09.07.2022
.
Ale zawsze nadchodzi godzina w historii, kiedy ten, co ośmiela się powiedzieć, że dwa i dwa to cztery, jest karany śmiercią.
(Albert Camus – Dżuma)

Mam wrażenie, że takie godziny trwają niezmiennie od kilku lat. Śmierć natomiast teraz przybrała wymiar nie jedynie dosłowny, ale równie istotny, bo symboliczny. Jest alegorią zagłady duchowej, obyczajowej i społecznej.
Historia, ta, którą znam ja, naucza, że systemy totalitarne nie tolerują prawdy. Każdy zaś system tworzą ludzie. W tym przypadku – psychopatyczne karły żądne władzy, bogactw i krwi. Dyktatury nie tolerują nauki i prawdy.
Zajrzyjmy do definicji. Co to jest ta prawda?
Arystoteles tak próbował przybliżać istotę prawdy w swojej Metafizyce: „Powiedzieć, że istnieje, o czymś, czego nie ma, jest fałszem. Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą”. Z tego stwierdzenia narodził się tzw. paradoks kłamcy, który tyka logicznego postrzegania tez naukowych, w tym matematyki.
Przez cale wieki filozofowie nie potrafili znaleźć definicji prawdy, która z jednej strony byłaby formalnie poprawna (nie prowadziłaby do sprzeczności), z drugiej – adekwatna, czyli bliska nieścisłemu, potocznemu rozumieniu słowa „prawda”. Trochę na ten temat mamy w kodeksach i wykładni stosowanego prawa powszechnego. Sporo w naukach głoszonych przez wiele Kościołów. Powołujemy się na nią zawsze wtedy, gdy chcemy dochodzić swoich praw lub kogoś zindoktrynować. Jest narzędziem w rękach polityków oraz oszustów, psychologów, wychowawców. Niczym zbrojnym orężem posługują się nią dziennikarze i literaci.
A co sądzą o prawdzie Polacy? Oto dwie z wielu naszych narodowych mądrości: „Prawdę powiesz, druh się obrazi”. Albo: „Prawdę powiedział i w więzieniu siedział”. Typowe.
Wracając do „Dżumy”: załóżmy, że jednak dwa i dwa to cztery. Ale dla kogo? Czy aby dla wszystkich? Czy teoria względności Einsteina bierze pod uwagę ten prosty, mogłoby się wydawać, że logiczny wywód? Zbyt oczywisty, by sam w sobie stał się prawdą uniwersalną? Czy zmiana perspektywy zmieniałby także i tę prawdę uniwersalną, to znaczy wynik dodawania?
A może Camusowskie dwa i dwa to wcale nie jest cztery, tylko nadal dwa i dwa? Jak awers i rewers. Jak rozpatrywane płciowo postaci kobiety i mężczyzny. Jak synergia, czyli współdziałanie różnych czynników (tu: dwóch), czego efekt jest większy niż suma poszczególnych oddzielnych działań. Czyli, rozpatrując tę ostatnią kwestię, może się zdarzyć, że dwa i dwa to będzie pięć bądź siedem.
Kto zatem skazany jest na śmierć? Tu i teraz? Widzę, czytam, obserwuję i analizuję.
Prawnicy. Głównie konstytucjonaliści, karniści, spece od prawa administracyjnego i gospodarczego. Walczący z „doktrynami” niszczącymi konstytucyjny trójpodział władzy, sprzeciwiający się upartyjnieniu sędziów i instytucji sądowniczych oraz prokuratorskich. Temidzie skrępowano nie tylko oczy, ale i ręce oraz nogi.
Ekonomiści. Liczący po staremu polski pieniądz. Ostrzegający przed galopującą inflacją, przed dodrukowywaniem pieniędzy, brakiem inwestycji, manipulowaniem przy stopach procentowych i w systemie podatkowym. Wreszcie, przeciwko rozdawnictwu pieniędzy publicznych po politycznemu uważaniu.
I co z tego, że królowa nauk – matematyka i jej córka – statystyka twierdzą zupełnie co innego niż nasi narodowo-rządowi „ekonomiści”? No nic. Władze uważają, że matematykę należy zwalczać indoktrynacyjnym katolicyzmem i mitycznymi siłami nadprzyrodzonymi. Zwłaszcza jedną, która wszystko widzi, wszystko wie, nad wszystkim panuje. Nauka religii oraz codzienne modły mają zastąpić kłopot, jak związać koniec z końcem, jak przeżyć kolejny miesiąc i za co wykupić leki. Odpowiedzą obecnej władzy na pytanie: „ile jest dwa i dwa”? – jest katolicki bóg. Bynajmniej nie jest to liczba cztery.
Lekarze. W publicznej służbie zdrowia nie mają narzędzi, nie otrzymują godziwego wynagrodzenia. Nabytą wiedzę i doświadczenie, empatię i przysięgę złożoną Hipokratesowi wykorzystują za granicą i w sektorze prywatnym. Tam, gdzie ich status jest doceniany i wynagradzany adekwatnie do nakładu pracy. Nie mogą konkurować z księżmi zatrudnianymi na etatach szpitalnych.
A biedny pacjent? No cóż. Ten liczy się najmniej dla obecnej władzy. Spełnił swoją misję głosując na dobrą zmianę, narodowy ład i inne takie łaski boskie. Niech teraz zdycha pod płotem.
Nauczyciele-wolnomyśliciele. Mają nie myśleć, tylko realizować program. A ten? Cóż. Jedynie słuszny. Partyjny, narodowy. Biada nauce i edukacji.
Artyści (aktorzy, pisarze, muzycy). Medium narodowe kształtuje wspiera, opłaca i cenzoruje cały rynek sztuki. Komu się nie podoba, ten może zmienić zawód. Iść do amerykańskiego Amazona na nocną zmianę. Wielki brat zafunduje w ramach offsetu za abramsy pół obiadu i dwa tygodnie urlopu. Droga wolna. Jak każdy zawód.
Oto mamy naszą narodową dżumę.
Wielogłowa zaraza trawi nasze umysły, nabytą wiedzę. Przestajemy już ufać prawdzie materialnej, akceptujemy obłudę, fałsz i zło, które coraz trudniej nam rozpoznać. Bo to podane nam na srebrnej tacy dają nam złudne poczucie wygody i bezpieczeństwa. Bo błogo rozleniwiają, wprowadzając w nirwanę sytości. Bo są bardziej społecznie akceptowalne niż prawidłowe rozwiązanie zadania za pomocą mózgu, a nie przy użyciu kalkulatora w smartfonie.
Ja jednak dokonałam wyboru. Zaryzykuję i ośmielę się pomyśleć, ze dwa i dwa jest cztery.
Mało tego, ośmielę się o tym napisać. Świadoma jestem także konsekwencji, czyli ukarania mnie śmiercią. Przecież ja i tak już jestem skazanym na margines materialny, zdrowotny, socjalny i moralny półtrupem, albowiem ośmielam się być wyedukowanym w poprzednim ustroju wykształciuchem, myśleć, czytać, pisać. Krzyczeć, stawiając opór.
Dżuma szaleje, zbiera swoje żniwo. Jak długo jeszcze?

Aneta Wybieralska