Bogdan Miś: Upusty żółci (kwiecień)80 min czytania

01.04.2022

Od pewnego czasu publikuję na Facebooku swoje codzienne zapiski, cieszące się tam niejakim powodzeniem. Bezczelnie postanowiłem je Państwu udostępnić również i tutaj, mając nadzieję, że zdopinguje mnie to ostatecznie do systematycznej pracy. W ciągu całego długotrwałego życia próbowałem czegoś takiego wielokrotnie i zawsze mnie znudziło.

Może teraz. Czytajcie codziennie po południu.

Dzisiaj mamy poziom niebezpieczeństwa wojny (DEFCON-1 to katastrofa!):

Current defcon level alert status today


Informacja pochodzi z Defcon Level Warning System: https://www.defconlevel.com/share-defcon-level.php

30.04.2022

Czym się Polska jara?

Nawiasem mówiąc, gdy dorośli ludzie – jak ja na przykład – używają słowa „jara”, to mam ochotę ich wychłostać. Ale wyjaśnię: tu jest ono zastosowane na wabia. Ponieważ z pewną dozą prawdopodobieństwa podejrzewam, że większość Czytelników myśli podobnie, więc po prostu uruchomiłem mechanizm, polegający na automatycznym zaciekawieniu na zasadzie „sprawdzę, czy stary zidiociał do końca”.

A tu ja was mam.

Powiadacie, że to rozumowanie dość zawiłe i wcale niekoniecznie zasadne?

Też tak myślę, ale poczytajcie rozważania specjalistów od reklamy. Tam dopiero są zawijasy i fikołki logiczne! Dziś poczytałem porcję rozważań o wyjątkowo tandetnym i prymitywnym realizacyjnie spocie reklamowym pewnego sklepu internetowego, w którym pod idiotyczną piosenkę dziecięcą podłożono jeszcze bardziej idiotyczne słowa, których w dodatku nie da się zrozumieć. Ta cegła powtarzana jest w ciągu dnia wielokrotnie – i wbrew intencjom bardzo zadowolonych z siebie autorów nie pozostaje w pamięci, nie niesie swoim bełkotem żadnej informacji ani nie wytwarza żadnego skojarzenia. A chrzanienie o budowaniu „świadomości marki” i rozważania o celowości użycia „barw firmowych” są – najmocniej przepraszam – zwykłym zawracaniem głowy.

Dlaczego poświęciłem temu g*nku tyle uwagi w miejscu, w którym zazwyczaj upuszczam żółci na tematy polityczne? Bo ten spot i ta kampania kojarzy mi się nieodparcie z osiągnięciami pisowskich „speców” od promocji swoich kasodawców.

Weźmy choćby jako przykład pierwszy z brzegu pomysł z polskimi billboardami, mającymi uzmysłowić Europie, że ma co nieco do zrobienia w związku z sytuacją na Ukrainie. Mają one być wysłane podobno w świat, zdobiąc specjalne samochody.

No i to jest dokładnie takie samo wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Tylko w wypadku spotu sklepu robi to właściciel prywatny, który za swoje pieniądze ma pełne prawo się wygłupiać i rozdawać je komu zechce; w wypadku propagandy państwowej chodzi o nasze wspólne złotówki i podejrzenie, że po prostu nie ma innego sposobu, by legalnie trafiły do kieszeni „swoich ludzi”. Drugą ewentualnością jest to, że zamawiający uczył się u panów Sasina i Suskiego, co też by dużo tłumaczyło.

No ale nie mogę państwa tak po pijarowsku kiwać. Muszę napisać w końcu czym się publika polska jara naprawdę.

Otóż wedle mojego rozeznania w mediach jedna sprawa rozgrzewa wszystkich do białości. W Internecie jest to z pewnością temat bardzo grzany, a i w prasie drukowanej budzi ogromne zainteresowanie. Chodzi o to, czy pani Kasia Cichopek (daję słowo: musiałem sprawdzać jak się to pisze i kto to jest) zdradziła męża i z kim. Dziś dowiedziałem się, że ów zdradzant z kolei utrudniał swojej żonie robienie doktoratu, ona zaś nie miała czasu, by skutecznie walczyć o podział majątku…

Wszyscy oni w komplecie to są tak zwani celebryci oraz influencerzy. Cokolwiek te słowa znaczą.

Nie wiem, jak państwo się do tego odnoszą. Dla mnie to wszystko razem – to „budowanie marki”, propaganda billboardowa i budowanie napięcia publiki wokół narządów rodnych znanych z nieznanych powodów osób – otóż wszystko to razem jest po prostu tragicznie śmieszne. Z naciskiem na tragiczne.

Ale złemu na K. to chyba nie przeszkadza. A może nawet jakoś pomaga? Może te wszystkie skandale i pseudoteoretyczne rozważania o niczym zamulają w jego interesie rzeczywistość?

Aha: jeden z moich przyjaciół, dobrze się znający na Rosji, powiedział, że wcale by go nie zaskoczyło, gdyby na majowej paradzie w Moskwie Putin oficjalnie ogłosił, że zaczyna III wojnę światową.

Ale to przecież mało ważne wobec faktu, że pewna pani wystąpiła publicznie w sukni tak skrojonej, że ujawniła kolor jej „intymnej bielizny”, jak to nazywają rozmaite „Pudelki”. No i wobec faktu, że w niestarannie realizowanym programie poważnej telewizji można było usłyszeć wyraźnie jakąś kurwamacię.

Śmiejmy się. W końcu rzeczywiście nie wiadomo, czy świat przetrwa jeszcze trzy tygodnie.

29.04.2022

Pierwsza sprawa to oczywiście dzisiejsze posiedzenie Komisji Sprawiedliwości w Sejmie. Jak się jej przewodniczący, szeroko znany ze swej sprawności w zawiłych uzasadnieniach decyzji obozu rządzącego Marek Ast (proszę wybaczyć, że piszę o tym panu dość enigmatycznie, ale napisanie otwartym tekstem mogłoby mieć niemiłe skutki – a przecież i tak wszyscy wiemy kto jest kim, prawda?) zorientował, że za chwilę będzie można wysłuchać zeznań skruszonych uczestników tzw. afery hejterskiej – wpadł w autentyczny popłoch i po kilku chaotycznych decyzjach ratunkowych zamknął posiedzenie. Przed niczym to nikogo nie uchroniło, bo opozycja zorganizowała własne posiedzenie; i zupa się wylała.

Nie podejmuję się streścić przebiegu tego przesłuchania; trwało długo i było niezmiernie treściwe. Powiedzmy tyle tylko, że obejrzeliśmy spektakl jak inscenizację któregoś z thrillerów prawniczych Johna Grishama. Mamy więc do czynienia z nieformalną (a być może nawet instytucjonalną) grupą przestępczą, działającą w ministerstwie sprawiedliwości, dokonującą haniebnych „ustawek” karier sędziowskich i łamiących przeciwników środkami niegodziwymi. Nie udało się (na razie…) dowieść kierowniczej roli Ziobry w tym przedsięwzięciu, ale jest ona wysoce prawdopodobna.

I – który to już raz? – trzeba postawić pytanie: czy po ujawnieniu tej kolejnej niesłychanej afery opinia publiczna zareaguje jak w normalnym cywilizowanym świecie, czy znowu wszystko pójdzie pod dywan a podłe indywidua nadal będą grzać tłuste tyłki na rządowych fotelach?

Na razie w badaniu IBRIS dla Onetu: mają 34,7%. Niepojęte.

Zauważenie, że prawicowe media internetowe niemal w ogóle nie spostrzegły, że stało się coś godnego uwagi, jest banałem; jeśli coś napisali, to tylko o „zasadnej decyzji” Asta. Po co upowszechniać skandale, prawda? Zwłaszcza jeśli mogą zaszkodzić naszym…

Druga sprawa przemknęła przez media jakoś chyłkiem, po cichutku. Trochę nie rozumiem, bo rzecz ważna i poważna; a trochę rozumiem, bo dotyczy sfery nauki, więc spraw, które wymienione wyżej ok. 35% populacji uważa za podejrzane, kolejne zaś 60% niestety za nieistotne. Otóż pisuary zafundowały nam prawdziwy przewrót kopernikański w postaci powołania do życia Akademii Kopernikańskiej, czyli korporacji uczonych, która ma się różnić od Polskiej Akademii Nauk tym głównie, że będzie w całości powołana i zarządzana przez Czarnka & Co.

Sejm głosami większości sprawę załatwił i teraz te profesory dotychczasowe będą mogły pocałować pana ministra tam, gdzie znana anegdotka zaleca całować pana majstra. Że w tym nowym zgromadzeniu zasiądą licznie prawdziwi humaniści i głęboko oddani swej wierze katolicy, którzy zostaną sowicie wynagrodzeni – wątpliwości chyba nie ma nikt.

Rekomenduję przeczytanie co na ten temat pisze w swoim blogu prof. Michał Leszczyński.

Kroczek po kroczku i maszerujemy dziarsko w kierunku średniowiecza. Z niecierpliwością oczekuję na ustawę, regulującą zasady spławiania czarownic.

Zły człowiek o nazwisku na K. ma jeszcze podobno – niestety – sporo pomysłów.

28.04.2022

Nie miałem cienia wątpliwości, że spór z kontrolerami ruchu powietrznego skończy się tak, jak się skończył: z lekka zakamuflowaną klęską „strony rządowej”, a właściwie pana Horały i spółki. Nie mogli oczywiście poddać się bezwarunkowo, bo by stracili twarz (jak bym miał taką twarz, to bym na niej siadał … powiedział niegdyś pewien telewizyjny prominent kandydatce na prezenterkę…), więc wprowadzili „pokój terminowy”. No i dobra, najważniejsze, że nie zamknęli nieba nad Polską. Byłby to wprawdzie kretynizm ostateczny, ale po tej władzy można się spodziewać absolutnie wszystkiego.

Na marginesie: spora część publiki uważa, że żądania finansowe kontrolerów są jednak przesadne. Proponuję, żeby spojrzeli na nie nie wyłącznie z perspektywy emeryta z wypłatą 3000 miesięcznie, ale wzięli również pod uwagę, że byle chłystek, pełniący funkcję rzecznika prasowego większej korporacji (także państwowej) zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. A prezes byle banku – miliony. I proszę się zastanowić: czy tak strasznie trudno znaleźć osobę, która będzie szefowała bankowi? Przykład niejakiego Morawieckiego pokazuje, że jest takich na pęczki. A dobrych kontrolerów jest kilkuset. I od prezesa banku zależą głównie posady jego kumpli, od kontrolerów zaś – życie dziesiątek tysięcy ludzi. Więc – znaj proporcję, mocium panie.

Co zaś mnie bawiąc irytuje, to reakcja „komentariatu”: lekarstwem na kłopoty lotnictwa ma być … zatrudnianie jako kontrolerów wyłącznie „prawdziwych Polaków”, a nie jakichś „chazarskich pomioteł”. Gdyby buk istniał, to by takich kretynów wypalił ogniem i żelazem.

Tak sobie na marginesie myślę, że jedną z najpaskudniejszych rzeczy, jaką odziedziczyliśmy po minionym ustroju, była ta chęć równania do najgorszego. Wszędzie ona siedzi; w układaniu programu telewizyjnego na przykład – także: pod gust debila, który lubi sobie czknąć przed ekranem po walnięciu piwska. Równość w dół. Zawiść. „Te same żołądki”. Coś obrzydliwego. Tylko mózgi inne, jego mać. A mózgi jednak ważniejsze.

Ale może to nie skutek indoktrynacji, tylko wredny polski ludowy charakter?

Druga sprawa, która budzi dziś moją autentyczną wściekłość, to pozbawienie immunitetu poselskiego Joanny Scheuring-Wielgus i Sławomira Nitrasa. Za uchyleniem immunitetu pani Joannie opowiedziało się 231 posłów, 214 było przeciw a dwóch się wstrzymało od głosu. Wniosek w tej sprawie skierował do Sejmu w grudniu 2018 roku Komendant Główny Policji, co oczywiście nie ma najmniejszego znaczenia. A poszło o wywieszenie przez parlamentarzystkę dziecięcych bucików i plakatu z hasłem „Baby Shoes Remember. Stop pedofilii” na bramie wejściowej do bazyliki katedralnej św. Jana Chrzciciela w Toruniu.

I jeżeli to nie jest dowód, że żyjemy w ohydnym katotalibanie, to nie wiem, co nim jest.

Z kolei za uchyleniem immunitetu Nitrasowi głosowało 231 posłów, 217 było przeciw a jeden się wstrzymał. W tym przypadku chodzi o sprawę byłego działacza Kukiz’15 Marka Palarczyka. Nitras oskarżył go w 2017 roku o chodzenie po Sejmie w koszulce z rasistowskimi napisami. Wydawałoby się: nic prostszego do sprawdzenia, zwyczajna pierdoła. Ale nie. Byle palant to przecież panisko.

A teraz wiadomość, która mnie naprawdę poruszyła: kilka dni temu pojawił się WordPress 6.0 Beta i oczekuje się, że wersja ostateczna zostanie wydana 24 maja. Będzie to zatem drugie duże wydanie w 2022 roku i będzie zawierać wiele nowych funkcji i ulepszeń – powiada producent. Przejrzałem: bez przesady. Będzie wyraźnie lepszy, ale nie przełomowo.

W każdym razie złego człowieka z nazwiskiem na literę K. to ostatnie w najmniejszym stopniu nie dotyczy. Niestety. O ileż świat byłby piękniejszy, gdyby on paskudził tylko witryny internetowe…

27.04.2022

No więc odcięli nam gaz.

