03.02.2022

Większość komentatorów oraz większość polityków związanych z opozycją jest zgodna, że warunkiem odsunięcia PiS od władzy w kolejnym cyklu wyborczym będzie albo jej pełne zjednoczenie, albo przynajmniej daleko idąca konsolidacja wyborcza prodemokratycznych partii i ruchów społeczno-politycznych.
Z jednego z ostatnich sondaży przeprowadzonego przez United Surveys dla Wirtualnej Polski, (opublikowany 24 stycznia) z przeliczenia wyników sondażu na mandaty wynika, że partie opozycyjne – KO, Polska 2050, PSL i Lewica, gdyby zbudowały jedną koalicję, miałyby szanse na osiągnięcie większości potrzebnej do stworzenia rządu. Jest to jednak na razie tylko jednorazowy wynik sondażowy, a na podstawie innych można się obawiać czy wszystkim im uda się pokonać próg wyborczy. Wtedy premię D’Hondta zgarnie najprawdopodobniej ciągle najsilniejszy PiS. Mimo to w całym okresie od ostatnich wyborów stosunki między partiami tworzącymi demokratyczną opozycję układają się raczej na zasadach „chłodnej koegzystencji” lub „szorstkiej przyjaźni”, lecz prawie nigdy nie można tu mówić o partnerskiej współpracy. W konsekwencji szanse na wyborczą konsolidację partii demokratycznej opozycji, nie mówiąc o stworzeniu podstaw do utworzenia przez nie przyszłego sojuszu rządowego, są bardzo niewielkie.
Wbrew oczekiwaniom współpraca na opozycji uległa jeszcze zdecydowanemu pogorszeniu wraz a powrotem do polskiej polityki Donalda Tuska. O ile bowiem słabnąca pod kierownictwem Borysa Budki PO była skłonna koordynować swoje działania z innymi partiami opozycyjnymi, o tyle wzmocniona i wewnętrznie skonsolidowana przez D. Tuska Platforma przemawia dziś do innych ruchów opozycyjnych z pozycji siły i stara się im narzucić zarówno swoją koncepcję, jak i przynajmniej nieformalne przywództwo w zwalczaniu PiS. D. Tusk jeszcze oficjalnie nie zaproponował całej opozycji zawarcia formalnego sojuszu i wystawienia w kolejnych wyborach jednej opozycyjnej listy pod firmą PO lub KO. Jednak konsekwentne unikanie dyskusji o przyszłym kształcie Polski na rzecz hasła: „najpierw trzeba pokonać PiS” wskazuje, że pozostałe partie opozycyjne nie są przez Platformę traktowane jako partnerzy do rozmowy o przyszłym kształcie Polski a jedynie jako „oddziały wspomagające” w walce o odsunięcie PiS od władzy. Dowodnie świadczą o tym dotychczasowe reakcje na propozycje zawarcia w ramach opozycji porozumienia programowego. Pozytywnego odzewu ze strony Platformy nie doczekała się więc ani zgłoszona na Kongresie Nowej Lewicy 6-punktowa propozycja minimum programowego, ani zgłoszone przez Polskę 2050 propozycja Konferencji programowej o Przyszłości Polski.
Najogólniej rzecz biorąc, taktyka przyjęta po powrocie D. Tuska przez PO da się więc sprowadzić do następujących kroków:
- Wewnętrznie skonsolidować Platformę i przywrócić jej pozycję najsilniejszej partii opozycyjnej (To zadanie w dużym stopniu udało się już zrealizować).
- Ograniczyć wpływy pozostałych partii i ruchów opozycyjnych i postawić je wobec konieczności albo podporządkowania się Platformie, albo utraty reprezentacji parlamentarnej i politycznej marginalizacji. Dążenie do politycznej marginalizacji najwyraźniej realizowane jest jak dotąd wobec lewicy, którą. D. Tusk bezpodstawnie oskarża o skłonność do zawarcia sojuszu z PiS. Natomiast wobec pozostałych partii i ruchów społecznych widać raczej dążenie do przekształcenia ich w przystawki PO. Wcześniej zrobiono to już wobec Nowoczesnej, Inicjatywy Polska i Zielonych, które mimo pewnej popularności swoich liderek K. Lubnauer i B. Nowackiej, nie mają dziś wielkich szans na samodzielny byt polityczny. Dziś grozi to także pozostałym partiom opozycyjnym, jeśli Platformie, tak jak dotąd, uda się dalsze wzmacnianie własnej pozycji sondażowej głównie kosztem osłabiania innych ruchów demokratycznych.
