27.09.2022

„Mimozami jesień się zaczyna” – zaśpiewał pięknie Czesław Niemien.
Tak rozpoczyna się nostalgiczna muzyczna podróż w historię czyjejś pierwszej miłości i fascynacji. Większość z nas zna tę piosenkę, nuci, niejedną księżycowo magiczną noc przetańczył do jej rytmu obejmując i tuląc w ramionach osobę, która wówczas magnetyzowała (jego ją i mnie) nieprzytomnie.
Tegoroczna jesień zaczęła się jednak od smutnej wieści, pogrążającej w żałobie cały polski świat artystyczny i wielu Polaków starszego pokolenia.
W wieku 94 lat odszedł Franciszek Pieczka. Polski aktor teatralny i filmowy, niezapomniany Gustlik Jeleń z serialu „Czterej pancerni i pies”, Mateusz z „Żywotu Mateusza”, Jańcio Wodnik, Stach Japycz z „Rancza”. Świetnie, wręcz genialnie zagrał, obsadzony w produkcjach najznamienitszych polskich reżyserów: „Matce Joannie od Aniołów”, „Austerii” i „Quo vadis” Kawalerowicza, „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Hasa, „Urzędzie” Majewskiego, „Hydrozagadce” Kondratiuka, „Perle w koronie” i „Paciorkach jednego różańca” Kutza, „Weselu” i „Ziemi obiecanej” Wajdy, „ Chłopach” Rybkowskiego, „Potopie” Hoffmana, „Bliźnie” Kieślowskiego, , „Jasminum” Kolskiego.
Pieczka był człowiekiem wielkim, nietuzinkowym, sympatycznym, dobrym oraz zacnym. Do tego skromnym. Dla wielu prawdziwym przyjacielem, mentorem oraz wzorem do naśladowania.
Jedna z moich przewspaniałych znajomych, która przez pół życia obracała się w kręgach pisarzy, malarzy i artystów scen polskich, wspomina pana Franciszka w ten sposób:
Wiesz, ja miałam okazję Go poznać. Dawno temu (w 1966 r.) jechałam z nim i Wojciechem Siemionem pociągiem (sleepingiem), bo wtedy nie było przedziałów damskich i męskich. Oni parli z teatrem do Holandii. Wystawiali tam „Żywot Mateusza”. Ja dalej, do Wielkiej Brytanii na kurs językowy. Na pytanie celniczki:
– Co ma pan do oclenia?
Pieczka odpowiedział:
– Tylko złotą patelnię!
To ciepły dowcipny człowiek i bardzo dobry aktor. Popatrz, tyle lat i tak to mi zapadło w pamięć. Ta patelnia. On wtedy śmiał się i cieszył, bo każdy miał mało. Zapewne był zadowolony, że wyjeżdża, że coś znaczy, że reprezentuje kraj i jego kulturę. A celniczka zadała rutynowe pytanie. Może także myślała, że ludzie kultury, tak znani, zarabiają krocie?
Panteon wielkich polskich artystów, prawdziwie bogatej narodowej kultury zubożał o kolejnego znakomitego twórcę. Ale przecież pan Franciszek będzie obecny w naszych domach, z nami, zawsze wtedy, gdy zdecydujemy się po raz kolejny obejrzeć film lub sztukę teatralną, wywiad, program. Póki istnieje filmoteka polska i wielbiciele Jego naturalnego talentu.
Przyznam, że zrobiło się mi smutno. Mogę tylko spojrzeć na fotografię aktora i powiedzieć do niej:
– Cześć Twojej Pamięci!!!
Albo uśmiechnąć się, przypominając sobie jego kultowe „Pyrkosz, pyrkosz i nie jedziesz”.
W ostatniej scenie jednego z ostatnich filmów, w którym fantastycznie zagrał pan Franciszek, dobiegając dziewięćdziesiątki, właściwie w kultowej produkcji serialowej „Ranczo”, wznosząc kieliszek filmowej wódki, powiedział do (tele-)widza znamienne, bardzo mądre słowa. Zarazem było to przesłanie całego serialu:
– Za przyjaźń wypijmy, bo to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. Ano, jak to się mówi, co złego, to nie my. Wspominajcie nas dobrze. I, na miłość boską, ludzie! Lubcie się. Trochę bardziej…
Tak, szanowny Panie Franciszku. Zrobię to dla Pana, ponieważ bardzo Pana lubię. Także cenię za podarowanie mi pańskich charakterystycznych, przepięknych ról, mądrych słów, niezapomnianych wrażeń artystycznych. Wypiję lampkę wina za pamięć o Panu, jak też postaram się lubić ludzi trochę bardziej.

Aneta Wybieralska
Piękny hołd zlożony wybitnemu artyście.
Piękny hołd! A jednak wolałbym, żeby nie był napisany z tej przyczyny…
Proszę Państwa, przyczyna jest wtórna… Nie spierajcie się!