Kłopotliwa sytuacja: jeszcze kilka dni temu mówiliśmy, że sami zrobimy to już, już, jak tylko będziemy gotowi – a tu bęc, i to oni nas odcięli. Jak reagujemy? Po pierwsze, mówimy „nic to” (jeśli tak, to na co czekaliśmy do tej pory?), po drugie z właściwym sobie wdziękiem wykręcamy kota ogonem. Pani Beata Mazurek napisała mianowicie „Historyczny dzień. Polska niezależna od rosyjskiego gazu. Koniec z szantażem Moskwy. Tak się dba o interesy Polski. Na rządy PO-PSL spuśćmy kurtynę milczenia”.

Jak myślicie: czy ona jest tak straszliwą idiotką, czy też tak bezczelną kłamczuchą, uważającą za idiotów nas?

Osobiście nie wykluczam, że obie te opcje są prawdziwe. Ale to nie tylko ona. Nasza ulubiona pełna proteza, Anna Zalewska:

„Wielkie gratulacje dla Morawieckiego za odważną decyzję ws rezygnacji z gazu z Rosji. Wstaliśmy z kolan ws gazu, teraz pora na kolejny krok i ostateczną rezygnację z ropy. Nawet dzisiaj! Tusk miał guzik „nie da się”. Zjednoczona prawica ma guzik „wszystko mogę”.

O jobże jego mać podwodną, to jest zaraźliwe!

Aha, i to: Michał Dworczyk, szef KPRM, powiada:

„To oczywiście jest złamanie umowy, która zobowiązuje Rosję do dostarczania tego surowca. Polska w tej sytuacji będzie dochodziła swoich praw; Rosja będzie musiała ponieść konsekwencje swoich bezprawnych działań”.

Czyli jest dobrze, bo jest źle i odwrotnie. Logika dość oryginalna, ale cóż? Mózgi mają, jakie mają. Nienaprawialne. Tylko te 30% poparcia…

Z innej beczki. Dość szczególnej urody i obyczaju pani Pawłowiczówna zestawiła tryumfalnie swoją fotkę z troszkę tylko pobrzydzoną fotką żony Macrona i triumfalnie oznajmiła, że jest jedynie o rok starsza. W domyśle: popatrzcie, jak się trzymam i jestem gładziutka, a ten zbok zadaje się z babciami.

Dawno nie oglądałem czegoś podobnie obrzydliwego. Rozumiem, że można uważać, że 64-letnia kobieta powinna już spokojnie pełznąć w stronę grobu; prawo pani Pawłowiczówny tak myśleć, ale w takim razie namawiam do bycia konsekwentną i zamknięcia głupiej japy. Jako minimum.

A pan Macron może mieć upodobania, jakie mu się podobają; jego żona też. Czy to tak trudno zaakceptować?

A poza tym: może on lubi wykształcone inteligentki z dobrych rodzin a ona ma powodzenie u młodszych? W takiej sytuacji rzeczywiście Pawłowiczówna może mieć pewne kompleksy, ale nie ciągnijmy tego tematu.

W ogóle nie ciągnijmy tematu mózgu i inteligencji w kontekście PiS-u. A zły człowiek na K. siedział sobie dziś w ławach sejmowych rozchichotany i klaskał pulchnymi paluszkami głoszącemu swoje brednie Morawieckiemu. Któremu pół sali wykonało po jego gazowaniu standing ovation. Nie wiadomo: śmiać się, czy płakać?

26.04.2022

Czy ktoś kiedyś napisze traktat o odwracaniu kota ogonem?

Zjawisko stało się u nas tak powszechne (w co 99% wkładu ma obecna władza), że zaczyna chyba dojrzewać do opracowania naukowego. Mógłby to być fajny temat na jakąś pracę doktorską, co komu trzeba podpowiadam. Ostatni przykład to mikroaferka z niejakim Kleczkiem; to taki łobuziak od Kurskiego, który lata bez przerwy za Tuskiem z mikrofonem i usiłuje mu zadawać „kłopotliwe” – a w gruncie rzeczy agresywne i chamskie – pytania. Jak mu się ostatnio od Tuska dostało werbalną fangę w nos (niespecjalnie zresztą złośliwą, trzeba chyba panu Donaldowi coś wymyślić, bo typ Kleczek zasługuje, żeby go zetrzeć raz na zawsze), zareagował pisząc: „Ani ze mnie agent, ani agresywny typ jak mówi @donaldtusk. Biegam tylko kiedy Pan ucieka przed trudnymi pytaniami. Maratończyka zresztą trudno dogonić”.

Próba odszczeknięcia – przyznajcie – ani inteligentna, ani dowcipna. Ale w prawicowych mediach wzbudziła zachwyt: zasłużyła na odrębny artykulik z tytułem „Cięta riposta dziennikarza”.

No i co z takimi robić? Doprawdy – nie wiem. Tak czy owak – Zenon Nowak, mówiliśmy kiedyś o pewnym dość tępawym prominencie z lat minionych.

Swoją drogą, dziwne ludzie mają sposoby zarabiania pieniędzy. Nigdy nie sądziłem, że tak opłacalne może być obrzucanie kogoś gównem.

Wróciły na tapet (tak, tak, kochani niedouczeni: właśnie na tapet, czyli stół, przy którym niegdyś odbywały się obrady, nie „na tapetę”!) sprawy gangu hejterów z Ministerstwa Sprawiedliwości i afery z przejażdżką rządową kolumną „naszej kochanej pani premier” i wypadkiem. Już im się wydawało, że przycichło – a tu: dupa goła.

Zamieszani w aferę hejterska zaczęli gadać, prawdę też powiedział jakiś były ochroniarz Szydłowej – i zupa się znowu wylewa. Mówiąc krótko: wychodzi na to, że absolutnie wszystko złe i wredne, co usłyszeliśmy o kaczorstwie – to tylko mała część prawdy. Oni są gorsi i głupsi niż się wydaje najzagorzalszym przeciwnikom tej bandy. Jak usłyszymy, że któryś z nich zarżnął babcię – nie pytajmy, czy to prawda, tylko od razu na wszelki wypadek żądajmy ekshumacji drugiej.

Smutna historia z tymi wypadkami w kopalniach. Nie mam na ten temat dostatecznej wiedzy, ale coś mi tu kiepsko pachnie. Nie wygląda raczej niestety na to, żeby to było zdarzenie czysto losowe. Już sam fakt, że nie było na stanowisku (bo w ogóle stanowisko było nieobsadzone) upoważnionego do koordynowania akcji dyrektora kopalni, każe się bardzo dokładnie przyjrzeć biegowi wydarzeń.

Na marginesie: niepokoi mnie wysyp „fachowców od zarządzania”, takiego „zarządzania w ogóle”. Nie wierzę w to, że ktoś świetnie radzący sobie z – powiedzmy – hodowlą pomidorów, równie dobrze może być szefem fabryki obrabiarek tylko z powodu posiadania jakiegoś MBA (że już nie wspomnę o znacznie ważniejszej kwalifikacji w postaci jakiegoś biskupa lub ważnego pisuara w rodzinie…). Jestem zawziętym zwolennikiem awansu pionowego w ramach jednej organizacji czy korporacji. Ale zdaje się, że jestem w tym mniemaniu mocno odosobniony; w każdym razie ogromne zainteresowanie kandydatów na studia zagraniczne właśnie tą „teorią i praktyką abstrakcyjnego zarządzania” mojej opinii przeczy.

I właśnie to mnie niepokoi. Oraz oczywiście zły człowiek na K.

25.04.2022

Wracam dziś do wczorajszego zwycięstwa Macrona we Francji i Goloba w Słowenii. Mimo robienia dobrej miny do złej gry kwas w obozie kaczorstwa jest widoczny. Premier i prezydent tym razem szybciuteńko pospieszyli z gratulacjami, żeby nie powtarzać idiotycznego zachowania wobec Bidena, ale nic to im nie pomoże: stosunki z Francją spaprali jak tylko mogli, w Słowenii postawili zaś na kolejnego przegrywa. Krótko mówiąc, poziom profesjonalny polskiej dyplomacji jest żałosny; następna dziedzina życia opanowana przez czyste amatorstwo. Lud rządzi.

Przerzucam prawicową prasę. W obu wyżej wspomnianych sprawach dominuje mniej lub bardziej wyraźne oskarżenie zwycięzców o „elitarność” i z trudem ukrywane zdumienie, że populizm nie jest niezawodną receptą na wygrywanie wyborów. Swoją drogą, gdyby mi ktoś tak z pół wieku temu mówił, że „elitarność” będzie kiedykolwiek czymś złym, to bym się pukał w głowę; i to mocno. A przecież już wówczas odpowiedniki Zenka Martyniuka miewały się – przynajmniej finansowo – nieźle, zaś niejakiego Albina Siwaka nazywano politykiem i posyłano w ambasadory…

W sprawach polityki krajowej zwraca uwagę ciekawy wywiad Terleckiego dla portalu „wPolityce”. Wynika z niego, że pan marszałek – a zapewne i jego możni przyjaciele – mają kompletnie dość Ziobry & Co. Pomysł zaniechania płacenia składki członkowskiej w Unii, zgłoszony ostatnio przez Solidarną Polskę nie spotkał się z miłym przyjęciem; wręcz przeciwnie, został wyraźnie skrytykowany. We wspomnianym wywiadzie Terlecki nie wyklucza nawet przyspieszonych wyborów, gdyby Zjednoczona Prawica stała się niesterowna; najbardziej go uwiera zdaje się to, że konieczne w takim wypadku samorozwiązanie Sejmu wymagałoby jakiejś współpracy z opozycją, czyli z szatanem Tuskiem…

W każdym razie towarzystwo się żre aż miło. Solidarna Polska zgłasza wciąż nowe inicjatywy, najwyraźniej usiłując wyminąć PiS z prawej. Tylko tam cholernie mało miejsca, a i Konfederacja się tam pcha wszelkimi siłami. W sumie obrazek maluje się dość żałosny.

Do tego dochodzi pięknie rozwijająca się awantura z kontrolerami ruchu powietrznego. Tzw. strona rządowa najwyraźniej nie chce pojąć, że publicznie robi z siebie idiotów, jawnie łżąc i słowotokami biurokratycznej nowomowy usiłując zaciemnić obraz. Usiłują udawać, że nie rozróżniają parafowania jakiegoś punktu umowy od jego wspólnego podpisania, kręcą, że im chodzi o interes pasażera, kłamią w żywe oczy, że zarobki polskich kontrolerów są „znacznie wyższe” od europejskich (są istotnie wyższe dla pewnej wąskiej grupy najlepszych: mianowicie o … 1 euro za godzinę).

A jedyne możliwe rozwiązania jest takie: wywalić na zbitą buzię pana Horałę i tę dziwną osobę płci żeńskiej, którą tam ostatnio wpuszczono – i we wszystkim ustąpić kontrolerom. Ale to znaczy przyznać się do totalnej porażki, którą Kurskiemu będzie niezmiernie trudno przekuć w sukces…

Swoją drogą: jeden z ekspertów powiedział o p. Horale, że świetnie by się sprawdził jedynie przy koszeniu łąki w Baranowie; pod warunkiem, że pracowałby pod kierunkiem jakiegoś ogrodnika…

W każdym razie specjaliści od odwracania kota ogonem są przez rząd poszukiwani teraz jak rzadko. Umiejętności samego Pinokia są najwyraźniej zbyt małe. I złemu człowiekowi na literę K. też konceptu nie starcza, choć czacha mu się chyba rozgrzewa do białości…

24.04.2022

Zacznę dziś od stosunkowo łatwej zagadki statystyczno-medialnej. Proszę szybko odpowiedzieć na pytanie: co (lub kto) jest najczęściej poruszanym tematem nieocenionych „Wiadomości” TVP?

Jeśli ktoś myśli, że wojna w Ukrainie albo – co w wypadku tej stacji byłoby dość logiczne – sprawy Kościoła, jest w błędzie. Również nie Unia Europejska ani sukcesy polskich twórców nauki i kultury. Nie będę przedłużał tej wyliczanki, bo założę się, że większość Czytelników zgadła.

Tematem Nr 1 Kurwizji w jej sztandarowym programie jest Donald Tusk.

I mimo że ta zagadka jest dosyć łatwa, to muszę przyznać, że rzut oka na dane liczbowe robi wrażenie. Otóż w 88 zbadanych wydaniach „Wiadomości” Tusk był tematem … 606 razy. Co daje blisko 7 razy na jedno wydanie. Bez względu na sympatie polityczne może to chyba doprowadzić człowieka do wymiotów.

W trosce zatem o dobrostan widowni TVP pragnę zaproponować, by w jakimś eksponowanym miejscu ekranu umieścić na stale po prostu wielki napis „Tusk jest winien każdego zła” – i przestać sobie zawracać głowę wymyślaniem nowych podejść do sprawy.

Druga wiadomość, która mnie dziś zafrapowała, dotyczy niesnasek w Konfederacji. Jak wiadomo, Artur Dziambor, którego lansowano tu i ówdzie jako jedynego inteligenta w tej dziwacznej organizacji, wystąpił z niej ostatnio kontestując proputinowskie wynurzenia Mikkego, co wspomnianą tezę mocno uprawdopodobniło. No i mówiąc o wojnie w Ukrainie, ówże Dziambor wypalił w jakiejś radiostacji, że „nie powinniśmy się w tę wojnę mieszać”, ponieważ „to nie jest nasza wojna”.

No i bądź tu mądry i pisz wiersze.

Chyba po prostu mikkizm jest jednak zaraźliwy. Zastanowią się państwo nad szczepionką?

Jeszcze jedna smakowita historia. PiS od lat usilnie stara się doprowadzić do budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej … w Świdnicy. Jednak mieszkańcy nie podzielają tego pomysłu. W głosowaniu, które miało ostatecznie rozstrzygnąć, jaki pomnik stanie na skwerze Lecha Kaczyńskiego, za pomnikiem księcia Bolka II zagłosowało 947 osób. Pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej chciało tylko 127 osób.

