23.09.2022
Szkoda, że nowy pomysł pana Czarnka – wprowadzenie do szkół przedmiotu Biznes i Zarządzanie – nie był starym pomysłem. Poszło więc tak, że najpierw HiT, potem BiZ… Może, gdyby było odwrotnie, ktoś – w ramach BiZ – by coś policzył. Majsterkowanie przy programach materialnych ma swoją wartość wyliczalną: to konkretna liczba godzin pracy wyspecjalizowanych w danym przedmiocie nauczycieli.
Niestety, dla ministerstwa liczą się tylko wartości niewymierne: Bóg, Ojczyzna itp. Minister z radością obwieścił 14 września, że wprowadzenie BiZ przyniesie efekty 4K (kooperacja, komunikacja, kreatywność, krytyczne myślenie). Super, dotychczas cały program szkolny opierał się na tradycji 3Z (zakuj, zdaj, zapomnij), ale my odważnie do ruchu prawostronnego włączymy trochę lewostronnego. Co wyjdzie, to wyjdzie; a jak to zrobić niech się martwią szkoły i ich, samorządowe, organy założycielskie. My, czyli ministerstwo, mamy pomysł, wy go łapcie i nie oszczędzajcie na nauce „swoich” dzieci.
Ten ostatni szantaż działa skutecznie. Wychowano samorządy w duchu „pomocniczości”; nie mogą one mieć wpływu na programy nauczania i wychowania dzieci, muszą jednak „pomagać” materialnie przy ich wprowadzaniu. Nie ma takiego wójta i prezydenta, który – patrząc na wysokość subwencji oświatowej – desperacko by się zaparł: tyle programu, ile pieniędzy. Nie wystarczy na wszystko, to szkoła ma prawo wybrać, czy uczy HiT-u, czy języków obcych, matematyki czy BiZ, WF-u czy chemii. Jak zleceniodawcy nie stać na zapłacenie za pełny obiad, to niech się zupą zadowoli. Wiadomo jednak, że żaden wójt nie zaryzykuje oskarżenia, że nie dba o edukację dzieci; pokornie więc ze środków własnych samorządy pokrywają 25-30% kosztów, które – zgodnie z prawem – w całości powinny być finansowane z budżetu centralnego.
W przyszłym roku problem ten może się spotęgować, przygniatając finanse lokalne. Samorządy, w odróżnieniu od instytucji rządowych, nie mogą się ratować pożyczkami. Kredyty można zaciągać tylko na wydatki majątkowe; wydatki bieżące muszą być równoważone bieżącymi wpływami. Deficyt oświatowy (różnicę między rzeczywistymi kosztami prowadzenia szkół a otrzymywaną subwencją oświatową) pokrywano poszukując możliwości zwiększania dochodów lub oszczędzając na innych wydatkach. Jest to coraz trudniejsze, bo w finansach samorządowych samorządność jest śladowa. Możliwości wzrostu dochodów są ograniczone, a zdecydowana większość wydatków ma charakter „sztywny”.
Jest źle, a może być gorzej, bo pusta kasa gmin doznała kolejnego drenażu, delikatnie nazwanego bezczelnym napadem rabunkowym. To najdelikatniejsze wyrażenie, jakie mogło paść z ust prezydenta Wrocławia, gdy dowiedział się o narzuceniu przez PGE rachunku za prąd wyższego o 399 mln zł, od dotychczas płaconego. W poprzednich latach tyle, ok. 400 mln zł, wydawano, by dopłacać do subwencji oświatowej. Teraz trzeba wybrać, czy obniżyć poziom oświaty do standardu z epoki Janka Muzykanta, czy zlikwidować tramwaje, zamknąć na zimę teatry, pływalnie, sale sportowe. Nie był Wrocław wyjątkiem, przetargi na dostawę energii elektrycznej dla instytucji samorządowych na rok 2023 r. sygnalizują podwyżki 3- 4-krotne. Wrocław jest olbrzymim miastem, ma „zaskórniaki”, może jakoś to udźwignie. Ale dla małego miasta, żyjącego od pierwszego do pierwszego, wzrost opłat za prąd z 20 mln do 60 mln to tragedia.
Małe miasta żyją z małych i średnich podmiotów gospodarczych, więc przeraża je także dodatkowy drenaż: wzrost cen energii dla przedsiębiorstw o blisko 300%. Ile sklepów, lokali usługowych, przetwórni i wytwórni jest w stanie to wytrzymać; konsumenci są zbyt biedni, by możliwe było przerzucenie tych kosztów na ich portfel… A jak się zamknie sklep, warsztat, wytwórnie to do kasy gminy nie popłyną pieniądze z podatku CIT i PIT, z opłat za najem, z „korkowego”, ze „śmieciowego” itd. Bieda, panie, idzie i stuka do drzwi.
Edukacja rzecz święta, będą się dzieci przy świeczce uczyć o oświeceniu, przy łuczywie o średniowieczu, może – dzięki Orlenowi – do łask wróci lampa naftowa. Nowy przedmiot BiZ, być może, pomoże urzędnikom prezydenta Sutryka i innym pracownikom samorządowym rozsupłać skomplikowany problem: skąd się takie rozbójnicze ceny biorą.