Logiczną konsekwencją przejęcia przez Platformę przywództwa opozycji, w trzecim kroku będzie postępująca polaryzacja sceny politycznej i postawienie wyborców przed wyborem duopolu: PiS czy anty-PiS (czyli Platforma). Dotychczasowe doświadczenia zdają się wskazywać, że w takiej sytuacji zwycięstwo obozu anty-PiS wcale nie musi być oczywiste i wyraźne. Można jednak liczyć na skorzystanie z narastającej fali zmęczenia rządami PiS oraz ze wzrastającego niezadowolenia wywołanego pogarszającą się sytuacją gospodarczą (w szczególności rosnącą inflacją i brakiem, skuteczności w zwalczaniu pandemii) oraz wyczerpywaniem się możliwości „przekupywania” społeczeństwa transferami socjalnymi. W rezultacie może to pozwolić na ponowne przejęcie władzy przez PO i przywrócenie III Rzeczpospolitej.
Jeśli wskazane tu trzy kroki dobrze charakteryzują taktykę polityczną PO, to trzeba zadać sobie pytanie: czy okaże się ona skuteczna i czy doprowadzi ona do korzystnych efektów dla społeczeństwa i Polski jako państwa? Jeśli chodzi o skuteczność zarysowanego tu działania, to będzie ono zależało od kilku czynników:
Po pierwsze od tego, jak bardzo Platformie uda się zdominować ruchy i partie opozycyjne i jak dalece wyborcy będą skłonni pogodzić się ze spolaryzowanym do dwu opcji (PiS i Platforma jako anty-PiS) podziałem polskiej sceny politycznej. Wydaje się, że szanse na marginalizację lub całkowite podporządkowanie się innych partii opozycyjnych Platformie są jednak niewielkie. Każda z nich może bowiem powołać się na swe tradycyjne odrębności i zakorzenienie w poparciu swoich wiernych wyborców. Także znaczna część wyborców przeciwnych PiS wcale nie jest skłonna poprzeć bezwarunkowo powrotu do zdominowanej przez Platformę III RP. W rezultacie będziemy mieć prawdopodobnie sytuację, że do wyborów wystartują co najmniej cztery, konkurujące w znacznym stopniu o ten sam elektorat, partie opozycyjne. Być może uda się im (lub nie – jeśli któraś z partii opozycyjnych nie zmieści się progu wyborczym i skorzysta na tym ciągle najsilniejszy PiS) w sumie o włos wygrać z PiS-em, który tak czy inaczej, pozostanie najsilniejszą partią w parlamencie.
Wtedy pojawi się drugi warunek skuteczności taktyki przyjętej przez PO, polegający na tym, czy zwycięskiej po kolejnych wyborach opozycji uda się pod przewodnictwem Platformy osiągnąć porozumienie pozwalające na przejęcie i skuteczne sprawowanie władzy. I tu znowu ze strony Platformy można oczekiwać taktyki opartej o dążenie do dominacji wspieranej swoistym szantażem: albo poprzecie nas, by odsunąć PiS, albo PiS pozostanie przy władzy.
Podsumowując, wiele wskazuje, że hegemoniczne traktowanie opozycji przez PO stanie się najpierw najpoważniejszą barierą dla przedwyborczego sojuszu sił prodemokratycznych. Może to zniechęcić do udziału w wyborach spore grupy wyborców i utrudnić, jeśli nie uniemożliwić zwycięstwo nad PiS. Natomiast nawet w sytuacji niewielkiego zwycięstwa opozycji w przyszłych wyborach może to spowodować poważniejsze ograniczenie zdolności utworzonego przez nią rządu do sprawnego i efektywnego działania.
Być może wyjściem z tej mało komfortowej sytuacji byłoby oparcie współdziałania partii i ruchów opozycyjnych na zasadach równorzędnej i partnerskiej współpracy, jednak można mieć poważne wątpliwości czy na taką zmianę taktyku będzie stać kierowaną przez D. Tuska Platformę.
Janusz J. Tomidajewicz