To, że w ogóle się znaleźli zwolennicy upamiętnienia katastrofy jest już samo w sobie dosyć zabawne, ale to nie koniec anegdoty. Otóż obecny na obradach wiceminister klimatu i środowiska (z PiS) Ireneusz Zyska tak się zaperzył z oburzania, że głosujących za księciem nazwał „pożytecznymi idiotami” argumentując, że pomnik jest potrzebny „szczególnie teraz, kiedy zostały ustalone przyczyny katastrofy lotniczej w Smoleńsku, wskazujące na to, że nie był to wypadek”. Oczywiście – wywołało to dość gwałtowną reakcję sali, wrzawę, awanturę i w ogóle skandal.

A przecież wystarczyło przyznać dostojnikowi rację. Niewątpliwie, na sali był co najmniej jeden idiota, nieważne czy pożyteczny. Raczej nie. Ale chyba nie był to radny z tej zruganej przez pana ministra większości…

23.04.2022

Dziś zupełnie inaczej.

Zacznę od cytatu w cytacie. Prof. Andrzej de Lazari w niezwykle interesującym eseju „Kto ty jesteś: Ruski, Rosjanin czy mieszkaniec Putinlandu?” w dzisiejszej „GW” przytacza słowa Putina:

Podstawą amerykańskiej samoświadomości jest idea indywidualistyczna. Podstawą rosyjskiej – kolektywistyczna. […] Nasza świadomość […] podpowiada inne zadania. Coś duchowego. Coś związanego z Bogiem. Proszę zrozumieć, mamy różne filozofie życia i dlatego niełatwo nam z Amerykanami zrozumieć się nawzajem.

I w innym miejscu

Praktyka pokazała, że nowa idea narodowa nie narodzi się i nie rozwinie według praw rynku. Ani państwo, ani społeczeństwo nie zorganizowało się samo, na nic również zdało się cudze doświadczenie”. Naród nie zaakceptował obcych wpływów, ponieważ „dążenie do samostanowienia, do duchowej, ideologicznej suwerenności jest nieodłączną częścią naszego charakteru narodowego.

Konieczne jest odwołanie się do historii,

… połączenie doświadczenia narodowego z ideą”. Kraje euroatlantyckie odeszły od swych korzeni, „w tym od wartości chrześcijańskich, będących podstawą zachodniej cywilizacji. Negowane są zasady moralne i tradycyjna tożsamość: narodowa, kulturowa, religijna, a nawet płciowa. Prowadzi się politykę stawiającą na jednym poziomie wielodzietną rodzinę i jednopłciowy związek partnerski, wiarę w Boga i wiarę w szatana.

Są ludzie – ku mojemu zadziwieniu sporo ich jest na tzw. lewicy, zwłaszcza wśród starszych jej i mniej oczytanych przedstawicieli – którzy uważają, że Putin to w dość prostej linii dziedzic ZSRR. Że dawna WKP(b) czy KPZR to protoplastki dzisiejszej „Jedynej Rosji”; w związku z tym ci państwo mają do Putina pewną słabość, będącą w gruncie rzeczy słabością do własnej młodości. Dla prawicy jest to z kolei utożsamienie bardzo wygodne, bo jej narracja polityczna jest w dużej mierze oparta na głoszeniu nienawiści do „lewactwa” i „komuchów”. No i tym uzasadnia swój werbalny antyputinizm.

Proponuję wczytać się w podane wyżej cytaty raz jeszcze, a potem wziąć do ręki dość kuriozalną książkę „Komunista obnażony”, której autorem jest niejaki Willard Cleon Skousen (wyd. Zysk i Ska). Autor jest byłym pracownikiem FBI, blisko związanym z osławionym Edgarem Hooverem – co już powinno sporo powiedzieć świadomemu czytelnikowi. Książka – która osiągnęła w USA jakieś zawrotne nakłady – jest w założeniu czymś w rodzaju podręcznika wykrywania i eliminacji komunistów. Którzy zgodnie z poglądami autora tkwią wszędzie – a najwięcej ich wśród ludzi nauki, kultury, w mediach itp.

Głównym wyznacznikiem komunizmu jest zaś wedle autora przede wszystkim ateizm, dalej zaś negowanie „klasycznej rodziny”, równość rasowa, różne LGBT i takie tam. A najgorszym błędem w historii USA było zlikwidowanie osławionej komisji do badania działalności amerykańskiej. No i wybór Obamy na prezydenta.

No i jak się państwo wczytają w to dzieło (ja przeczytałem w całości, silnie hamując odruch wymiotny), to zobaczą państwo, że ów komuch przebrzydły jest niemal dokładnie kimś takim, jakiego – jako swojego i swojego kraju wroga – opisuje nie tylko Trump, ale właśnie i Putin. Innymi słowy, zarówno ów Skousen (co z miejsca dość oczywiste), jak i Putin ze swoimi teoriami, to skrajna, reakcyjna, czarnosecinna, zbratana z Kościołem prawica. Właśnie prawica. Sterylnie czysta i jawnie faszyzująca

Warto przeczytać tę bardzo niedobrze napisaną i płytką książkę autorstwa niezbyt rozgarniętego eksgliny, przeznaczoną dla ubogich duchem i umysłem drobnomieszczan. Mimo że irytuje prymitywizmem od pierwszej strony. Wbrew autorowi można z niej wyczytać sporo ciekawostek.

Warto więc poczytać. Odnajdą tam państwo mnóstwo idei nie tylko Putina czy Trumpa. Także paru znacznie nam geograficznie bliższych polityków; tak się składa, że wszyscy się zmieszczą w naszym obozie rządzącym i wśród jego sojuszników. Włącznie oczywiście z naszym stałym antybohaterem, tym niedużego formatu gościem o nazwisku na literę K.

22.04.2022

1. Kto myślał, że będzie inaczej – wykazuje skrajną naiwność. Nuncjatura Apostolska w Warszawie poinformowała otóż dziś, że „analiza dokumentacji zebranej przez kard. Angelo Bagnasco, a dotyczącej działań kard. Stanisława Dziwisza podczas pełnienia przez niego funkcji arcybiskupa metropolity krakowskiego (2005-2016) pozwoliła ocenić te działania kard. Stanisława Dziwisza jako prawidłowe”.

Nawet mi się nie chce tego komentować. Ta instytucja jest dla mnie od góry do dołu tak obrzydliwa, że szkoda słów. I proszę mi już nie opowiadać bajek o biednym szlachetnym Franciszku.

2. No i oczywiście mamy No-Fly Zone. Nie, nie nad Ukrainą. Nad Polską, bo władza z kontrolerami ruchu powietrznego do ładu nie doszła. Nie mieści się im – tej władzy znaczy – w głowach, że ktoś, kto nie jest członkiem PiS-u może tyle zarabiać. Fakt, kontrolerzy zarabiają bardzo dużo. Ale nie podoba się szanownemu państwu – to niech pan Horała siada przed ekranem i zasuwa. Tylko jeśli ta wiedza stanie się publiczna – kto wejdzie na pokład polskiego samolotu? Jakoś nie widzę chętnych…

Swoją drogą „naprawienie sytuacji w polskim lotnictwie cywilnym” jest realizowane niemal dokładnie wedle schematu postępowania ze stadniną koni arabskich w Janowie. Problem, jak pamiętamy, rozwiązano radykalnie, tylko koni zdaje się już nie ma.

3. Tusk jest atakowany i łojony ze wszystkich stron rządowych i prorządowych. Jak przejrzycie stosowne witryny – to nie ma dnia, by go nie walnięto co najmniej trzy razy. Dzielni politycy kaczorstwa i ugrupowań zbliżonych też najwyraźniej uważają dzień za stracony bez co najmniej jednego chamskiego wpisu na jakimś Twitterze.

I tu nasuwa się pytanie: czy oni to robią wedle jednego centralnego scenariusza, czy też jest to rodzaj zawodów? Nie wykluczone zresztą, że jedno i drugie, na przykład tak: rano centrala mówi „dziś zajmujemy się skarpetkami i gaciami Tuska”, a potem trwa konkurs na najbardziej pomysłowe chamstwo z tymi rekwizytami. Ale raczej to konkurs indywidualny, na pomysł tematu i wykonanie równocześnie.

Nagrodą jest zazwyczaj stanowisko wiceministra.

4. Wyjaśnienie prywatne, hurtem. Jeśli ktoś utajnia na Facebooku swoje zdjęcie profilowe i kryje się za jakimś kotkiem, pieskiem lub kwiatuszkiem – niech się nie fatyguje z zapraszaniem mnie do grona znajomych. Takoż przeciwskuteczne są oferty, zawierające „elementy patriotyczne” lub religijne w postaci flag, husarii, mieczów, bozi w dowolnej formie, krzyżyków, wezwań do jakichś modłów „w intencji” itp. O wezwaniach do nawrócenia się nie wspominam – chyba że ktoś chce, abym umarł ze śmiechu.

5. Wieści z frontu informacji o złym człowieku na literę K.: brak nowych doniesień. Wiatry z kierowników wschodnich.

21.04.2022

Rząd się poubierał w estetyczne mundurki z orzełkiem i nazwiskiem na piersi. Ludziska się śmieją, że nie mają na co pieniędzy wydawać. Nie zdają sobie sprawy, że to chodzi o godność władzy; a przecież mogliby na przykład rozdać sobie złote sygnety. Niebawem wprowadzą nam rangi, wzorem Rosji carskiej (było takich rang w pewnym okresie XIV, do cara miały dostęp najwyższe cztery). To kwestia pewnej konsekwencji, nic więcej.

Pani Barbara Nowakowa, ta kuratorka z południa, dała znowu głos – w swoim niepowtarzalnym stylu. Jej zdaniem „antypolacy” chcą wykorzystać sytuację – czyli wojnę w Ukrainie i migrację – by ograniczyć nauczanie polskiej literatury patriotycznej, na co ona osobiście się nie zgadza.

A myślałem, że już poprzednio osiągnęła szczyty idiotyzmu. Cóż, niedostatek wyobraźni. Na stare lata rzecz rzadka, bo w końcu człowiek to i owo w życiu widział.

Pani Justyna Dobrosz-Oracz z TVN24 pojawiła się wraz z operatorem w miejscu, w którym była niemile widziana. Mianowicie, w okolicach kancelarii Sejmu. I dzielna szparka-sekretarka rzuciła się ją wyganiać… nożem i widelcem. Oczywiście o żadnej interwencji Straży Marszałkowskiej nie było mowy. Jest to scena tak absurdalna, że nawet nie chce mi się tego wykpić. Prawdę mówiąc, na miejscu pani redaktor bym po prostu napastniczkę obrzygał; tylko tak na zawołanie to niestety trudno. Może zaopatrzyć sprawozdawców sejmowych w jakieś pigułki wymiotne? Stosowna scena zagościłaby na ekranach telewizji całego świata, gwarantuję. Byłaby adekwatna promocja.

W ogóle ten pomysł z publicznym rzyganiem na polityków i urzędników pewnej partii warto chyba przeanalizować. Jest tak piękny i dadaistyczny, że opracowanie stosownych procedur chyba naprawdę trzeba przemyśleć.

Ciekawie się zaczyna dziać w tzw. Solidarnej Polsce, czyli w ugrupowaniu ziobrystów. Idzie walka o zmiany w prezydenckim projekcie ustawy o sądach; ziobryści nie chcą się zgodzić na żaden „test niezależności” sędziego, obóz prezydencki daje do zrozumienia, że jakiekolwiek zmiany w projekcie pociągną kolejne weto… Jakby – pat. Na dodatek dwaj dosyć prominentni członkowie ugrupowania dali „całą wstecz” i są już poza. Nie powiem, by mnie to wszystko razem martwiło; najchętniej bym widział, jak się tam pozagryzają, należy im się.

Niezły spektakl zrealizowano w Sejmie na posiedzeniu komisji, zajmującej się wspominaną już przeze mnie w tym miejscu sprawą kontrolerów ruchu lotniczego. Przybyli na to posiedzenie urzędnicy dali piękny popis biurokratycznego bełkotu i najwyraźniej nie przyjęli do wiadomości, że jeśli nie ruszą nadal swoich odwłoków, to jutro o 10.00 Europa zamknie nam niebo, powodując kolosalną niewygodę dla wielu ludzi i koszmarne straty. Ale mlaskacz najwyraźniej „w tym temacie” się nie odmlaskał. Więc co się te nieumiejące dwóch zdań poprawnie sklecić prezesy będą narażać.

A o mlaskaczu na literę K. znów zresztą w ogóle cicho. Ta wiosna bez niego jakaś piękniejsza, czyż nie?

20.04.2022

Parlament Europejski zajął się Pegasusem; i bardzo dobrze, bo rodzima komisja senacka jakoś zniknęła – a zresztą nie miała jakichś specjalnych uprawnień śledczych i pisuar nie bez racji mógł mówić „a niech sobie gadają”. A tu jest szansa, że będzie ciekawie; mówi się, że komisja PE będzie chciała wezwać i przesłuchać np. Ziobrę. Pewno się facet jakoś wykręci, ale troszkę rumieńców emocji tak czy tak zobaczymy.

Tymczasem zabrała głos madame Kempa, którą demokratycznie powołano w skład tej europejskiej komisji (chyba tylko po to, by czasami było weselej). Jej zdaniem „inwigilacja prowadzona przez służby państw trzecich lub inne podmioty zewnętrzne stanowi ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy i bezpieczeństwa obywateli i powinny być w centrum dociekań komisji PEGA”. A tu przeklęci Europejczycy chcą badać stosowanie Pegasusa wobec własnych obywateli, w dodatku bezprawnie. Co strasznie krzywdzi Polskę i Węgry.

Oczywiście.

