Bogdan Miś: Upusty żółci (lipiec 2022)82 min czytania

01.07.2022

Od pewnego czasu publikuję na Facebooku swoje codzienne zapiski, cieszące się tam niejakim powodzeniem. Bezczelnie postanowiłem je Państwu udostępnić również i tutaj, mając nadzieję, że zdopinguje mnie to ostatecznie do systematycznej pracy. W ciągu całego długotrwałego życia próbowałem czegoś takiego wielokrotnie i zawsze mnie znudziło.

Może teraz. Czytajcie codziennie po południu.

31 lipca

Muszę się przyznać, że prowadzę na Facebooku skrajnie restrykcyjną politykę wobec tzw. znajomych. Nie to, żebym nie przyjmował nowych – wciąż to robię, choć już lada moment osiągnę facebookowy limit 5000 i dalej już będzie z tym kłopot – ale bezwzględnie stosuję restrykcje wobec tych, którzy mi się nie podobają. Blokuję bez litości wszystkich fanatyków religijnych, narodowców, rasistów, antyszczepionkowców i wielbicieli teorii spiskowych i tak dalej. Wystarczy mi jakaś husaria, symbol Polski Walczącej, bozia na obrazku – i już, leci klient w grule.

Czemu tak? Sprawa jest prosta: nie chce mi się tracić czasu na idiotyczne dyskusje (ja bałwana nie przekonam, on mnie też nie)– i nie mam zamiaru wystawiać się do odstrzału jakimś głupim dewotom i innym dewiantom umysłowym. Jak kiedyś powiedział chyba Słonimski, na niektórych wymianach poglądów można tylko stracić; a ja nie mam na to ochoty. Moje poglądy, ukształtowane dość długim życiem, w sumie mi się po prostu podobają… No, dobra: na skromność nie umrę.

Do czego jednak zmierzam?

A no do tego, że przy tak ostrym stosunku do tworzącej się tym sposobem „bańki” wdzierają mi się ostatnio mimo wszystko ludzie, głoszący poglądy stawiające mi włosy na głowie. Na przykład – na kwestię wojny na Ukrainie i nasze otwarcie na uchodźców. Nie wiem, czy PT. Czytelnicy się zgodzą, ale ostatnio ten problem chyba narasta: coraz więcej ludzi zgrzyta zębami, że „Ukraińcy mają u nas za dobrze”, że „przyjeżdżają samochodami”, że „wynajmują mieszkania, potrzebne dla naszych studentów” i tak dalej w tym duchu.

Mocno mi się to nie podoba. Odnoszę wrażenie, że jakaś znaczna część sympatii okazywanej uchodźcom wynika nie tyle z oceny ich tragicznej sytuacji i współczucia, ile z nienawiści do „Kacapów”. A to martwi jeszcze bardziej.

Podobnie zaczynam dostrzegać – zastrzegając, że to żadne badania, tylko subiektywne wrażenie – że obrzydliwa antyniemiecka propaganda pisowska trafia na podatny grunt. Na przykład w kwestii czołgów, które Niemcy mają nam dostarczyć w ramach wyrównania ubytku wysyłanych do Ukrainy poradzieckich egzemplarzy naszych niemal muzealnych obiektów pancernych: prawie wyłącznie wielki oburz na „szwabską perfidię”. Tymczasem podobno targujemy się jak przekupy z Górki Dolnej i chcemy przyjąć tylko najnowsze wersje Leopardów, których w dostatecznej liczbie nie ma na stanie sama Bundeswehra… Wszystko niżej to obraza boska.

To też martwi.

Podejrzewam zresztą, że ten spór jest celowo nakręcany po to właśnie, by współgrał z „narracją” tego złego małego z nazwiskiem na K., który rządzi niemal wyłącznie wskazując kolejnych wrogów i sprytnie sterując nienawiścią i zawiścią – uczuciom, właściwym głupkom, którzy na niego i jego gang głosują.

A w związku z tym ostatnia na dziś uwaga: czy Państwo dostrzegają jakąś sensowną wspólną politykę propagandową opozycji? Bo ja nie bardzo widzę coś takiego nawet w poszczególnych partiach. Widzę raczej radosne i arcydemokratyczne podejście „każdy sobie rzepkę skrobie”. Co wydaje się dobrym sposobem na tzw. danie odwłoku.

Czego sobie nie życzę i proszę o tym pamiętać, żeby potem nie było mówione, że nie było powiedziane. Ostrzegam.

30 lipca

Takie sobie refleksje…

Andrzej Koraszewski, którego nie będę tu komplementował, bo musiałbym użyć słów bardzo dużych i przyjaciel by mi jeszcze ducha wyzionął (w naszym wieku emocje pozytywne też mogą zrobić krzywdę) nieco naruszył niedawno mój światopogląd donosząc, że Polska delegacja parlamentarna złożyła hołd pamięci … Jasera Arafata.

A – jak pisze Andrzej – urodzony w Kairze Arafat był […] wielbicielem zarówno nazizmu, jak i komunizmu, był również międzynarodowym terrorystą oraz przysięgłym zwolennikiem ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej w „Palestynie”. Nie to, że w ogóle sam fakt mnie specjalnie zaskoczył – bo wszak pan premier składał w swoim czasie jakieś zielsko na upamiętnieniu faszystowskiej Brygady Świętokrzyskiej NSZ – ale skład owej delegacji. Otóż byli to głównie reprezentanci lewicowej (w każdym razie tak się deklarującej) partii Razem.

I tak owa „lewica” wpisała się pięknie w szeregi antysemitów. Można powiedzieć „głupota nie boli”.

Ale to słuszne wyłącznie odniesieniu do samego głupca. Mnie zabolało. Zupełnie nie tak wyobrażałem sobie lewicę, nawet tę spod znaku mleka sojowego i walki o feminatywy. Dość to obrzydliwe.

Zmieniając temat. Zwierzę się PT. Czytelnikom, że miewam natrętne sny na kilka tematów. Jeden z nich jest taki, że wędruję po zupełnie nieistniejącym zakątku Warszawy w okolicach placu Trzech Krzyży i poszukuję tam – też nigdy nieistniejącego tam ani gdzie indziej – wspaniałego salonu-antykwariatu. Czasem udaje mi się go znaleźć i wtedy rozkoszuję się wyrobami XVIII-wiecznego rzemiosła.

Ale wczoraj salonu nie było. Była natomiast kawiarnia, nieco przypominająca rzeczywiście istniejącą w okolicy moją niegdyś ulubioną „Antyczną”. Była niemal pusta – siedziało przy stolikach kilka osób. Z głośników dobiegało … transmitowane przez radio przemówienie Naczelnego Mlaskacza RP. Wszyscy zebrani spuścili głowy i popatrywali po sobie w niemym zawstydzeniu. I w pewnym momencie jeden pan powiedział – dość tego, pora wyłączyć tego idiotę. I zdecydowanym ruchem to zrobił.

Obudziłem się radosny i wypoczęty.

29 lipca

Jednak po raz kolejny okazuje się, że nacisk i wrzask opinii ma niekiedy pewien sens i czasami prowadzi do pożądanego rezultatu: po awanturze w sprawie podwyżek dla polityków najpierw Morawiecki na wszelki wypadek powiedział, że to nie jest jeszcze pewne i potem się szybciutko zradykalizował, gdy tylko Kaczyński odtrąbił odwrót. Tak więc podwyżki dla dostojników poszły się bujać.

No ale przecież nie można państwa politykostwa – zwłaszcza pisuarskiego – zostawić w takiej nędzy i gnoju. Mają fatalne warunki bytowe w tej Warszawie przecież. Kudy tam hotelowi sejmowemu do takiej Waldorff-Astorii czy Ritza. Będą więc budować nowy. Budżet: milion na przygotowania + 300 milionów na wyburzenie obecnego i budowę nowego miejsca owocnej pracy intelektualnej i godziwego wypoczynku. Pięć lat ma trwać budowa, jakieś nowe posady po pięćdziesiąt tysi na miesiąc też się dla swoich znajdą… No i trochę szkoda miejsc i wydarzeń tak utrwalonych w pamięci narodu, jak korytarz z obalonym nagłą słabością posłem Pękiem starszym…

A ile tam bezcennych płynów ustrojowych wymieniono.

Ale znów nie jest jasne, czy ten mały o tym wie. Zdaje się, że zbyt wiele różnych sznurków mu się wymyka z garstki, już nad całością trudno panować. W tym kontekście staje się zrozumiałe, że przerywa objazd Polski – wynika z informacji portalu gazeta.pl. „Nastąpiła zmiana planów” – czytamy. Podobno dlatego, że jest okres wakacyjny i frekwencja słaba; tylko że tournée było zapowiadane na ten okres właśnie dlatego…

Raczej więc te problemy do rozwiązania na miejscu w Warszawie i może w jakimś stopniu gorące przyjęcie przez niezaproszonych na spotkania z Jego Tłustością – to są te przyczyny, dla których tracimy kolejne spektakle jednego z najlepszych horrorów komediowych, jakie trafiły się od kilku sezonów telewizjom. Trochę szkoda, ale jestem pewien, że tematów do wyszydzenia nam nie zabraknie. Co jak co, ale podkładanie się wychodzi im nadzwyczajnie.

Zmiana tematu. Od dawna toczy się bój o jedność opozycji. Właściwie jedynym, który do niej od początku nawoływał, był i jest Tusk, którego poparła Lewica. Dziś odnotowuję ciekawy głos Hołowni, który był z kolei jednym z głównych oponentów jedności. Onże w Poranku Radia TOK FM powiedział, że liczy się z zasugerowaną przez Jacka Żakowskiego tezą, że rząd wychodzi z założenia, że „im gorzej, tym lepiej”, dlatego w im gorszym stanie zostawi opozycji państwo, tym szybciej będzie mógł wrócić do władzy. Według Hołowni odpowiedzią na to powinna być ścisła współpraca po stronie opozycji już teraz, a nie dopiero po wyborach.

No. Jednak jak się ma więcej niż dwie szare komórki, to można z nich zrobić użytek, doktorze Kosiniak. Wolno, bo wolno – ale dobre i to.

Z ciekawostek. Niejaki Piotr Dmitrowicz, podobno publicysta, ale poza tym od ponad dwóch lat dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, dołączył do grona prowadzących „Klub Trójki” w Programie III Polskiego Radia. Na wszelki wypadek zapewniam władze Polskiego Radia, że kolejne „Niech będzie pochwalony” słuchalności raczej nie podniesie.

A swoją drogą – nachodzi mnie wspomnienie. Otóż po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy program telewizyjny – jakby to delikatnie powiedzieć – nieco zesztywniał i zniknęły z ekranów liczne dość popularne postaci, trzeba było jakoś te braki uzupełnić. Pojawiło się więc na antenie sporo osób zupełnie widowni nieznanych, przeto przedstawiano je widzom specjalną wizytówką. Właśnie o treści „publicysta”.

Ogromnie mi przykro, ale nazwisk tych ludzi jakoś nie zapamiętałem. Ciekawe, czy coś to da do myślenia władzom dzisiejszego radia?

Cyrk z Marszem Powstania trwa. Wprawdzie mamy prawomocny wyrok w apelacji, odrzucający możliwość zarejestrowania spędu Bąkiewicza jako wydarzenie cykliczne, ale i on i jego ustosunkowani rządowi przyjaciele się nie poddają. Dowiadujemy się, że pan Robert Hernand, zastępca Prokuratora Generalnego wydał polecenie, by prokuratura przygotowała stosowną skargę do Sądu Najwyższego. Kłopot mają taki, że nie wiadomo, czy Sąd Najwyższy rozpatrzy ją przed 1 sierpnia. A walka – przypomnę – idzie o to, że cykliczność wykluczyłaby możliwość legalnego zorganizowania czegokolwiek innego.

Będzie 1 sierpnia gorąco.

A on będzie siedział na Nowogrodzkiej lub w swojej willi na Żoliborzu i ogryzał paluszki patrząc na rozwój wydarzeń na ekranie telewizora. Mam nadzieję, że będzie zupełnie nie po jego myśli.

28 lipca

Jestem zachwycony. Po prostu omdlewam z wrażenia.

Nareszcie zanosi się na takie decyzje władzy, które świadczą, że przejmuje się ona warunkami bytowymi ludzi. No, może nie wszystkich – ale wszystkimi nie da przecież rady, więc chociaż pomyśli o swoich…

Ale powód tego zachwytu jest oczywiście perfidny. Z mojego punktu widzenia pomysł podwyżki dla członków rządu, posłów i kogo tam jeszcze jest po prostu cudowny. Będzie równie skuteczny, jak strzał z pistoletu kalibru .45 we własne czółko. A jak dodamy do tego informację, że czterdziestolatkowie z b. Izby Dyscyplinarnej będą mogli do przejścia na emeryturę – czyli przez lat około 20 – pobierać za nic kasę w wysokości dwudziestu kafli miesięcznie, to mamy sytuację, w której wspomniany strzelec dla wszelkiej pewności zawiązuje sobie na szyjce solidną samozaciskową pętlę. I o to chodzi, o to chodzi.

No miodzio po prostu.

Swoją drogą: o ile wiem, nie mierzy się nijak duractwa. Inteligencję jakoś mierzą – tego nie. Ale może i słusznie: gdyby była jakaś skala, to właśnie by z hukiem pękła.

À propos pomiarów. Okazuje się, że można dość precyzyjnie oszacować i nie tylko opisać liczbowo, ale i przedstawić na wykresie zmiany podziałów społeczeństwa. W ostatnim New York Timesie jest spory artykuł o tym, jak to zrobili dwaj naukowcy z Vanderbilt University. Opracowany przez nich Vanderbilt Unity Index (liczba od 0 do 100, przy czym 0 oznacza społeczeństwo całkowicie podzielone, 100 – całkowicie jednolite) wykorzystuje różne wskaźniki do ilościowego określenia, jak to się zmieniało w USA w ciągu ostatnich czterech dekad. Okazuje się, że trend jest wyraźny: społeczeństwo amerykańskie dzieli się coraz szybciej. Obecnie wspomniany indeks wynosi już tylko ok. 50 (czterdzieści lat temu było 70) i leci w dół.

