugie – uwierzę, że lekcja brukselska była w miarę skuteczna, gdy zniknie Izba Dyscyplinarna (bez kiwek i przemianowań czy przesuwania jej członków do innych zadań w tym samym sądzie) i zostaną przywróceni do pracy – również bezwarunkowo – wszyscy sędziowie usunięci za wydawanie wyroków uwierających władzę. To na początek, żeby była jasność.
Niemniej, miło było popatrzeć, jak premierowi marszczyła się buźka za kowidową maseczką. Dzień nie był mimo wszystko zmarnowany. Mam nadzieję, że Wódz też to oglądał i stracił od zgrzytania choć jeden trzonowiec.
Inna sprawa – to zdumiewająca mnogość w Brukseli ludzi o niskich czółkach i czerwonych karkach, którzy bez większej żenady deklarują wsparcie dla autokratów. Powiecie, że ich nie było więcej niż 15% To o 14 za dużo!
Wiem, że Europa nie składa się z samych inteligentów i miłośników liberalnej demokracji, ale jednak sądziłem, że ci pozostali jednak mają jakieś kompleksy; nie mają. Co ciekawe, znakomita większość tych indywiduów pochodzi z krajów spoza „starej Unii”. Czyli z mentalnego buszu, okazuje się. To daje do myślenia; jednak nawet nie chce mi się tych myśli formułować.
Jedną może: dużo pracy nad szerzeniem oświaty i tępieniem nacjonalizmów przed nami. Dziesięciolecia muszą minąć; obyśmy je przetrwali w pokoju.
Nałożą nam kary finansowe, czy nie, do czegoś zmuszą albo nie – swoje trzeba robić. To znaczy nie tylko odbywać spotkania dyskusyjne w wąskich gronach polityków, ale zająć się normalną mrówczą pracą organiczną. Z góry zakładając, że będzie to praca ciężka i anonimowa, której najpewniej nie zwieńczą od razu stanowiska ministerialne ani mandaty poselskie. Co to za robota?
Przykładów może być sporo (pisałem już o powołaniu różnych instytucji „państwa równoległego”), ale podrzucę dziś coś z innej beczki.
Sądzę otóż, że opozycja powinna pomyśleć o stworzeniu hierarchicznie zbudowanej, ale organizacyjnie rozproszonej sieci informacyjnej. W każdej gminie i w każdym mieście powinni być ludzie, zbierający materiały o różnych poczynaniach władzy i przekazujący je do publikacji w mediach niezależnych, szczególnie społecznych. Z uwagi na posiadane środki propaganda rządowa jest gigantem; jedyny sposób, by jej funkcjonowanie zrównoważyć, polega na stworzeniu niezależnej struktury.
Są specjaliści od takich robótek. Obowiązek z nich skorzystać bez pytania na przykład o stosunek do bozi. Szczegółami nie chcę zanudzać, ale to jest do wykonania.
I — byłbym zapomniał — Kaczyński to wredota. Znaczy, zły człowiek.
18.10.2021
Wydawało ci się, kotku, że na ziemi leży ładny solidny kijek. Wystarczy go podnieść i można się będzie nim posłużyć jako wspaniałym narzędziem w dyskusji z rozmaitymi niepokornymi. Ale nie chciało ci się schylić, żeby go podnieść; nadepnąłeś, żeby sam wskoczył w rękę…
A to była kobra.
Ta historyjka przyszła mi do głowy, gdy obserwowałem dziś pana prezesa Banasia, który wbił kijek osinowy w pierś wampira i zakręcił. Troszkę się pospieszył, bo wampirek jeszcze nieźle dycha, ale gówno w wentylator wpadło.
Oczywiście, Banaś umie myśleć i ma świetną obstawę prawniczą. W żaden sposób nie mógł więc ulec iluzji, że proponowana przez niego komisja śledcza w sprawie przestępstw organów ścigania zostanie faktycznie powołana; co zresztą pisuary bardzo szybko potwierdziły, stwierdzając – jak zwykle – że „nie widzą potrzeby”. Po co więc odpalił swoją bombę?
Wydaje mi się, że w jednym celu: żeby uprawomocnić opublikowanie posiadanych przez siebie dokumentów i zeznań świadków procederu właśnie bez udziału jakichkolwiek komisji…
Tak że spodziewam się niebawem ciekawego dalszego ciągu. O ile naturalnie Marian Banaś nagle nie zachoruje. A w ogóle na wszelki wypadek używałbym do poruszania się po drogach jednocześnie dwóch albo i trzech identycznych samochodów z przyciemnionymi szybami. No i na paru rosłych chłopaków warto wydać trochę grosza, bo mogą być kłopoty.
Jedno prezes NIK (nie wiem, czy w sposób zamierzony) osiągnął: ukradł show Ziobrze i temu jego zastępcy z krzywą buzią, którzy akurat w tym samym momencie tokowali na tzw. konferencji prasowej o potrzebie „dokończenia reformy organizacji sądownictwa”. No i trzeba było przerzucić kamery na Banasia. Choć warto było tych tokowań posłuchać, bo zapowiadają rzeczy groźne: ostateczne wzięcie sędziów i całego wymiaru sprawiedliwości za pysk.
Pewna znajoma prawniczka tak się w związku z tym oburzyła, że się cała zapluła: „społeczeństwo tego to już nie wytrzyma”.
Otóż – wytrzyma, łaskawa pani, wytrzyma. Społeczeństwo bowiem to nie tylko my – ci czytający nie tylko wredną „Wyborczą”, ale nawet „New York Times”; a bywa, że i jakiś „Zeitung”, chodzący na filmy Smarzowskiego i znajdujący przy tym wszystkim czas na posłuchanie Konkursu Chopinowskiego i jeszcze na przerzucanie się złośliwościami pod adresem kurdupla na Facebooku. Zaryzykuję stwierdzenie, że tych „nas” jest nieprzesadnie wiele i nasz głos – żeby nawiązać do niemodnego Majakowskiego „cieńszy od pisku”.
Niestety, nie jest taki głos Bąkiewicza i jego szturmanów. Mają wzmacniacze, nie tylko elektroniczne.
Więc jeszcze chwila, jeszcze moment i warto będzie młodszym ode mnie pomyśleć o kupieniu biletów na jakąś ciekawą wycieczkę. Nie muszą być powrotne.
Bo Kaczyński to skrajnie zły człowiek i nie odpuści. Choć – gdyby mnie kto zapytał – nie mam pojęcia, o co on gra na te lata, które mu jeszcze zostały. Może dlatego, że kompletnie obce mi jest upojenie władzą. Znam mniej trujące specyfiki; on najwyraźniej nie.
17.10.2021
Dziwne.
Zepsuli mi pomysł na dzisiejsze upusty żółci. Wczoraj poszła w świat wiadomość, że Ministerstwo Obrony Narodowej planuje zakupić 300 mobilnych ołtarzy polowych – i świat się zatrząsł ze śmiechu. Oczywiście, zatarłem rączki: nie jest jednak tak łatwo codziennie coś nowego złośliwie skomentować, a tu idiotyzm sam się pchał w ręce. Już miałem zamiar zaproponować panu Błaszczakowi zakup fugasowych miotaczy wody święconej – co byłoby wszak innowacją w skali globu – albo dział egzorcyzmalnych, czy wielkokalibrowych wyrzutni klątw, co z pewnością poza skutecznością na polu walki dałoby pięknie zarobić temu pulchnemu panu z Torunia – a tu bęc. Odwołali.
Okazuje się, że znalazł się ktoś, komu jednak tych wywałaszonych intelektualnie bezmózgów udało się tym razem przekonać. Może nieoczekiwanie wytrzeźwiał? Trudno, temat poszedł się bujać na drzewo. Opinia publiczna zaliczyła gola. Niespodzianka całkowita. No ale może zrobią reasumpcję.
Obejrzałem też dziś niebacznie „Kawę na ławę”. Obiecuję sobie – po raz ostatni. Okropnie nie lubię magla i wrzasku kucht, do czego ten program się sprowadza. Nie muszę patrzeć na dość odrażającą buźkę pana Sellina, by wiedzieć, co to indywiduum ma do powiedzenia.
Na marginesie: to dość typowy egzemplarz tzw. pampersów, jak nazwano sitwę nic–nie–umiejących prawicowo–chrześcijańsko–narodowych pseudodziennikarzy, którym skwapliwie pozwolono przejąć poważne media w okresie wstępnej transformacji. No i mamy.
A powracając do „Kawy”: nawet nie uczestnicy mnie tak bardzo irytują, jak mądrzący się prezenter, wyraźnie zakochany w sobie z dużą wzajemnością. Niechby zresztą się mądrzył, ale zupełnie nie panuje nad przebiegiem programu i w efekcie wychodzi z tego wszystkiego niezrozumiały jazgot. Czy oni nigdy nie oglądają CNN, gdzie mamy poważne dziennikarstwo polityczne w dobrym wykonaniu?
To mi przypomina wydarzenie sprzed lat, kiedy uczyłem młodą adeptkę sztuki prezenterskiej prowadzenia rozmowy na ulicy. Zgodziła się ze mną, że najważniejszy w takiej sytuacji jest rozmówca i to, co ma do powiedzenia. Kiedy jej jednak zaproponowałem, by poprosiła operatora, by robił ujęcie przez jej ramię – zaprotestowała głośno: nie do przyjęcia, przecież wtedy nie będzie mnie widać!
No właśnie.
A Kaczyński jest złym człowiekiem.
16.10.2021
Mam wredny charakter – i w tej ocenie najzupełniej się zgadzam z jednym z komentatorów tego cyklu, który szczególnie się wzruszył, gdy zacząłem konsekwentnie pisać, że Kaczyński to zły człowiek.
Dowodem na ten mój defekt niech będzie fakt, że z reguły bardzo się cieszę, gdy ludzie, za którymi nie przepadam, skaczą sobie do gardeł. Wiem, to bardzo nieszlachetne. Ale charakteru się nie wybiera, to jak z grupą krwi.
Na wyrok trybunału k.
(fraszka)
Kto ty jesteś?
Polak mały…
Wielkim,
losy mi nie dały
być!
Dziejowe…
Henryk Brzozowski
Do rzeczy. Jest taka pani, uważana przez niektórych za wybitną publicystkę filmową, której zaangażowanie w obronie własnego wyobrażenia o III RP przekracza wszelkie granice. Nazywa się Ewa Stankiewicz (prawica uważa za „kultowe” jej dzieła „Trzech kumpli”, „Solidarni 2010” i „Stan zagrożenia”) i od 2013 roku, czyli od chwili powstania, jest dyrektorem artystycznym (?) Telewizji Republika – zionącej ogniem i siarką niszowej stacyjki pana Sakiewicza. No i pani Stankiewicz, która poza dyrektorowaniem dorabiała sobie prowadzeniem programu gadanego „Otwartym tekstem”, zaprosiła do rozmowy pana ministra Naimskiego. Któremu zadała jakieś niewygodne dla władzy pytanie…
I skończyła się kariera gwiazdy.