Już nie zadam pytania – czy oni nie zdają sobie sprawy, że są śmieszni z tym swoim uprawianiem wielkiej polityki na szczeblu stosunków między Grójcem a Starą Miłosną? Nie zadam, bo odpowiedź jest oczywista: nie zdają sobie. Są w sobie głęboko zakochani z ogromną wzajemnością; to wszystko. A miłość, nieprawdaż, ma swoje prawa.

Druga sprawa, która zaczyna być dziś bardzo gorąca, a za kilka dni wybuchnie pożarem, to sprawa kontrolerów ruchu lotniczego. To nieliczna grupa ludzi bardzo dobrze zarabiających, którym władza chce obciąć te zarobki o około 30%. I utrzymać warunki awaryjne, kiedy dyżur pełni tylko jeden kontroler – bo wtedy drugi „się obija” rzekomo.

Rządzący nie chcą przyjąć do wiadomości kilku oczywistych dla każdego myślącego człowieka faktów. Jeżeli mianowicie niezbędne kwalifikacje do wykonywania pracy kontrolera, od którego zależy a) życie ludzi w powietrzu i b) ogromne dochody państwa z opłat za korzystanie z naszej przestrzeni powietrznej – że nie wspomnę o paru innych drobiazgach, jak wygoda ludzi czy prestiż państwa – ma nieliczna grupa ludzi nie-do-zastąpienia, to obrażanie się na fakt, że zarabiają oni więcej niż blond dyrektorki departamentu u pana Glapińskiego jest czystym idiotyzmem.

Mają tyle zarabiać i jeszcze więcej, może nawet więcej niż pan Horała ze wszystkich swoich posad, nie mówiąc już o pani Holeckiej.

Bo żeby zostać taką dyrektorką, z grubsza wystarczą ponadprzeciętnie długie nogi i ufarbowanie się na blond; a od pana Horały i pani Holeckiej wymagają w zasadzie tylko wierności myśli prezesa. A tu trzeba tyrać ciężko kilka lat w szkołach różniastych i w terminie; i mieć rzadkie predyspozycje psychiczne.

Ale przecież żołądki mamy jednakowe. Co prawda głowy inne, a i nie wszyscy znają kogo trzeba. Prawda? Więc może jednak średnia krajowa kontrolerom wystarczy?

Jak słyszę to hasło o żołądkach, to scyzoryk mi się sam otwiera w kieszeni. Ale to tak na marginesie.

Więc będzie się działo. Z góry zakładam, że władza da tej, no. Co ja się będę wyrażał.

A w sprawie złego homunkulusa na literę K. konstatacja jest taka: myślę, że w obu sprawach dziś opisanych był konsultowany. Albo mu czytają w myślach, co też możliwe.

19.04.2022

Dziś rocznica wybuchu powstania w warszawskim Getcie. Jedynego sensownego powstania w naszej historii, prawdę mówiąc. Też przegranego, ale takim ono było w założeniu: mieszkańcy Getta wiedzieli, że i tak najprawdopodobniej zginą, więc chcieli zabrać ze sobą możliwie dużo katów. Przy czym niektórzy powstańcy przeżyli.

No i tego dnia znowu zawyły syreny. Organizatorzy i władze stolicy tego nie chcieli, chcieli ciszy z uwagi na traumę Ukraińców – ale wojewoda Radziwiłł po raz kolejny zademonstrował totalny brak wrażliwości i postanowił zrobić na złość wszystkim, którzy nie są „swoi”. Znaczy, pisowscy.

Tak sobie myślę o tym panu… Nie powiem, że życzliwie. Zastanawiam się – skąd się biorą takie indywidua? Jaki trzeba mieć charakter? Chyba jednak mają rację hodowcy, którzy twierdzą, że chów wsobny powoduje degenerację.

Znałem kiedyś nieco bliżej to warszawskie środowisko ziemiańsko-arystokratyczne. Owszem, było w nim kilku wspaniałych ludzi. Sporo też było postaci zabawnych. Ale większość była tylko śmieszna, czasami zaś wręcz gatunkowo marna. Jak książę wojewoda.

I przedostatnia uwaga na dziś. Iran butnie zapowiedział, że jego „siły zbrojne wycelują w serce Izraela, jeśli ten wykona »najmniejszy ruch« przeciwko Republice Islamskiej” – jak oświadczył prezydent Ebrahim Raisi. Jak reaguje na to w rocznicę powstanie w Getcie prawicowy komentariat?

Przykładowo: „Tylko Iran może uwolnić świat od żydowskiego pasożyda, krwiopijcy Izraela”. Albo tak: „Czekamy z niecierpliwością od lat. Tak jak Putin robi porządek z nazistami na Ukrainie, niech Iran oczyści świat z nazistów i nacjonalistów żydowskich. Niech uwolnią Palestyńczyków od żydostwa”.

Ale przecież w Polsce nie ma antysemityzmu, no skąd. Gdyby ktoś w jakimś portalu coś takiego napisał, to przecież moderator skasuje to momentalnie…

Nie kasuje? Pewno się zaczytał w „Mowach zebranych” złego człowieka na literę K. Że ich nie ma? Poczekajcie. Będą, będą. Na czerpanym papierze, w półskórku. Ze złoceniami.

18.04.2022

Smutna rocznica.

To już rok minął, odkąd odszedł Stefan Bratkowski. Jeden z najbardziej naładowanych erudycją ludzi, jakich znałem. Wieczny optymista, wierzący w moc sprawczą nauki. Kontrowersyjny dla władzy i jej zwolenników w każdych okolicznościach ustrojowych, prawie zawsze w kontrze do obowiązujących akurat porządków. Znał wszystkich (a przynajmniej tak wynikało z tego, co mówił), z prawie wszystkimi był też po imieniu od drugiego zdania rozmowy. Pyskował wszelkim dostojnikom bez szacunku. Gejzer pomysłów – na naprawę Rzeczypospolitej w szczególności, a w ogóle to całego świata. Na 100 z tych pomysłów – powiedziałem mu kiedyś – 90 było na pierwszy rzut oka do bani; z 10 pozostałych 9 groziło skutkami porównywalnymi z wybuchem sporej bomby termojądrowej.

Ale jeden był genialny.

A rzecz w tym, że tych pomysłów generował … 100 na godzinę; dlatego niezbędny był mu zawsze ktoś, kto potrafił te pomysły przesiać. Nie zawsze taki ktoś przy nim był.

Gdybym jednak musiał go określić jednym zdaniem, to brzmiałoby ono tak: nigdy nie zawiódł i zawsze był przyjacielem. Przez mniej więcej 60 lat znajomości nie podnieśliśmy na siebie głosu ani razu. Jego przyjaźnie kończyły się zresztą wtedy dopiero, gdy ktoś okazał się w stosunku do niego nielojalny. Paru takich było; tak się składa, że ich nazwiska zapomnieliśmy. Troszkę z rozmysłem.

A Stefana będziemy pamiętali.

Smutny też dzień. Nie znałem osobiście człowieka, ale znałem jego twórczość. Opuścił nas wybitny kompozytor muzyki filmowej i rozrywkowej, Andrzej Korzyński. Autor takich gigantycznych przebojów jak „Żółte kalendarze” Piotra Szczepanika czy „Do łezki łezka” Maryli Rodowicz. Autor oprawy muzycznej „Człowieka z marmuru” czy „Akademii Pana Kleksa”. Szkoda. Miał 82 lata. Co to za wiek dla kompozytora?

To były smuteczki. A przecież te teksty miały być przesycone żółcią i złośliwością. To chociaż jedno szyderstwo wokół takiego oto wydarzenia.

Jak się dowiadujemy z Twittera, pewna szkoła podstawowa ośmieliła się zorganizować wycieczkę dla uczniów, którzy nie mieli ochoty brać udziału w rekolekcjach. W tym samym czasie!

Nic dziwnego, że szkolny katecheta, ksiądz zresztą, zareagował pełnym oburzenia pismem do dyrekcji. Nazwał w nim taką nierozsądną inicjatywę łamaniem przepisów oświatowych oraz możliwą prowokacją w której „narusza się wolność sumienia wielu osób, zmuszając rodziców i dzieci do wyboru między dobrem duchowym i rozrywką”. Grono pedagogiczne czeka teraz w napięciu na reakcję władz oświatowych. Będzie budowany i użyty stos, czy wystarczy tylko biczowanie i dyby?

Kraj, w którym żyjemy, coraz bardziej zaczyna przypominać szpital dla obłąkanych, zarządzany przez nich samodzielnie. Jakąś taką dziwaczną kooperatywę.

Jakim na przykład cudem jednemu wszechstronnie niespecjalnie ciekawemu i złemu z natury człowiekowi o nazwisku na literę K. udaje się tak długo odgrywać rolę prezesa tej spółdzielni? Chyba tylko z uwagi na prawdziwość powyższego szpitalnego obrazka.

17.04.2022

Święta, więc mało się w Polsce dzieje. „Prawdziwi patryjoci” bekają po święconce (jak dobrze pójdzie, to ostatnie trzy słowa będą po ziobrowych zmianach w kodeksie karnym srogo karalne), więc wyleję trochę żółci na wydarzenie nie pierwszej świeżości. Niezasłużenie nie zdobyło ono szerokiego rozgłosu; niezasłużenie, bo znamienne, a i dla ludzi w moim wieku bardzo znajome…

Otóż niejaką popularnością podobno – tak piszę, bo nie jestem słuchaczem żadnych produkcji TVP ani Polskiego Radia, więc „sam z siebie” nie mam tu nic do powiedzenia – cieszyły się w Polskim Radiu (kanał Radio Chopin i Dwójka) audycje krytyczki muzycznej, pani Doroty Kozińskiej. Nagle ich zabrakło; nie tylko sama autorka została wyimpasowana z anteny, ale z archiwum na portalu internetowym Polskiego Radia usunięto wszystkie odcinki prowadzonych przez nią audycji. Ponadto wycofano z emisji odcinek „Trybunału Płytowego Dwójki” z jej udziałem. Słowem p. Kozińska została wymazana z historii jak nie przymierzając podpadnięty Jedynie Słusznej Partii działacz WKP(b), który się przestał podobać Józefowi.

Cóż takiego uczyniła krytyczka?

Przestępstwo popełniła ona nie do wybaczenia.

Zachwyciła się mianowicie słowem „dwunastnica” na określenie ostatnich obchodów smoleńskich – a także dowcipnie zaproponowała, by „kolejne huczne obchody – niemające nic wspólnego z autentyczną tragedią, jaka rozegrała się pod Smoleńskiem – nazywać okrężnicami (bo urządzane na okrągło) lub odbytnicami (bo wciąż się odbywają i jakoś nie widać woli narodu, żeby temu zapobiec)”. Zrobiła to na prywatnym kanale Facebooka, dostępnym tylko dla znajomych.

Egzekucja była błyskawiczna. Wpis – choć podkreślam raz jeszcze – prywatny, potraktowano jako naruszenie zasad współżycia społecznego, mowę nienawiści i co tam jeszcze. I p. Kozińską dekapitowano. W przenośni oczywiście, bo odpowiedniego przepisu Ziobro jeszcze nie wymyślił, choć wszystko przed nami.

Trzy wnioski z tego wydarzenia wypływają.

Po pierwsze, historia się powtarza. Znam wiele podobnych wydarzeń, ale jakoś mieszczą się one w przedziale czasowym z lat dawnych. Ktoś, kto nazwał nasze czasy „PRL refurbished” miał więc sporo racji…

Po drugie – jak dopuszczasz do znajomości ludzi o mentalności Pawki Morozowa (kto wie, ten wie), to czego się można spodziewać? Jednego na pewno: zakapowania.

Po trzecie – jak współpracujesz z gangsterami, nawet odmalowując im ścianę w kiblu, co dopiero służąc wiedzą i talentem – nie spodziewaj się, że nie strzelą ci w plecy, jak im się tak spodoba.

I tu przypowieść z morałem. A nawet dwoma.

Wróbelek wpadł kiedyś w to, co koń zostawił na drodze. Było w tym mnóstwo owsa, więc zaćwierkał radośnie. I wtedy obserwujący drogę kotek schwycił go i zjadł.

Obiecany morał: nie wszystko, co daje pokarm, jest nim wyłącznie; a jak już wpadłeś w gówno, to nie ćwierkaj. Nie tylko na Twitterze, na Facebooku także.

Zły człowiek na literę K. dzisiaj mnie programowo nie obchodzi i go czniam obustronnie.

16.04.2022

Już czuć w powietrzu święta. Przede wszystkim w mediach, które znowu zaczynają być pełne zajączków i jajeczek; kiedy wreszcie zrozumiemy, że to nie niosący żadnych informacji ani wartości zamulający oczy banał i bełkot?

Obawiam się, że nie zrozumiemy. Tak, jak nie zrozumiemy, że nieustanne używanie w reklamach telewizyjnych obrazków szczęśliwych rodzin z dziadkami i – koniecznie! – dwójką albo trójką bachorów przy stole, przy czym wszyscy na potęgę drą mordy, bo trzeba zagłuszyć spot konkurencji – u wielu ludzi wywołuje odruch wymiotny. Co prawda, ci akurat ludzie nie są targetem tych reklam, bo inteligencja się jak wiadomo nikomu do niczego nie przydaje, ale…

Zostawmy. Śliski temat. Już się dostatecznie naraziłem użyciem słowa „bachor”, zamiast pisać „Dzieci” (koniecznie wielką literą). Troszkę żółci w inną stronę.

Rozważmy otóż pytanie: czy od pisowskiej propagandy można się czegoś nauczyć? Bezpośrednio – nie radzę, bo taplanie się w kale do przyjemności nie należy; ale pośrednio – można.