Nie mogę się oprzeć chęci apelu do naszych socjologów: poczytajcie sobie o tym państwo i szybciutko zróbcie odpowiednie rachunki dla Polski. Może być ciekawie; osobiście mam pewne podejrzenia, ale ich tu nie zdradzę, bo posądzicie mnie o skrajne czarnowidztwo.

À propos podziałów. Na razie – nie bez złośliwej satysfakcji – obserwuję nasilające się pyskówki w obozie kaczorstwa. Ziobryści już otwartym tekstem walą w Morawieckiego jak – nomen omen – w kaczy kuper, ale to nie koniec. Ostatnio dwaj ichni ważni europosłowie – p. o. intelektualistów panowie Krasnodębski i Legutko – udzielili znamiennych wywiadów portalowi barci Kremlowskich, z których wynika, że towarzycho podzieliło się dokumentnie. Krasnodębski na przykład ładuje tak: „Niestety przestałem rozumieć politykę polskiego rządu. Nie wiem, na co teraz liczymy?”

A chodzi oczywiście o zmiany w systemie sprawiedliwości. I tu pan Krasnodębski ciekawie puszcza farbę. Mówi tak: „Prawnicy mówią mi, że do wypowiedzenia Funduszu Odbudowy potrzebna jest większość ¾ posłów w Sejmie. Takiej większości nie mamy. Rozumiem, że pójście na ostrzejsze starcie z UE jest bardzo poważną i ryzykowną decyzją, ale jedno jest pewne – dotychczasowa strategia nie przyniosła nam żadnego rezultatu”.

Czyli marzenie jest wyraźne: złapać kasę i spieprzać w krzaki.

Niektórzy mogą to pewno uważać za politykę.

A na kolejne wyczyny naszego Ojca Narodu, tego małego złego, zaczynam czekać z utęsknieniem. Osiąga ostatnio takie szczyty absurdu, że staje się to swoiście piękne (i mam nadzieję, że będzie równie skuteczne wizerunkowo, jak wspomniany na wstępie pomysł z podwyżkami „dla swoich”). Taki dadaizm polityczno-gospodarczy się na naszych oczach rodzi. Nowy kierunek w sztuce, czy w psychiatrii?

27 lipca

1. Media żyją w jakimś stopniu Franciszkiem i jego wizytą w Kanadzie. Gdyby nie wojna w Ukrainie, pewno byłby na pierwszych stronach non stop. Dziennikarze rozpływają się, że przeprosił, że przyjął i założył pióropusz… Zachwyt. Czasami umiarkowany, ale jednak w sumie zachwyt lub co najmniej życzliwa akceptacja.

A ja to widzę inaczej. Tak mianowicie, że – będąc na miejscu tych Ludów Rdzennych – rozpocząłbym rozmowę o możliwości takiej wizyty od spełnienia dwóch warunków: wypłaty przez Watykan gigantycznej (ale naprawdę gigantycznej, tak poczynając od paru miliardów dolarów w górę) sumy odszkodowania i – co ważniejsze – od ogłoszenia przez papieża oficjalnie, że Kościół uznaje cały proces „nawracania” i karania za odstępstwa od wiary kogokolwiek w przeszłości za przestępczy i rezygnuje z niego na przyszłość. No i wtedy papież mógłby przyjść we włosienicy na kolanach i przeprosić.

Jeżeli zaś ktoś uzna, że jest to opinia radykalnego antyklerykała, to ma rację. Jest nas jednak takich paru i wydaje mi się, że będzie więcej. Więc proszę się powoli przyzwyczajać, że będziemy pyskować coraz bardziej.

2. Sąd Najwyższy przeprowadził pierwszy test niezależności sędziego, wynikający z ostatnio przyjętej ustawy. Większość z nas sądziła, że ten test – to taka kiwka, mająca przykryć faktyczne pozostawienie wszystkiego bez zmian. No i wszyscy się przewieźli: do testowania niezależności neosędziego Daniluka, prezesa Sądu Apelacyjnego w Lublinie wybrano trzech sędziów prawdziwych, którzy okazali się bezlitośni: Daniluk poległ, jego orzeczenia uznano za nieważne z mocy prawa.

Zwolennicy pana Zbinia robili ponoć co mogli, żeby nie dopuścić do takiego składu orzekającego w teście, ale byli bezsilni. Miodzik.

A mimo że orzekano pozornie tylko w konkretnej sprawie, neosędzia Daniluk już jest załatwiony do końca dni swoich w zawodzie: za każdym razem zostanie podniesiona jego stwierdzona autorytatywnie i nieodwołalnie nielegalność.

Już bym się na miejscu pana D. rozglądał za jakąś fuchą. Póki jeszcze można się na coś załapać, bo potem będzie jeszcze trudniej.

3. Rzecz jasna, Bąkiewicz i jego „narodowcy” nie odpuszczą. Ich „Marsz Powstania Warszawskiego” 1 sierpnia się odbędzie – jako zgłoszony w trybie normalnym. Tryb cykliczny został już chyba orzeczeniami sądów wykluczony. No i po co to było? – spyta ktoś, – po co te sądowe korowody? Przecież wiadomo było, że pójdą…

Niby tak. Ale tylko niby: uznanie zgromadzenia za cykliczne powodowałoby, że żadne inne w tym samym miejscu odbyć się już nie może – co dałoby na przykład policji wolną rękę w rozgonieniu każdej demonstracji opozycyjnej.

A tak – kicha. Ale będzie gorąco. Znów Rondo Dmowskiego zapłonie czerwonymi płomieniami, nacki znów będą ryczeć swoje wredne slogany. Znów świat spojrzy na Warszawę ze wstrętem i pogardą.

W dniu, w którym w gruncie rzeczy jedynym właściwym zachowaniem jest głucha cisza i zaduma. Nad bohaterstwem jednych i zbrodniczą głupotą drugich.

26 lipca

Nie miałem wątpliwości – i słusznie: prokuratura gorliwie się włączyła do walki nacjonalistów Bąkiewicza o organizację „patriotycznego” marszu w rocznicę Powstania. Oczywiście, po stronie Bąkiewicza, bo jak? Będę uważnie śledził dalsze poczynania sądów i kumpli pana Zbinia w tej sprawie, bo z niej się da sporo wyczytać o pozycji Ziobry. Na pierwszy rzut okaz – mocno zachwianej.

Ważna też będzie dalsza walka z Brukselą o praworządność. Mam nadzieję, że ktoś tam ma jeszcze jakąś resztkę oleju w głowie i doprowadzi – w szczególności – do przywrócenia do orzekania trzech zawieszonych sędziów. Da to Polsce niewyobrażalną dla zwykłego człowieka kupę forsy; ale jednocześnie straszliwie upokorzy Ziobrę. Ten nie może czegoś takiego łyknąć za cholerę – bo łyknięcie, to podwinięcie ogona i w gruncie rzeczy koniec kariery. Niełyknięcie z kolei, czyli jakiś zdecydowany opór – to postawienie pod ścianą Morawieckiego. Tak źle i tak niedobrze. Dla nich naturalnie – czyli dla nas świetnie.

Zmieniając temat. Franciszek ucałował baner z nazwiskami ofiar katolickiej opresji dzieci rdzennych mieszkańców Kanady. Gest – jak gest. U nas „komentariat” się zagotował. Wyzwiska, klątwy, zniewagi…

Bo baner był czerwony.

Nie po raz pierwszy dostaję dowód, że żyję w domu wariatów. I to jest najłagodniejsze określenie tej sytuacji, na jakie mnie stać.

A zły mały niechlujny jeździ po Polsce i bełkoce. Naprawdę, nie sposób tego słuchać: ten facet po prostu bredzi i robi to w dodatku fatalnym językiem. Wyczytać z tego wszystkiego można tylko jego patologiczną nienawiść do wszelkiej inności i głęboką miłość do samego siebie. Ostatnio chwalił się, że w szkole średniej był bardzo – delikatnie mówiąc – miernym uczniem i dopiero na studiach jakoby błysnął; co ma – jego zdaniem – świadczyć o słabości polskiej szkoły. Rzeczywiście, świadczy fatalnie – ale o wymaganiach uniwersytetu…

I takie coś decyduje o losach blisko 40-milionowej społeczności. Zadziwiające.

25 lipca

Najpierw świeżynka. Dziś Sąd Okręgowy uchylił decyzję wojewody mazowieckiego, który wyraził zgodę na cykliczne organizowanie Marszu Powstania Warszawskiego stowarzyszeniu Roty Marszu Niepodległości do 2024 roku i uchylił też swoje poprzednie rozstrzygnięcie popierające Radziwiłła. Tym samym przychylił się do odwołania złożonego przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Oczywiście – to nie koniec, teraz odwołanie do Sądu Apelacyjnego składają narodowcy. A jeśli apelacja będzie nie po ich myśli, to nie ma wątpliwości, że w sprawę włączy się pan Zbinio. Ale – jak mawiali starorzymscy mędrcy – gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo.

Czyli kropla drąży kamień nie siłą, ale częstym padaniem. BTW: jaka szkoda, że krąg osób, którym łaciny tłumaczyć nie trzeba, tak wymiera… Jednak to nas zubaża.

Dalej. Mamy kolejny sondaż. Nie tak miły, jak ten Kantara, ale ujdzie: wybory wygrałoby PiS z 34,2 proc. poparcia, druga jest KO, na którą zagłosowałoby 25,9 proc. wyborców, trzecie miejsce dla Lewicy (9,8 proc.), czwarte – Polski 2050 (9,4 proc.). Do Sejmu weszłoby też PSL z 6,3 proc. poparcia. Progu wyborczego nie przekracza Konfederacja (4 proc.), co jest złą wiadomością dla prezesa, bo ostatnia deska ratunku idzie w grule. W dodatku jak wynika z tych liczb, PiS nie ma szans na samodzielne rządy. Według szacunków blok opozycyjny zebrałby 255 mandatów poselskich, a więc miałby miażdżącą przewagę.

Czekamy dalej.

Tymczasem nowe wieści z email-gate. Kolejna odsłona afery mailowej pokazuje mechanizm wyboru konsula w Nowym Jorku i kryterium, jakim się kierowano. Nie ma niespodzianki: to lojalność małemu. Ważny facet z drugiego szeregu, niejaki Chłopik, wypowiada się taki oto: „ja się nie znam na USA, bo nigdy tam nie byłem, ale zawsze popieram odważne decyzje stawiania na swoich”. Trudno jaśniej.

No to na koniec o małym złym. Mlaska coraz ciekawiej i zabawniej. Ostatnio wymlaskał się przeciw temu narzędziu szatana, jakim jest – wedle niego – coś, co się ma nazywać SMARFON. Mały nie ujawnił, o co mu biega, ale zapowiedział, że zamierza to zwalczać nasileniem patriotyzmu.

Pomogę, taki jestem.

Po pierwsze, niezbędna jest specjalna zniżka na smartfony w kolorach czerwonobiałych. Te gadżety będą miały wbudowane w system pewne nieusuwalne aplikacje, jak np. kalendarium żołnierzy wyklętych i świętych katolickich (na każdy dzień roku jeden automatycznie wyświetlany biogram), specjalne dzwonki patriotyczne (hymn, Rota, Bogurodzica, my z PiS…), zbiór 1000 wyzwisk na Tuska i Trzaskowskiego, gotowce mailowe z poparciem dla działaczy PiS (tu się przyda automatyczna lokalizacja użytkownika), adresownik działacza (najbliższe grupy młodzieżowe, narodowcy, kibole, kółka ministrantów itp.).

Z całą pewnością to pomoże. W każdym razie producentom czegoś takiego, co też się liczy.

Przy okazji: ogłaszam konkurs na kolejne pomysły patriotyczne w wątku SMARFON w komentarzach. Pomóżmy kalece umysłowemu, bądźmy ludźmi.

24 lipca

Dziś raczej duperele, ale czy rzeczywiście? Odpowiecie sobie sami.

Więc tak:

Nie miałem pojęcia, że TVP1 codziennie a niekiedy częściej (!) transmituje mszę. No dobra, nie muszę tego wiedzieć, bo ani TVP1 nie oglądam z zasady, ani żadne msze mnie nie interesują. Okazuje się, że te codzienne transmisje śledzi 363 tys. widzów. I – i to jest właśnie ciekawe – w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej relacje straciły 206 tys. oglądających. Czyli i tu idzie zmiana.

Dalej sprawy telewizyjne. Wiadomo, że TVP jest organizacją przez władzę uprzywilejowaną i najłatwiej dostępną ze swoim programem w całej Polsce. Jej programy informacyjne powinny więc mocą samego tego faktu mieć większą niż inne widownię. A tu – kicha. Dane z ubiegłego tygodnia: od 11 do 17 lipca najwięcej widzów zgromadziły „Fakty”, które w poniedziałek w TVN oglądało rekordowe 2,32 mln widzów, co przełożyło się na 23,88 proc. udziału w rynku telewizyjnym wśród wszystkich. To rekordowy wynik. Idzie zmiana.

W Krakowie, mieście słynącym z zamiłowania do jubileuszów i tradycji, świętowano którąś tam rocznicę Polskiego Klubu Olimpijskiego. Z tej okazji Duda (ten warszawski) został odznaczony specjalnym odznaczeniem na złoconym łańcuchu, nazwanym orderem. Zareagował nieprzesadnie oryginalnie: „Cieszę się ogromnie i bardzo dziękuję” powiedział mianowicie. Nie wiem czemu, ale mnie to jakoś bawi; chyba mam lekko zboczone poczucie humoru. I pytanie: czy jak zamówię jakiś efektowny gadżet i nazwę go Wielkim Rekwizytem Wspaniałości Wszelakiej, to mogę go komuś z rządu nadać?