Nagrany program na antenie się nie ukazał. Kolosalna widownia stacji, mającej 0.047% dobowego udziału w rynku (tak jest: 47 tysięcznych procenta) popadła w stupor zadziwienia. Artystka się wzięła i obraziła.
Nie ma wątpliwości, że energiczna dama da do wiwatu swoim niedawnym pryncypałom. Oni tak mają. Ciąg dalszy nastąpi.
Inne przykre wiadomości: marszał Terlecki, ksywa „Pies”, trafił do szpitala. Ma podobno poważne problemy z woreczkiem żółciowym i ściągnięto do niego wybitnego specjalistę – chirurga. Może zabraknąć w jakimś głosowaniu jednego głosu – i co będzie?
Chyba się będzie musiała znowu zepsuć aparatura do głosowania.
Dla odmiany – cytat z abp. Jędraszewskiego, też jednej z moich rarytnych postaci publicznych. Otóż wydalił on z siebie mocno podejrzany tekst ostatnio; poczytajcie:
Jak można być człowiekiem w tym dzisiejszym tak zwanym postępowym świecie? W świecie, w którym człowiek […] ma żyć, wyrzekając się rozumu, w epoce ogłoszonej jako czas „post-prawdy”, w epoce, w której pragnie budować się bardzo często sukces polityczny i poparcie społeczeństwa opierając swój program na fake newsach, a niekiedy wprost na ordynarnych kłamstwach?
Czyżby wysłuchał w całości przemówienia Morawieckiego na ostatnim posiedzeniu Sejmu?
To teraz o panu, od którego zacząłem. Udzielił wywiadu RMF FM i w trakcie tego wywiadu w odpowiedzi na (bezczelną przecież!) uwagę Krzysztofa Ziemca, że dziennikarze w czasie wielu wojen przygotowywali relacje z linii frontu, przywołał wojnę w Wietnamie. – Ona właśnie została przegrana, dzięki temu, że na pierwszej linii byli dziennikarze – stwierdził. Lider PiS zapewnił, że dziennikarze nie są niezbędni na terenie stanu wyjątkowego przy granicy polsko-białoruskiej. – Nie widzę sensu i potrzeby.
No i mamy jasność za jednym zamachem w dwóch kwestiach: kto pokonał USA w Wietnamie i powód zamknięcia dziennikarzom dostępu do naszej granicy z Białorusią: nie widzi człowiek sensu.
Roma locuta i tak dalej.
A Kaczyński jest bardzo złym człowiekiem. Gdyby był tak mądry, jak jest zły, mielibyśmy kolejnego Nobla co tydzień. Odwrotną sytuację skomentujcie sobie we własnym zakresie.
15.10.2021
Jeszcze nie bardzo wróciłem do siebie po wczorajszym posiedzeniu Sejmu, ze specjalnym uwzględnieniem produkcji pana Morawieckiego. Nadal nie mam pojęcia, jakimi słowami to określić – wystąpienie to jeszcze, czy już po prostu występek?
Trzeba o tym zapomnieć jak najszybciej – ale i nie wolno tego zrobić, bo darować tego nie sposób. Mówią mi – co się pieklisz, przecież on tylko był urządzeniem do przekazywania głosu swego pana (pamiętacie tego psa, siedzącego obok gramofonu na etykiecie płyt wytwórni „His master voice”?). Tak, to prawda – ale to tylko umacnia głębię i serdeczność uczuć, jakie żywię do obydwu.
Nie, nie zapomnimy i nie okażemy się szlachetni. Ja na pewno nie. Są takie sytuacje, w których rycerskie zachowanie czy dżentelmeneria byłyby tak przeraźliwie jednostronne, że z góry je uznać należy za niemożliwe. I to jest właśnie taka sytuacja.
Nie mogę też jakoś zaakceptować postępowania przywódców „opozycyjnych” (cudzysłów niekoniecznie jest tu błędem…) partii politycznych w związku z demonstracją na Placu Zamkowym. Te uniki i dość głupawe tłumaczenia, że „polityki się nie robi w Warszawie” są w sumie żałosne. Aby tylko nikt nie pomyślał, że stając obok Tuska, uznaję go za samca–przewodnika. No bo przecież wiadomo, że ja… że demokracja… że ojczyzna…
Pieprzycie, szanowny kolego.
Powiem wprost; panowie Hołownia, Kosiniak i reszta: przedłużacie sobie tylko to i owo nasadką z kiepskiego bardzo plastiku. Jedni po prostu przedłużają złudzenia, inni pozory ważności w polityce. A to, że jakiś odsetek patofanek i patofanów na wasz widok piszczy – nic nie znaczy. Ten pisk potrwa krótko. W zasadzie już go nie słychać.
Ja wiem, że czasami wybór między byciem drugim czy trzecim a kompletnym nieistnieniem jest – wbrew rozsądkowi – trudny. Ale wam się tylko wydaje, że ten wybór macie.
A Kaczyński jest złym człowiekiem. Szkoda gadać, ale trzeba to powtarzać.
14.10.2021
Dziś będzie komentarz bardzo krótki; wysłuchałem sejmowego przemówienia Morawieckiego i fragmentów dyskusji nad nim. Niestety, nie umiem tego skomentować parlamentarnie. Gdybym chciał napisać to, co rzeczywiście myślę, musiałbym użyć słów, uznawanych powszechnie za najbardziej obelżywe z obelżywych.
To, co usłyszałem – ten ocean kłamstw, przeinaczeń, insynuacji i hipokryzji, połączony z obrzydliwym podlizywaniem się wiadomo, komu – nie mieści się w głowie.
Proszę mnie nie namawiać na żadną „dyskusję z drugą stroną”. Nie ma żadnej drugiej strony. Jest zmurszała ściana, bardzo brzydko pachnąca. Rozmowa jest już wykluczona. Smutne to, niestety. Ale trzeba to wreszcie powiedzieć wyraźnie.
I wyciągnąć konsekwencje. Kto wejdzie z nimi w jakiekolwiek układy czy sojusze – zapisuje się do gangu.
Zastanawiam się, czy po czymś takim, jak dzisiejsze wystąpienie Morawieckiego nie należało po prostu wyjść z sali obrad.
I nie tylko Kaczyński jest złym człowiekiem. Dobrał sobie podobnych, choć głupszych i skrajnie bezczelnych.
13.10.2021
Taki pomysł.
Myślę, że pora zacząć budować państwo równoległe. Nie jestem bowiem pewien, czy to, co jest, nadaje się jeszcze do remontu; a w każdym razie nie widzę szansy, by ten remont w normalnym trybie zaczął się w jakimś sensownym terminie.
Zacznijmy od Społecznego Sądu Nadzwyczajnego. Niech go powoła wyłącznie środowisko prawnicze: sędziów, adwokatów, radców prawnych, uczciwych prokuratorów. Żeby był absolutnie oddzielony od innych władz. Wyłączamy osoby, które za panowania obecnej władzy uzyskały choćby najmniejszy awans służbowy. Bez udziału i nacisku polityków. I niech ten sąd oceni przede wszystkim polityków właśnie i organizacje polityczne. Wnosić do niego sprawy mógłby każdy.
Oczywiście, nie ma mowy o żadnych kodeksowych karach. Ten sąd powinien orzekać wyłącznie jedną karę: banicję z życia społecznego, bojkot. Na 5, 10 lat lub dożywotnio. Powinno to skutkować w szczególności niemożnością startu w wyborach czy konkursach na jakiekolwiek stanowisko publiczne. Ten sąd powinien również zapowiedzieć delegalizację niektórych organizacji i partii; mam tu na myśli nie tylko faszystów Bąkiewicza, ale i parę innych. Oraz konsekwentne oddzielenie kościoła od państwa. Zapowiedzieć – powtarzam. Ostateczna decyzja winna zapaść w trybie konstytucyjnym.
Dalej – powołałbym Krajową Radę Narodową (oczywiście, ta nazwa nie jest przypadkowa…), czyli równoległy parlament – bez udziału partii rządzącej i jej wszelkich sojuszników, nawet potencjalnych – więc oczywiście z wyłączeniem nacjonalistów. Ta KRN powinna przygotować projekty ustaw, którymi następnie winien się zająć natychmiast prawdziwy Sejm po wygraniu wyborów. Nawet zresztą takich ustaw, którymi parlament zajmie się w kolejności drugiej lub trzeciej; żeby wyborca wiedział choćby mniej więcej – co go czeka.
Być może miałoby sens powołanie gabinetu cieni; byłoby dość ważne, żeby wyborca wiedział, że konkretne stanowiska w przyszłym rządzie zajmą ludzie, z góry znani mu z imienia i nazwiska.
To tylko luźny zarys pomysłu. Nie mam zamiaru sprzeczać się o żadne szczegóły; ale cieszyłbym się, gdyby zechcieli państwo wyrazić swoje zdanie. Nawet gdyby z tego wiele nie wyszło – to samo rozpoczęcie rozmowy na ten temat byłoby policzkiem dla obecnej władzy. Który jej się serdecznie należy.
A Kaczyński – nie żaden prezes, premier czy naczelnik, ale właśnie tak: Kaczyński, nawet bez imienia – to bardzo zły człowiek.
12.10.2021
Dziejące się wydarzenia bardzo wyraźnie ujawniły pewne cechy naszej polskiej (czy tylko?) zbiorowości, nad którymi – sądzę – warto się zastanowić.
Otóż zwolennicy dowolnej opcji politycznej (także niestety tej, którą lubiłbym wesprzeć) dzielą się wyraźnie na dwie kategorie. Jedna – wspiera swój wybór krytycznie. Dostrzega słabości popieranych, chce je naprawić; często gotowa jest w tej naprawie pomóc czynnie. Wypowiada swoje zdanie publicznie i szczerze.
Druga – funkcjonuje na zasadzie zakochanych w piosenkarzu nastolatek. Wszelkie uwagi krytyczne przyjmuje jako podstępny atak na swojego wybranka, zdradę ideałów, zgniłe krytykanctwo, mądrzenie się i co tam jeszcze.
Nie kryję, że tę drugą opcję cenię nie przesadnie wysoko (żeby określić swoje stanowisko najdelikatniej, jak umiem).
Będzie wspomnienie osobiste.
Wiele lat temu, w okresie tzw. festiwalu Solidarności zdarzyło mi się pisywać (pod pseudonimem, ale w najbliższym otoczeniu zawodowym rozszyfrowanym) recenzje z niektórych programów telewizyjnych. Pamiętam, że zjechałem bez litości jakiś program związkowców, którzy – mimo posiadania w swoich szeregach niewątpliwych fachowców – skopali swoje dzieło do imentu. Scenografia, prowadzący, uczestnicy – wszystko było po prostu beznadziejne i kontrskuteczne. Telewizyjny prymitywny bełkot. Co i napisałem.