Ostatnie godziny przyniosły falę dzikiego hejtu na sędzię M. Gersdorf. Jechała ona mianowicie z mężem (jako kierowcą) i przyjaciółką samochodem marki „Subaru”. W pewnym momencie samochód wyprzedzając ciężarówkę zjechał na lewo. W tym samym momencie (widziałem wszystko na filmie) na lewym pasie pojawił się jadący z wielką szybkością motocykl, wyraźnie chętny do wyprzedzania na trzeciego. Kilka metrów za subaru walnął w barierkę ochronną. Motocyklista zginął na miejscu, maszyna rozleciała się na kilka kawałków i jeden z nich nawet przeleciał nad subaru. Które pojechało dalej.

No i zaczęło się. Dla całej prawicy p. Gersdorf spowodowała wypadek (chociaż nie była kierowcą) lub co najmniej nie zatrzymała się (chociaż nie była kierowcą), aby udzielić pomocy ofierze wypadku (chociaż w ogóle nie musiała tego wypadku zauważyć).

Ryk oburzenia. Tony hejtu. Kasta – basta!

Czego jednak ta afera powinna nas nauczyć, poza tym, że propagandyści szajki to gangsterzy i szubrawcy?

A no – tego, że rządzący a szczególnie ich medialna hołota nigdy niczego nie zapominają i niczego nie darują. Raz wróg – zawsze wróg. Pani sędzia im się kiedyś srodze naraziła myśląc inaczej – i to zupełnie wystarczy. Zaraz okaże się, że była babką Hitlera. Warto pamiętać ten myk. On jest powtarzalny.

Jaki zaś wniosek do zastosowania? My też pamiętajmy. I nie darujmy. Zaprawdę, powiadam wam siostrzyczki miłe i braciszkowie: jak jeszcze raz któreś z was zamknie się w kiblu, zaśpi albo dostanie nagłego ataku czegokolwiek, gdy będzie trzeba dać głos za ukaraniem kogoś z szajki, to przyjdę i napluję w pysk osobiście.

Skoro zaś jesteśmy w okolicach wymiaru sprawiedliwości. Polecam w dzisiejszym sobotnim dodatku do „GW” wywiad z dr. hab. Maciejem Taborowskim, który niedawno zrezygnował z funkcji zastępcy rzecznika praw obywatelskich. Bardzo się nam podobały otóż dotychczasowe poczynania następcy dr. Bodnara, a tymczasem rzeczywistość nie jest tak jednoznacznie radosna.

Oto jeden z powodów dymisji M. Taborowskiego:‘

… w pewnych fundamentalnych kwestiach praworządnościowych mamy odmienne zdanie. Nie zgadzam się na łagodzenie wydźwięku standardów europejskich dotyczących ochrony praworządności.

Na przykład rzecznik Bodnar składał skargi nadzwyczajne do Izby Cywilnej SN. Rzecznik Wiącek wybiera Izbę Kontroli Nadzwyczajnej, jedną z izb SN, w których zasiadają sędziowie, o których ETPC wyraźnie powiedział, że nie spełniają wymogu sądu powołanego ustawą. Zarazem nie ma wniosków o wyłączenie tych sędziów z tego powodu, bo musiałyby one dotyczyć każdego składu orzekającego tej Izby. RPO zdecydował, że w skardze będzie tylko ogólna formułka wskazująca na orzeczenia sądów międzynarodowych, ale bez żadnych wniosków procesowych.

Tak że tak. Marnie, proszę państwa. Zwolenników jedności jedynie słusznej partii z narodem, a co najmniej – nienarażania się jej – przybywa. Niekiedy są delikatni.

Zły człowiek na literę K. posiał. Ziarna wschodzą.

15.04.2022

Jakiś zupełnie jałowy ten tzw. Wielki Piątek. Do momentu pisania niniejszego – nic specjalnie ważnego nie zaszło.

Najważniejsza informacja z dzisiejszych mediów pochodzi z wczoraj: „Moskwa”, rosyjski krążownik rakietowy (dość stary, ale jednak potężny) trafiony dwoma pociskami rakietowymi spoczął na dnie wedle wskazania z Wyspy Węży. Nie jest jasne, ilu pociągnął ze sobą członków załogi; Turcy podobno wyłowili 52, właściciele okrętu twierdzą, że wszyscy ocaleli. Ale tu nikt pewno prawdy nie powie; jak to na wojnie.

Swoją drogą – dziś, w dobie satelitów szpiegowskich i Internetu – troszkę trudniej łgać. Łgarzom to specjalnie nie przeszkadza, żeby przywołać Szalonego Antoniego, ale jednak okoliczność jest to istotna. A prawicowe i przykościelne media mają troszkę trudniej. I o to w końcu nam wrednym chodzi.

À propos Antoniego i Smoleńska oraz prawicowych mediów. Wicedyrektor TVP World (oraz piastun wielu różnych ważnych funkcji w TVP) Dawid Wildstein po publikacji wiadomego „raportu” wydalił na Twitterze tekst o dość zdumiewającej składni: „funkcyjne szmaty z GW, TVN, Polityki […] powinni zamknąć swoje mordy”. Telewizja Polska nie komentuje tego wpisu – dziwi się ktoś w sieci.

A co tu komentować? Taki już chamowaty obyczaj w tej instytucji (wyjaśniam, że przez termin „cham” nie rozumiem włościanina, tylko osobę o krańcowym braku wychowania). Treść wpisu Wildsteina więc nie zaskakuje. Zresztą błędy stylistyczne również: w tych środowiskach wykształcenia się specjalnie nie ceni. „Chęć szczera” – pamiętacie?

Dziś dowiedzieliśmy się więcej o sygnalizowanym już nowym konstrukcie ideowo-gospodarczym. Otóż powstała Powszechna Spółdzielnia Spożywców…

Wróć, to było za komuny, teraz będzie Krajowa Grupa Spożywcza.

Chodzi jednak mniej więcej o to samo, co wtedy: o upaństwowienie handlu i wyeliminowanie tego kapitalistycznego potwora konkurencji. Ma być więc tak: polski preferowany producent zarobi więcej, konsument zaś zapłaci mniej. Bardzo to szczytny cel, tylko kto dopłaci różnicę?

Przepraszam. Głupie pytanie. Po coś chyba mamy Glapińskiego? Dodrukuje i będzie. Przy okazji upamiętnimy na banknotach naszych Jedynie Słusznych Bohaterów. No miodowo po prostu. A mówili, że komunizmu nie da się zbudować w jednym kraju, zwłaszcza mniej rozwiniętym. Ale już towarzysz Stalin się z tym poglądem nie zgadzał. Tak twierdził żydowin Marks; on z definicji nie może mieć racji. Ideowej i narodowej.

Jedno mnie troszkę uspokaja: za całą tą imprezą stoją niejaki Sasin wspomagany przez Kowalczyka (to ten od rolnictwa z takim stałym – nie powiem, że intelektualnie wyrafinowanym – uśmiechem na ustach; niestety, absolwent matematyki na UW, sporo jednak wyjaśnia, że wiele lat praktykował tę naukę pełniąc funkcję nauczyciela w Zasadniczej Szkole Rolniczej). Samo to już w zasadzie gwarantuje, że skutki inicjatywy zobaczy się jedynie w rubryce „koszty”.

A o złym na K. nadal tylko wieści z drugiej ręki, więc nieistotne. Namlaskał się ostatnio trochę, więc pewno wypoczywa. Albo raczej knuje.

14.04.2022

Zbliżają się jakieś święta. Podobno ważne. Dla mnie lata całe ważny był świąteczny poniedziałek, bo niegdyś groza była wyjść na ulicę tego dnia: hołota lała wodę i łatwo można było mieć kłopot; dzień był więc zmarnowany, nie znosiłem go. Natomiast piątek przedświąteczny był dla mnie od zawsze dniem protestu i kontestacji, doprowadzającej do rozpaczy część mojej rodziny. Nie mogłem mianowicie zrozumieć, dlaczego tego dnia nic nie wolno, w szczególności jeść dobrych rzeczy. Zatem od momentu, w którym uznałem, że słuchanie mamusi nie jest niezbędnym warunkiem życia – zawsze zaczynałem ten dzień od zjedzenia potężnej porcji kiełbasy. Do dziś tak robię, choć od dawna nikt mi w tym nie przeszkadza.

Skoro jesteśmy w obszarze duchowo-religijnym (choć co ma do tego kiełbasa?) – taka porażająca informacja z Telewizji Republika. Donosi ona gromkim tytułem o straszliwym czynie atakujących Ukrainę Rosjan; myślę sobie – znów jakieś masowe morderstwo czy gwałty?

Nic takiego. W seminarium duchownym w Worzelu, w obwodzie kijowskim, sprofanowali kielich liturgiczny. To był dar św. Jana Pawła II, który nasz papież ofiarował ukraińskiemu Kościołowi podczas swojej pielgrzymki w 2001 roku.

Potworność. Ale niech się zwrócą do p. Dziwisza, on powinien mieć jeszcze w swoich zapasach coś lepszego – jakiś paznokieć czy coś w tym rodzaju.

Jeszcze w tej samej tematyce. Zmieniono tekst modlitwy za Żydów, którą odmawia się zwyczajowo w te święta. Brzmi ona teraz tak: „Módlmy się za Żydów, do których najpierw Pan Bóg nasz przemówił, aby pomógł im wrastać w miłości Jego Imienia i w wierności Jego przymierzu”. Przed Soborem Watykańskim II tradycyjna formuła tej modlitwy brzmiała: „Módlmy się i za Żydów wiarołomnych: niech Bóg i Pan nasz zdejmie zasłonę z ich serc, aby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego”.

Nie chcecie wiedzieć, jakimi słowami powitał tę zmianę katolicki komentariat pewnego arcykatolickiego portalu. Ogólnie mówiąc: mało przychylnie.

Dalej. Nasi prawi i sprawiedliwi chcą zmienić kodeks karny w sprawie obrazy uczuć religijnych. Ma być mnie więcej tak: jak ktoś wynajdzie w jakimś świętym dokumencie cytacik wzywający na przykład do mordowania, to powołanie się nań nie będzie nawoływaniem do czynu zabronionego. Natomiast zaprzeczenie jakiejkolwiek „prawdzie wiary” czy „zbezczeszczenie” albo wyśmianie dowolnego „obiektu kultu” – ma być srodze karanym przestępstwem bez względu na to, czy ktoś poczuje się urażony, czy nie.

Łamania kołem ani stosu na razie nie przewidziano, ale cholera wie; dlatego piszę ten tekst dzisiaj, bo potem ze trzy lata pudła miałbym pewno murowane. Chociaż co to dla prawych i sprawiedliwych – uchwalić prawo, obowiązujące wstecz?

Z innych obszarów. Firma Leroy Merlin – jak wiadomo – nie zakończyła swoich interesów w Rosji i została objęta powszechnym bojkotem. Ale w TVN24 reklamy tejże firmy lecą jak wściekłe. Pewno umowa została zawarta na dłuższy czas, a złamanie umowy – to nie tylko strata wpływów, ale chyba i kara umowna do zapłacenia. No nie stać nas. A nuż by się zmniejszyła premia zarządu?

Pan prezydent dał się sfotografować w Ukrainie w dziecięcej kamizelce ochronnej i bez hełmu. Taki dzielny? Nie, takiego ma ciulowego specjalistę od wizerunku. Nie mam w zasadzie nic przeciw robieniu idiotów z dostojników państwowych, ale gdy to jest czynione przez nich samych lub ich najbliższe otoczenie, to jednak trochę daje do myślenia.

A zły człowiek na literę K. popuścił gdzieś tam w jakimś wywiadzie, że najchętniej to by wsadził do ciupy Tuska. I ubolewał, że to nie takie proste. No tak – panie prezesie – life is brutal and full of zasadzkas. Niestety.

13.04.2022

Komisja Macierewicza opublikowała raport na temat katastrofy w Smoleńsku. W tym raporcie ujawniono zdjęcia, które nigdy nie powinny być pokazane publicznie: zdjęcia zmasakrowanych ofiar wypadku. Jest to niewyobrażalne wręcz naruszenie etyki.

I co? Macierewicz publicznie przeprosił i wziął (jakże szlachetnie – jakby ktoś miał wątpliwości!) winę na siebie. Oczywiście, pojawiło się od razu pytanie: czy to było umyślne zagarnie na emocjach widza, czy zwykłe partactwo?

Nie wykluczając tego pierwszego – ci państwo są wszak gotowi do wykonania każdego świństwa i każdej podłości, jeśli uznają to za pożyteczne dla swojego interesu partyjnego – stawiam jednak na to drugie.

Bo to nie jedyna wpadka przy publikacji dokumentu. Otóż chodzi nie tylko o zdjęcia: część wrażliwych danych powinna zostać w nim ukryta, ale osoba odpowiedzialna za powstanie dokumentu zrobiła to tak nieudolnie, że wszystko da się odczytać. Wrażliwe dane – m.in. niektóre informacje o uczestnikach prac czy osobach widocznych na zdjęciach – zostały zaczernione i w miejscu tekstu widać czarny pasek. No i

Serwis Zaufana Trzecia Strona odkrył, że czarny pasek to tylko jedna z warstw dokumentu, pod którą znajduje się właściwy tekst. Ponieważ nie została połączona z warstwą niższą, zakryty tekst nadal istnieje. Informacje, które miały zostać ukryte, są zatem niewidoczne tylko pozornie, bo czarną warstwę można łatwo usunąć.

Ale można jeszcze prościej: wystarczy zaznaczyć i skopiować „zaczerniony” tekst, który po wklejeniu do innego dokumentu stanie się widoczny. Tak to jest, jak się ważne zadania powierza harcerzom, którzy dopiero kilka tygodni temu zdobyli sprawność „informatyk” (o ile taka jest).