Wczoraj nie miałem jeszcze informacji o wystąpieniu małego złego brzuchacza w Kórniku. Bardzo żałuję, jeśli kogoś zawiodę, ale nie będzie żartu o absurdalności umieszczania akurat tam kaczki, ale wszyscy już z tego kpili. Za łatwe. Zresztą tu nie ma co się śmiać, tu raczej trzeba zapraszać lekarza: facet tak bredził, jakby miał gorączkę. Nie wiedząc, jak zareagować na ostatnie wyniki badań opinii publicznej stwierdził, że robiła je „jakaś grupa kolegów młodzieżówki PO”. Potem m.in. zachwycił się Turcją i powiedział, że Polska – jak ona – powinna być państwem „poważnym”. I, rzecz jasna, przypieprzał się do ludzi trans – tym razem nazwał to „modą”. Zaś niemiłe przyjęcie na zewnątrz budynku, w którym odbywało się spotkanie ze starannie dobranymi miłośnikami przypisał wrogim mediom oraz zasugerował, że to wynik jakiegoś szeroko zakrojonego spisku…

Nie chce mi się dalej o nim pisać. Kompletny zbrzyd. Tu tylko zatem zapytam jeszcze, czy jak jedzie gdzieś w teren szef jakiejś innej partii politycznej, to też sunie kolumna samochodów na koszt państwa i angażuje się batalion policji z ciężkim sprzętem i końmi?

23 lipca

Jednak im się zrobiło głupio, że dali się przyłapać na dobieraniu „sprawdzonych” uczestników spotkań ze swoimi bonzami. No i Morawiecki spotkał się w piątek z mieszkańcami Działdowa. Nie był zadowolony chyba, bo wciry były jak należy. Hitem okazała się wypowiedź pana, który najpierw poruszył temat inflacji, a potem spuentował: „Powinni was wywieźć na taczkach”.

Jeszcze mniej miło zapewne się im zrobiło, jak obejrzeli wyniki ostatniego badania opinii i okazało się, że Koalicja Obywatelska po raz pierwszy odnotowała przewagę. To, rzecz jasna, cieszy; ale przypominam, że dokładność pomiaru opinii to 3%, tu zaś przewaga była tylko 1%. Więc nie spijajmy się w trupa z radości, że już ich cholera nareszcie wzięła; lampeczka koniaku z tej intencji będzie w sam raz. Inna mowa będzie, jak trzy badania z rzędu potwierdzą ten trend. O, wtedy…

Lud został znowu śmiertelnie obrażony. Moja sympatia sejmowa (tak jest, mówię otwartym kodem), czyli inteligentna, odważna i śliczna Klaudia Jachyra przyładowała taki klasistowski i elitarystyczny tekst w debacie nad TVP:

„Chciałabym, żebyście przekazali Jackowi Kurskiemu, że ja już nie potrzebuję więcej reklamy. Dzięki TVPiS jestem szczególnie popularna w różnych dziurach i ciemnogrodach, a chciałabym trochę odpocząć w te wakacje”.

Dziurach i ciemnogrodach! No, ostro, pani Klaudio. Rozumiem i popieram, ale na wszelki wypadek do miejscowości liczących poniżej 20 tys. mieszkańców bym zaglądał z obstawą. Bo u nas o oburz łatwo – jest podstawa, czy jej nie ma.

Dla przykładu: szał protestów wywołało opublikowane na Twitterze nagranie, na którym podobno widać torbę do „hodowania” płodów – ma ona chronić kobiety przed konwencjonalnym noszeniem ciąży. „Szatańska technologia” i „nowa koncepcją płodzenia dzieci” orzekli nasi ciemnogrodzcy intelektualiści. Nie zechcieli sprawdzić, że to były rekwizyty z programu zupełnie o czym innym – i w dodatku było to wyraźnie powiedziane.

Ale lud wie lepiej. Podobnie lud wiedział lepiej, że w pewnym – także migawkowo pokazanym w Internecie – pożarze w Holandii spłonęła diabelska własność Billa Gatesa, czyli jego fabryka sztucznego mięsa. Rychło wyszło, że Gates był tylko mniejszościowym udziałowcem spalonego przedsiębiorstwa, które nie zajmowało się wcale produkcją czegokolwiek, tylko było siedzibą sklepu internetowego. Ale poza tym wszystko się zgadza, lud swoje wi. Lud tak, widzicie, ma.

Coś na ten temat – lub zbliżony – mówiła niedawno pewna znana pani. W jej wypadku też padły argumenty o klasizmie i pojawiła się masowa ejakulacja oburzu.

No i na zakończenie fajna plota z Dudokancelarii. Jak poinformowało RMF FM, Kancelaria Prezydenta „rozważa stworzenie projektu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym”.

W tzw. Zjednoczonej Prawiczce wybuchła panika. Nie bardzo uspokajająco zabrzmiało dementi prezydenckich ministrów – Pawła Szrota i Jakuba Kumocha. „Ustawa, którą Pan Prezydent zgłosił, weszła w życie. Żadne prace legislacyjne, co od dawna było mówione, nie są planowane” – powiedzieli tow. tow. ministrowie, w żaden sposób nie zaprzeczając, że – być może – już jest coś gotowe, może nawet od samego początku… A ja sobie przypominam stare porzekadło dziennikarskie: tylko wiadomościami natychmiast dementowanymi warto się poważnie zajmować.

A poza tym informuję, że na odcinku pana K. jest bez zmian. Ani mu się charakter nie polepszył, ani nie urósł.

22 lipca

Upał. Cholery można dostać i mózg się lasuje. A ci – jadą. Dziś wygłosił w Sejmie mowę węglową pan premier. Co powiedział? Ano tyle, że jest sytuacja świetna a będzie jeszcze dużo lepsza. Zaś gdyby rządziła zdradziecka Platforma, to byłaby nędza z bidą. I wygłoszenie tych prawd zajęło mu dobry kwadrans. A potem były po prawej stronie sali gromkie brawa, okrzyki aplauzu i łzy wzruszenia. Do premiera wręcz ustawiła się kolejka chętnych do gratulacji.

Istny dom wariatów, oddział dla dotkniętych ciężką psychozą maniakalną.

Pachnie w ten upał miejscami mocno nieciekawie. Szczególny smrodek dobiega z Albanii, gdzie – jak podano, zmarł „bohater” afery respiratorowej, handlarz bronią Andrzej I. (sam z siebie woniejący specyficzną wonią służb specjalnych – pytanie tylko: czyich?). Zmarł, biedaczek, i natychmiast został skremowany. Żadnych badań DNA, żadnego wiarygodnego potwierdzenia tożsamości… Ale według albańskich dziennikarzy, którzy powołują się na źródła w policji, znalezionym zmarłym nie był wcale Andrzej I., a osoba o inicjałach A.H.

Taka niedoróbka służb, panie Kamiński?

Ale … Oni już nie ufają nawet sami sobie. Na nagraniu dostępnym na Twitterze mamy zarejestrowany moment, kiedy Marek Suski prosi wiceministra finansów Piotra Patkowskiego (tego ślicznego malusiego), żeby ten złożył na piśmie oświadczenie, że wnoszona do procedowanej ustawy poprawka jest uzgodniona z rządem. Inaczej nie będzie poddana pod głosowanie. No więc gdy już gen(iusz) Suski szuka gwałtownie dupokrytki, to znaczy, że mają tam u siebie w tej Zjednoczonej niezły bardach…

Tak się cieszyli, kiedy posadę stracił Lis. Pobudzenie moralne i katolickie lało się z prawej strony wartkim strumieniem. Argument, że to zdarzenie typowe dla „niemieckiej prasy”, zatrudniającej – jak wiadomo – samych zboczonych celebrytów, którzy opluwają od rana do wieczora katolicką Polską za judaszowe srebrniki, powtarzano z lubością.

Potem pojawiła się afera zboka w sutannie, katofaszysty z Białegostoku, który lubił „oszczędzać nasienie” – i trochę się zamknęli.

Ciekawe, co powiedzą teraz: osoby z redakcji „Kuriera Lubelskiego” anonimowo opowiedziały Onetowi o swoich zarzutach wobec redaktora naczelnego tej gazety, Wojciecha Pokory. – To były ciągle awantury, wrzaski, wyżywanie się na pracownikach gazety. To jest furiat. Potrafił krzyczeć na kogoś z byle powodu. Darł się, darł, następnie łapał oddech i dalej się darł. Na kolegiach zdarzało się to niemal codziennie – zrelacjonował były pracownik dziennika. Wojciech Pokora miał też wysyłać podległym mu kobietom wiadomości na temat ich wyglądu i zachowania oraz z aluzyjnymi propozycjami prywatnych spotkań.

A ten pan został na swoje stanowisko powołany przez „spolonizowane” wydawnictwo Polska Press. I słynną tropicielkę komuchów, panią Kanię.

No i wzięło się i moralnie zesrało.

Wspomnijmy jeszcze nową cenną inicjatywę Narodowego Banku Polskiego. Otóż wyemitował on kolekcjonerski banknot 20 zł, który „ma podkreślać profesjonalizm i skuteczność Straży Granicznej, Policji i Wojska Polskiego w powstrzymywaniu działań reżimów Rosji i Białorusi podejmowanych przy polskiej granicy”. Podobno kolejnym z serii ma być banknot, poświęcony profesjonalnemu skuciu mordy Babci Kasi albo czczący jubileuszowy dwudziesty piąty proces, wytoczony Eli Podleśnej (i przegrany).

A zły mały siedział i zacierał łapki. Coraz więcej jest jednak poszlak, że mu coś pieprznie.

Już widzę i słyszę ten szloch ogólny. Tak mi się teraz skojarzyło, jak to było w marcu 53, kiedy opuścił nas Ojciec Wszystkich Narodów, Wielki Językoznawca: NARUT łkał. NARUT tak ma bowiem, niestety.

A przynajmniej te 25%,

Nie łkałem wtedy, nie uronię łzy i teraz.

21 lipca

Nigdy nie obiecywałem, że będę ulewał żółć tylko na polityków. Zatem dziś zaczynamy o czym innym, polityka niżej; najpierw obleję cienkim sikiem reklamiarzy. Mam ich w ogóle powyżej uszu, bo konsekwentnie psują mi ewentualne przyjemności odbioru telewizji, ale w szczególności chodzi mi dziś o to, że te biznesowe łachudry kradną mi ostatnio bezczelnie gramatykę. Czy zauważyliście, że zaczyna zanikać odmiana nazw przedmiotów i zwłaszcza marek przez przypadki? Już nikt nie płaci „Visą” ani „kartą Visa”, tylko po prostu „płacę Visa”; i już.

Wiem oczywiście, o co tu chodzi: o utrwalenie w umyśle odbiorcy nazwy marki. W tym właśnie celu powtarza się ją wielokrotnie w pierwszym przypadku. W tle jest zaś traktowanie odbiorcy jak debila, którego w szkole podstawowej nie uczono gramatyki. Który nie skojarzy nazwy podanej mu w innym przypadku niż mianownik. A to już jest obraźliwe; myślę, że nie tylko dla mnie. No i ta zaraza się rozszerza.

Myślę, że nadawca powinien mieć prawo odmowy zamieszczenia reklamy z jawnymi błędami, nawet zamierzonymi i zrobionymi „dla draki”. Albo też za taką reklamę żądać stawek – powiedzmy – stukrotnie wyższych. Ale tak w ogóle, to wiem, że wołam na puszczy i nic z tego nie będzie. Kasa to kasa. Reklama rulez, jej mać.

Zmiana tematu: długotrwałe zawieszenie spraw w oczekiwaniu na rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego narusza zapisy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – uznał w czwartek Trybunał w Strasburgu. To bardzo dobra wiadomość dla walczących z haniebną ustawą „dezubekizacyjną”. Cwaniaczki, które przegrywały raz za razem procesy o przywrócenie praw emerytalnych służbom przed sądami, postanowiły zrobić taki myk, że skierowały odpowiednie pytanie do instytucji Julii P., która wsadziła sprawę do lodówki i w ten sposób przerwała procesy: sądy czekają na „orzeczenie Trybunału”, które nie zapada. No i teraz kicha.

À propos sądów. Trwa proces Adama Nergala o obrazę uczuć religijnych jakiegoś facia, opisywanego jako Witold B. Onże otóż uznał, że demonstracja krucyfiksu w połączeniu z penisem w jednym artefakcie zmasakrowała jego uczucia właśnie i wytoczył Nergalowi proces. Bez sensu, jak inne podobne; ten ma jednak swoją szczególną specyfikę. Otóż Witold B. zażądał, by sąd nakazał … poddanie Nergala egzorcyzmom.

Bardzo bym chciał, żeby sąd to żądanie spełnił. Publiczna demonstracja tej klasy idiotyzmu to byłoby coś wielce smakowitego. Nie ulega wątpliwości, że taki obrządek byłby odprawiony przed kamerami największych telewizji światowych, zapewniając Wolsce publicity, na które zasługuje.

À propos jeszcze demonstrowania publicznie erekcji uczuć religijnych. Grupa jedynie słusznych europosłów wniosła protest: w Domu Historii Europejskiej w Brukseli umieszczono plakat przedstawiający obraz Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli. Co jest straszliwym przecież i brutalnym atakiem na same podstawy chrześcijaństwa i najświętsze uczucia prawdziwków wszelkiej maści. No i grupa owa w odpowiedzi Domu wyczytała, że ów eksponat ma zachęcać do rozważań nad wolnością wypowiedzi. Co już jest jawnym dowodem, że Bruksela została opanowana przez satanistów i masonów. Oraz, naturalnie tych, np. … Eskimosów chyba.

Podobno pewien toruński biznesmen ksywa „Ojciec” dostrzegł w tej całej uroczej historii zalążek kolejnego świetnego interesu i ma zaproponować rządowi Wolski nabycie cysterny geotermalnej wody święconej, którą się przewiezie do Brukseli, żeby nią pokropić Parlament Europejski.