Oczywiście, zostałem wrogiem publicznym numer 1. Jeden z kolegów, mocno zaangażowany w „Pannę S” obiecał mi nawet, że zaraz po przejęciu przez jego opcję władzy – będę wisiał.
Mniej więcej w tym samym czasie nasza ówczesna Siła Przewodnia stanęła w obliczu pewnego kryzysu, który zechciała uspokoić odpowiednim programem telewizyjnym. Na prowadzącego wybrano – nie powiem, dość nawet mądrego – towarzysza, który miał jeden zasadniczy defekt: po latach pobytu za granicą miał absolutnie wyraźny i czytelny akcent… rosyjski. Co go w tamtej sytuacji automatycznie robiło skrajnie niewiarygodnym. W dodatku miał małe doświadczenie telewizyjne i gdy uczestnicy programu mówili coś nie tak, jak on chciał – dawał im kopniaki pod stołem. Biedak nie wziął pod uwagę, że scenograf tym razem też nie stanął na wysokości zadania i wszystko było widoczne na ekranie…
Rzecz jasna, zaorałem autorów tego programu bez litości. Nie nazwałem ich co prawda wprost amatorskimi idiotami, ale ocena taka była oczywista.
Naturalnie – okrzyknięto mnie natychmiast elementem antysocjalistycznym, wrogiem Polski Ludowej i co tam jeszcze.
Teraz jest podobnie. Wszystko, co zrobimy – włącznie z oczywistymi głupstwami – jest dla nas cudne i udane, a Wódz ma zawsze rację. Kto jest sceptyczny albo pozwala sobie na myślenie – ten wróg, stary śledziennik, mądrzący się zgred i tak dalej.
Powiem wam coś, kochani: niewiele znam postaci równie irytujących, jak sześćdziesięcioletnie i starsze nastolatki. Płci obojga, żeby była jasność. Zero seksizmu. Ewentualnie można mnie oskarżyć o ageizm, bo wychodzi na to, że uważam, że z wiekiem nie mądrzejemy.
No tak właśnie uważam, nic nie poradzę.
Przy okazji: mówię tu o tzw. elektoracie. Z wszelkimi partyjnymi „górami” jest jeszcze gorzej. Otóż przygniatająca większość działaczy politycznych uważa, że pełniona funkcja – często pięknie zwana i kompletnie bez znaczenia – daje im papieską wręcz nieomylność; tyle że we wszystkich sprawach, nie tylko doktrynalnych. Jakoś łatwo zapominają, że z reguły swoją pozycję zawdzięczają wyłącznie sprzyjającemu zbiegowi okoliczności albo wsparciu jakiegoś politycznego samca alfa. Udziel takiemu rady…
Próbowałem niegdyś. Do dziś mam siniaki na tyłku chyba. Ale mordą będę kłapał nadal; tak już mam. Słuchać nie ma obowiązku.
A, i jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, dziś rocznica bitwy pod Lenino, której uczestnikom chcę oddać nieustający szacunek. A po drugie — Kaczyński to bardzo zły człowiek.
11.10.2021
Dzień po.
Wczorajsza demonstracja najwyraźniej podzieliła… opozycję. Jedni wyrażają radość, że była masa ludzi – i jakoś to im wystarcza. Inni, wśród nich ja – wyrażają także zadowolenie, ale chcieliby więcej. Nie, żeby od razu zapłonęły opony i poleciały szyby z gmachów publicznych; co to, to nie.
Ale żeby przynajmniej na trybunie pojawili się wszyscy przywódcy partii opozycyjnych, żeby padły zapowiedzi delegalizacji faszystów i impeachmentu dla najważniejszych, żeby zażądano referendum, żeby powiedziano wyraźnie: żarty się kończą, zacznijcie się bać.
Ci, którzy chcieliby więcej, chcieliby też, by pomyślano o przebiegu demonstracji. Czy tak trudno było przewidzieć, że rodzimi naziści będą starali się zakłócić ten przebieg? Czy nie pora, by opozycyjne partie polityczne – zwłaszcza te główne – stworzyły jakąś wspólną Straż Wiecu? Przypomnę, że już przed wojną – na przykład – PPS umiała to zrobić…
Czy nie warto zadbać o to, by mieć informacje bezpośrednio z obozu przeciwnika? Czy muszę mówić, jak to się robi? Czy nie mamy wśród siebie – na przykład – dobrych informatyków, którzy zrobiliby zbożny użytek ze swojej wiedzy? Tak, chodzi o hakerów, mówiąc wyraźnie.
Czy w szeregach opozycji nie ma ani jednego żołnierza wojsk specjalnych, który umiałby wyłączyć Bąkiewiczowi nagłośnienie? I jednocześnie nie dał sobie, znów mówiąc wyraźnie, skuć mordy?
Ja wiem, to są zapewne metody balansujące na granicy dopuszczalności. Zostawmy to zatem.
Ale pomyślcie, chłopcy i dziewczęta. Myślenie nie boli, słowo daję.
A teraz o jedności opozycji będzie. Jak wynika dość wyraźnie z badań opinii – zjednoczona opozycja ma bardzo poważne szanse na zwycięstwo w ewentualnych wyborach, występując zgodnie przeciw pisiętom i naziolom; i tylko tak. Muszą razem wystąpić wszyscy – od prawa do lewa. Inaczej dupa sałata.
Ale jak to zrobić, kiedy każdy chce ugrać coś dla siebie? I jak to uzyskać bez formalnej koalicji?
Może tak (liczby będą przykładowe).
Powiedzmy, że w rządzie będziemy mieli premiera, trzech wicepremierów, 20 ministrów i innych sekretarzy stanu i 70 wiceministrów czy podsekretarzy. Premierem oczywiście zostanie szef najsilniejszej partii; dalej uruchomimy pewien algorytm, który z grubsza mógłby wyglądać tak.
Przypiszmy wicepremierowi 25 punktów, ministrowi – 15, wiceministrowi – 10. Razem do podziału mamy zatem 75 + 500 + 700 punktów; łącznie 1275. No i podzielimy teraz te punkty pomiędzy partie opozycyjne w zależności od liczby uzyskanych głosów, proporcjonalnie.
Powiedzmy – partia A uzyskała 30% głosów oddanych łącznie na opozycję, partia B – 25%, partia C – 15%, partie D, E i F po 10%. W tej sytuacji partia A dostaje 383 pkt, partia B – 255 pkt, partia C – 192 pkt, pozostałe po 128 pkt (zaokrąglałem, nie czepiać się, to ilustracja).
I teraz tak: partia A jako największa wybiera sobie wicepremiera jako pierwsza; potrzebuje na to 25 punktów. Z kolei partie B i C biorą sobie po wicepremierze tak samo; w ten sposób pula wicepremierów została wyczerpana.
Zaczynamy drugą kolejkę; znów partia A wybiera sobie ministra, za którego płaci 15 punktów, podobnie postępują partie następne – z tym że teraz już uczestniczą w tym handlu również D, E i F. Ważne jest, że za każdym razem kolejność „zakupów” jest ta sama: zawsze wedle kolejności zdobytych głosów.
Po czym operacja się powtarza – tyle razy, na ile starcza pula stanowisk ministrów. Następnie otwieramy w ten sam sposób „handel” wiceministrami. Powstaje rząd, w którym partie mają wpływy dość proporcjonalne do swojej popularności. Nie ma swarów, nie ma zakulisowych knowań. Jest czysty zimny algorytm.
Oczywiście, wszystkie liczby (w szczególności „wagi” poszczególnych stanowisk) są wzięte z sufitu i powinny być przedmiotem przedwstępnej umowy polityków. Można też punkty przydzielać rozmaicie – zgodzimy się, że minister spraw wewnętrznych jest wart politycznie więcej, niż minister rybołówstwa (jeśli taki jest potrzebny). Zatem to tylko zarys pomysłu. Najważniejsze jest to, że faktycznie koalicja istnieje – a prawnie jej nie ma.
Praw autorskich nie zastrzegam. I nie twierdzę, że wynalazłem koło. Można wyśmiewać.
A Kaczyński to zły człowiek.
10.10.2021
Było. Bardzo po inteligencku (żeby nie powiedzieć, choć kusi: po drobnomieszczańsku).
Że jesteśmy razem. Że nas dużo. Że się kochamy i że dla dzieci. Odśpiewano nawet, stosunkowo mało fałszując hymn — i nawet ktoś krzyknął ***** *** a tłum podjął bez specjalnego entuzjazmu. Lewicę reprezentował Miller, prawicę zaś Leszek Moczulski; fajnie, że się rusza…
Owszem, wspomniano o uchodźcach. Wspomniano. O oświacie, szkole i zdrowiu jakoś nie słyszałem; że już nie wymienię tematów bardziej kontrowersyjnych.
Z boku darli mordy chłopcy od Bąkiewicza, wyniośle olani przez zgromadzonych. Jedna tylko sędziwa powstanka nie bała się powiedzieć „milcz, chamie”, ale też niezbyt głośno.
Policzyliśmy się, ale przecież i tak wiedzieliśmy, że jest nas około 25%.
Mówili, że było 100 tysięcy. To proszę mnie budzić, jak będzie milion, a pan Bąkiewicz się sfajda na sam widok.
Nikomu nie wpadło do głowy powiedzieć, że to już ostatni raz jesteśmy grzeczni. Bo z pewnością byłaby to nieprawda…
Tak, że tak.
Tyle tylko, że Kaczyński to zły człowiek.
09.10.2021
Cisza przed burzą – mam nadzieję.
Z pewnymi jednak zakłóceniami, które mnie mocno irytują. Chodzi mi o reakcje polityków opozycji na propozycję Tuska. Dlaczego nie poczekał? Czemu zgłasza się sam i to pierwszy? Nie będzie nam tu się lansował – i tak dalej. Byle partyjka z paroprocentowym poparciem nadyma się jak ropucha i usiłuje wyskrzeczeć: i ja, i ja! My jesteśmy przecież ważni!
We własnym pojęciu, na ogół. A nie mają szansy na posadę choćby wiceministra, gdyby rzeczywiście nastąpiła zmiana rządzących.
Z drugiej strony – trochę rozumiem to zjawisko. Nie sądzę, by dostał nagrodę Nobla ktoś, kto nie sądzi, że jego praca jest tego warta. Wiara w siebie jest podstawą sukcesu w każdej dziedzinie twórczości, naukowej czy artystycznej. Jeden tylko drobiazg: polityka nie jest twórczością.