Katolicki obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj. Ale tego jeszcze nie było: jak donosi z Poznania „Gazeta Wyborcza”

Dom salezjański w centrum Poznania był już świadkiem wielu gorszących scen, ale jeszcze nigdy nie doszło do tak otwartej i brutalnej agresji fizycznej. Salezjanie już zareagowali – ks. Jacek Bielski otrzymał upomnienie kanoniczne od przełożonych, ale sprawa może mieć też ciąg dalszy w prokuraturze.

W skrócie chodzi o to, że jeden duchowny, który ma od dawna totalnie w nosie lokalne władze kościelne odprawia nielegalnie „własne” msze, mimo że mu zabroniono, bo jest odstępcą od jedynie słusznej linii. Usiłowano mu na to nie pozwolić. No i – „baby od Woźnickiego” (to ten odstępca) rzuciły się na pracownika świątyni i przewróciły go na ziemię. Wtedy drugi ksiądz stanął w ich obronie, a że miał za pazuchą pałę teleskopową (ciekawe czy poświęcaną?), więc jej użył. Krew się polała, głowę odstępcy trzeba było zszywać.

I jeszcze garść szczegółów z „Wyborczej”:

Woźnicki wstawił ołtarz do swojego pokoju w domu salezjańskim i zaczął odprawiać msze w rycie rzymskim, po łacinie, stojąc tyłem do wiernych. Kościół nazywa tę kaplicę nielegalną. Woźnicki wypełnia kazania mową nienawiści – często homofobiczną, a ostatnio także antyukraińską. – Polacy stają się obywatelami drugiej kategorii. Uchodźcy z Ukrainy obrócą się przeciwko Polsce – mówił.Nadal pozostaje jednak księdzem.

I pomyśleć, że chłopcy zmarnowali okazję, żeby coś zarobić. Było nagrać ten spektakl i wsadzić na YouTube a reklamki posypałyby się same. A można było zrobić płatny dostęp…

Ech, wygląda na to, że interesy potrafi w tym towarzystwie robić głównie niejaki Rydzyk.

Zły człowiek na literę K. w żadnej z obu omówionych dziś spraw się nie odmlaskał.

12.04.2022

Gdy słyszę potok słów wypływający z Wysokich Ust nieprzerwanym, nieakcentowanym ciągiem – mam ochotę na rzyg. Tego się po prostu nie da słuchać. A kiedy mówca dodaje do tekstu efekty wizualne w postaci niekoordynowanego rzucania głową w prawo i lewo oraz przedziwnej gestykulacji – trzeba natychmiast wyłączyć telewizor. Dlatego nie wiem, co usłyszał od niego nasz gość. Nie sądzę jednak, bym intelektualnie coś stracił.

Swoją drogą, bycie politykiem to czasem ciężki kawałek chleba. Zajęcie nieźle płatne i bonusów różnych sporo, ale wytrzymać cudzy słowotok udając, że cię to cokolwiek obchodzi… trudna sprawa.

Dzisiejsze posiedzenie senatu przejdzie zapewne do historii. Próba odwołania marszałka Grodzkiego pod pozorem „obrazy narodu polskiego” sama w sobie była dość kuriozalna, ale w praktyce okazała się draką w pralni. Dwie główne baby pyskujące – panowie Karczewski i Pęk – trudno było odspawać od mównicy. W Karczewskim musi tkwić jakaś ogromna zadra. Tak się przyzwyczaił do tych „wizyt na szczeblu” i oficjalnych rozmów z różnymi „ciepłymi ludźmi” (a także zapewne do służbowej willi…), że nie może przeboleć ich utraty; to widać, słychać i czuć.

A Pęk to zimny ambicjoner. Czy wie, że postawił wszystko na jedną kartę?

Zawsze się zastanawiam: kim trzeba być, by z absolutnie miedzianym czołem publicznie mówić potworne brednie ściśle wedle dyrektywy dnia?

Kiedyś pewien wysoko postawiony a źle wychowany dyrektor ważnej instytucji medialnej (niech spoczywa w spokoju) powiedział nieelegancko o pewnej pani, którą mu po protekcji pchano na posadę: jak bym miał taką twarz jak ta dama, to bym na niej siadał, a nie chciał się pokazywać publicznie. Bardzo nieładnie, ale damę mu wduszano wręcz kolanem. A pewno nie wziął pod uwagę, że inne fragmenty cielesności miała lepsze od buzi; ale mniejsza z tym: było, minęło.

Chętnie bym powiedział coś podobnego wielu politykom, którzy bez cienia zażenowania wychamiają się publicznie i udają, że nie wiedzą, że robią z siebie i swoich szefów idiotów. Tylko jak to zgrabnie a złośliwie sformułować?

Zły człowiek dzisiaj nie mlaskał. Ale do końca dnia daleko.

11.04.2022

Co robisz, jeśli masz wygłosić referat techniczny, o którym wiesz, że jest ważny dla ciebie i twojego szefa – a przesadnie go nie rozumiesz, bo ci jacyś współpracownicy tylko dali niezbyt przejrzyście skonstruowaną ściągawkę?

Oczywiście, nadrabiasz miną i lecisz. Zdań nie pojmujesz, więc je odczytujesz bez przecinków i wszelkich innych znaków przestankowych, ciurkiem. Używane terminy specjalistyczne są dla ciebie czarną magią, więc na wszelki wypadek dobitnie akcentujesz każde słowo.

Wychodzi bełkot oczywiście.

Taki bełkot zaczął się kilka minut po jedenastej a wykonał go Antoni Macierewicz. Nazywało się to konferencją prasową a miało dowieść, że katastrofa smoleńska była wynikiem zbrodniczego zamachu stanu. Nie dowiodło, ale mniejsza o to – przecież animatorzy wydarzenia się do tego nie przyznają; a poza tym nie o to chodzi, ale by rozpocząć bijatykę. Początki już widzieliśmy właśnie w toku tej konferencji: każde nieco tylko kłopotliwsze pytanie wywoływało u pana M. nieskrywane ataki wściekłości.

Bełkot głównego prelegenta to jedna sprawa, a pokaz materiałów towarzyszących w postaci slajdów, filmów i nagrań audio – druga. Ale to też był bełkot bez sensu, miejscami zupełnie niezrozumiały, miejscami zaś tylko niepasujący do tekstu mówcy. Słowem – znana z jakości typowa pisowska nędzna partanina.

Ale operacja specjalna kryptonim „Smoleńsk” się zaczęła.

Nadchodzi piekło, wspomnicie moje słowa. Każde zaprzeczenie tezom osławionej „podkomisji” będzie uznane za wpisywanie się w „narrację Kremla”. Każde zwątpienie będzie ogłoszone zdradą narodową.

Ja sam mam tylko jedno pytanie: skoro dwie eksplozje kilku (!) różnych środków wybuchowych, które zdaniem raportu zniszczyły samolot, nastąpiły w ostatnich sekundach lotu i przez to pozostały niedostrzeżone – to jaki geniusz potrafił obliczyć i zainicjować moment eksplozji tak niebywale dokładnie? I po co, skoro tupolew już praktycznie rył nosem w ziemi?

Przed laty, kiedy jeszcze byłem niedużym chłopcem, też czasami zadawałem kłopotliwe pytania. Najczęściej odpowiedź brzmiał „siedź prosto”. Tu bym pewno usłyszał „zamknij ryj, głupi komuchu”.

A skoro trzeba skończyć jak zwykle nieżyczliwym wspomnieniem pana o nazwisku na literę K., bezsprzecznego inicjatora dzisiejszej ponurej hecy, to zacytuję małe à propos autorstwa Ernesta Skalskiego, który uradował się prowadzeniem Macrona w pierwszej turze wyborów we Francji: gdyby jeszcze przestał rządzić zły człowiek K., można by siąść nad rzeką i czekać aż przyniesie ona najważniejszego trupa.

10.04.2022

Syreny jednak zawyły, choć nie wszystkie.

Wydawać się może, że wygrali; otóż nie sądzę. Jednak sporo samorządowców poszło w przeciwnym kierunku; jeden nawet – nie mając mocy decyzyjnej w sprawie syreny – nakazał wyłączyć zasilanie. Bo to akurat mógł.

Ale ważniejsze jest to, że ludzie dostali jeszcze jedną porcję wstrętu do rządzących. Od nich samych. Ci najwyraźniej idą tropem Rosjan, którzy gdzieś tam w Ługańskiej obłasti (zdaje się) rozwalili bez namysłu zbiorniki z kwasem azotowym i wylali to paskudztwo… prosto na siebie. Ta sama inteligencja.

Ostatnio pokazywał się kilkakrotnie pan Glapiński. Ten facet ma mistrzostwo świata w mówieniu napuszonych łgarstw i nadawaniu im pozoru naukowego. Bez zmrużenia oka ładuje teksty dokładnie sprzeczne z czymś, co sam mówił kilka miesięcy wcześniej – i ani mu opuchnięta od dobrobytu na starość buźka nie drgnie. Przy okazji: zauważyliście, że już nie ma koło niego escort service dwóch niemal identycznych blondynek. Zużyły mu się, czy może jakiś kot z Żoliborza miauknął, że NARUT to źle widzi?

Skoro już dotknęliśmy nauki. Czarnek jest uparty. Znów lansuje projekt „Akademii Kopernikańskiej”, bo przecież naukowców też trzeba mieć własnych. Nic to, że brudne zagranie jest czytelne na pierwszy rzut oka. Nic to, że intencje hochsztaplera są oczywiste. Mogę, więc robię – oto wszawa dewiza Czarnka i całej szajki, której jest reprezentantem.

Nie widzę co prawda możliwości, by wśród tej „nowej elity” intelektualnej znalazł się – na przykład – rzeczywiście zdolny matematyk albo fizyk, ale przecież chętnych do palm akademickich teologów mamy niewątpliwie jak mrówków. Już widzę, jak sam Tata Muchomor po ewentualnym przejściu na emeryturę dostaje najpierw nominację profesorską, a potem powołują go uroczyście w poczet Kopernikan… Biskupom w końcu też godności nigdy dosyć.

W końcu – potrafiliśmy niejakiego Martyniuka mianować idolem i wylansować na geniusza popu (udało się, prawda?), mimo uporczywego beczenia zamiast śpiewania, co każdy słyszy, to z uczonymi powinno się też udać. Jeszcze łatwiej. Kto czyta to, co oni tam w tych swoich „Zeszytach naukowych wyższej szkoły tego i owego” wydrukują? Owym „Zeszytom” da się odpowiednią punktację i będzie formalnie git, a tego wydrukowanego NARUT i tak nie zrozumie, bo przecież rozkład jazdy na przystanku autobusowym jest dla niego ponurą tajemnicą…

Ciekaw jestem, czy zły człowiek na K. wymyśla to wszystko sam, czy tylko przyklepuje to, co mu rozmaici Kurscy powymyślają i przyniosą, a kot akurat tego nie obsika?

9.04.2022

Oczywiście – jak to w Polsce – głupia sprawa stała się powodem ostrej dyskusji i przesłoniła rzeczy ważniejsze. Ale faktycznie chodzi o coś takiego, co u normalnie wrażliwego człowieka budzi komplet negatywnych uczuć – żeby nie wyrazić się dosadniej.

Otóż pan Mariusz Kamiński (czy z własnej inicjatywy?) postanowił wleźć głębiej złemu człowiekowi na literę K. i rocznicę katastrofy smoleńskiej uczcić ogólnopolskim wyciem syren. Żeby coś takiego zrobić w sytuacji, w której o kilkaset kilometrów mamy wojnę i obok setki tysięcy ukraińskich przerażonych uchodźców – trzeba nie mieć grama empatii i wyobraźni. Krzywomordy potem się tłumaczył, że przecież „wszyscy Ukraińcy zostali uprzedzeni SMS-em”, ale trzeba chyba być kompletnym idiotą, by to tłumaczenie przyjąć do wiadomości.

Rzecz prosta, wszyscy uczciwi samorządowcy odmówili wykonania tego durnego, nieuczciwego i obrażającego przyzwoitość polecenia.

Rządzący raz jeszcze ujawnili swoje ohydne oblicze. Jak pomyślę, że ciągle około 30% współmieszkańców tego kraju (nie mogę ich nazwać rodakami) popiera to nieporozumienie ewolucji, które się w Polsce dorwało do władzy, to krew mnie zalewa.

Dlatego na dziś tylko tyle żółci. Oczywiście, na koniec jak zawsze o złym człowieku; otóż zauważam, że mlaska jakoś coraz mniej składnie swoim coraz wyraźniej starczym głosem. Wygląda też kiepsko, nawet jak go nieudolnie wypudrują. Nie skomentuję tego wrażenia; dzielę się nim po prostu. Że mam w związku z tym pewne odczucia i spodziewania? Dyplomatycznie: nie potwierdzam, nie zaprzeczam…

8.04.2022

1. Czy w cywilizowanym świecie państwa powinny współpracować?

Głupie pytanie. Oczywiście, że tak. Jeśli tego nie potrafią, to znaczy, że nie należą do cywilizowanego świata.

A czy można nazwać współpracą oczywiste wtrącanie się jednego państwa w wewnętrzne sprawy drugiego, w dodatku w toku procesu wyborczego? Pokazywanie, że jakiś kandydat nam się nie podoba?

Głupie pytanie. Oczywiście, że nie można. Czyli ktoś, kto coś takiego robi – dobrowolnie się z cywilizowanego świata demokracji wypisuje. Niczego się nie nauczyliśmy na ostatnich wyborach w USA. Graliśmy wtedy na wybór Trumpa tak wyraźnie, że przekraczało to już nie zasady dyplomacji, ale normy dobrego wychowania.

No i teraz znowu. Krzywogęby nakłamał na Macrona, przez co jakby oddał głos na faszyzującą purchawę Le Pen. Nic dziwnego, że dostał ostrą fangę w nos; gorzej, że kolejny raz popsuł stosunki z ważnym państwem europejskim.

Nienaprawialni. Do kasacji i złomowania.