A o małym złym człowieku nie mam dziś znów nic do powiedzenia. Nie powiedział żadnej nowej głupoty, bo siedział cicho.

20 lipca

Pięknie się rozwija (choć nie jestem pewien – po co?) dyskusja, wywołana znaną już szeroko wypowiedzią Olgi Tokarczuk. Idzie jednak ona – dyskusja, nie pani Olga – w kierunku poszukiwania rozumienia pojęcia „idiota” zamiast usiłowań zrozumienia, o co pisarce chodziło; nie mówiąc już o próbie zastosowania w tym przypadku zasad zwykłej logiki. Pozwolę sobie więc – jako człowiek, który niegdyś tych zasad uczył studentów matematyki – zwrócić tylko nieśmiało Szanownym Dyskutantom uwagę, że ze słynnego już zdania „nie piszę dla idiotów” nijak nie wynika, że Olga Tokarczuk uważa ludzi nieczytających jej książek za umysłowo upośledzonych. Podobnie ze zdania tego nie wynika, że czytający je idiotami nie są. Nikt tu nie został więc ani urażony, ani wyróżniony.

Ja wiem, że to może być dla niektórych pojęciowo troszkę trudne, ale proszę o zwolnienie mnie w tym miejscu z robienia wykładu o klasycznym rachunku zdań i logice dwuwartościowej. Proszę, uwierzcie zatem: nie ma tu takiego wynikania. Co najwyżej zdarzają się wśród głosów dyskutantów reakcje na zasadzie „uderz w stół”, ale to już psychologia, nie logika.

Ewentualnie, jak kto uparty, można się trochę przyczepić do faktu, że nieczytający jednak troszkę gorzej rokują intelektualnie, ale tu już wkraczamy w analizę tzw. prawdopodobieństwa a posteriori, która jest jeszcze trudniejsza i już do obszaru logiki nie należy. A czepianie się jest czynnością zasadniczo bez sensu.

No to wobec tego – jak to jest z tymi idiotami?

Mamy dużo łatwiejsze kryteria niż rozbiór logiczny wypowiedzi pisarki. Weźmy bardzo dziś aktualną kwestię paliw – węgla i gazu. Stoimy przed perspektywą deficytu tych surowców i koniecznością lekkiego obniżenia temperatury mieszkań zimą. Unia Europejska apeluje więc, żeby profilaktycznie przeanalizować i ewentualnie umówić się co do zbiorowego ograniczenia zużycia gazu; i pewnie trzeba będzie tak zrobić.

I jak na to reaguje rodzimy idiota?

Poczytałem sobie trochę prawicowe media. Typowa reakcja (komentatorów, ale sprowokowana m.in. wypowiedzią jednego z naszych geniuszy, pana Waszczykowskiego) jest taka: a ja właśnie będę grzał na złość ile wlezie, niech się Niemcom zrobi zimno … i, co gorsza, ci ludzie tak faktycznie myślą!

No i to jest tak idiotyczne właśnie rozumowanie, że zęby bolą. Nie chce mi się tematu rozwijać, bo nie planuje obrażać czytelników niniejszego posądzeniem, że idiotyzmu tej reakcji nie widzą.

Do tej samej kategorii idiotyzmu czystego zalicza się pomysł wypłacenia narażonym na brak opału po 3000 zł. Żeby sobie mogli – dołożywszy co nieco z oszczędności – pojechać do Pernambuco i tam kupić węgla ile wlezie, bo na miejscu i tak nie będzie?

Jedyne logiczne uzasadnienie tego pomysłu jest takie: należy za te pieniądze kupić telewizor i stale oglądać wystąpienia panów Ziobry, Morawieckiego Kaczyńskiego. Natychmiast się oglądającemu zrobi gorąco. Z wściekłości.

Wspomniany zły pan K. dziś nadal głosu nie dawał. Knuje, to pewne. A wczoraj w wywiadzie dla „Polska The Times” uraczył nas taką oto szczerością: „Do tej pory było tak, że jednak bez mojej zgody premiera by się nie dało odwołać, krótko mówiąc – takiej zgody nie ma; Mateusz Morawiecki zostaje na stanowisku premiera”.

Krótko mówiąc: ja tu rządzę. No i fajnie. W przyszłym procesie o sprawstwo kierownicze wyznanie jak znalazł. Jako dowód.

19 lipca

Kolejna ciekawostka z serialu Dworczyk Papers. Jak się okazuje, wyniki badań opinii publicznej dokonywanych przez CBOS nie zawsze się naszej ukochanej władzy podobają. Pan Morawiecki wspomniał aż o „niefrasobliwości CBOS”. Mr Dworczyk zareagował na niezadowolenie szefa natychmiast. Wezwał kogo trzeba na dywanik. „Uprzejmie, ale stanowczo poprosiłem o konsultacje z Radą CBOS odnośnie działań, które mogą mieć konsekwencje polityczne”.

Eodem modo (ach, to klasyczne wykształcenie średnie…) informacje CBOS możemy sobie spokojnie wetknąć zgodnie ze spodziewaniami. Co do miejsca i wartości.

Dał głos jeden z moich faworytów intelektualnych i politycznych, wabiący się Sellin. Skądinąd wiceminister, kultury zresztą. Dał głos i srodze opipształ Dominikę Wielowieyską w jakiejś radiostacji. Rzekł był w srogim gniewie (bo otrzymał pytanie, które mu mocno nie pasowało) „Pani zaprasza gościa, polityka wybieralnego w wyborach, żeby ludzie poznali jego poglądy, a nie pani poglądy. Bo pani pełni rolę służebną jako dziennikarka w lepszym poznawaniu polityków wybieralnych, pani nie jest wybieralna”. Więc siedzieć mi tu cicho, a pytania do mnie da mój teczkowy na kartce, tak?

Pomijam już, że QJM (taka zagadka dla miłośników szyfrów) Ekscelencji się polszczyzna nieco popieprzyła i wyraźnie nie wie, co znaczy słowo „wybieralność”; na wszelki wypadek wyjaśnię mu przeto, że znaczy ono „zdolność do bycia wybranym”, a nie „bycie wybranym”. A rolę się gra, a nie pełni. Ale arogancja typasa zwala z fotela, nie sądzicie?

Całe szczęście (z jego punktu widzenia), że z pensji wiceministra trochę pewno odłożył i na jakiś stragan z warzywami mu wystarczy, więc jak się skończy panowanie szajki, to nie zdechnie z głodu. Bo żadnej innej posady mu nie rokuję.

Jak pamiętacie, PKN Orlen zakupił wiosną wydawnictwo Polska Press i miał to być wedle pisuarów zręczne pociągnięcie czysto biznesowe. Tymczasem po przejęciu wydawnictwo zanotowało koszty operacyjne o 15 mln zł wyższe od przychodów, a przy spadku dotacji i ponad 20 mln zł odpisów jego wynik netto poszedł w dół z 4,09 mln zł zysku do 30,81 mln zł straty – wynika z analizy portalu Wirtualnemedia.pl. Ale co tam jakieś głupie 35 melonów. Grunt, że mianowana szefową przedsiębiorstwa pani redachtór Dorota Kania pewno nie bankrutuje.

Jeszcze jeden zgrabny cytacik. Quotation, rozumiecie. Bogdan Pęk: „W obliczu wojny i zagrożenia ze strony Rosji Niemcy przysyłają nam Donalda Tuska, który natychmiast atakuje dwa kluczowe urzędy decydujące o suwerenności Polski, NBP i Trybunał Konstytucyjny”.

Chyba pan Pęk jeszcze nie całkiem przyszedł do siebie po tym, jak przed paroma laty przybrał był w korytarzu sejmowym na jakiś czas pozycję horyzontalną. Ale to byłby rekord świata w trwałości takiej dolegliwości.

Aha, jeszcze jedno. Pobuszowałem sobie po zagranicznych telewizyjnych stacjach informacyjnych. Koszmar i brak profesjonalizmu! W ani jednej nie było słowa o Lewandowskim, nigdzie też nie pojawiła się wiadomość o niemieckim desancie Tuska na Polskę. Partacze.

Chyba nasz mały zły człowieczek będzie musiał tupnąć w końcu którąś ze swoich nóżek i powiedzieć, że dość tego dobrego. W końcu Polacy to dumny naród, co nie?

18 lipca

Krótko i zwięźle: pan prezes NBP wraz z Małżonką wypowiedzieli się bardzo kompetentnie na molo w sprawach bankowych. Przy okazji podobno ujawniona została jakaś tajemnica bankowa, ale co tam. Ważne, że poznaliśmy Małżonkę. Muszę stwierdzić, że pp. Glapińscy stanowią wyjątkowo dobraną parę: ten sam elegancki styl bycia i wypowiedzi, podobne gusta i zbliżona uroda. Dobrani jak w korcu maku.

Krótko i zwięźle: Robert Lewandowski już w Miami, gdzie po raz pierwszy oddał mocz. Strumień był silny. Pisuar zaraz na lewo od wejścia na plażę. Specjalny wysłannik TVN nie odstępuje Wielkiego Polaka ani na krok.

Krótko i zwięźle. W swoim czasie pan prezydent nas uspokoił, że w Polsce mamy węgla na 200 lat. Dziś pan premier był łaskaw poinformować, że rząd zrobi wszystko, by węgla nam zimą nie zabrakło. Ministrowie zostaną oddelegowania do fedrowania? No, to jest jakiś zdrowy pomysł.

Krótko i zwięźle. Mamy nową Miss Polski. Faktycznie, dziewczyny piękne; oczy bolą. Nowa miss ma 22 lata i nazywa się Aleksandra Klepaczka. Nie wiem czemu, wszystko to razem mnie nieco śmieszy i trochę żenuje.

Krótko i zwięźle. Środki unijne z funduszy strukturalnych, funduszy spójności, a być może też z KPO, będą na przełomie roku – zapowiada Mateusz Morawiecki. Stąd wniosek, że przedtem planuje się uziemić Ziobrę, przywrócić sędziów odsuniętych od orzekania i rozwiązać jakoś problem dublerów. Bo inaczej się nie da. A taka deklaracja to chyba sensacja. Ale może się nie znam.

Krótko i zwięźle. Polska noblistka Olga Tokarczuk była uczestniczką jednego z paneli podczas Festiwalu Góry Literatury. Podczas swojego wystąpienia stwierdziła m.in., że jej książki są dla ludzi inteligentnych, podobnych wrażliwością do niej. Wielu Wolakom się to nie spodobało. Poczuli się dyskryminowani. Chyba słusznie.

Ten mały zły człowiek z nazwiskiem na K. siedział dziś cicho. Nawet o Lewandowskim nic nie powiedział. Chyba się zastanawiają do spółki z Kurskim, czy jego wyjazd z Niemiec da się jakoś wykorzystać propagandowo. Podpowiadam: da się. Nie będzie to bardziej głupie od dotychczasowych sukcesów pisuaru na tym polu. Więc – go on! Osobiście czekam w napięciu.

17 lipca

Słowo się rzekło – kobyłka u płota. Obiecałem jednej z czytelniczek tych notek, że dziś będzie o Lewandowskim, to będzie. Nie było na bieżąco, bo cholera mną po ścianach rzucała.

A właściwie nie o Lewandowskim będzie oczywiście, bo on mnie mocno średnio interesuje – jak i cały futbol, choć rozumiem pasje kibiców (w końcu nie ma chyba człowieka w ogóle bez jakichś, nawet najbardziej idiotycznych namiętności i zainteresowań…) – ale o tych misteriach, które odprawiono w mediach w związku z jego zmianą barw klubowych.

Wojna w Ukrainie. Zimna wojna domowa w Polsce. Wielkie odkrycia naukowe. Nadeszły zdjęcia z krańców Wszechświata. Druga kobieta w historii została laureatką najważniejszej nagrody matematycznej na świecie.

A tu pół godziny w prime time o tym, że ktoś tam – choćby i znany na połowie globu – zmienia miejsce pracy i zamieszkania.

Bardzo mi przykro, ale w największym możliwym stopniu odbiega to od mojego pojmowania roli mediów. Dla mnie jest to temat na ósmą stronę gazety, u dołu, drobnym drukiem. Oczywiście inaczej w mediach specjalistycznych, poświęconych sportowi – ale tych nie czytam i mogą sobie dla mnie pisać, o czym chcą, byle poprawnym językiem.

I kończymy z tym tematem w tym miejscu raz na zawsze, bo mnie krew zaleje. Powiem tylko za klasykiem: znaj proporcje, mocium panie. To bardzo mądre hasło, daję słowo. Choć zapewne dla wielu będzie dziaderskie. Ale niech tam.

Z innych dupereli. Krzysztofowi Jurgielowi (był taki dość małomówny minister rolnictwa z pisuaru; z nieprzesadnie też intelektualnym wyrazem twarzy, jak to u nich) nie podobają się roślinne substytuty mleka. Jego zdaniem mogą wywołać przedwczesne objawy dojrzewania płciowego, szczególnie u dziewczynek. Będzieta poić bachory mlekiem sojowym, to wam czterolatki w ciążę pozachodzą; mniej więcej taki śle nam przekaz pan europoseł. Dodaje odkrywczo, że mleko krowie „jest wytwarzane według znanej od dawna, niezmiennej i prostej technologii”.

Kolejna moja nominacja na gen(iusza). Suski, Sasin, teraz Jurgiel. Ostra pochwała ze wpisaniem do jadłospisu. Ciąg dalszy nastąpi.

Kolejna wiadomość. Znamy już w miarę dokładnie rozkład kretynizmu w Polsce. Otóż agencja badawcza SW Research zrobiła sondaż opinii w sprawie dość zasadniczej: który kierunek względem Brukseli powinny przyjąć polskie władze?