Bieżąca sytuacja skłoniła mnie też do chwili refleksji nad kwestią przywództwa w polityce. I – prawdę powiedziawszy – zbyt wielu autentycznych przywódców politycznych dużego formatu, z wizją i odpowiednią siłą perswazyjną – to w ostatnich kilkudziesięciu latach nie widzę. Zastrzegam, że wykluczam z tych rozważań wszystkich dyktatorów, bo bycie dyktatorem nie wydaje mi się specjalnie wielką sztuką, wymagającą jakichś specjalnych predyspozycji intelektualnych. Ot, dyktatorem na ogół zostaje się w wyniku sprzyjającego zbiegu okoliczności lub przestępstwa. Zwykła brutalność zaś mnie nie interesuje.
Niewątpliwie, takimi politykami klasy światowej byli Churchill czy de Gaulle. Z drugiej strony wielkiej wody – Kennedy. Trochę inny rodzaj – mniej wodzowski, ale też wielkiego formatu – reprezentuje Angela Merkel. Zadatki miał Gorbaczow, ale spieprzył nabożeństwo w pewnym momencie i odpadł w moim konkursie. Wielkich rzeczy dokonał Deng Siao Ping, choć odrębność kulturowa jest tu tak wielka, że nie wiem, czy go w ogóle da się w tych kategoriach rozpatrywać.
W takich czasach, jak dzisiejsze – polityk klasy Churchilla ogromnie by się nam przydał. Zwłaszcza nad Wisłą.
A tymczasem mamy do dyspozycji … tych, co mamy. Trudno. Tak krawcowi staje… Nie, to było jakoś inaczej. Aby do jutra.
Tylko żeby mi to nie było spacerowanie z przyśpiewkami. Już nie. W takim celu nie warto wsiadać w tramwaj, żeby dojechać.
Zaś Kaczyński jest bardzo złym człowiekiem.
08.10.2021
Trudno dziś myśleć o czymkolwiek innym niż o haniebnym, służalczym wobec Kaczyńskiego „wyroku” julibunału, tej pokracznej imitacji najważniejszego w Polsce sądu. Jednocześnie trudno o tym pisać, bo wszyscy piszą. W ciągu paru godzin sformułowano zapewne wszystkie argumenty przeciw temu nieprawdopodobnie bezczelnemu orzeczeniu – choć jest ich mnóstwo.
Więc nie będę już usiłował dołączyć do tego chóru własnej opinii; jaka jest, chyba widać z powyższych sformułowań. A w dodatku osoby, które są tego kuriozum autorami – nie zasługują, by próbować z nimi dyskutować przy użyciu argumentów.
Więc trzeba zaprotestować inaczej.
Pierwszy wezwał do działania Tusk; minęło jednak już ładne parę godzin od jego apelu – i wciąż czekam, że swoich paciorkowców ruszy Hołownia, że Kosiniak pospołu z Agrounią wezwie do ruszenia na stolicę rolników, że odkurzą czerwone sztandary ludzie, nazywający się Lewicą. Że znów na ulicy wyrośnie las tęczowych flag i pojawią się błyskawice Strajku Kobiet.
Ale prawdę mówiąc – nie sądzę, że się doczekam. Owszem, trochę ruchu będzie. Ale nie za wiele.
Nie wierzę w milionową groźną demonstrację, bez satyrycznych przyśpiewek i rozczulających mów. Taką, która nie tylko parę osób wzruszy, ale wzbudzi w rządzących przerażenie. Bez tego żadnej zmiany nie będzie.
Nie wierzę w ten NARUT. Ani trochę.
A Kaczyński jest do gruntu złym człowiekiem.
07.10.2021
Trybunał Julijny (dla ustalenia uwagi – jak mówią matematycy – i skrótu będzie dalej zwany Julibunałem) obradował nad pierwszeństwem prawa polskiego nad unijnym lub odwrotnie. Po raz pierwszy w życiu widziałem prawnika, który się na rozprawie jąkał, bredził jak potłuczony i wykazał się całkowitą niezbornością ruchów. To był prawnik, reprezentujący Morawieckiego… Wyglądał, jakby zdawał egzamin u profesora Pszczółkowskiego (który mu zadawał pytania) i to w warunkach kompletnego nieprzygotowania.
Julibunał miał dać głos o 13.00, potem o 17.15.
I dał. Bye, bye – Unio Europejska. Teraz będzie dopiero cyrk i chaos prawny! Od śmiechu się nie utrzymamy, niestety.
Samorząd uczniowski liceum w Giżycku zaprosił sędziego Waldemara Żurka na debatę o prawie, podaje TOK FM. Jednak dyrekcja szkoły nie pozwoliła uczniom na spotkanie z sędzią zaangażowanym w walkę o praworządność. Melchior Wańkowicz wprowadził niegdyś do obiegu słowo „kundlizm”. Zaczyna być znowu jak znalazł.
Afera mailowa rozwija się nam ładnie. Okazuje się, że druh Dworczyk miał kupić dla Kancelarii Premiera 400 egzemplarzy książki „kumpla z opozycji”, po dwie stówy sztuka. Tak po przyjacielsku, rozumiecie. W sumie niezbyt dużo, ale grosz do grosza i zbierze się kokosza… Chyba mu to nie zaszkodzi tak, jak ujawnienie, że w korespondencji pisał o Kaczyńskim per „stary dziad”.
W MSZ trwają czystki kadrowe – według dwóch schematów: „za MGIMO” (czyli usuwa się absolwentów słynnej radzieckiej szkoły dyplomatów) i „za PESEL” (czyli wedle wieku). Aby zostać w Najjaśniejszej Rzplitej dyplomatą nie trzeba już wykształcenia ani znajomości języków. W ogóle tzw. chody najzupełniej wystarczają. W tej sytuacji seria przepięknych wsyp protokolarnych i kompromitujących dokumentów – przed nami.
Słynna z okresu wczesnego PRL–u wpadka polskiego ludowego ambasadora z wręczeniem wysokiego odznaczenia przez pomyłkę hitlerowskiemu kolaborantowi o tym samym nazwisku co rzeczywiście odznaczany – to zdaje się, będzie malutki pikuś niebawem. Podobno też inny nasz duplomata (to nie literówka!) nie wiele brakowało, a usiadłby na kolanach królowej angielskiej, bo pamiętał, że po wręczeniu listów uwierzytelniających trzeba się wycofać tyłem; tyle że biedak zapomniał, że nie wolno być tyłem do monarchini… Oczekujmy na rychłe wzbogacenie tego repozytorium cymbalstwa.
A Kaczyński jest złym człowiekiem, jak sądzę.
06.10.2021
Czy Państwo znają termin „zimna sucz”? Bo ja rozumiem przez to określenie osobę płci żeńskiej, nieulegającą emocjom, nastawioną na własną karierę – nawet po trupach, dość ładną i zazwyczaj niebezpiecznie inteligentną.
Tak mi to jakoś przyszło do głowy samoczynnie. Absolutnie całkowicie bez związku z osobą rzeczniczki prasowej naszej Straży Granicznej, która bez wątpienia przeszła do historii rzecznikowania odpowiedzią na pytanie dziennikarki o miejsce pobytu dzieci uchodźców. Otóż odpowiedź – najbardziej idiotyczna, jaką sobie można wyobrazić – była… pytaniem: a do czego pani ta wiadomość potrzebna?
No i osoba, która nie kuma, że rolą dziennikarza jest pytać, a rolą rzecznika grzecznie i bez głupich komentarzy odpowiadać – nie spełnia podanej na wstępie definicji. Ostatniego jej warunku (w szczególności, ale to wystarczy), mianowicie.
W sposób dość podobny dał dzisiaj ciała jeden z rozmówców red. Kolendy w TVN 24, pan bodajże Stępkowski (ja jakoś nie umiem się nauczyć rozróżniać tych pisiąt i nie zapamiętuję ich nazwisk). Otóż w odpowiedzi na rzeczową i absolutnie merytoryczną krytykę rozmówcy – a właściwie nawet nie krytykę, tylko opis sytuacji… obraził się i powiedział, że jest… obrzucany inwektywami. Ręce i piersi opadają. Chyba ich trzeba wszystkich zdrowo wyegzorcyzmować.
Ale na władze nadeszły ciężkie chwile. Orzeczenia TSUE stały się zupełnie jednoznaczne; niewykonanie ich jest czymś niewyobrażalnym, wykonanie oznacza praktycznie koniec Zjednoczonej Prawicy, w szczególności zaś Ziobry. Osobiście stawiam na próbę użycia pierwszego rozwiązania, co będzie oznaczało praktycznie opuszczenie Unii, co najmniej zaś długi okres kręcenia, matactw i wyzwisk; w tej konkurencji – chyba jedynej – oni mają dobrą klasę międzynarodową. Tylko takich się po prostu wyprasza z salonu.
A Kaczyński jest złym człowiekiem.
05.10.2021
Zinformatyzowany świat nie jest bezpieczny. Dowiodła tego nie tylko wczorajsza awaria Facebooka (podobno spowodowana przez jakieś niedbalstwo programisty, który pomyłkowo „nakazał” firmie zniknięcie z Sieci; jeśli to prawda, to jest to dowód zdumiewającego wręcz niechlujstwa w tej firmie…), ale także informacja, która jakoś bez większego wrażenia przemknęła przez Internet.
Otóż w pewnym całkiem sporym mieście chińskim zorganizowano pokaz iluminacji przy użyciu tysięcy malutkich dronów, odpowiednio wyposażonych w światła; taka zabawa wymaga oczywiście sterowania komputerem, bo tylko maszyna jest w stanie opanować organizację i zmienność skomplikowanych figur, kreślonych na niebie przez drony. Takie pokazy, to chińska specjalność, budząca na świecie absolutny podziw. No i w pewnym momencie … drony po prostu spadły na ziemię. Jakimś cudem nie spowodowało to większych szkód podobno – poza oczywistą paniką. Oglądałem amatorskie wideo, dokumentujące to wydarzenie: świetna inspiracja do jakiegoś horroru science-fiction.
W tej aferze z FB jedno mi tylko przyniosło (dość brzydką, przyznaję) satysfakcję: właściciel firmy tracił pół miliarda dolarów na godzinę przez cały czas awarii. Co spowodowało, że Bill Gates wyprzedził go dziś na liście najbogatszych o jedno miejsce. Innymi słowy: Rotszyldowi kurczę zdechło…
Ale już nawet maszynie nie można ufać. Bo ludziom to od dawna.
Nie mówiąc już o organizacjach społecznych.
Dziś oko.press opublikowało bardzo poważne zarzuty wobec kierownictwa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskiej, kilka lat temu opanowanego przez umiejętnie sterowany desant skrajnej prawicy. Hulaj dusza, piekła nie ma – tak wygląda sytuacja; kto chce, niech poczyta szczegóły w oko.press. Mamy tam wszystko: najrozmaitsze przekręty, bezpodstawne szastanie pieniędzmi, zatrudnianie „swoich”, celowy brak dokumentacji, mobbing – i co tam jeszcze chcecie. Słowem – obrzydliwość. Kryminał.