Najprostsze wyjaśnienie – Putin, wojna – nie zawsze bywa trafne. Prąd dla Wrocławia dostarcza PGE. PGE jest największym podmiotem w oligopolu państwowych przedsiębiorstw energetycznych, a jego produkcja opiera się na własnych polskich zasobach. Od 2018 r. nakaz Sasina spowodował, że państwowe koncerny mogą korzystać tylko z polskiego węgla; tym samym nie powinno ich dotykać spowodowane wojną szaleństwo wzrostu cen na giełdzie holenderskiej. Większość produkcji energii w PGE pochodzi z elektrowni w Bełchatowie i Turoszowie, zaopatrywanych w węgiel brunatny z sąsiadujących z nimi kopalni. Na tym miało polegać bezpieczeństwo energetyczne Polski. Kopalnie nie mogą dyktować rynkowych cen węgla elektrowniom; elektrownie zawarły długoletnie umowy z sieciami dystrybucyjnymi gwarantujące, że ich produkt będzie odbierany w całości i po cenach dyktowanych przez wytwórcę. Mamy więc bezpieczeństwo energetyczne, oznaczające bezpieczeństwo i monopolistyczny dyktat dużych państwowych koncernów. Nie ingeruje w monopolistyczną zmowę UOKiK, interesu producentów broni, jak może, URE.
PGE za pierwsze półrocze 2022 r. odnotowała wzrost przychodów, w odniesieniu do I półrocza 2021 o 49%, wzrost zysku o 22%. Tauronowi wzrosły przychody o 53%, zysk o 65%. Narodowe „czebole” nie mogą żalić się na trudną sytuację finansową, zmuszającą do podnoszenia cen produktów.
Rząd skupił swoje wysiłki na pomocy „zwykłym ludziom”. Według dyktatu koncernów ceny dla gospodarstw domowych wzrosnąć miały z 0,7 zł KWh do 1,70 zł. Nową kalkulację przedstawiono odwołując się do tzw. ceny rynkowej z Giełdy Towarowej Energii. Odniesienie do rynku zazwyczaj jest słuszne, pod warunkiem, że istnieje rynek. W sytuacji zmowy monopolistycznej powoływanie się na rynek brzmi równie przekonująco, jak odwoływanie się Putina do dekalogu. Owszem, cena na GTE skoczyła z ok. 700 zł MWh w sierpniu 2021 r. do 1700 MWh w sierpniu 2022, ale wiązało się to raczej ze świadomym manipulowaniem wielkością podaży, niż ze wzrostem kosztów produkcji. W wakacje wyłączono częściowo produkcję w Elektrowni Opole i Kozienice, niewiadoma była możliwość produkcji z nowego bloku w Jaworznie, zagrożenie ograniczenia podaży spowodowało ten wielki skok. Gdyby liczyć koszty produkcji prądu z polskiego węgla, uwzględniając wzrost opłat za emisję CO2 (ok. 10% w relacji 2021 do 2022), wzrosty płac (ok. 15% w sektorze energetyki i górnictwa) itp.; opłacalną dla producentów byłaby cena 1000 zł za MWh (1 zł za KWh). Pazerność koncernów spowodowała skok trzykrotny.
Rząd więc w trosce o samopoczucie elektoratu musiał zainterweniować. Zamrożono ceny na poziomie 0,7 KWh, ale warunkując to zużyciem do 2000 KWh rocznie. Średnio w gospodarstwie domowym zużywa się 2600 KWh.; zatem przeciętny odbiorca zapłaci 0,7 zł za 2000 KWh i 1,7 zł za 600. Płacił za 2600 KWh 1890 zł, po „zamrożeniu” zapłaci 3420 zł; dzięki „dobremu” rządowi jedynie prawie dwa razy tyle, co dotychczas. Uzyskane „oszczędności” wyda w najbliższym sklepie, bo wzrost cen energii dla przedsiębiorców przeniesie się na cenę chleba, sera i kiełbasy. Najwięcej na pomocy rządu zyskać mogą dobrze zarabiający single mieszkający w garsonierach apartamentowców: stać ich na inwestycje w urządzenia energooszczędne. Najwięcej stracą małżeństwa z dziećmi, bo tam pralka, żelazko, suszarka, podgrzewacz itd. muszą pracować na okrągło. Jest także grupa, blisko miliona osób, korzystająca z elektrycznego ogrzewania mieszkań; tym „zamrożenie” limitu 2000 KWh niewiele pomoże, a na dotacje 3 tys. zł. nie mogą liczyć.
Za to nasz szacowny monopol „zamrożeniem” cen dla gospodarstw domowych wytłumaczy drakońskie podwyższenie rachunków za oświetlenie ulic, szkół, przedszkoli, szpitali, domów pomocy społecznej, bibliotek itd. A może także zapuka do premiera z wnioskiem o rekompensatę. PGNiG dostało za ograniczenie podwyżek cen gazu, to dlaczego PGE nie ma dostać.
Toż to, mocium panie, skandal, gwałt i rabunek w biały dzień !!! Tak, tak, Gerwazeńku, ale dziś to się nazywa bezpieczeństwo energetyczne (jaśnie) Państwa Polskiego.
Jarosław Kapsa


Źle się dzieje…