No i wyszło tak. Co dziesiąty niemal (9,5%) pytany okazał się kretynem całkowitym i uznał, że powinniśmy dążyć do całkowitego opuszczenia Unii. Nieco mądrzejszymi (ale tylko nieco!) okazało się prawie czterokrotnie więcej (38,1%) sądzących, że powinniśmy dążyć do takich zmian w prawodawstwie unijnym, które zwiększą kompetencje państw członkowskich. Zdania w tej sprawie nie ma z górą co czwarty z nas (26,4%). Rozsądnych ludzi (uważających, że kompetencje unijne trzeba zwiększyć) okazało się natomiast summa summarum 26% – co mnie osobiście wydaje się wynikiem i tak optymistycznym, sądząc po rezultatach badań popularności partii politycznych.

Z innych ciekawych wyników tej ankiety: okazuje się, że kobiety mają sprawniejsze mózgi od mężczyzn i wyraźnie rzadziej by chciały Unię ograniczać. Nie jest zaś niespodzianką, że pewien rozsądek (choć też umiarkowany, bo mierzony współczynnikiem 37%) wykazali mieszkańcy większych miast No i 6 osób na 10 z wykształceniem co najmniej średnim.

W sprawie naszego faworyta, który ostatnio skarcił Unię głośnym „dość tego dobrego”. Otóż wychodzi mi, że rzeczony podchodzi do problemu trójpodziału władzy w duchu głęboko katolickim, przenosząc tu religijne patrzenie na Trójcę świętą. Nie żadna więc niezależność jednej władzy (ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej) od pozostałych, ale jednia. Jednia, powtarzam. I to taka, w której – choć Duch św. i Syn Boży są całkowicie współistotni Bogu Ojcu, to jednak to ten ostatni posyła pierwszych dwóch, żeby mu coś tam załatwili. Choć więc cała trójka jest w trzech osobach jednością, to wiadomo, kto naprawdę rządzi.

I ja chętnie zaakceptuję ten punkt widzenia. Uznam, że uosobieniem Syna jest Morawiecki, Ducha św. Julia P., Ojca zaś ten mały zły – i uczynię to natychmiast po tym, jak pierwszy się przespaceruje po wodzie, zaś ta druga pofrunie jak gołębica i narobi komuś na kapelusz.

Inna sprawa to ta, że nie jestem pewien, czy Pan Premier już się gdzieś tym chodzeniem po wodzie nie pochwalił.

16 lipca

Znów okrutnie i bezwzględnie prześladuje się chrześcijan, zwłaszcza zaś katolików i w szczególności duchowieństwo. Czym bowiem jest, jak nie szkalowaniem ohydnym i podrywaniem autorytetu kapłanów ujawnienie przez lewactwo faktu, że rzecznik białostockiej kurii ks. Andrzej Dębski wysyłał do nieznajomej kobiety obsceniczne i wulgarne wiadomości oraz proponował jej wielce urozmaicone współżycie płciowe w gabinecie biskupim? Mało, że rzecznik; to także ważny animator białostockiej narodowej prawicy! W dodatku gwiazdor TVP z programu „Ziarno” …

No i przyznał się, nie poszedł w zaparte. Bardzo tym zaszkodził Kościołowi, więc go natychmiast zawieszono. Także Telewizja Polska zdecydowała o zakończeniu współpracy z człowiekiem; a taki był śliczny i medialny! Nie miała, niestety, wyboru.

Znamienne: część mediów pisze „miał wysyłać”, a nie „wysyłał”, mimo że się przyznał. Tacy obiektywni? Przypuszczam, że wątpię. Państwo będą łaskawi domyślić się motywacji. Nie takie trudne zadanie.

░░░░░░

▒░▒░▒░

„Nasze ustępstwa ws. sądownictwa powodują nowe żądania UE. Trzeba powiedzieć: dość szantażu Polski, nie poddamy się niewoli brukselskiej” – powiedział w sobotę gen.(iusz) Marek Suski. Podobno ma zamiar stanąć na czele narodowo-katolickiej partyzantki, która będzie zwalczała europejskie władze okupacyjne na terenie Polski. Jak jeszcze dobierze sobie jako głównego logistyka gen.(iusza) J. Sasina – sałata z brukselki murowana.

░░░░░░

▒░▒░▒░

Po ośmiu trwających wiele godzin posiedzeniach sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia Justyna Koska-Janusz wydała na złość prokuraturze i policji wyrok uniewinniający Pawła Kasprzaka od zarzutów naruszenia nietykalności cielesnej starszego aspiranta policji Mariusza Króla, który to czyn Paweł miał popełnić bez powodu, okazując rażące lekceważenie prawa. Kasprzak miał również policjanta znieważyć używając przy tym słów wulgarnych, powszechnie uznawanych za obraźliwe. Od tego zarzutu również został uniewinniony. A pani sędzia zrobiła z aktu oskarżenia mielonkę i przy okazji pełny wiatrak z oskarżycieli.

A – cholera – Izby Dyscyplinarnej nie ma teraz nikt do dyspozycji. I jak tę sędzię udupimy, proszę wycieczki? Nie bój nic, coś się wymyśli.

░░░░░░

▒░▒░▒░

Mimo wzrastającej inflacji rząd nie traci poparcia. Z najnowszego sondażu CBOS wynika, że 32 proc. respondentów to zwolennicy obecnego rządu, 39 proc. to jego przeciwnicy. 25 proc. ankietowanych wyraziło obojętność. Zadowolonych z faktu, że premierem jest Mateusz Morawiecki, jest 37 proc. ankietowanych; niezadowolenie z tego powodu wyraziło 49 proc. osób. Czyli odsetek upośledzonych umysłowo jest mniej więcej konstans; to też jakieś odkrycie socjologiczne. A kogo tak niepochlebnie określam? Proszę zgadywać.

░░░░░░

▒░▒░▒░

Kilka słów o złym małym na K. „My uważamy, że powinniśmy być w Unii Europejskiej, że to nam generalnie rzecz biorąc bardzo pomaga, jest wspólny rynek, możliwość eksportu, możliwość przechodzenia różnego rodzaju technologii, inwestycji ułatwiona, ale wiemy, że w tym wszystkim musimy zachować to, co jest podstawową wartością. Wartością, która dla nas Polaków powinna być szczególnie cenna, bo mieliśmy bardzo trudną historię. Ta wartością jest suwerenne państwo” – onże powiedział. Tłumacząc na polski: możecie sobie gadać co chcecie, a ja i tak zrobię jak mi się spodoba.

Pan K. podkreślał, że UE „jest dobrym pomysłem, i ci, którzy ją tworzyli na pewno mieli jak najlepsze intencje […], odwoływali się do idei chrześcijańskiej, nie przychodziło im do głowy, że Unia będzie nośnikiem lewackiej ideologii”. Bo, jak wiadomo, w ciągu dekady będą kołchozy, wspólne żony i NKWD.

15 lipca

Dziś nie będzie klasycznego upustu, tzn. skierowanego do rządzących. Prawdę mówiąc, komentowanie wyczynów tej zgrai staje się troszkę nudne: oni po prostu za cokolwiek się wezmą, to spartaczą, choć oczywiście natychmiast ogłoszą jako wiekopomne osiągnięcie. A jeśli przypadkiem cokolwiek drgnie w dobrym kierunku, to też okaże się natychmiast wynikiem działania ich intelektualistów i polityków. Włącznie z korzystną dla ludzi zmianą pogody. Natomiast trzęsienie Ziemi na Półwyspie Indochińskim to będzie oczywiście wina Tuska.

Dziś dowiadujemy się na przykład, że miesięczna inflacja wynosi 15,5% a miesiąc temu wynosiła 15,6%. Ma kto wątpliwość, że niebawem okaże się, że to sukces mądrych działań polskiego rządu?

Zgodnie z zapowiedzią, koniec z pretensjami w tym kierunku na dzisiaj. Całkiem inny i niepolityczny temat. Otóż odnoszę w ostatnich dniach wrażenie, że jedyna gazeta, którą się daje przy wszystkich zastrzeżeniach czytać, czyli „Wyborcza” – ewoluuje w niewłaściwym kierunku. Nie mam na myśli polityki, ale warsztat dziennikarski.

Czytam „Wyborczą” stale – zarówno „w papierze”, jak i wydanie elektroniczne. I odnoszę wrażenie, że najciekawsze materiały są ostatnio kierowane przede wszystkim do sieci; niektóre w ogóle nie trafiają na strony papierowe. Poza tym w wydaniu papierowym mamy prawie wyłącznie teksty ogromne, często na całą kolumnę, niekiedy większe. Jest to oczywiście głównie publicystyka, informacji mamy tu jak na lekarstwo; i jeśli ta publicystyka dotknie czegoś, co mnie akurat mniej ciekawi, to pół numeru potrafi stać się nie do czytania.

Do tego masa ogromnych całokolumnowych reklam i najrozmaitszych dodatków sponsorowanych, które – w moim przypadku – idą z miejsca do kosza, nawet bez przejrzenia.

Jeśli do tego dodamy wyraźny brak korekty, skutkujący ponadnormatywną – jak na moje wymagania – liczbą literówek, to pomalutku kupowanie „papieru” staje się bezcelowe; a szkoda, bo cóż milszego, jak zasiąść w fotelu przy kawie i troszkę poszeleścić trzymaną w rękach gazetą?

Doskonale rozumiem, że wydawanie porządnej dużej gazety, to zadanie ekstremalnie kosztowne. Ale gazeta, szczególnie największa gazeta opozycyjna, to nie jest tylko towar. To nawet nie jest przede wszystkim towar. Myślę, że warto nad tym pomyśleć i znaleźć te kilka niezbędnych miliardów (bo niestety o takie sumy tu chodzi). Opozycja powinna się jakoś chyba zrzucić.

Pewno za jakieś dziesięć lat rzeczywiście wydania papierowe stracą sens. Ale jeszcze nie teraz.

I na koniec, ponieważ jak tego nie napiszę, to zaraz będą pretensje, moja mantra: Kaczyński to zły człowiek. I bardzo niewyjściowy.

14 lipca

Jadą dalej. Morawiecki zaleca ocieplanie mieszkań przed zimą, Czarnek powiada, że w związku z drożyzną „coś tam sobie pichci”, a w ogóle, to przecież można jeść mniej i wybierać tańsze składniki, Duda poleca „zaciskanie zębów”…

Ciekawe, kto następny powie nam coś równie inteligentnego? Tak tylko przy okazji przypominam, że gdy Cimoszewicz zauważył, że budujący chałupy na terenach narażonych na powódź mogliby spróbować się ubezpieczyć, to banda durniów omal go nie rozszarpała.

Coś wychodzi na to, że jak nasz bredzi, to „każdy może mieć własne zdanie”. A jak nie nasz mówi do sensu, to ma słuchać ludzi i nie mądrować. Słowem, decyduje nie to, co się mówi – ale kto mówi. W szczególności „lewicy wolno mniej”, pamiętacie?

Bo ja tego kretyństwa nie zapomnę.

Rozwija się awantura wokół czterodniowego tygodnia pracy. Czy my możemy kiedykolwiek dyskutować na temat, nie o tym, co nam się wydaje? Tusk nie zapowiedział wprowadzenia czterodniowego tygodnia po ewentualnie wygranych wyborach! On zapowiedział jedynie profesjonalne przygotowanie programu pilotażowego, którego zadaniem jest sprawdzenie sensowności tej propozycji, a to znaczy zupełnie co innego!

Oczywiście są tacy, którym samo wymówienie przez kogoś słów „czterodniowy tydzień pracy” wywołuje czerwone plamy na oczach i toczenie piany z pyska, ale doradzam spokój i szklankę wody. Jest wysoce prawdopodobne, że wobec rosnącej automatyzacji i robotyzacji będzie to niebawem jedyne sensowne chroniące przed bezrobociem rozwiązanie. Nikt natomiast – albo prawie nikt – nie zauważa w związku z tym, że wspomniany postęp techniczny będzie eliminował przede wszystkim i w pierwszej kolejności prostą pracę fizyczną, nie wymagającą kwalifikacji intelektualnych – i że wobec tego warto głównie myśleć o tym, jak zmienić system edukacji, by nasi następcy nie mieli kłopotów.

No ale przecież sugestia nauczenia się czegoś poza czytaniem i pisaniem, to potworne ograniczenie swobód obywatelskich i męka straszliwa!

Fakt: kwalifikacje wyższe od umiejętności machania łopatą – z piwem do głowy same nie wejdą. Trzeba będzie wziąć do ręki książkę albo coś w tym rodzaju…

Ciekaw jestem, kiedy nasi geniusze zaczną przestrzegać naród przed bezbożnym nakłanianiem do nauki. Na razie gen.(iusz) M. Suski zauważył wnikliwie, że zapowiadająca się ciężka zima może zaowocować zwiększeniem dzietności. Bo jak jest zimno, to ludzie się chętnie przytulają i wtedy… no… ten-tego. A jak mu ktoś powie, że blackout nowojorski też w dziewięć miesięcy później przyniósł wzrost liczby narodzin, to zaraz się ucieszy z wyłączeń prądu…

Propozycja poprzekłuwania w tej sytuacji zimą wszystkich prezerwatyw narzuca się sama. Będą co mieli robić katoliccy harcerze.

A, byłbym zapomniał o czymś ślicznym. Uroczy i seksowny chłopak ze stajni pana Zbinia, niejaki Kanthak, wytoczył proces panu, który ujawnił, że wymieniony będąc w barze gejowskim proponował mu obciągnięcie (bynajmniej nie pofałdowanej koszuli). No i przegrał pan Kanthak ten proces. Ale sąd podobno nie wypowiadał się w kwestii obiektu do obciągania, tylko stwierdził, że polityk musi mieć grubszą skórę. Sąd nawet nie powiedział, w którym miejscu ma być to zgrubienie, więc będzie odwołanie.

Doprawdy, mądry i przenikliwy jest ten mały zły człowiek. Powtarzam raz jeszcze: to naprawdę duża sztuka tak sobie podobierać personel. Same orły.

