22.10.2022

ECHA WYDARZEŃ: Nie będę pocieszał pana Roberta, że uczestnicy sławnej „Złotej Piłki” wygłosowali mu czwarte miejsce, nie pierwsze, drugie, choćby trzecie.
Raczej popędzę z gratulacjami, że jest kolejne wyróżnienie. Wykopane przecież w pocie czoła. Zachowam się jak Kapitan – świetny garnitur, uśmiech, brawko wdzięczne dane konkurentom. I zapewne myśl, że jeśli reprezentacja grą w Katarze wesprze swego lidera, to w kolejnym plebiscycie może sympatie doprowadzą jeszcze wyżej… Bo prawda piłki oraz głosowań jest taka, że nie tylko promuje solistę, ale też domaga się premii za styl jego brylowania w zespole.
Czyli – potrzebna jest drużyna ceniona, stylowa itd. A swoją drogą – doceńmy czwartą lokatę. Daj nam losie czwarte miejsce w międzynarodowych porównaniach wszelkich pozytywów; nie w rejestrze negatywów, o co jakoś łatwiej… A że podium ponoć było bliziutko – miło zapamiętać. Także i to, że głosują dziennikarze. Oni zaś czasem – wiadomo jak cykliści…
Dalej – na piłkarskim szlaku:
Primo– mistrzostwa świata tak blisko, że temperatura– kibicowskich dysput (wreszcie pokażą wielkość); urzędowego optymizmu (wyjście z grupy to „oczywista oczywistość”, a potem się zobaczy; bo piłka przecież jest okrągła); tonu medialnego (łączy oba nurty). Dodając jeszcze propozycje taktyczne, personalne. Nawet Pan Janek i Pan Zbyszek już nie zdzierżyli… Ja bym tego do kadry nie brał; po co nam czterej bramkarze… Itd.
Normalka wokółpiłkarska. Jeszcze będzie o treningach zamkniętych dla mediów; co było na kolację; czy jadą z własnym kucharzem (są średnie skojarzenia z niektórymi rozwiązaniami przeszłości; co, kto polubił w menu – komu szczawiowa z jajkiem i schabowy z kapustą, a komu lekkie potrawy na wzór włoskich, francuskich itp.) Prezes, jak głosi nurt polityczno-sportowy (bo słowem wciąż członka prezydium PKOl) lubi przemawiać przed pierogami, dlaczego prawe wahadło nie miałoby prawa grać po dewolajach?
Podkpiwam sobie z tak poważnej sprawy, jak mistrzostwa świata? Żart na stronę… Raczej felietonowo idę tropem tradycyjnej formuły, w której co „piłkarskie” jest najważniejsze. Bo futbol to przecież światowy teatr teatrów… A że czasem z bilansowaniem bywa różnie, odpukuję w niemalowane. A – ile za punkt, ile za wyjście z grupy, ile za gola – dziś mało mnie obchodzi. Ważne– za co!
Zamykam temat. Teraz…
Przeczytałem w „Przeglądzie Sportowym” (brawo za wersję internetową, przyonetową) rozmowę z Apoloniuszem Tajnerem.
Wiadomo – dziesiątki lat małżeństwa z narciarstwem, autorytet światowy, niedawno jeszcze prezes PZN. Pan Apoloniusz ładnie zrecenzował działalność Adama Małysza, który po nim wziął ster, i opowiedział, że na brak zajęć nie narzeka. A na pytanie, czy nie ma ochoty na stanowisko prezesa PKOl, gdy wreszcie rodzima organizacja olimpijska uzna, że jest czas nowej kadencji, odrzekł, że… o tym nie myśli.
Jako człowiek zawodu, który umie pisać i czytać między wierszami pojąłem, że w tle może być: „chyba że poproszą i będą nalegali”.
Nie rozwijam, nie komentuję. Stwierdzam tylko, że za sprawą postawienia przez dziennikarza pytania „temat zaistniał”. Co ważne, bo i ja widzę taką potrzebę rekonstrukcji by tzw. ciało społeczne nie tylko wspomagało administrację „w dobrej sprawie”, lecz też…
Tu stawiam wielokropek. Dziś. Do rozwinięcia przy innej okazji. Już nie w formie felietonowej lekkości (z prawem do słownej przesady), lecz poważnego komentarza i osobistej pamięci historyczno–sportowej…

Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