I pomyśleć, że tą organizacją kierował niegdyś Stefan Bratkowski… Ale wykolegowali go zaraz, gdy tylko mogli – a on wciąż liczył na to, że porządni ludzie zwyciężą i milczał, choć doskonale wiedział, na co się zanosi, a tych porządnych było w SDP wciąż mniej i mniej. Szkoda mu było lat swojego zaangażowania i wierzył w demokratyczne procedury.
Tymczasem procedury bardzo łatwo upudrować. Nawet kiedy kryją cuchnącego trupa. Co dotyczy nie tylko mało w końcu znaczących organizacji czy instytucji, ale także całych państw. Potrzebne przykłady? Znam kilka…
A, jeszcze jedno: TVN Grupa Discovery złożyła skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie na bezczynność przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz na przewlekłość postępowania KRRIT w sprawie przedłużenia koncesji dla kanału TVN24. I bardzo słusznie. Lać sukinsynów, ile się da. Nawet jeśli to „uderzy w publiczność”. Życzę powodzenia.
04.10.2021
Abp Gądecki po długim milczeniu wystosował łagodny (dla władz) apel, w którym wywodzi, że ochrona granic państwowych nie wymaga zachowań sprzecznych z humanitaryzmem. Dobre i to; jak to się mówi – krok we właściwym kierunku. Ale jaki hejt się uruchomił w prawicowym i katolickim Internecie! Najłagodniejsze są żądania, by Gądecki udostępnił imigrantom własne mieszkanie; tych najgorszych nie przytoczę. NARUT jaki jest – każdy widzi.
Informuję na wszelki wypadek, że nie mam i nie chcę z nim mieć nic wspólnego. Jestem tu przypadkowo.
Rozmowy z Czechami zostały zerwane. Przez Polaków. No to będziemy bulić jak za zboże. Szkoda tylko, że także z moich podatków. Mam nadzieję jednak, że za jakiś czas da się na poczet zadośćuczynienia za tę decyzję zająć majątki paru wysokim urzędnikom.
Mamy uzasadnienie wyroku, uniewinniającego B. Engelking i J. Grabowskiego od zarzutów, postawionych im przez jedna z komiczniejszych organizacji społecznych, gromko nazwaną Redutą Dobrego Imienia. Szeroki omówienie uzasadnienia podaje oko.press; tu tylko jedna sprawa: Stwierdza sąd: „Nie istnieje na gruncie prawa cywilnego dobro osobiste w postaci tożsamości narodowej, przywiązania do narodu polskiego, czy dumy narodowej. Zaakcentować należy zindywidualizowany i ściśle osobisty charakter dóbr stanowiących przedmiot ochrony na gruncie art. 23 i 24 k.c. Z samej istoty dóbr osobistych wynika wiec, że nie mogą nimi być wartości kolektywne, uniwersalne, wspólne dla pewnej grupy” – napisała sędzia Wiśniewska-Sadomska.
7 października br. odbędzie się uroczyste posiedzenie Senatu UJ, podczas którego tytuł doktora honoris causa odbierze Olga Tokarczuk. Już ostrzę zęby na ten stek bzdur i inwektyw, który tego dnia spłynie na uczelnię i pisarkę. Masochistycznie uwielbiam idiotyzmy, szczególnie te w patriotyczno–katolickim sosie. Starczy na wiele kpin i szyderstw; chyba przez jakiś czas będzie to temat bardziej nośny od bredzeń kretynów antyszczepionkowych. Ale bo ja wiem? Może sensowniej jest idiotów i nieuków przemilczeć? Może wystarczy wybatożyć, nie trzeba zaszczycać uwagą?
Tymczasem – nie chcem, ale muszem – zwiększam widownię Kurwizji: Konkurs Chopinowski. Imponuje mi ta młodzież; przecież poza talentem muszą mieć niesamowitą pamięć muzyczną i ruchową: inaczej zapamiętany dźwięk, inne niż wyćwiczone tytaniczną pracą ułożenie ręki – i lata przygotowań na nic. Niebywale wysoki poziom w tym roku.
Acha: jutro już będziemy mieli MS Office 2021. No i Windows 11, ale Office nie ma tak wyśrubowanych wymagań technicznych, więc trafi do szerszego audytorium.
Kaczyński zaś — to zły człowiek.
03.10.2021
Bez żadnej wątpliwości scoop wczoraj, to zatrzymanie przez Anglików Ziemkiewicza, a następnie złożona mu propozycja nie do odrzucenia, aby sobie przebukował bilet powrotny i szybciutko udał się ciupaskiem do kraju ojczystego. Piszą o tym dosłownie wszyscy, od prawej do lewej – a media społecznościowe się po prostu zagotowały.
Myślałby kto, że księżna Diana zmartwychwstała.
Moja reakcja jest taka: przede wszystkim jestem zadowolony, że nadęty bubek z kompletnym wywaleniem we łbie na własny temat dostał głośno po nosie. Przed laty zapowiadał się jako autor niezłej science–fiction; potem pomysłów widać zbrakło i skupił się wyłącznie na chuligańskiej skrajnie prawicowej publicystyce. Teraz balonik został przekłuty.
Oczywiście, symetryści zawyli ze zgrozy unisono z prawiczkami. Podstawowy argument jest taki: oto prześladuje się kogoś za poglądy!
Otóż nie za poglądy, a za ich głoszenie i rozpowszechnianie; to różnica dość subtelna, ale istotna. Nie jest bowiem tak, że każdy może lapnąć jęzorem wszystko, co mu w duszy zagra – i jeśli to kogoś uraża, to ten ktoś może przecież iść do sądu, jak chcą nasze „wolnościowe” przygłupy. Pewne opinie i pewne wypowiedzi są po prostu na podstawie odpowiednich umów w cywilizowanym świecie nie tylko uznawane za niestosowne, ale wręcz niedozwolone i karalne. To oczywiście pochwała zbrodni, ale i rasizm, antysemityzm, negacjonizm Holocaustu i kilka innych rzeczy.
No i pan Z. podpadł Brytolom właśnie z tego paragrafu. Nie zrozumiał jednak nic: w swoich lamentach nad własnym losem ubolewał żałośnie, że musiał spędzić jakiś czas w jednym pomieszczeniu z osobami „niemówiącymi w żadnym ludzkim języku”. A broniący go fani podnieśli natychmiast argument, że zaatakowała go członkini parlamentu brytyjskiego, która – zgroza i obraz boska! – urodziła się w Bangladeszu…
W matematyce mamy na taką sytuację piękne klasyczne określenie: casus irreducibilis, przypadek nieprzywiedlny i do naprawienia beznadziejny.
Drugi mój powód do pewnej brzydkiej satysfakcji, to informacja o wybuczeniu i wystukaniu pulpitami Pawłowiczówny na inauguracji roku akademickiego w UW. Babsko zalało się łzami na Tweeterze, że „jej” uczelnia tak ją potraktowała.
Otóż paniusiu, ta uczelnia będzie panina, jak sobie ją paniusia kupi; chwilowo nie ma jej jednak na rynku. Oczywiście, komentatorska prawica zażądała natychmiast rozwiązania „kuźni lewactwa” i rozpędzenia tych cholernych jajogłowych, którzy samym tchnieniem zdemoralizowali naszą katolicką młodzież, zanim ona jeszcze zaczęła pobierać wyższe nauki…
I jeszcze jedno wydarzenie odnotowuję. Z góry mówię, że nie umiem precyzyjnie określić swojego stosunku do tej imprezy; to jakaś mieszanina zdumienia, rozbawienia i jednak zgrozy – a opinia ta dotyczy zorganizowanego w stolicy Męskiego Różańca. Kilkudziesięciu panów pod przewodem pana Pospieszalskiego i jakiegoś drugiego turbokatolickiego dżentelmena w karnych szeregach odprawiało na Krakowskim modły, podobno przebłagalne (nie udało mi się ustalić za co, chyba za całokształt). Absolutny XIII wiek we współczesnej scenografii. Anachronizm tak straszny, że zęby bolą.
Dziwny jest ten kraj nad Wisłą. Ale może się jakoś z tej cywilizacyjnej zapaści wykokosi? Choć nadzieja coraz słabsza…
EDIT: Zapomniałem: Kaczyński złym człowiekiem jest.
02.10.2021
Dość ponuro.
Na granicy bez zmian – nie wpuścimy dziennikarzy, Fronteksu, unijnych wizytatorów ani w ogóle nikogo; bo nie. Mamy w dupie prawo międzynarodowe, podpisane przecież nie przez nas umowy i różne takie głupoty. MY chcemy – i to jest prawo ostateczne.
Dawno, dawno temu robiono w zasadzie tak samo. Tylko tłumaczono to „prawami historii”, które wszak tylko wspomagamy, nieznacznie przyspieszając procesy społeczne, dokładnie przez naszą jedynie słuszną naukę zbadane.
Teraz mamy postęp: nikt już nie odwołuje się do jakichś „praw historii”, bo a nuż by ktoś chciał je dokładnie gdzieś przeczytać. Teraz mówi się o woli politycznej, i to starcza. Już nawet nikt nie powołuje się na żadne prawo boskie ani naturalne.
W „Wyborczej” duży wywiad z Januszem Palikotem; nie powiem, dziennikarsko ciekawy. To niewątpliwie inteligentny człowiek i potrafi logicznie myśleć – ale polityka już najwyraźniej nie dla niego. Myślę, że jego niezachwiana pewność, że gdyby założył nową partię z… Kubą Wojewódzkim do spółki, to uzyskaliby może i 20% poparcia, to pogląd z dziedziny political fiction. Czyli: przeczytajcie, uśmiechnijcie się – i powodzenia w produkcji prawdziwie polskiego piwa, panie P.
W Sejmie żenująca sprawa nieco już nadgryzionej zębem czasu posłanki, która zaczynała od młodzieży z Razem, by po rajdzie przez wszystkie partie wylądować u Kaczyńskiego. Pani wykonuje jakieś dziwne szpagaty polityczne i najwyraźniej jej to nijak nie doskwiera; a Kaczyński w pogoni za wątłą większością przyjmie teraz każdego, kto potrafi wydać z siebie głos. Sens nieważny. Czekam tylko z zaciekawieniem: jaki będzie napiwek za tę usługę? Z mojego punktu widzenia każda posada ponad bufetową byłaby mocną przesadą…
W sprawie Turowa nadal impas. Czesi zażądali bezczelnie, by wynegocjowana umowa (termin to podobno już jedyny punkt sporny) obowiązywała dłużej niż dwa lata. Dwa lata – jak dla brata, mówi znane przysłowie; mogliśmy palcem nie kiwnąć, tłumacząc się trudnościami obiektywnymi, a potem kichać na to – a tu cholerne Pepiki jakie cwane! No, doprawdy. We łbach im się przewraca, poganom jednym! A już chcieliśmy dodać do umowy gratis paznokcie, które Dziwisz obcinał Naszemu Papieżowi! Teraz nici z tego tak hojnego daru.A w Sieci dyskusja – jak wiele z cech definiujących wedle Umberto Eco faszyzm można przypisać Naszemu Ukochanemu Krajowi. Zanim P.T. dyskutanci dojdą do jakiejś jednolitej konkluzji, pragnę ją zakończyć radykalnie jednym słowem: WYSTARCZAJĄCO.