13 lipca

Poczytałem sobie o wczorajszym spektaklu Wuca w Grójcu i pooglądałem fragmenty relacji w telewizorze. Wieje grozą, to jakiś koszmarny teatr absurdu.

Te „pytania z sali” z oczywistą tezą, ewidentnie pisane przez mało rozgarniętego chłoptysia, pełne czołobitności i ohydnego podlizu… To żenujące zachowanie pana eksmarszałka Senatu, który najwyraźniej zrozumiawszy, że nic już w życiu nie ugra postanowił chociaż zasłużyć sobie na łaskę Wuca i włazi mu w tyłek bez wazeliny…

Ale najgorsze jest wystąpienie Wuca.

Najwyraźniej ta smutna figura ma zamiar grać na dwóch instrumentach: obrzydliwym szydzeniu z osób transpłciowych (co robi oczywiście po to, by sprowokować opozycję do wystąpienia w ich obronie – a wtedy łatwiej będzie jej przylepić łatkę „zboczeńców”, pięknie zapewne odbieraną przez motłoch) – i na wrednym atakowaniu Niemców. Znów pieprzy bez sensu o jakichś reparacjach, udając, że nie zna historii i wygodnie zapominając na przykład o ponad 100 tys. km kw. terytorium, które Polska otrzymała w wyniku wojny. Ale musi być antyniemiecki, bo sądzi, że wmówioną idiotom antyniemieckość powiąże jakoś z najbardziej niebezpiecznym wrogiem, czyli Tuskiem i go do reszty zohydzi…

Tę bezsensowną fobię też da się wmówić oczywiście przede wszystkim łachudrom i głupim nacjonalistom oraz najtępszym prostakom; ukrytym kodem i niekoniecznie świadomie Wuc mówi nam zatem kogo uważa za swój najważniejszy elektorat: ich właśnie…

Jestem tym tak zniesmaczony i oburzony, że właściwie trudno mi o tym pisać. Tu się robi po prostu głupio i wstrętnie. Stajemy się zadupiem Europy, cuchnącym odorem kadzidła zmieszanym z zatęchłym zapachem Rzeszki, jak kiedyś tę woń nazwał poeta.

Cały dzisiejszy tekst był – jak widać – o tym złym niedużym staruszku. Bez wyglądu, bez wiedzy, bez cienia charyzmy. Bełkocącym ustawicznie bez sensu głosem kastrata jakieś brednie. Jakim cudem udało mu się zbudować sobie taką pozycję, jaką dzisiaj ma? Jakim cudem?

Ohyda i żenada.

Coraz bardziej skłaniam się do jego własnych słów: inni szatani byli tu czynni.

Bo dzięki jakiemu typowi człowieka panuje, wiemy wszyscy doskonale.

12 lipca

Na rympał.

Nie wszyscy znają to słowo, więc wyjaśnię. Działamy otóż „na rympał”, gdy nie dbamy o żadne reguły czy zwyczaje. Nic nas nie obowiązuje prócz własnego chcenia, cudze zaś opinie w tej kwestii mamy – jak to pięknie niegdyś mówiono – za jaje.

To jest ulubiony sposób działania pisuarów. Na rympał zmieniali Trybunał Konstytucyjny, na rympał wprowadzili w życie masę ustaw. Dziś dowiadujemy się, że na rympał wprowadzają też do szkół nowy przedmiot – bezczelnie nazwany HiT – i podręcznik do niego. Posłanki Koalicji Obywatelskiej: Krystyna Szumilas, Katarzyna Lubnauer, Barbara Nowacka i Kinga Gajewska przeprowadziły kontrolę poselską w Ministerstwie Edukacji i Nauki. Okazało się, że zmieniano recenzje podręcznika, wydawano bezpodstawnie pieniądze na promocje, utrącano ewentualną konkurencję – wszystko właśnie na rympał, czyli inaczej mówiąc na chama. Czyli metodą Czarnka, tej hańby polskiej nauki i edukacji.

Profesjonalni gangsterzy, nawet tacy z Pruszkowa i Wołomina, potrafili zacierać ślady i tego typu operację przeprowadziliby „w rękawiczkach”, Byli w porównaniu z panującą nam nielitościwie hałastrą intelektualistami. Bo na rympał działa tylko cham, prostak i prymityw. Amator, nie profesjonalista.

Dobra wiadomość jest dziś taka, że ten nasz gang wyraźnie się dzieli. Pan „sędzia” Muszyński, zastępca Julii P. (a podobno w przeszłości jej oficer prowadzący z ramienia niezbyt ciekawych służb) właśnie się od niej brutalnie i jednoznacznie odciął. Co prawda, on ma opinię człowieka do zadań pana Zbinia, ona zaś wiernej poddanej – jego adwersarza, czyli tego z ksywą „premier”, więc można na to spojrzeć i tak, że mamy oto dwie cholery zamiast jednej. Ale jednak okazuje się, że PiS to nie jest „ręka milionopalca, w jedną ogromną pięść zaciśnięta” jak o innym znanym gangu pisał niegdyś całkiem dobry skądinąd poeta Majakowski. A to już coś.

Mały zły człowieczek nawiedził dziś Grójec. Biorąc pod uwagę utartą opinię o tym grodzie, chyba dobrze wybrał; tam raczej go nie wygwizdali (a gdyby ktoś chciał, to przecież jakaś bojówka będzie zawsze na miejscu). Wymlaskał się na wspomniany przez Tuska niedawno czterodniowy tydzień pracy. Nic innego nie potrafił powiedzieć ponad to, że po miesiącu jego działania Tusk by zarządził zmianę na sześciodniowy.

No i to jest mocno kiepskie, panie K. Ja bym postarał się wymyślić coś inteligentniejszego albo chociaż zabawnego. Tu zaś, za przeproszeniem, zesrywka.

Ale chyba ten mały już osiągnął szczyt swoich możliwości intelektualnych i doszedł do wniosku, że na rympał w końcu łatwiej. „Ludzie to lubią, ludzie to kupię, byle na chama, byle głośno, byle głupio”… O innych czasach to było; ale jakże paskudnie podobnych.

Pamiętacie?

11 lipca

Ten tekst stał się w ciągu doby klasykiem. Jest już bardzo znany, ale nie mogę się oprzeć chęci zacytowania tej perełki taktu, intelektu i umiejętności współżycia z ludźmi.

„Jak tam chłopcy z Platformy? Haratacie w pospolitą gałę? No widzicie. A ja, z PiS, na najlepszym w Polsce polu golfowym i jednym z trzech najlepszych w Europie, haratam sobie w golfa z handicap 13,5 jak Tigers Woods, Barack Obama, Joe Biden, Ivanka Trump i jej mąż” – napisała w niedzielę niejaka pani Jacyna-Witt, jakaś prowincjonalna radna PiS-u, dodając swoje szykowne zdjęcie z kijem golfowym.

Błyskawicznie rozpętała się dyskusja, bo – oczywiście – ludziom pojawiły się w oczach czerwone płatki z wściekłości. Między innymi zareagowała znana blogerka Kataryna, zarzucając damulce zwykły snobizm. W wymianie poglądów między paniami pisówa pogrążyła się do końca ostatnim wpisem, który brzmiał „Bo ja jestem elitą, a Pani jest »pseudoelitą« – zakompleksioną, ale z wysokim mniemaniem o sobie”. Później dodała: „Nasz elektorat na wsi jest światowy i ogarnięty. To ludzie na poziomie i rolnicy pełną gębą. A wieśniaki z kompleksami, takie jak Pani, ciągną do PO” – napisała jeszcze pod adresem jednej z internautek.

I obnażyła się kompletnie kolejną enuncjacją: „Żeby było jasne – zwolennicy i członkowie PiS biegają, grają w golfa i tenisa, nurkują, jeżdżą na wypasionych rowerach, haratają w gałę. Dotarło?!”

Jak się to wszystko czyta – nie wiadomo: śmiać się, czy płakać.

Oszczędzę pani Jacynie-Witt przymiotników, bo nie ma po co: każdy wie, z kim mamy nieprzyjemność. Powiem tylko, że po czymś takim można już właściwie jak ten dziadek-kolejarz z dowcipu, któremu wnuk powiedział, że po pobliskim torze kolejowym pędzą naprzeciw sobie dwa ekspresy – poprosić o wyniesienie fotela, bo taką katastrofę widzi się tylko raz w życiu. I pisiory same sobie ją szykują. Nie ma wątpliwości: jak to nieuchronnie pieprznie, to wielu ludziom kapcie spadną.

Jako uzupełnienie i dodatkowy dowód na ostatnią tezę – taka informacja: Jak wynika z sondażu SW Research dla „Rzeczpospolitej”, w sferze dbałości o stabilność finansową respondenci minimalnie większe nadzieje pokładają w Platformie Obywatelskiej. Pracownia na zlecenie dziennika zadała ankietowanym pytanie: która, według nich, partia przedstawiła do tej pory najlepsze pomysły na walkę z inflacją w Polsce. I najwięcej odpowiedzi to wskazania na Platformę Obywatelską. Za najlepsze pomysły partii Donalda Tuska uznało 16,7 proc. badanych. Drugie miejsce zajął wprawdzie PiS, ale to jest pierwszy sondaż, który wyraźnie przegrał.

Jeszcze ze dwie panie Witt, jeszcze Brudziński powie znowu coś ciekawego o Niemcach lub kimkolwiek, jeszcze jakiś nadgorliwiec burmistrz wyrwie komuś transparent albo da w pysk bez cienia racji i będziemy ich mieli z głowy.

I nic nie pomoże pomysłowość małego złego człowieka z nazwiskiem na literę K. w rzucaniu motłochowi nowych wrogów (swoją drogą, co wymyśli po ludziach trans? Bliźniaki? Głuchych? Niemowy?). Bo motłochu jakby jednak coraz mniej. Nawet i on zaczyna myśleć, a to już dla władzy czynność nie niebezpieczna, ale katastrofalna.

10 lipca

Dziesiąty dzień miesiąca. Dzień „żałoby smoleńskiej”. Jakoś wstydliwie wyciszany coraz bardziej. Dziś informacja o kolejnych obchodach na bardzo dalekim miejscu w portalu braci Kremlowskich. Marnowato.

A ja – proszę kolegów z prawdziwych mediów – przemilczanie tego smutnego cyrku uważam za błąd. Dawałbym pełne transmisje, bez żadnej zgrywy, na poważnie. Z wywiadami z publicznością – z tym że żadnych ustawek i żadnych podchwytliwych pytań. Wszystko śmiertelnie serio. Czarne garnitury sprawozdawców, w tle żałobna muzyka. Pełny smęt.

Trzy takie transmisje na full wymiar i już by była sprawa – przepraszam za skojarzenie – utrupiona.

Oni wiedzą co robią, spychając ją u siebie na dalszy plan. Odwróćmy im ten trend, dobrze radzę. Idźmy tropem Lotnej Brygady, tylko jeszcze bardziej serio. Jednych rozśmieszymy, innych rozwścieczymy. I git.

Realizując ten pomysł informuję PT Czytelników, że w tegorocznej uroczystości oprócz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego uczestniczył także m.in. premier Mateusz Morawiecki, wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak, wicepremier, szef MAP Jacek Sasin, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, były marszałek Senatu Stanisław Karczewski oraz były minister obrony Antoni Macierewicz.

Zwracam uwagę, że w tej wyliczance, wziętej żywcem z oficjalnej enuncjacji, o kimś do niedawna kluczowo ważnym nie ma mowy. Ziobry zabrakło między innymi; mówi wam to coś? No.

Mi SI wydaji… mawiał Kazimierz Górski.

Ale onże niewymieniony działa. „Przemysław Radzik, zastępca sędziowskiego rzecznika dyscypliny i były już wiceprezes warszawskiego Sądu Okręgowego zaliczył kolejny awans. Został wiceprezesem stołecznej apelacji, gdzie prezesem kilka dni temu został centralny sędziowski rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab” – podaje portal Onet.pl.

Dbamy o swoich przed ewakuacją, co nie?

Gdyby to wszystko razem nie było takie ponure jak twarz tego małego złego na K. w Sejmie, gdy zdarza mu się usłyszeć trochę prawdy – byłoby całkiem wesoło. No, może „wesoło” to nie to słowo; raczej „śmiesznie”.

9 lipca

Pracowici są nasi miłośnicy pejcza, gilotyny i dybów. Zgłaszają wciąż nowe inicjatywy. Ostatnio się im nawet kompromitująco udało: objęli swoim czułym uściskiem dzieci od lat 10, w sejmie ta zgroza przeszła.

„10-latek będzie przebywał w ośrodku z osobami dorosłymi. Łatwo sobie wyobrazić skutki — będziemy »produkowali« dzieci, które potem będą trafiać do zakładów karnych” — mówił redakcji oko.press prof. Konopczyński z PAN. Wobec dzieci będzie można stosować przemoc fizyczną, obezwładnianie, zakładanie kajdanek, krępowanie pasami, umieszczanie w izolatkach.

Ustawa daje też dyrektorom szkół możliwość karania uczniów tak, jak do tej pory robiły tylko sądy. Dyrektor będzie mógł zmuszać dziecko do pracy porządkowych, działań na terenie szkoły, naprawienia szkody, czy ukarać je w formie upomnienia ustnego lub pisemnego.

Domyślam się, że niezbędna szybka nowelizacja tych przepisów wprowadzi publiczną chłostę i ucinanie wybranych członków; oczywiście – aseptycznie i nowocześnie, przez osoby specjalnie przeszkolone, Zapewne wykonawcami kar będą osoby duchowne, które to – zdaje się – dosyć lubią. A potem pójdziemy dalej: młodzież dziś tak szybko dojrzewa, że trzeba się będzie nieźle starać, by dotrzymać tej cholernej Naturze kroku…

Proponuję granicę wieku karalności obniżyć do lat 6. A co!

