14.08.2022

Zakupy zwykle robię na Żoliborzu w sobotę, tak było też wczoraj; panie sprzedawczynie dwoiły się i pociły w ukropie ale jak zwykle dla stałego klienta czyli mnie były uprzejme i zarazem pomocne. Zdecydowałem się kupić ryby.
.
Być może zadział czynnik psychologiczny. Wszak kraj nasz został zalany trucizną w rzekach, zwłaszcza tych ocierających się na zachodzie ojczyzny, więc raczej do stolicy śmierć wodna nie dotarła. Gdy jednak poprosiłem o rybkę, znajoma sprzedawczyni zawołała rozpaczliwie: niech pan nie kupuje, stare.
Zrozumiałem, że zatrute. I tak oto uratowałem życie. Nie wiem, czy zatrute ryby zdążyły dotrzeć do stolicy; wiem, że na długie lata mam – czy też mamy – ryby z głowy. Tylko odpowiedzialni ministrowie i inni politycy udają, że nic się nie stało.
Oni wiedzą najlepiej. Wszystko i zawsze. Nie wykluczone więc, że jedzenie zdechłych ryb będzie wyrazem patriotyzmu.