Kaczyński złym człowiekiem jest.
01.10.2021
Wczorajsze nocne (znowu!) obrady Sejmu były dla mnie łamiące. Muszę do nich wrócić. Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że tym krajem rządzą osobniki skrajnie prymitywne, brutalne i bezwzględne – to jest po prostu głupi; albo taki sam jak oni. Kompletny brak wrażliwości, pycha, pogarda dla inaczej myślących… Dzika tłuszcza, manipulowana przez cynicznych gangsterów.
Dzieci na granicy? Jakie dzieci? Przecież to przebrani terroryści! Musimy się przed nimi obronić elektronicznie! Już jest decyzja polityczna, aby zakupić odpowiedni sprzęt; na razie chodzi o kamery termowizyjne, ale przecież możemy pomyśleć o automatycznych dronach, samodzielnie podejmujących decyzję o ostrzelaniu rakietami co większych zgromadzeń bachorstwa, co nie?
Coraz gorzej myślę o tych, którzy składali wizyty Mazurkowi. To tak na marginesie. Pogarda narasta.
Nie ma już możliwości żadnej rozmowy z tymi ludźmi. Proszę mnie nie namawiać.
Wczoraj też pani Jula po raz kolejny przełożyła wydanie „orzeczenia” w sprawie wyższości – lub nie – polskiego prawa nad unijnym. Niczego innego się nie spodziewałem, ale to już zaczyna być po prostu śmieszne, tak jest idiotyczne.
Tak samo pomalutku zaczynają być gorzko zabawne łagodne pomrukiwania Unii Europejskiej w wielu kwestiach. Stanowisko jej przedstawicieli właśnie choćby w sprawie konfliktu granicznego jest nie do przyjęcia. Już chyba pora przestać kombinować nad kolejnym potokiem gładkich słów, walnąć pięścią w stół i na przykład pana Kamińskiego wyrzucić za drzwi, zamiast z nim rozmawiać; można to przecież zrobić na razie elegancko…
Ciekaw jestem, jak się dziś czują ci, którzy przed laty uwierzyli, że wkroczyliśmy oto wolą Narodu na jasną drogę ku świetlanej przyszłości – a potem nie protestowali przeciw coraz bardziej widocznemu bezwzględnemu złu, które sprytnie skryło się za patriotycznym szkaplerzykiem z Matką Boską.
Część z nich ma dziś kaca, wiem. Część zrezygnowana zamilkła. Większość jednak zło zaakceptowała – bo przecież tak trudno zaprzeczyć samemu sobie. Trzeba też dużej odwagi, by publicznie powiedzieć „byliśmy głupi”…
Ale będzie to konieczne, jeśli zło nie ma się powtarzać cyklicznie. I samo powiedzenie nie wystarczy.
Kaczyński złym człowiekiem jest.
Bogdan Miś
Urodzony w roku 1936. Matematyk, dziennikarz. Członek Towarzystwa Dziennikarskiego,
Polskiego Towarzystwa Matematycznego, Polskiego Towarzystwa Informatycznego.
Do 01.10 – i przede wszystkim należy pamiętać, że Jarosław Kaczyński to bardzo zły człowiek.
1 października ’21
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam – te słowa przypisywane Katonowi Starszemu stają sie powoli mottem wielu naszych myśli i poczynań. Zaczyna się od powtarzania, ale to dopiero początek: Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.
Do 03.10 – w ogóle ciekawą sprawą jest, że taka piękna idea jak wolność słowa jest w dzisiejszych czasach wykorzystywana głównie przez wszelkiego typu neonazistów, stalinistów czy negacjonistów Holocaustu. Pseudoliberałowie typu Korwin twierdzą, że niby wszystko można powiedzieć, ale jak ich przeciwnik polityczny coś powie to najchętniej by wsadzili do więzienia. A do czego wzięcie wolności słowa przez prawicę na sztandary doprowadza widzimy obecnie. Można mówić, że Holocaustu nie było i to wszystko wymysł tych paskudnych Żydów. Można twierdzić jak pani Pawłowicz, że uczelnie są kuźnią lewactwa. I to doprowadziło do P. Czarnka, kreującego się na wyzwoliciela podobno prześladowanych konserwatystów. Bo np. profesor biologi nie ma ochoty tłumaczyć pieprzenia nawiedzonego “doktora” teologii, że ewolucji nie było itp. Rozwiązanie jest jedno – lewica musi wziąć na swoje sztandary wolność słowa, umożliwić pod swoim patronatem otwartą krytykę WSZYSTKICH religii, ideologii i polityków. Inaczej widzimy, co się dzieje – po dojściu do władzy broniących rzekomo wolności słowa polityków zwykle likwidują ją stopniowo razem z wolnością wyboru. Co w naszym kraju już ma miejsce.
do 8 padziernika
Oczywiście pisanie o zdradzie stanu przez marionetkowy trybunał jest dość mocno obecne w mediach, także społecznościowych. Trzeba z naciskiem powiedzieć, że tę zdradę stanu przypisać należy jednej osobie, o której dość zgodnie sądzimy, że jest do gruntu złym człowiekiem.
W niedzielę 10 października o 18-tej nie wiem jaka będzie moc demonstracji zapowiadanych nie tylko w Warszawie, ale także w szeregu innych miast. Nawet jeżeli to nie będą liczby rzucające na kolana, to trudno. Ważne, że jest to początek drogi a nie jej koniec. Na tej drodze czeka nas co najmniej:
– dość konsekwentna postawa UE wobec tej idiotycznej zagrywki Kaczyńskiego,
– demonstrowanie jest potrzebne i konieczne abyśmy sami walczyli o swoje prawa a nie liczyli wyłącznie na instytucje unujne,
– zdziwiłbym się gdyby Komisja Europejska i Parlament uruchomiły dla Polski jakiekolwiek środki z KPO czy funduszy budżetowych, bez radykalnych ustępstw pisowskiej władzy i swoistej “reinterpretacji” tego orzeczenia, które w istocie żadnym orzeczeniem nie jest bo nie mamy niezależnego TK,
– brak czy choćby tylko kilkumiesięczne opóźnienie pieniędzy z UE będzie katastrofą nie tylko dla tzw. pisowskiego nieładu, ale będzie katastrofą dla Polski, bo nakręci i tak już trudną do zatrzymania spiralę inflacyjną, (trafnie określił to Leszek Miller – to jak odcięcie sobie jednej nogi), NBP, kierowany przez Glapińskiego nie zajmuje się duszeniem inflacji a popieraniem rządu, dla którego “podatek inflacyjny” jest na rękę – syntentycznie – ryzyko hiperinflacji wcale nie jest niskie,
– Tusk, jeżeli wykaże cierpliwość i umiar stopniowo wciągnie w orbitę walki o Polskę we wspólnej Europie pozostałych przywódców opozycji, nawet jeśli teraz mają nieco inne plany czy pomysły,
– proces odsuwania pisu od władzy potrwa dłużej i wymusi współpracę wszystkich sił proeuropejskich, pod rygorem ich spacyfikowania przez JK,
– ciężkie terminy przed nami, ale zdaje się że takie właśnie lepiej nas mobilizują niż codzienna, mało spektakularna praca czy działalność.
Taki mamy NARUT.
10.10.
nagłośnienie fatalne, za co oni biorą monstrualną kasę z budżetu jako opozycja ?!! nie wiedzieli, że będą ich zagłuszać? to tak trudno w 3 dekadzie 21 wieku zorganizować dobre nagłośnienie na stacjonarnej manifestacji ? w odległości 80 m od epicentrum słowa nie słychać. ale to może i dobrze, bo dobór prelegentów spowodował, że ludzie się wykruszali. skrzeczący na nutę sprzed 30lat Moczulski – jakim on jest autorytetem dla dzisiejszych 30 latków ?! Lempart w pretensjach o palmę pierwszeństwa protestacyjnego, Hołdys o styropianie, a może coś pomyliłam, Owsiak jak zawsze każe się kochać i podskakiwać. za kogo oni nas mają ? przecież to wszystko bez sensu. żadnego mocnego otwarcia, tylko ciągle to samo pitolenie. wyobrażam sobie bezzębny rechot Ukochanego Przywódcy Naszego Narodu na widok siły politycznej opozycji. ludzie dopisali, lecz politycy absolutnie nie.
kurczę, z tymi panami nic nie wskóramy.
Pani Magdaleno – więcej wiary. Takie mamy realia i musimy je przyjąć do wiadomosci. Jest dużo dziadersów, babersów oraz innych, politycznych dziadków orzechowych, ale wszystkie ręce na pokład. Walczymy o Polskę a nie o nasze dobre samopoczucie polityczne i estetyczne, niestety. W dobrej wierze miłujemy wszystkich i Lempart i Hołdysa i Millera i Moczulskiego (i Wałęsę w Gdańsku) i Owsiaka i każdego kto jest po stronie Polski proeuropejskiej, światłej, otwartej i przyjaznej ludziom. Każdy sojusznik na wagę…Polski w Europie.
*
Kaczyński złym człowiekiem jest.
Panie @Sławku Drogi, ja nie muszę móc ich miłować, mnie wystarczy, abym mogła ich szanować za to, że sprostali wyzwaniu chwili, to jest na miarę przyczyny, dla której przyszliśmy, i na miarę liczebności warszawiaków, których tak tłumnie Plac Zamkowy od dawna nie widział. było mnóstwo bardzo młodych i młodych ludzi, z dziećmi, z flagami europejskimi. ludzie oczekiwali na jakiś dobry, mądry impuls, a nie powtarzanie tych samych fraz. czuć było zażenowanie tą amatorszczyzną. a zresztą, dam spokój.
w każdym razie, czekam na rozwój sytuacji, to jest wezwanie ludzi do jakiegoś zorganizowanego działania, bo takie stacjonarne postanie w tłumie nic nie znaczy; PiS nauczył się przeczekiwać nie takie zgromadzenia.