No i coś trzeba zrobić z tą cholerną laicyzacją, która postępuje stanowczo zbyt szybko. Tu nie zasypia czegoś w czymś tam wiceminister sprawiedliwości i poseł Solidarnej Polski pan Marcin wdzięcznego nazwiska Warchoł. Poinformował on, że pani „Karabin Maszynowy” Witek ogłosiła właśnie rejestrację komitetu „W obronie wolności chrześcijan”, który Solidarna Polska powołała w drugiej połowie czerwca. Komitet ma trzy miesiące na zebranie 100 tys. podpisów pod odpowiednią inicjatywą obywatelską.

Ma być m.in. tak: „Kto publicznie lży lub wyszydza Kościół, lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmaty i obrzędy podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Tej samej karze podlegałby ten, „kto publicznie znieważa przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych”. Ponadto karany ma być nie tylko – jak teraz – ten, kto złośliwie przeszkadza w uroczystościach religijnych, ale ten, kto w ogóle przeszkadza.

Przejdziesz się koło kościoła w trakcie mszy – i mandat; a jak będziesz za głośno tupał, to w mordę komuszą.

Bo rzeczywiście, coś z tym trzeba zrobić. Te grasujące po całej Polsce tęczowo poubierane hordy półnagich barbarzyńców, pustoszących kościoły, gwałcących zakonnice i publicznie kpiących z toreb po cukrze noszonych na głowach przez Przenajświętszych Dostojników – wszystko to razem jest nie do zniesienia.

Dość tego. Wypalić piętno na ryju, zaszyć pysk i uciąć jednym to i owo, a drugim zaszyć na okrętkę. Drutem najlepiej.

Nie da się ukryć: mały zły człowiek z nazwiskiem na K. troszkę przesadził z oddaniem wymiaru sprawiedliwości w te rączyny, w których on dzisiaj spoczywa. Swoją drogą, dobrać taki komplet, jaki działa pod egidą pana Zbinia… Nie było to proste.

Aha: dziś spotkał się z młodzieżą w Szczecinie Donald Tusk. Powiem coś niepopularnego: wielu ludziom się on – łagodnie mówiąc – nie do końca podoba. Ale po prawdzie, to reszta przywódców tzw. opozycji dorasta mu w opanowaniu warsztatu polityka mniej więcej do kostek; no, może do pół łydki. A boją się go pisuary – aż przyjemnie czytać reakcje i komentarze w prawicowych mediach.

To, że te reakcje nie wykraczają poza wywrzaskiwanie obelg i potoki łgarstw – też o czymś mówi. Widać argumenty poszły się bujać na drzewo.

8 lipca

Paskudny dzień. W Warszawie na zmianę deszcz, słonecznie, burza, deszcz… W dodatku Glapiński tak pieprzy, że zęby bolą. Rzadko się spotyka ludzi tak ewidentnie agresywnych i z wyraźną wzajemnością śmiertelnie zakochanych w samym sobie. Trudno to opisać; to chyba zadanie na pióro pani Tokarczuk.

░░░░░░
▒░▒░▒░

W działkę Glapy wtargnął ostatnio gen. M. Suski (to gen., to oczywiście skrót od geniusza). Błysnął wiedzą ekonomiczną na miarę wiadomego prezesa, mówiąc „jak patrzę na te oprocentowania kredytów, to one wyglądają zupełnie lichwiarsko. Trzeba będzie też banki poprosić o to, żeby jednak nie zdzierały skóry ze swoich klientów”. Ciekawe: wszak kilka lat temu gwałtownie – i z pełnym sukcesem – polonizowaliśmy banki… Po to, by je dzisiaj PROSIĆ, skoro są w całości zależne od państwa?

Czy ktoś mi powie jak się nazywa i jak funkcjonuje ustrój, panujący w Wolsce? Niektórzy twierdzą, że to debilokracja, ale to chyba niemożliwe.

░░░░░░
▒░▒░▒░

Ciekawie argumentuje w swojej sprawie mgr Przyłębska: – Nawet jeśli taki mail byłby prawdziwy, to nie zawiera żadnych takich informacji, które wskazywałyby w jakimkolwiek procencie, że tu byłoby umawianie czegokolwiek – powiedziała o słynnej już w całym świecie wymianie korespondencji między panami Morawieckim i Dworczykiem. Odpowiedź na to rozumowanie jest prosta: dla jednego – paniusiu – nie zawiera, a dla drugiego jednak zawiera, widzi pani. Choć rozumiem, że wolałaby pani, by nie rozstrzygał tej sprawy żaden sąd. Jest pewne ryzyko, że mógłby się z panią nie zgodzić.

░░░░░░
▒░▒░▒░

Już to gdzieś napisałem, ale powtórzę. Pan Prezydent był łaskaw wezwać nas w związku z sytuacją ekonomiczną do przetrwania z zaciśniętymi zębami. No nie wiem, czy się to uda w pełni. Ale nos to jednak warto zatkać, zwłaszcza jak mamy w pobliżu jakiegoś człowieka szeroko rozumianej władzy.

Pan K. się dzisiaj nie wymlaskiwał. Dla porządku zatem tylko stwierdźmy, że i tak uważamy go za bardzo złego człowieka.

7 lipca

Rzecznik rządu to wyjątkowo denna posada. W ogóle rzecznikowanie czemukolwiek przed laty uważane było za zajęcie „końcowe” – w tym sensie, że choć zazwyczaj doskonale płatne (co nie dziwne, bo na tej posadzie nie ma żadnych wierszówek, płacą za „całokształt”), to jednak zamykające karierę: do dziennikarstwa – uważało się – nie ma z takiej posady powrotu; a to dlatego, że rzecznik z reguły musi łgać lub się w inny sposób migać od powiedzenia prawdy, jeśli ta jest dla jego szefa niewygodna. No a dziennikarz, którego raz złapano na łgarstwie – traci wiarygodność i już leży i kwiczy.

To oczywiście teoria. Tak było dawno i nieprawda. Dziś państwo żurnalistostwo kursują sobie między etatami rzecznika i publicysty w te i z powrotem swobodnie i nikt się o takie drobiazgi jak prawdomówność nie czepia. Czyja kasa, tego prawda – i to wszystko.

Ale jednak rzecznik rządu…

Ten – niejaki Mueller – jest wyjątkowo zły. Nie dość, że bezczelnie łże w żywe oczy, to jeszcze robi to totalnie bez wdzięku czy żartu, drewnianym głosem i z gestykulacją stracha na wróble. Ktoś mógłby powiedzieć, że i tak się odcina od swoich poprzedników, których przecież nikt nie pamięta – tacy byli żadni; a odcinać się in minus, to wszak też sztuka. Ale pamiętajcie: reguła “źle czy dobrze, byle z nazwiskiem”, obowiązuje w show-biznesie, nie w polityce…

Ja, nawiasem mówiąc, potrafię z dotychczasowych rzeczników wymienić tylko Niezabitowską, która sympatycznie wspomagała rząd Mazowieckiego; ale i tak nie dam głowy, czy decydującej roli w tym akurat wypadku nie odegrało to, że była pierwsza i urodziwa…

No a pan Muller to czysta katastrofa wizerunkowa. Budzi wyłącznie agresję i sprzeciw. Mam wrażenie, że gdyby nawet stwierdził, że 2 × 2 = 4, to zostałby uznany za kłamcę z definicji.

Ale się na swoim stanowisku bez wątpienia utrzyma. Tacy właśnie są potrzebni temu małemu złemu człowiekowi, którego prawda nie interesowała nigdy, podobnie jak wiarygodność któregokolwiek z jego wybrańców. Że takie podejście świadczy o nieskończonej pogardzie i lekceważeniu tzw. wyborcy? Że jest – łagodnie rzecz nazywając – nierozsądne? Tak; w obu przypadkach. Ale jak widać działa i skutkuje.

Że w ten sposób mówię w gruncie rzeczy coś bardzo złego o wyborcy właśnie? Jeszcze gorszego niż o tym złym człowieku? No mówię. Fakt.

6 lipca

Przewodnicząca komisji etyki poselskiej Monika Falej (Lewica) poinformowała, że wnioski posłanek Lewicy Katarzyny Kotuli oraz Anity Kucharskiej-Dziedzic w sprawie ukarania szefa PiS za jego słowa o społeczności LGBT „nie będą procedowane”. Czyli mówiąc po ludzku, wylądowały w koszu. Biorąc pod uwagę, że zazwyczaj wszystko, co jest nie na rękę PiS-owi tam ląduje (po ewentualnej „reasumpcji”, należało się tego spodziewać. Ale w tym wypadku sprawa nie była tak prosta: w skład owej komisji wchodzą poza p. Falej przedstawiciele KO, naturalnie PiS oraz Koalicji Polskiej.

No i to głos przedstawiciela Koalicji Polskiej uchronił prezesa przed kłopotem. Dobrze wiedzieć, kto jest kim. Koalicja Polska – przypomnę – to twór PSL.

Sapienti sat – mawiali starożytni.

░░░░░░
▒░▒░▒░

Pan Mateusz (albo jego szef) się jednak tak wkurzył panującą w Zjednoczonej Prawicy podobno demokracją, że aż ją zlikwidował. Podjęto uchwałę, że dość tych figli i swobodnych wypowiedzi, niekoniecznie zgodnych z opinią szefa rządu. „Różnorodność w obozie Zjednoczonej Prawicy jest ważna, ale pokazywanie różnic na zewnątrz służy opozycji” – powiedział PAP polityk „zbliżony do rządu”. Żeby nie było wątpliwości o kogo chodzi, wyjaśnił (ten „zbliżony”), że to wyczyny oratorskie chłopców z Solidarnej Polski są niebezpieczne dla całej Zjednoczonej Prawicy, a korzysta na tym wyłącznie opozycja.

Jestem w stanie się z tym stanowiskiem zgodzić. Uważam jednak, że warto byłoby je rozszerzyć i zakazać kłapania japą całej Zjednoczonej Prawicy, włącznie z tym małym złym na K. I to nie tylko z uwagi na korzyści opozycji, która nawet nic nie mówiąc – w tej sytuacji mówi mądrzej, ale też z uwagi na dobrostan przeciętnego inteligenta polskiego, któremu po wysłuchaniu kolejnej mowy prominenta władzy grozi napadowy skręt kiszek. A inteligenci, chociaż temu małemu cholernie przeszkadzają i robią między drzwi, to jednak i jemu bywają potrzebni.

5 lipca

Trwa dyskusja o płciowości ludzkiej. Ostatnio błysnęła panna Krysia, która – jak się zdaje – wystąpiwszy ex cathedra – załatwiła sprawę ostatecznie. Otóż rzekła ona była (a raczej ćwierknęła):

„Bóg stworzył tylko dwie płcie – mężczyznę i kobietę. Adama i Ewę. Rzekł do nich, by byli płodni. Byli. UE chce kar za głoszenie tej historii stworzenia człowieka przez Boga w dwóch tylko, dopełniających się płciach, dających ludzkości trwanie. W negacji tego logiki brak” – napisała na Twitterze sędzia TK Krystyna Pawłowicz.

Koniec dyskusji. A kto będzie innego zdania, tego w ryj. Nic co prawda mi nie wiadomo, by panna Krysia miała taką władzę teologiczną, ale – prawdę mówiąc – nie śledzę zbyt starannie życia religijnego.

░░░░░░
░▒░▒░

Prawiczki zawyły ze zgrozy. Faktycznie, zamach na moralność publiczną jest straszliwy: cukiernia „Dickery” serwuje swoim klientom ciastka w kształcie… męskich genitaliów albo żeńskich narządów płciowych. Na dodatek ciastka w kształcie waginy i penisa ROZDAWANO dzieciom! SEKSUALIZACJA! I potem gnoje w trakcie zabawy w lekarza będą sobie to i owo obgryzać! Bo pomyślą, że to też słodkie.

Na razie ciasteczka są jednokolorowe. A co będzie, gdy zaczną je lukrować na tęczowo? Święty Antoni, ratuj!

Na miejscu właścicieli cukierni kupiłbym sobie jednak dodatkowe gaśnice. Katole mają niewielkie poczucie humoru.

A co by było, gdyby ciasteczka były w kształcie Maryjki?

Cholera, tak źle i tak niedobrze.

░░░░░
▒░▒░▒░

„Od bardzo dawna Komisja Europejska, Parlament Europejski i inne instytucje europejskie w sposób nieuprawniony wtrącają się w polskie sprawy, przekraczając stanowczo ramy traktatów i swoje kompetencje” – był rzekł pan prezydent. Co tam wyroki sądów, których przestrzegania zobowiązaliśmy się w traktatach. Co tam dobrowolnie podpisane umowy międzynarodowe. Ważne jest to, co nam pasuje.

A poza tym podpisywaliśmy tylko tak na niby. Przecież prezydent tysiąclecia powiedział przed złożeniem podpisu po cichu: skuś baba na dziada. Więc o czym tu gadać, płacić gotówką i tyle. Albo załatwimy wam jakąś klątwę, ostatecznie mamy Jędraszewskiego i Dziwisza w odwodzie strategicznym, co nie?

░░░░░░

▒░▒░▒░

Mały zły człowiek na K. siedział dziś cicho, w każdym razie do momentu pisania tych słów. Jak było miło… Poza wszystkim jestem uczulony na timbre jego głosu – jakiś taki ten dźwięk spłaszczony i skrzekliwy. Jakby miał stały ucisk na tych… No, wiecie.

4 lipca

Okropna jest ta Unia.

Pani sobie wyobrazi, moja kochaniutka, że teraz chcą przyjąć taką dyrektywę, która określi wiele przestępstw, dotychczas niewpisanych na tzw. listę europrzestępstw – większością kwalifikowaną, zamiast zrobić to jednogłośnie! I to chodzi o to, moja pani, żeby tam dopisać okropne różności i między innymi zakazać „mowy nienawiści”.

I co my teraz mamy zrobić?