2. „Raport” w sprawie katastrofy smoleńskiej liczy podobno 10 tys. stron. Ciekawa sprawa. Zawsze mnie zdumiewało, że niektórzy ludzie im mniej wiedzy i prawdy o czymś mają do przekazania, w tym więcej słów to ubierają. Interesujące: świadomie, żeby zmęczyć czytelnika – czy też inaczej po prostu nie potrafią? Myślę, że tu zachodzą oba przypadki. W ogóle założenie, że ci państwo coś umieją – nawet gdy dysponują pięknymi dyplomami – jest dość absurdalne.

3. Na Facebooku rozgorzał spór. Ludzi dobrze wychowanych z ludźmi wychowanymi ciut gorzej. Chodzi o dwa zdjęcia pani Beaty Kempy, które wywołały lawinę tzw. hejtu, pani europosłanka bowiem wygląda na nich – jakby to określić – niezbyt wyjściowo.

No i poszło o tę wyjściowość. Poczuły się urażone osoby odbiegające nawet tylko nieco od norm, ustalonych przez wizerunki celebrytek i modelek. Troszkę więcej w pasie – i już bierzemy do siebie. Człowiek ma prawo źle – i w ogóle jak chce i jak natura dała – wyglądać. Nijak się to ma do jego wartości. Bodyshaming.

Niby racja. Sam lubię łazić niedogolony i zdarza mi się nie zrobić manicure – i zapewniam, że nie czuję się przez to gorszy, zwrócenie zaś uwagi przyjąłbym z pewnym zdumieniem.

Ale bycie osobą publiczną nakłada jednak na człowieka pewne obowiązki formalne. Trzeba być naprawdę kimś bardzo wybitnym (albo troszkę uznanym abnegatem…), żeby na oficjalnej imprezie w Pałacu Prezydenckim pojawić się w sandałach. Trzeba być naprawdę wielkim dziennikarzem, by pokazać na przykład na wizji wielkie brzuszysko albo kłaki w dekolcie…

Przed laty słynny KTT roztarł na proszek pewnego publicystę, który ośmielił się wziąć udział w jakiejś dyskusji telewizyjnej i zademonstrował publicznie duży brak w uzębieniu. Dziś by pewno dostało się samemu KTT…

Świat się zmienia i nie należy sądzić po pozorach. Jako debiutujący dziesiątki lat temu prezenter telewizyjny poznałem niegdyś osobiście ogromnie wybitnego (naprawdę!) i szalenie lubianego przez widownię pana. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że ów pan… straszliwie się jąka. Ale naprawdę straszliwie. Nie wytrzymałem i spytałem jak osiąga technicznie biegłość wypowiedzi telewizyjnej, z której słynął.

– Młody człowieku – rzekł patrząc na mnie pobłażliwie – medycyna dawno dała sobie z tym radę. Na 10 minut przed występem szybkie dwie sety robią cuda. Zresztą sam pan widzi. Szacunek dla widza wymaga poświęcenia wątroby.

Tak więc rzeczywiście pozory mogą mylić.

A temat jest drażliwy. Czy wolno jeszcze zwracać uwagę, że zły człowiek na literę K. potwornie mlaska mówiąc i czasami nie dopina rozporka, czy też musimy cierpieć już estetycznie bez komentarza? I czy nie jest pewnym paradoksem, że wolno dziś w towarzystwie cisnąć kurwą (w mowie, w mowie), a nie wypada powiedzieć, że ktoś wygląda jak ostatnia łachudra?

Oto jest pytanie na dziś. Dziaderskie, oczywiście – a jakie ma być w danym przypadku?

7.04.2022

Tia… Najpierw kilka cytatów.

„Rzeczywiście zbrodnie rosyjskie są ogromne, ale jeżeli można coś zrobić na arenie międzynarodowej, to Platforma Obywatelska może z klubu w Parlamencie Europejskim wykluczyć Serbię” – powiedział z mównicy sejmowej pan Suski. Śmieją się z niego znowu, bo Serbia nie jest członkiem Unii. I z czego tu się śmiać? Przecież można ją wykluczyć i tak, czyż nie? Jak nie jest, to wydalona nie będzie tym bardziej.

Podobno Suski ma zostać profesorem w medialnej szkole Rydzyka. Nie zdziwi mnie to.

Z kolei w programie „Kwadrans Polityczny” w Kurwizji tenże Suski wydalił z siebie górnym otworem taką oto mądrość o walce o polskie sądy: „Posłowie pracują nad projektem, który jest kompromisowy i myślę, że to będzie też powodem do tego, żeby jednak UE nie miała już żadnych argumentów, aby zabierać Polsce pieniądze, nie przekazywać tych środków z KPO”. Już jak on tak mówi, to tak jest. Prawda?

„Wspólnota międzynarodowa chce uniknąć eskalacji i dlatego nikt nie interweniował bezpośrednio, ale widzę, że wielu wysyła broń. To straszne, gdy się o tym pomyśli, to może wywołać eskalację, której nie będzie można kontrolować” powiedział z kolei sekretarz stanu w Watykanie, kardynał Pietro Parolin.

Coraz wyraźniej widać spoza wspaniałych szat zwykłe szambo. Kościół katolicki w oczywisty sposób funkcjonuje grubo po terminie przydatności do spożycia. Jeszcze parę załzawionych babć deklaruje, że „mimo wszystko kocha polskiego papieża”, jeszcze jakaś liczba wąsatych brzuchaczy stroi się w rycerskie szaty i zasuwa na klęczkach po bruku, jeszcze młodzi faszyści chcą się chronić pod kleszą kiecą, ale to już ostatnie podrygi. Bez wątpliwości.

Show-business. Tego mi było strasznie brak! Patryk Vega zrobi film o Kamilu Durczoku. – „Doszedłem do momentu, w którym chcę wyjść w świat, a żeby to było możliwe, to muszę realizować projekty anglojęzyczne z europejskimi i hollywoodzkimi aktorami. Szykuję się do takiego filmu” – powiedział niedawno. No a Kamil Durczok – ponoć zdaniem pana V. to „postać rodem z Dostojewskiego. A to wszystko historia jego kariery, wzlotów i upadku na tle blichtru show-biznesu: wielkie pieniądze, ludzie z pierwszych stron gazet, politycy, narkotyki, kobiety, molestowanie, alkohol i płatna miłość”.

Już to widzę. Będzie fascynująca opowieść. Vega nigdy przecież nie zrobił gniota o niczym. Prawda? Durczoka ma podobno zagrać Sylvester Stallone albo zrewitalizowany Al Pacino. Pewno jednak Oscara nie będzie, bo tam sami zawistnicy. Ale „Złota Malina” raczej pewna. No i kasa.

Nie wiem czemu, ale strasznie mnie to śmieszy.

A to przecież durnota.

A zły człowiek na literę K. zbiera siły na 10.04. Podobno chcą zrobić spęd na 24 fajerki. Będzie szumnie. Drabinka już odkurzona.

6.04.2022

Troszkę dobrze, więcej źle.

Ciut mądrzejemy; to dobrze. Jak wynika z najnowszego sondażu pracowni ARC Rynek i Opinia, większość Polaków skłania się obecnie do przyjęcia waluty euro. 52 proc. ankietowanych zdeklarowało, że bezpieczniej czuliby się, gdy w Polsce obowiązywała zamiast złotego waluta euro. To pewna nowość, krzepiąca.

W najbliższych tygodniach – kwiecień, najpóźniej maj – powinniśmy dojść do akceptowalnego porozumienia, stwierdził w środę Krzywogęby, nawiązując do terminu przyjęcia przez KE Krajowego Planu Odbudowy. Kilka dni temu prawiczki podniecały się, że już dziś pani von der Leyen ogłosi to w Warszawie; oczywiście, okazało się to nieprawdą. I przemianowanie Izby Dyscyplinarnej oraz rozsianie jej sędziów wśród sędziów Sądu Najwyższego – jak chce Duda – też tego nie załatwi.

Wyraźnie powiedziano: represjonowani sędziowie muszą być w pełni zrehabilitowani, nielegalna Krajowa Rada – rozgoniona. Izba ma zniknąć, a nie zostać przemianowana.

I zaraz potem możemy rozmawiać. Tak że wyznaczaj pan sobie terminy, panie premier, wyznaczaj. I nie jest to stanowisko „antypolskie”; wręcz przeciwnie. Ono broni Polski przed rodzimymi putinkami.

Podczas rozpoczynającego się w środę posiedzenia Sejmu, konfederasta Grzegorz Braun zgłosił wniosek formalny o odroczenie posiedzenia… do czasu, aż marszałek Sejmu Elżbieta Witek „zrobi porządek w Wysokiej Izbie i na terenie Kancelarii Sejmu”. Chodziło o to, że gmach Sejmu udekorowano został flagą Ukrainy. Są jakieś granice duractwa i chamstwa na Wiejskiej?

Janina Ochojska domagała się wczoraj, by UE nie przekazywała wszystkich środków na pomoc uchodźcom do dyspozycji rządu, ale przydzielała je też organizacjom pozarządowym. Co ma oczywiście sens i wręcz samo się narzuca. Ochojska ubolewała, że jej prośby nie są realizowane. Oczywiście – hejt poszedł ze wszystkich rur. Bo to „antypolskie” i „zdradzieckie”. Nie będę cytował komentatorów; ich wypowiedzi to czysta zgroza. Tak sobie myślę, że to nacjonalistyczno-katolickie prostactwo, gdyby tylko miało spluwę pod ręką i spotkało kogoś takiego jak Ochojska w ciemnej ulicy, to zachowałoby się dokładnie tak samo, jak umundurowani bandyci w Buczy. Niestety.

A kto to wszystko uruchomił i brakiem reakcji sankcjonuje? Banalne pytanie. Oczywiście: nasz zły człowiek na literę K. i jego banda klakierów.

5.04.2022

Dzisiaj o sprawach w porównaniu z wojną w Ukrainie, sukcesem Orbana na Węgrzech i kolejnych pełnych hipokryzji wyczynach pisuaru w Polsce – mało ważnych. Ale dość charakterystycznych.

Otóż – jak wiadomo – w Polsce bada się tzw. słuchalność radia. Od lat zajmuje się tym oddział (Kantar Polska) dużej i cieszącej się ogólnym zaufaniem wyspecjalizowanej firmy badawczej. No i z badań tej firmy wynika niezbicie, że pod światłym kierownictwem wybitnych fachowców pisowskich Polskie Radio dołuje totalnie; niektóre programy – jak Trójka – są zaś wręcz w całkowitym zaniku. Co oznacza, że kolosalne nakłady na państwowe media dają oczywiście dobrobyt wiernym pieskom kaczorstwa, ale skutki tego – w sensie oddziaływania na społeczeństwo – są coraz mniejsze.

Oczywiście – takiego stanu rzeczy medialny podgang szajki nie mógł tolerować. W końcu może się zdarzyć tak, że nasz negatywny bohater o nazwisku na literę K. jakiś raport przeczyta i wymieni kadrę. No i zaczną być kłopoty z kredytami i w ogóle.

Co się robi w takich wypadkach? Jasne: trzeba powołać własny „ośrodek badawczy”, najlepiej kierowany przez kumpli i szwagrów i jemu powierzyć robotę; będzie git.

Tak zrobiono. KRRiT powołała coś, co nazwano Krajowy Instytut Mediów, który udostępnił właśnie pierwsze dane dotyczące słuchalności radia. Gromadzi je – to istotne – firma Alternatywa Polska, zarejestrowana w … gospodarstwie we wsi Dębina. Wszystko wyszło mniej więcej w słupkach jak trzeba, tylko pomylono nazwy paru badanych stacji; ale to przecież drobiazg. Nieco gorzej, że specjaliści od rynku medialnego, którzy nie biorą pensji rządowych, nie zostawili na wiarygodności i metodyce tego badania suchej nitki.

Co zaś najciekawsze: kontrakt z tą wiejską spółką opiewa na kwotę blisko 24 mln zł netto; podobno jak na rodzaj badania – zawrotną. Nie jest ta spółka firmą badawczą, znana jest natomiast w środowisku jako… dostawca sprzętu biurowego i komputerów. Kontrakt zaś dostała bez przetargu. Z ustaleń portalu Wirtualnemedia.pl wynika dodatkowo, że udziałowcem wybranej spółki jest były wspólnik … prezesa owego KIM.

Teraz Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku (jest coś takiego) chce od KIM wyjaśnień. „W opinii firm członkowskich OFBOR prowadzenie badań wymaga innego doświadczenia niż wynajmowanie sprzętu, a nasze środowisko nie ma żadnej wiedzy o doświadczeniu AP w realizacji terenowej badań. Aktualny wypis z KRS (KRS: 0000147434) potwierdza, że AP nie prowadzi działalności badawczej” – zwraca uwagę OFBOR. Zainteresowanych szczegółami (jest ich znacznie więcej) odsyłam do portalu. https://www.wirtualnemedia.pl/…/radio-track-krajowy…

Nam niech to starczy: mamy nasz ukochany system sprawowania władzy na talerzu. Ręka rękę myje, co dawca pieniędzy sobie życzy – to dostanie. Szwagry i kumple mają się wybornie.

Etyka, moralność … Proszę mnie nie rozśmieszać. To dobre dla tych jajogłowych, co zapieprzają za 3500 brutto. My som tera pany. Taki jest właśnie nasz narodowy i katolicki socjalizm.

A nasz zły człowiek wie, że swoją władzę może i musi opierać na kłamstwie rzezimieszków. Realizowanym czynem ciągłym i w porozumieniu.

4.04.2022

Dziś oczywiście tylko dwie sprawy, które przyćmiewają wszystko: ujawniona dokumentacja fotograficzna zbrodni wojennych, dokonanych w Ukrainie przez Rosjan – i wygrana Orbana na Węgrzech.