Smutne to ale nie sposób się nie zgodzić z Pani diagnozą. Oglądając protesty z oddali i czytając newsy na ich temat mam wrażenie, że jedyny ich efekt jest wizerunkowy. To oczywiście w pewien sposób dobrze ale działa to też usypiająco na dynamikę działań antypisowych. Obawiam się katastrofalnego skutku polityki Tuska (nieustająco ciepła woda…), który oczywiście działa dla własnej politycznej korzyści. Przeciętny młody i świadomy Polak nie będzie się przecież kopał z koniem. Ma świadomość. że nie zmieni więszości ksenofobicznego i egoistycznego narodu w myślącą i świadomą masę. Jeżeli teraz widzi, że opozycja też nie ma zamiaru kopać się z koniem (bo taka słaba), to wcześniej czy później odpuści. Emigracja wewnętrzna lub rzeczywista, jeśli będzie jeszcze gdzie emigrować. Alternatywą jest rewolucja. Ale to już wymagałoby głębokiego kryzysu ekonomicznego i politycznego. Granic nawet nie trzeba będzie zamykać bo kto nas przyjmie widząc jak sami traktujemy imigrantów?
Jest wiele zagrożeń, to fakt. Tusk “musiał” wrócić z Europy bo po stronie opozycji nikt nie kwapił sie do podjęcia roli animatora, sprawcy. Najwieksze szanse miał Trzaskowski ale swoją okazje po prostu przeczekał.
Teraz jest podobnie – fochy, obrażanie się – piaskownica. To, że opozycja nadal nie chce się jednoczyć, nadal nie szuka wspracia w społeczeństwie i nadal lekceważy wyzwania współczesności, to wszystko widzimy. Czy mamy wobec tego machnąć ręką i zgodzić sie na ciąg dalszy PiS? Mnie taka perspektywa nie odpowiada. Słysze i czytam dzisiaj wiele protestów młodych, przeciw starej, tradycyjnej polityce. Co z tego? Receptą nie są protesty a działanie. Czy oprócz Tuska ktokolwiek podjął próbę jakiegoś działania? Tak długo jak sie jej nie podejmie utyskiwania niczego nie zmienią. Rozumiem młodych, tylko nie wiem na co czekają – samo ma się zrobić? Ta częśc “ksenofobicznego i egoistycznego narodu” też ma swoje interesy, których będzie bronić. Czy oni są większością? NIe wiemy – nie ma miarodajnych badań – PiS wygrywał ok. 40% poparcia a teraz ma 33% do 35%. To zdecydowanie nie jest większość.
Mimo wszystko nie warto odpuszczać.
To jest znak czasów. Wysyp młodych liderów lat 50. i 60. to już przeszłość na całym świecie. Ostatnie dziesięciolecia nie były specjalnie inspirujące dla zaangażowania całego życia człowieka w politykę. Ale … chwileczkę, dzisiaj najwieksze emocje wśród najmłodszych, tych świadomych, budzi środowisko naturalne. Greta Thunberg dała inspirujący przykład. Obserwuję to w domu i wśród rówieśników mojego syna. Ona ma dzisiaj dopiero 18 lat. To pokolenie daje nadzieję na nowy wysyp liderów. Za kilka lat. Póki co, skoro nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
W takim razie trzymajmy kciuki za aktywność polityczna i społeczną tego pokolenia.
W ryecyz
Do zółci z 12 października ’21
Pan Redaktor BM ma rację, kiedy mówi o konieczności krytycznego podejścia także do własnego środowiska, w tym środowiska politycznego przede wszystkim. Podaje zresztą kapitalne przykłady.
*
Takie podejście ma jednak swoje niuanse i ograniczenia. Najświeższy przykład – demonstracje prounijne z niedzieli 10 października ’21. Odbyły się, jak informowały media, w 126 miastach i miejscowościach. W samej Warszawie uczestniczyło w nich wiele tysięcy ludzi. Czas na ich zwołanie i organizację był bardzo krótki – raptem dwa dni. Tymczasem, po naszej stronie (pomijam pisowską) wylewa się wiadro gorzkich żali i pretensji niemalże o wszystko, że:
– Tusk był zirytowany zagłuszaniem,
– nie było Kosiniaka i Hołowni,
– organizatorzy nie przedstawili programu dalszych działań, a najlepiej precyzyjnego programu przejęcia władzy od pisu,
– młodzieży było za mało, bo nie poruszano najważniejszych kwestii, mianowicie klimatycznych,
– a w ogóle to na demonstracjach powinno nas być kilka milionów a nie tylko tysiące,
– etc., etc., etc.
Nawet jeżeli to wszystko prawda i należy o tym dyskutować, to takie głosy akurat dzień czy dwa po demonstracjach są nieco zaskakujące.
*
Mnie się wydawało, że burzliwa dyskusja o wszystkim potrzebna jest przed działaniem, tj. przed podjęciem decyzji o działaniu. Potem potrzeba dyscypliny dla sprawnej realizacji podjętych decyzji. Prawda, że tutaj nie było za dużo czasu na dyskusje, bo decyzja była szybka i w jakimś sensie spontaniczna. Ponieważ nie było szansy na wcześniejsze uzgodnienia, może warto nieco odczekać i wrócić do dyskusji po pewnym czasie oceniając wszelkie aspekty – przewagi i słabosci przeprowadzonego działania.
Inaczej potwierdzamy poniekąd słuszność sytuacji jak na załączonym obrazku:
https://uploads.disquscdn.com/images/1ffd6f4b649e3c5a139f3c4b1b84dd8929a4d19b01f9125c64ce5fe4678368d6.jpg
13.10
Pięć lat temu senator Marek Borowski zaproponował:
“Trzeba się uzbroić w cierpliwość (…) ale nie czekać z założonymi rękami. To już kieruję raczej do moich upartyjnionych koleżanek i kolegów – to bardzo dobrze, że są razem, ale już trzeba zacząć przygotowywać wspólne stanowiska w formie projektów ustaw dotyczących kształtu państwa. Czy nawet jakichś drobnych zmian konstytucyjnych, np. w sprawie przyjmowania przysięgi od sędziów Trybunału. Teraz [opozycja] nie może. Ale powinna mieć pakiet uzgodnionych projektów. Na zasadzie: z tym idziemy do wyborów i to będziemy realizować. Służba cywilna, prokuratura, media, inwigilacja, Trybunał… Taki powinien być przekaz: regulujemy te kwestie nadbudowy, które tworzyły państwo z ukształtowanym trójpodziałem władzy, o wyraźnie zakreślonych kompetencjach, a także państwo sprawiedliwe i uporządkowane, dające szansę ludziom, niepartyjniackie właśnie. Bo wyciągnęliśmy wnioski z tych dwudziestu paru lat. (…) Przydałby się taki opozycyjny parlament, który działałby w formie cyklu konferencji i spotykał się np. w Sali Kolumnowej Sejmu i tam przeprowadzał debaty nad własnymi projektami ustaw. Tak jak należy: z udziałem organizacji społecznych, ekspertów itp. Za trzy lata taki pakiet byłby wspólny dla całej opozycji demokratycznej. To pokazałoby, że opozycja wyciąga wnioski z przeszłości. Bo wprawdzie rząd PO-PSL dość sprawnie przeprowadził walkę z kryzysem, ale inne obszary funkcjonowania państwa (wymienione już służba cywilna, prokuratura, media publiczne, sprawność sądów itp.) – to nieszczęście.”
Należałoby się spodziewać, że nasza wspaniała opozycja ochoczo podchwyci temat. Ale zrobiła to, co PO po powołaniu Gabinetu Cieni, czyli nic. Może by najpierw wymienić opozycję?
Do zółci z 13 października ’21
Dopiero dzisiaj przeczytałem wczorajszy upust żółci…
Propozycję uważam nie tylko za ciekawą, ale wręcz za konieczną do przedyskutowania, a jeżeli okaże się możliwa – do realizacji. Mnie też coś takiego chodzi po głowie od kilku lat, ale nie miałem dobrego pomysłu, a ten który mi przychodził na myśl był marny i nie przystający do rzeczywistości.
Propozycja Pana Redaktora BM jest zdecydowanie dużo lepszym punktem wyjścia do rozważań. Odpowiada ona na coraz częściej wyrażane przez autorów i komentatorów SO opinie rozczarowania czy zniecierpliwienia naszą własną (społeczną) bezradnością nie tylko wobec PiS i jego sojuszników, ale także wobec opozycji.
*
Idea zakłada rzecz najważniejszą – budowę wybranych elementów organizmu państwowego równoległych do struktur istniejących, jako całkowicie społecznego projektu. Moim zdaniem taki projekt powinien zakładać co najmniej:
1. Stworzenie trzech rodzajów społecznych organów, o których wspomniał Redaktor BM:
Społecznej władzy ustawodawczej – Krajowej Rady Narodowej (Sejmu Społecznego)
Społecznej władzy wykonawczej – Gabinetu Ministrów (gabinetu cieni),
Społecznej władzy sądowniczej – Sądu Najwyższego zawierającego cztery Izby: Administracyjną, Cywilną, Karną oraz Kontroli Konstytucyjnej.
Uczciwie biorąc najtrudniej mi sobie wyobrazić pracę społecznego parlamentu. Łatwiej byłoby zorganizowac cos na wzór Rady Stanu, czyli grupy ekspertów wprowadzających merytoryczny sens i porządek do bałaganu politycznego. Ale może tu działać moja słaba wyobraźnia bądź wprost brak wiedzy jak to sprawnie mogłoby działać.
2. Bardzo ważną częścią takiego projektu byłaby możliwość organizacji referendum. Wykorzystanie istniejących na rynku systemów oprogramowania do przeprowadzenia referendów w formie elektronicznej wydaje się niezwykle obiecującą perspektywą. Takie oprogramowanie umożliwiłoby także relatywnie szybkie i niskobudżetowe formy sondowania opinii społecznej w ważnych sprawach.
3. Najważniejszym elementem budowy takich struktur społecznych powinna być całkowita ich legalność – zbudowanie ich w formie ciał opiniodawczych i konsultacyjnych w ramach obowiązujacego porządku prawnego. Zakładam taki wariant projektu, który unika wszelkiej formy działań konspiracyjnych czy spiskowych, bowiem tylko w formie otwartej i legalnej można wywierać skuteczną presję na rzeczywiste organy władzy.
*
Podobnie jak Autor pomysłu nie upieram się przy jakichkolwiek szczegółach projektu. Wszechstronne i szczegółowe (na ile to możliwe) przedyskutowanie takiej koncepcji na SO uważam nie tylko za potrzebne, ale wręcz konieczne. Bez takiej szerokiej wymiany poglądów nie dowiemy sie czy projekt jest potrzebny, akceptowany i możliwy do realizacji. Ze swojej strony deklaruję chęć współpracy zarówno przy tworzeniu koncepcji jaki realizacji przyjętego rozwiązania.
Ale jak takie organy miałyby być wybierane? Przez wybory powszechne? Toż to byłoby to, co jest. Przez autorytety? Wtedy byłyby to organy tych autorytetów. I skończyłoby się to jakąś nową masonerią (chociaż to może nie byłoby złe).
Właśnie m.in. takie kwestie trzeba omówić.