Zakazać panu prezesowi kpić z elgiebetów? To o czym będzie biedny staruszek mówił, tylko że wszystko wina Tuska? Nudne. A co zrobić z całą Kurwizją? Przecież jak się takie prawo przyjmie, to te wszystkie Ogórki i Jakimowicze, Wildsteiny i Pereiry – tylko w MPO posady dostaną, a kredyty jednak – choć to nasi – muszą spłacać!

Niesprawiedliwe to, moja pani, i słusznie ten śliczny pan minister Kaleta powiedział, że z pełną świadomością łamania traktatów położono na stole nową propozycję ignorującą prawo weta. A przecież to najświętsze z naszych praw. To i prawo do nienawiści – to wszak podstawowe prawa człowieka! Bez tego drugiego, moja pani, to przecież cała Biblia na nic i Kościół też istnieć by nie miał prawa.

Gender i rozpusta. Baba w portkach, chłop w kiecce. Koniec świata. A Pałasiński pisze, że gdzieś tam Włochy z gołą dupą po mieście latają.

To jeszcze mały quiz. Czy wiecie, co to jest draństwo a co świństwo? Ekspert, niejaki Czarnek, wyjaśnia to na przykładzie. Draństwo – powiada – to „porównanie Kościoła w latach 70. do Kościoła dzisiaj, że Kościół stał po stronie tych, którzy walczyli o wolność, a dzisiaj stoją po stronie władzy”. A świństwo wedle tego samego intelektualisty to „krytykowanie ad personam abp. Jędraszewskiego”. Styl wypowiedzi oryginalny, szanuję.

I już mamy wszystko jasne. Mędrzec objaśnił i uporządkował.

A małemu złemu na K. licznik stuka. O czymkolwiek mówi, wciąż wsadza te Kasie, które chcą być Władkami; zrobił to już czwarty raz. Czekam tylko, kiedy mu się imiona popieprzą.

Doprawdy, mogli wymyślić coś inteligentniejszego. Przecież niemożliwe, żeby tam tylko idyjoty były…

Ale cholera wie, nigdy w tym stadzie nie byłem w środku. Paru tylko znam osobiście, a i to od dawna z nimi nie gadam. Może to i rzeczywiście same matoły?

3 lipca

Wybrzmiewają echa wczorajszej konwencji PO. Zrobiła wyraźnie wrażenie na pisuarach, bo pełno dziś u nich komentarzy; jak zwykle, nienawistnych, prostackich i chamskich, ale to nic nowego – taka to partia i taki jej elektorat.

Swoją drogą dziwi mnie ich żelazna konsekwencja w pogardzie dla ludzi i prawa. Od pamiętnej odmowy drukowania orzeczeń Trybunału, po powołanie na stanowisko prezesa NBP Glapy z ewidentnym lekceważeniem opinii ekspertów – wszystkie ich poczynania charakteryzują się jednym: prezes powiedział, i tego się trzymamy.

W normalnym państwie po jednym takim numerze byłoby po wszystkim: kryzys parlamentarny i zmiana rządu.

W dodatku wyraźnie w charakterze skutecznych narzędzi politycznych używają głupot i zwykłych pierdoł. Ostatnia nagonka na osoby transpłciowe jest kretynizmem wielkości Himalajów i wszędzie na świecie – no, może poza tymi paroma krajami, rządzonymi przez obłąkanych talibów – zostałaby skwitowana takim wytryskiem kpin i szyderstw, że autor musiałby niezwłocznie popełnić seppuku.

A tu – kiwanie łysymi łbami i zdrowaśki.

  • Ponad stu motocyklistów wyruszyło dziś z sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach do Niepokalanowa.
  • Trwa 85. Ogólnopolska Pielgrzymka Nauczycieli i Wychowawców. Rozpoczęło ją sympozjum o bł. Natalii Tułasiewicz.
  • Rozpoczęła się kolejna edycja wakacyjnego projektu „Ewangelizacja w Beskidach”. Jak co roku od 10 lat, w wakacyjne soboty od lipca do sierpnia zaplanowano rodzinne i wspólnotowe wyprawy na osiem szczytów Beskidu Żywieckiego, Śląskiego i Małego. 2 lipca uczestnicy pierwszej wędrówki modlili się przy schronisku na Rysiance za małżeństwa.

Polska to dziwny kraj.

W sprawie Lisa kolejny krok ku ostatecznemu wyjaśnieniu. W najnowszym „Newsweeku” Sekielski otwartym tekstem pisze, że z własnego doświadczenia wie doskonale, że Lis jako szef używał wyłącznie kija. A do „inauguracji” całej sprawy przyznała się publicznie wybitna dziennikarka, piękna i niezwykle osobiście dzielna Renata Kim. To nazwisko dla mnie jest gwarancją właściwego postępowania wydawcy.

Musimy się zatem pogodzić z tym, że nie ma takich, którym niekiedy – lub nawet zawsze – wolno więcej. Obojętne, czy mówimy o artystach, dziennikarzach, sportowcach czy politykach.

Chociaż… ten, który przekona o tym – zwłaszcza praktycznie – tego małego złego człowieka nazwiskiem na K. wart będzie tyle złota, ile sam waży. I zyska miejsce w historii. Zatem: kto chętny, panie i panowie?

2 lipca

Uff. Chłodniej, a poza tym opozycja dała głos: dzisiejsza konwencja PO w Radomiu była zupełnie niezła. Przede wszystkim ogromna liczba uczestników; widać, że organizatorzy popracowali, a to robi wrażenie. Wystąpienia sensowne. Tusk obok Trzaskowskiego – to coś mówi; i to jest właśnie to, co chciałbym usłyszeć. Dużo miejsca w wystąpieniach zajęła edukacja – i to już wręcz bardzo dobrze.

Nie byłbym sobą jednak, gdybym trochę nie pogrymasił. Otóż dobre wystąpienie wiecowe składa się nie tylko z sensownej treści, ale i należytej formy. Trzeba sobie powiedzieć niestety wyraźnie, że natura nie każdemu daje w tym zakresie identyczne predyspozycje.

Mówiąc wprost: wrzaskliwie piszcząca łamiącym się głosikiem osoba nie nadaje się do wystąpień publicznych – i może lepiej by było, gdyby ograniczyła swój udział w imprezie do pisania tekstów wystąpień dla innych, jeśli oczywiście ma ciekawe i oryginalne przemyślenia. Nie wszyscy muszą i mogą robić wszystko, także w polityce.

Że „każdy inny, wszyscy równi”? Sorry, Winnetou: jeśli myślimy o skutkach działania, to nie.

Że konwencja zadziałała – świadczy natychmiastowa wręcz reakcja rządzących. Jeszcze się nie skończyła, a już było kilka „komentarzy” (cudzysłów – bo to były głównie nieinteligentne próby kpin i wyzwiska) oraz lawina „wpisów czytelników”, czyli seryjnej produkcji skretyniałych trolli. Zabrał publicznie głos również mój ulubiony negatywny bohater, który wymlaskał jakiś sprzeciw wobec wypowiedzi Tuska, co nie zaskakuje. Miał kłopot, bo musiał reagować na bieżąco, a lotny przesadnie nie jest i w związku z tym analizowanie tej reakcji jest bez większego sensu.

Warto jednak zwrócić uwagę, że po raz trzeci zajął się jednym tematem, na którego punkcie ma już wyraźnego fioła:

[…] tam jest ta frakcja, która chce z nami walczyć i nawet gdyby toczyły się ciężkie walki na granicach Polski, to oni przede wszystkim zabiegaliby o to, żeby w Polsce uznać, że każdy może sobie określić, czy jest Piotrem, czy Zosią i może to zmienić z dnia na dzień i potem jeszcze raz

To więc jest polski problem nr 1 AD 2022.

Jeżeli ktoś będzie nadal mówił, że to chytra koncepcja budowania wroga na przyszłą kampanię wyborczą, to chyba ośmielę się być innego zdania. Facetowi wyraźnie odbiło, ale dzięki temu znów nie jest na końcu moich upustów, tylko wcześniej.

Na końcu zaś będą dwie rzeczy. Po pierwsze, wysłuchałem komentarza o Idze Świątek. Jeden ekspert powiedział, że ma różne atrybuty, wśród których jest forhend. A drugi dodał, że nasza gwiazda opiera się na czterech filarach.

Ratunku!

I po drugie – zupełnie na marginesie. W dzisiejszej „Wyborczej” ciekawy wywiad z Żiżkiem, z którego zacytuję niezwykle interesujący fragment:

Całkowicie podzielam zasadnicze wartości liberalne. One są sednem ludzkiej wolności. Dzisiaj liberalizm potrzebuje socjalistycznych podstaw materialnego dobrobytu. Musi znaleźć receptę na prywatne monopole, które nami skrycie zarządzają za pośrednictwem Internetu. Nie lubię terminu „technofeudalizm”, ale jak taki bałwan, jak Elon Musk mówi, że kupuje Twittera, by ocalić ludzką wolność, to jawna kpina.

Dzisiejszy socjalizm nie ma dążyć do stworzenia nowego porządku, ale musi zapewnić materialne podstawy ludzkiej wolności. Nie odrzucać tzw. formalnych wolności w imię tzw. prawdziwej wolności, jak twierdzili komuniści. Żadnego „nowego porządku” ani, broń Boże ,,nowego człowieka”. Socjalizm ma tylko zmienić materialne warunki ludzkiego życia Socjalizm dziś potrzebuje liberalizmu, a liberalizm – socjalistycznych podstaw materialnego bytu. […] Mam w nosie entuzjastyczne rewolucyjne wybuchy i przewroty w imię utopijnego porządku. Ludzie zawsze będą dążyć do władzy i bogactwa kosztem innych. Trzeba dążyć do takiego ładu, w którym wszystkim da się żyć.

Bardzo mi to trafia do przekonania. Obawiam się jednak, że to, co się ostatnio nazywa za Szczurkiem „szelewicą” (od Jakuba Szeli) ma w tej chwili pianę na ustach…

1 lipca

Lis wrócił na tapetę…

Nie da się, ukryć, że nie podoba mi się ta sytuacja. Sprawa jest mocno kłopotliwa. Prawica wyje ze szczęścia, już pojawiają się „interpretacje” tej historii w duchu „Niemcy uznali, że im nie jest potrzebny politycznie”. Komentatorzy „WPotylicę” natychmiast zaczęli używać z kolei pomówień typu zmiany nazwiska bohatera skandalu na „Lisienko”.

Wielu przyzwoitych ludzi instynktownie bierze więc wobec takich parszywstw i idiotyzmów Lisa w obronę.

Obrońcy podnoszą, że artykuł w Wirtualnej Polsce był niekonkretny. Że nie ma nazwisk i fotografii mobbingowanych, więc kto gwarantuje, że autor „paszkwilu” sobie nie zmyślał; i nie biorą pod uwagę, że te osoby mogą się czuć arcygłupio: wychodzi na to, że milcząc tak długo okazały się co najmniej strachliwe, a może poszły na niezbyt szlachetny układ z powodu – nie daj bosz – kasy?

Pojawiły się też głosy zwolenników tezy, że metody prowadzenia redakcji są bez znaczenia, jeśli ostateczny produkt jest dobry i – co najważniejsze – przynosi godziwe zyski. A że „Newsweek” odniósł sukces rynkowy, jest świetny i ma wybitny zespół, złożony z „dużych” nazwisk, z których niemal każde na naszym dziennikarskim rynku wiele znaczy, więc przymknijmy oko na „drobiazgi”…

To z kolei jest najgorszego typu podejście „korporacyjne”.

Trudna sprawa. Od siebie mogę tyle powiedzieć, że nie chciałbym być w niej oficjalnie sędzią. Myślę, że wydawca – usiłując sprawę pozostawić w cieniu – chciał dobrze, choć liczenie na to, że z tej szafy trup nie wyleci, było naiwne.

I prywatnie: myślę, że Lis miał w życiu szczęście i pecha jednocześnie. Zrobił oszałamiającą karierę, bo miał wybitny talent dziennikarski i trafił na taki okres naszych dziejów, w którym taki facet – przystojny, wykształcony, inteligentny, pracowity – był dla wielu objawieniem; telewizji spadł z nieba. Głupie 10 lat wcześniej byłoby to niemożliwe (proszę zauważyć: nie oceniam w tym miejscu czy to dobrze, czy źle; po prostu w ustabilizowanej sytuacji najzdolniejszy musi swoje odkiblować, skacząc starszym kolegom po fajki, a jemu się przytrafił – jak wielu z jego pokolenia – lot rakiety w związku z transformacją ustrojową).

Trzeba mieć ogromny dystans do samego siebie, by nie uwierzyć przy tym do końca we własną omnipotencję.

A może po prostu nie trafił na taką miłośniczkę telewizji jak ja przed laty.

Weszliśmy do kawiarni we dwóch z szefem i przyjacielem, Ryszardem Serafinowiczem, który miał na tamte czasy status megagwiazdy, więc że kawiarce zrobiły się oczy jak talerze, gdy nas zobaczyła – nic dziwnego. Ale, ku naszemu zaskoczeniu, zwróciła się nie do niego, a do mnie, tekstem następującym: „Ja pana znam, pan jest z telewizji”.

Spuchłem z dumy. W końcu pokazywałem dziób na ekranie ledwo od paru miesięcy.

A ona kontynuowała „Wiem, wiem, pan prowadzi dzienniki, panie Kozera”…

Serafinowicz eksplodował śmiechem. Ja też. Kulgaliśmy się z minutę. I chyba to jakoś uczciliśmy stosownym płynem.
A od tamtego czasu podchodzę do karier w dziennikarstwie i show-biznesie bez specjalnego szacunku.

A dziś nadal sukinsyński upał i może dlatego mały zły facecik na K. nie dawał głosu. Jeśli tak, to może być da;lej gorąco.

Bogdan Miś

Urodzony w roku 1936. Matematyk, dziennikarz. Członek Towarzystwa Dziennikarskiego,
Polskiego Towarzystwa Matematycznego, Polskiego Towarzystwa Informatycznego.

Print Friendly, PDF & Email
 

One Response

  1. PIRS 25.07.2022