W pierwszej sprawie sytuacja jest jasna. Znamy nazwy i numery jednostek, które dopuściły się przestępstw. Znamy – już zostały opublikowane w Sieci – szczegółowe dane personalne dowódców. I oni, i ich wszyscy przełożeni do Putina włącznie powinni stanąć przed sądem specjalnym, powołanym przez społeczność międzynarodową. Mogą być sądzeni zaocznie. A potem – międzynarodowy list gończy i aresztowanie każdego, kto wystawi nos za granicę Rosji. Tyle na pewno można zrobić i to szybko. I trzeba koniecznie dostarczyć Ukrainie ciężką broń. Putin nie może odwołać swojego majowego Dnia Zwycięstwa. Cywilizowany świat musi mu to święto nieco zepsuć.

Sądzę również, że państwa, które nie przyłączają się do sankcji i potępienia Rosji – same powinny zostać objęte takimi sankcjami i usunięte ze wszystkich organizacji międzynarodowych (także sportowych, kulturalnych, naukowych itp.). Nie ma wyjścia: jeśli statuty istniejących organizacji nie umożliwiają takiego rozwiązania, należy założyć nowe organizacje, zawieszając działanie starych i nie przyjmując cwaniaków.

Dotyczy to także Węgier i ich przynależności do NATO i członkostwa w Unii. Ich wybory pokazały, że mamy tam teraz konia trojańskiego.

Na marginesie wygranej Orbana czytam triumfujące głosy przeciwników pójścia w Polsce na wybory jednym blokiem opozycji. To rozwiązanie na Węgrzech nie dało kompletnie nic; fakt. Ale sytuacja u nas i tam jest zasadniczo różna: na Węgrzech od dawna nie ma wolnych mediów, a wybory organizacyjnie zostały ustawione tak, by wygrać mógł tylko Orban. U nas na razie takie warunki są obecne tylko w mokrych snach Kaczyńskiego. Na razie.

Wygrana Orbana wzbudziła oczywiście euforię na polskiej katoprawicy. Różni Ziemkiewicze i podobni doznają wręcz seryjnych orgazmów z tej okazji. Uzasadnienie „teoretyczne” decyzji Węgrów też mamy; niejaki prof. M. Ryba z KUL, szeroko znany z wiadomego Radyja, powiada tak:

[współpraca z Orbanem] jest możliwa i konieczna, bo nie da się Trójmorza – nie mówimy w tej chwili o Międzymorzu -robić bez Węgier. Mało tego, jest cała gama wspólnych interesów: Via Carpatia, wspólne projekty energetyczne, współpraca Orlenu z MOL-em. To są realne już rzeczy, które się w tej chwili dokonują – tworzymy wielki koncern. Jeśli mówimy o obronie suwerenności przed dominacją Brukseli, jeśli mówimy o niezwykle groźnej dla nas nowej polityce energetycznej…

I wszystko jasne. Prawda?

Jeszcze pięć dni i zły człowiek wymlaszcze swoje nowiny o „zamachu”. Nie spodziewam się rewelacji, wbrew zapowiedziom. Już naprawdę trudno jest wymyślić jakieś nowe brednie smoleńskie. Przy tym założę się, że głównym obwinionym zrobi Tuska; wszystko do bólu przewidywalne.

3.04.2022

Może nie najważniejsze, ale …

Iga Świątek starła z kortu – przesympatyczną zresztą – Naomi Osakę i jak dotychczas wygrywa wszystko, co się da. Co napełnia mnie wielkim zadowoleniem, bo odnoszące sukcesy dwudziestolatki to jest to, co tygrysy lubią najbardziej.

Tyle zachwytu, a teraz trochę żółci: Iga, najmilsza: zmień fryzurę, przesłoń czoło i noś długie rękawy! Nie tylko przeciwniczki legną pokotem!

No dobra, teraz na poważnie.

Różnie można robić interesy na cudzym nieszczęściu. Na wojnie w Ukrainie też. I nie mówię o rozmaitych przestępcach i wydrwigroszach, bo ci usiłują kosić kasę na wszystkim i zawsze; taki mają zawód. Paradoksalnie, jak jakiś taki usiłuje mnie naciągnąć pod pozorem pomocy walczącym, to spluwam w tym kierunku i zostawiam sprawę do załatwienia właściwym organom. Bez emocji. Jeśli natomiast cynicznie, po chamsku, idiotycznie coś „przy okazji” usiłuje skręcić osobnik uważany z nieznanych przyczyn za celebrytę – to jest inna sprawa.

Taką obrzydliwość usiłował ostatnio wykonać niejaki Królikowski, podobno aktor, reżyser, scenarzysta i “osobowość telewizyjna” (???). Mianowicie chciał zorganizować „galę MMA”, czyli publiczne pranie się po ryjach bez reguł pomiędzy … sobowtórami Putina i Zełenskiego. Miało się to odbyć pod koniec kwietnia w Opolu. Pod pozorem „dobroczynności”, bo dochód miał być przeznaczony na pomoc Ukrainie.

A chodziło tylko o to, żeby wobec tego gościa zrobiło się głośno. I tak się stało: przejechali się po tym pomyśle ludzie z całego świata, ale przecież łachudrze tylko na tym zależało: „dobrze czy źle, ale z nazwiskiem”.

Nie ma słów potępienia na coś takiego. Gdyby w Polsce istniała jakaś gildia ludzi teatru i kina, to powinna natychmiast pozbawić tego osobnika prawa wykonywania zawodu. Jakakolwiek instytucja kulturalna zachce zatrudnić ten nieudany egzemplarz człekokształtny powinna zaś zostać zbojkotowana.

Na razie zakazał imprezy prezydent Opola, co odnotowuję z szacunkiem.

Nie będziemy wprowadzać preferencji dla dzieci z Ukrainy, bo polskie dzieci mają prawo dostać się do wymarzonej szkoły. Gdybyśmy w sytuacji uprzywilejowanej postawili dzieci z Ukrainy, pojawiłoby się dużo problemów i niepotrzebnych napięć. Dlatego ukraińscy uczniowie będą rekrutowani na takich samych zasadach jak polscy – powiedział Czarnek.

Z kolei nasz antybohater na literę K. powiedział w wywiadzie dla „Welt am Sonntag”:

Niemcy nie wypłaciły dotychczas wysokich kwot odszkodowania za zniszczenia i morderstwa Polaków podczas II wojny światowej. Kwestia ta musi zająć ważne miejsce w naszych stosunkach i zostać rozwiązana

Oni – ci nasi „politycy prawicowi” – są nienaprawialni. Zezłomować i wyrzucić. Jedyne wyjście.

2.04.2022

No i mamy zimę w kwietniu. To oczywisty dowód, że Niebiosa zostały opanowane przez PiS, tych mistrzów partaczenia. Podejrzewam, że głównym meteorologiem niebieskim zrobili Sasina, stąd ten polarny pejzaż za moim oknem.

I to byłoby w zasadzie tyle, jeśli idzie o żółć na dziś.

Mamy bowiem powód do pewnego (sporego nawet) zadowolenia. Obejrzałem sobie mianowicie transmisję z porannych obchodów sejmowych 25-lecia Konstytucji. I – jak lubię się czepiać – tym razem złego słowa nie powiem. Okazało się, że cała demokratyczna opozycja może usiąść razem, rozmawiać i – najważniejsze – mówić o sobie bez złośliwości. Co więcej, zgodnie wykonano kilka znaczących gestów pod adresem kobiet. Całość organizowali ludowcy – i zrobili to lepiej niż dobrze. Przypomnieli też Marszałka Sejmu z okresu uchwalania Konstytucji; i tak sobie patrząc na p. Zycha pomyślałem ze zdumieniem: to był czas, w którym bycie inteligentem nie wadziło w polityce… I komu to przeszkadzało?

Wiecie komu: temu na literę K.

Że było to spotkanie ważne – mamy z miejsca dowód czarno na białym: portale prawicowe w tej kwestii zaniemówiły kompletnie. Były możliwe trzy reakcje: beznamiętne i „bezprzymiotnikowe” zreferowanie faktów, jazgot i oskarżenia o zdradę i przemilczenie. Wybrali to trzecie. Byłem już pogrążony w głębokim pesymizmie, gdy chodzi o rozumienie przez opozycję arytmetyki, a w szczególności metody d’Hondta. Wygląda na to, że zaczyna docierać. Może jednak zagłosujemy na wspólną listę?

I jeszcze jedna uwaga: spotkanie prowadziła dr A. Materska-Sosnowska. Gdybym był szefem jakiejś stacji telewizyjnej, to jeszcze przed końcem imprezy bym do niej zatelefonował z propozycją objęcia stanowiska Głównego Komentatora Politycznego i szefa odpowiedniej redakcji, oferując na dzień dobry pensję w wysokości pięciokrotności jej dzisiejszych dochodów. To jest gwiazda i zwierzę telewizyjne. Skarb. Naprawdę, bije kulturą bycia, swobodą i znajomością rzeczy najlepszych prezenterów telewizyjnych.

Tyle, że gdybym był na jej miejscu, to bym takiej propozycji nie przyjął, chyba że by mi zagwarantowano obwarowany monstrualnymi karami kontrakt 10-letni bez prawa do zwolnienia lub zawieszenia w obowiązkach.

Jakież życie byłoby piękne, gdyby pani doktor zastąpiła na przykład niejakiego Piaseckiego, żeby już różnych telewizyjnych dam politycznych nie wymieniać…

Bęcki, które by otrzymywał na przykład wiadomy zły człowiek, gdyby był na tyle zadufany w sobie, żeby z nią odważyć się rozmawiać face-to-face, to byłby miód na stare serce misia.

1.04.2022

Tak się zastanawiam: po co Kaczyński rozpętuje znowu aferę ze Smoleńskiem? Ani chybi, musi myśleć, że to mu zwiększy popularność i przyda się przed wyborami. Czyżby myślał, że NARUT tak kocha Lecha i pamięć o nim, że kupi każdą związaną z tym brednię? Niepojęte.

Racjonalnym działaniem byłoby kolejne sprowokowanie publicznej dyskusji, która przykryje inne sprawy bez względu na sens; taka dyskusja rozgorzeje niestety bez wątpienia, bo ludzie umiejący korzystać z szarych komórek ulegną emocjom i zaczną wytykać od nowa nonsensy – a z drugiej strony rozmaite podlizy i inne pachołki będą „dawać odpór”, żeby się u Kaczora zasłużyć. Część zresztą zrobi tak ze strachu, że jak nie zabierze głosu, to sobie złamie karierę…

Teraz „grzeją” Grodzkiego. Jak wiadomo, przeprosił on Ukraińców i w ogóle opinię publiczną za to, że nie zablokowaliśmy zakupu paliw z Rosją. No a przecież z samej definicji zła i dobra wynika, że Polska i Polacy to samo wyekstrahowane ze świata dobro, więc to obraza narodu i państwa… I żeby słowa marszałka senatu okazały się nieprawdą, ciutkiem galopkiem odpowiednie zakazy zapowiedziano. Że w momencie mówienia Grodzkiego ich nie było? Moi drodzy, porządek czasowy jest względny i zależy od doboru układu odniesienia. W końcu – wicie, rozumicie – Einstein, co nie?

To myśmy sobie tak dobraliśmy, żeby wyszło na nasze. Wolno panu, jako panu. Oczywiście to żadna afera. Ale co sobie różne Pęki i Kowalskie napyskują, to ich. Obowiązuje znana specjalistom od propagandy zasada GAG: Głupio Ale Głośno. I szafa gra.

Na marginesie tej afery z absolutnym politowaniem patrzę na stwór, który pełnił funkcję marszałka senatu poprzednio. Co za postać! Żądza władzy, zaszczytów i pieniędzy wycieka z tego pana wszystkimi otworami bez przerwy. Zaprawiona jadem zawiści. Kury bym nie dał leczyć panu doktorowi.

Jak zapewne Czytelnicy pamiętają, wczoraj bez entuzjazmu powitałem rozpowszechnianą tu i ówdzie (i coraz głośniej) informację, że sprawa pieniędzy z UE dla Polski zostanie „pomyślnie dla Polski” (czyli kaczorstwa, bo to kompletnie nie to samo) załatwiona wraz ze zbliżającą się wizytą Ursuli von der Leyen. Dziś pan wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda (mylą mi się te wszystkie rządowe gostki niesamowicie; wszyscy jeden w drugiego takie same wzdęte kukły) nieco mnie uspokoił. Wypuścił z siebie coś o „twardych negocjacjach” i zapewnił optymistycznie, że „jest możliwe, że porozumienie z Komisją Europejską będzie jeszcze w tym półroczu”.

Czytaj: uzyskaliśmy gówno z miodem i jeżeli nie wycofamy się z ziobrowskich deform – bo nie chodzi tu przecież tylko o sławetną Izbę Dyscyplinarną – to nic więcej nie będzie.

Czyli: nie spieszmy się z uznawaniem Unii Europejskiej za cynicznego frajera. Uf.

Tak jednak czy inaczej – zły człowiek na literę K. nam się troszkę zaktywizował. Ktoś mu tam z boku musi pokrzykiwać – ruchy, prezesie, ruchy! Kot?

Bo nie wiem, czy zauważyliście, że ten odpowiadający amerykańskiemu „move, move” zwrot zaczyna sobie w polszczyźnie zdobywać takie samo miejsce, jak idiotyczne „wow”. Wszędzie tego teraz pełno. Ciekawe, co o tym sądzą poloniści? Bo tłumacze dialogów filmowych kupili bez zmrużenia oka.

Bogdan Miś

Urodzony w roku 1936. Matematyk, dziennikarz. Członek Towarzystwa Dziennikarskiego,
Polskiego Towarzystwa Matematycznego, Polskiego Towarzystwa Informatycznego.

Print Friendly, PDF & Email