Do 14 października
Wszelkie normy kłamstwa, oszustwa, wykręcania kota ogonem, matactwa, chamstwa i wprowadzania ludzi w błąd przez tego osobnika sprawującego w Polsce, niestety, urząd premiera zostały dzisiaj po raz kolejny przekroczone. Ten człowiek, którego nazwiska nie powinno się wymawiać, coraz bardziej upodabnia się do swojej poprzedniczki – Szydło.
Jedyny komentarz na jaki zasługuje dzisiejsze wystąpienie tego gościa w Sejmie to:
https://www.youtube.com/watch?v=iiMtDoyK3R0
Drogi Redaktorze BM. Kaczyński jest zły, lecz sprowadzanie Zła, które dotyka Polskę, do Kaczyńskiego, jako emanacji, jest szkodliwe, gdyż poniekąd, w domyśle, usprawiedliwia każdego z członków i beneficjentów tej bandyckiej władzy, jako tych, którzy tylko wykonują jego wolę. W lipcu 2016 roku opublikował Pan na tych łamach mój tekst pt. O wykonawcach. Wróciłam do niego, jest jeszcze bardziej aktualny. Przytoczę początek tego tekstu:
// 232 posłów, 63 senatorów, 6 ministrów nie będących parlamentarzystami, Prezydent. 3 sędziów-mianowańców Trybunału Konstytucyjnego. Razem 305 osób. To oni są wykonawcami zamysłów 233-go posła, posła Kaczyńskiego. To oni, nie on, prowadzą Polskę, krok za krokiem, ku przepaści. Napadanie na posła Kaczyńskiego i fiksowanie się na nim, analizowanie jego psychiki, obsesji i motywacji stało się ulubionym sportem części Polaków. Jest to nie tylko bezcelowe, lecz przede wszystkim szkodliwe, gdyż odwraca uwagę od wykonawców, zwalniając ich niejako z osobistej odpowiedzialności w przestrzeni publicznej. Traktowanie ich pogardliwie i bezpodmiotowo, jako „czynowników”, którzy wykonują posłusznie rozkazy ponurego cara, jest zasadniczym błędem myślenia o obecnej władzy. Poseł Kaczyński jest jeden. Sam jeden nie jest w stanie niczego wprowadzić w życie, żadnego – ani najbardziej niewinnego, ani najbardziej szaleńczego planu. nie może sam uchwalić żadnej ustawy, ani jej podpisać, ani wprowadzić w życie. nie może wydać żadnego rozporządzenia, nie może podjąć decyzji mającej skutki prawne. Poseł Kaczyński ma 305 wykonawców.//
I to na nich trzeba się koncentrować.
Do 16 października ’21
“A Kaczyński jest bardzo złym człowiekiem. Gdyby był tak mądry, jak jest zły, mielibyśmy kolejnego Nobla co tydzień. Odwrotną sytuację skomentujcie sobie we własnym zakresie.”
*
Z tego łatwo domniemywać, iż możemy mieć odbieranego Nobla co tydzień. Rychło tych Nobli zabraknie i co wtedy? Będą odbierać Ruskim, czy Niemcom?
*
Wywiad był ciekawy – Ziemiec z nabożeństwem słuchał bzdur wygadywanych przez “imperatora”, który tak się zagalopował, że… warunkowo zgodził się na debatę z Tuskiem. Tusk natychmiast ten warunek wypełnił, co imperatorowi pewnie nie przyszłoby do głowy, bowiem mierzy on innych swoją miarą. A widzimy jakich rozmiarów i jakości jest to miara. Ciekawe jak teraz sie będzie zasłaniał dlaczego Tusk nie zasługuje na zaszczyt debaty z “imperatorem”.
*
Za Autorem powtarzam konsekwentnie: “JK złym człowiekiem jest”.
Wielce szanowny Panie Miś…! Jedynym programem wartym zobaczenia ( moim zdaniem …) w TVN 24 jest niedzielna Loża Prasowa . W przeciwieństwie do 95% światowych TV , TVN zaprasza do swych programów czynnych polityków…
Nie wiem co one miały pod głową, w tym szkolnym internacie, “u Sióstr”, w Szymanowie, Jasia czy Małgosię. Ale niektóre miały również coś w głowie. Córka mojej przyjaciółki napisała do domu po dwu miesiącach (1956) : “zabierzcie mnie stąd, bo inaczej zostanę świętą, albo kurwą”. Zabrali. Z dobrym skutkiem. A dziewczyny po Szymanowie rzeczywiście były podobno łatwiejsze. (nie mam własnych doświadczeń).
23.10
Błędne rozumowanie. Przecież nie chodzi o wysłanie jakiejś rakiety na Marsa, ale o to żeby zebrał się zespół znajomych i krewnych i szykował taką wyprawę za grube pieniądze. Centralny Port Lotniczy w środku Polski też nie powstanie, ale już teraz przy jego tworzeniu zatrudnionych jest 300 osób.
Oto co mówi warszawska ulica o CPK: lotnisko w miejscowości Baranów, przez baranów, dla baranów i koniecznie imienia baranów.
Do wpisu z 23 października ’21
Pan Redaktor BM nie zauważył lub świadomie pominął pewną możliwość. Osoba skierowana na odcinek kosmosu ma, być może pewne zadania ewentualnościowe. Co prawda jak zapowiada ciamkający “imperator” będą rządzić jeszcze ze dwie kadencje, ale musi byś jakis plan B. Ten plan B to jednokierunkowa wycieczka w kosmos. Przypuszczam , że szykują tzw. miękki start nie wspominając o lądowaniu. Otóż gdyby sie okazało, że jednak na tej kadencji sie skończy i to przed czasem to istnieje duże prawdopodobieństwo, że obywatele z wdzięczności wykopią tych “łaskawców” w kosmos. Żeby zatem przeciwdziałać takiemu scenariuszowi lepiej dobrowolnie i stadnie udać się we właściwym kierunku bez wykopywania. Stąd ta nominacja.
To jak z Holoubkiem w SPATIFie, który po uroczym poleceniu Himmilsbacha wstał i zwrócił sie do swojego towarzystwa przy stoliku: “NIe wiem jak Państwo, ale ja wypierda.am!”
*
Oczywiście ten “kosmos” może być całkiem bliska lokalizacją, ale to się dopiero okaże. Dla “nich” to i tak będzie kosmos!
Jest oczywiście bardzo bliski świat równoległy, Lema, a w nim GozMoz, gdzie w towarzystwie Majmosza-śmietnika powinna spocząć na wieki ta szajka, w której złe towarzystwo dostał się, zrządzeniem Historii i Przypadku naród nasz Popolski.
Jaś Himilsbach, co się znaliśmy, powtarzał takie występy, oczywiście w stanie wskazującym na, co miał często. Pamiętam taki jego przypadek w lokalu ZLP przy ruchomych schodach, gdzie chodził od stolika do stolika wykrzykując : to mają być literaci ? Kurwy, nie literaci !
Wzbudził tym nawet zachwyt M. Samozwaniec, co ucieszyła się, że ją jeszcze ktoś tak nazwał, w jej wieku.
Ale był tam też Gaworski, człowiek z nizin społecznych i literackich, ale jednak Członek.
Więc on skosił Jasia jednym w pysk, i wywlókł, nie wiem dokąd.
Fajna historyjka – nie sztuka skosić pijanego.
*
Gaworski – jeśli o tej osobie mowa – ma notkę biograficzną w Wikipedii:
“Henryk Gaworski (ur. 13 stycznia 1928 w miejscowości Zawadów koło Bełchatowa, zm. 7 sierpnia 2002 w Warszawie) – polski poeta, prozaik i działacz kulturalny, członek POP i egzekutywy PZPR w Związku Literatów Polskich, według zasobów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej był kontaktem operacyjnym służb specjalnych PRL ps. Grześ.
*
Podczas okupacji był żołnierzem Armii Krajowej. Uczestniczył w powstaniu warszawskim. Debiutował w 1950 na łamach prasy jako poeta. W 1952 ukończył filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1968-1984 był redaktorem naczelnym tygodnika „Barwy”. Pracował też m.in. w redakcji „Życia Warszawy” oraz w Polskim Radiu.
W latach 90. współpracował z Andrzejem Lepperem i partią Przymierze Samoobrona[2]. W wyborach parlamentarnych w 1993 bez powodzenia kandydował do Sejmu z płockiej listy utworzonego przez to ugrupowanie komitetu Samoobrona – Leppera.
Spoczywa na Cmentarzu Północnym na Wólce Węglowej w Warszawie.”
*
Notka przytacza także fragment recenzji jego książki i to nie byle kogo:
” Książka Jelenie jedzą klejnoty doczekała się recenzji pióra Stanisława Barańczaka opublikowanej najpierw w prasie podziemnej, a potem w tomie Książki najgorsze. Według tej recenzji, proza Henryka Gaworskiego jest „smakowita jak sztuczny miód i pożywna jak masło Śniadaniowe””.
Tenże. Stiller scharakteryzował mi go kiedyś jako “dziecko ulicy”. Czyli pewnie walił bez zahamowań. Z pisaniem było widać, marniej.
Himilsbacha poznałem w redakcji “Współczesności”. (1959) Polubił mnie, ale później ciągle mylił z moim ówczesnym sobowtórem, Bogdanem Matysiakiem. Więc zawsze jak mnie zauważył i potrzebował na płyn, wołał na mnie “Marcyś ” (bo on miał taki przydomek). Startował też jako “poeta robotnik”, ale rzeczywiście jedyne jego dzieło literackie, co każdemu polecić mogę, to “Monidło” (taki zbiór opowiadań).
Monidło czytałem – rzeczywiście warto.
Do wpisu datowanego 25 października 2021
A propos kwalifikacji bankowych Morawieckiego. Moi dobrzy znajomi, wysokowykwalifikowani w Polsce oraz na Zachodzie (w polskiej nomenklaturze bankowcy, w anglosaskiej – bankierzy) opowiadali o kwalifikacjach zawodowych tego pana, ponieważ pracowali w tym samym banku. Opowiadali jeszcze kiedy był wicepremierem. Żeby nie powiedzieć nic brzydkiego, te oceny były bardziej niż mizerne. W zasadzie jedyną “kwalfikacją” jaką doceniali była niepochamowana żądza władzy i osobiste przekonanie, że sie do tego urodził. Według ich opinii to zupełnie nie wystarczało do efektywnego kierowania zespołem. Na szczęście jako prezes był tylko wykonawcą decyzji z zagranicznej centrali, gdzie właściciele nie dawali mu żadnego pola samodzielności. Jak widać ten model sprawdza sie do dzisiaj.
*
Odwołanie się do III wojny światowej jest tak idiotycznym wybrykiem retorycznym, że powinien byc natychmiast zdymisjonowany z hukiem. Gość ośmiesza siebie ale także urząd, który sprawuje i wystawia sobie świadectwo braku elementarnej odpowiedzialności za wypowiadane kwestie. A wszystko tylko dlatego, że władze UE wymagaja działań zgodnych z regułami gry.