05.11.2022
Żyjemy w świecie, w którym prawie wszystko zależy od innych. To inni dostarczają nam żywność, którą wytwarzają jeszcze inni, to praca innych nieznanych nam ludzi stoi za tym, że mamy prąd czy gaz w naszych domach, to inni dostarczają nam informacji, pracując w redakcjach różnych mediów. Można tak bez końca – całe nasze życie uzależnione jest od pracy czy działalności innych ludzi.
To, na co my mamy bezpośredni wpływ, co jest rezultatem naszych wysiłków czy pracy, to bardzo niewielka część tego, od czego zależy nasze życie. Taki jest świat rozwiniętych społeczeństw. Nie ma w nim miejsca na bycie samowystarczalnym niezależnym od innych podmiotem. Czasy, w których było inaczej, w których wielu ludzi żyło czy to jako myśliwi, zbieracze czy jako rolnicy – to prehistoria. Było, minęło i nigdy już nie wróci. No chyba, że po globalnej wojnie atomowej wszystko wróci do tego, co było 10 tysięcy lat temu.
Zostawmy scenariusze totalnej katastrofy. Zostańmy tu, gdzie jesteśmy. Wojna, jaką toczy Rosja w Ukrainie pokazuje, jak łatwo sprowadzić życie wielu ludzi do poziomu koniecznej samowystarczalności, niszcząc systemy energetyczne, odcinając dostęp do wody, gazu czy ropy naftowej, przerywając łańcuchy dostaw żywności i uniemożliwiając ewakuację z zagrożonych katastrofą terenów. Widok ukraińskich miast ogarniętych wojną, w których można zobaczyć, jak na balkonach budynków odciętych od wszystkich mediów mieszkańcy wywiesili napis, że tu zamarzają dzieci, powinien każdemu człowiekowi zapalić czerwoną lampkę – to może wydarzyć się wszędzie, może też w naszym kraju, w naszym mieście.
Pytanie – w jakim stopniu jesteśmy do tego przygotowani, jak bardzo można liczyć na przysłowiową polską zaradność?
Mało jest już ludzi, którzy pamiętają lata wojny z Hitlerem i okupacji niemieckiej lat 39 – 45. Teraz jest inaczej, teraz stopień zależności wszystkich od wszystkich jest znacznie większy niż 80 lat temu. Poziom nieufności pomiędzy ludźmi we współczesnej – podobno katolickiej – Polsce jest jednym z najwyższych wśród krajów europejskich. Dotychczasowe piękne akcje pomocy innym będącym w potrzebie ludziom, (patrz pomoc Ukraińcom) niekoniecznie muszą się przełożyć na dobre prognozy dotyczące tego, jak zachowywaliby się Polacy w krańcowo trudnych warunkach całkowitego rozpadu struktur państwa i zagrożeń płynących z zewnątrz.
Obawiam się, że byłaby totalna katastrofa.
Źle to wróży w przypadku, gdyby Putin rozszerzył wojnę hybrydową na sąsiadujące z Ukrainą kraje, w tym Polskę. I wcale nie trzeba wysyłać dronów, bombardować elektrowni czy linii przesyłowych, czy innych sieci, wystarczy atak cybernetyczny na systemy informatyczne, od których funkcjonowania zależy komunikacja lotnicza czy szynowa, systemy bankowe czy inne, od których zależy działanie wszystkich ważnych dla obywateli instytucji i służb państwa, na przykład służby zdrowia.
Czy sprawność obecnie rządzącej ekipy daje podstawy do optymizmu?
W moim najgłębszym przekonaniu nie!
Zbliża się zima, czas, w którym przyroda stawia przed człowiekiem więcej wyzwań niż inne pory roku w naszej umiarkowanej strefie klimatycznej. Może warto pomyśleć, jak możemy zwiększyć poziom bezpieczeństwa na wypadek wojny. Może trzeba czegoś więcej niż odgrzewanie takiego tematu — jakie mamy schrony w polskich miastach przez pokazywanie schronów z czasów PRL gdzie na okrągłym stole, w schronie przeznaczonym dla ukrywającej się władzy, stoi kilka czarnych telefonów, takich ze słuchawką i tarczą do wykręcenia numeru.
To gorzej niż śmieszne – to żałosne.
Nie czekając na posunięcia obecnej władzy z takimi geniuszami od zarządzania jak premier Sasin czy prezes Kaczyński może trzeba najpierw pomyśleć o tym, co i jak zrobić samemu, w swoim otoczeniu, z ludźmi, z którymi jesteśmy blisko.
Może najpierw trzeba sobie uświadomić taką sytuację, która może (oby nigdy się nie stała) stać się teraz, za miesiąc, za rok. Może warto to mieć przynajmniej w głowie — już teraz!

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Często jak widzę pana Suskiego, Glapińskiego czy Sasina łapię się za głowę. Jak głupi muszą być ludzie, że funkcjonowanie państwa oddają w ręce ludzi tak niekompetentnych. Rząd PiS stanowi pewne lustro naszego społeczeństwa. Ewentualna przegrana tych cymbałów w przyszłorocznych wyborach nie zmieni faktu, że tzw. elektorat pozostanie z nami i będzie wpływać na politykę w następnych dekadach.
Przechodząc do meritum – tak, idą paskudne czasy. Abstrahując od wojny Rosja – Ukraina, którą Putin wciąż przecież może wygrać, takiego kryzysu gospodarczego ja jeszcze nie pamiętam. Pandemia wciąż dalej trwa i koronawirus może mutować, a zaszczepionych mamy tylko ok 60%. Do tego dochodzi parę milionów uchodźców z Ukrainy. Dobry rząd mógłby sobie z tym nie poradzić, a co dopiero nasz komitet noblowski. Uważam, że trzeba mieć zapasy na zimę – mąka, ryż, kasze, makaron i woda – obowiązkowo. Ja zakładam również dodatkowe źródło ciepła – piec gazowy, mam stary kocioł i grzałki. Dobrze byłoby się przygotować na braki prądu – świece, latarki.
Sytuacja polityczna na co najmniej 10 lat będzie moim zdaniem zła. Ukraina jest całkowicie zależna od pomocy zachodu, poniosła duże straty w ludziach i sprzęcie. Odzyskanie Krymu i Doniecka w mojej ocenie jest bardzo mało prawdopodobne. Polska pozostanie zapleczem frontu aż do ostatniego strzału tej wojny. Rok 2023 zapowiada się bardzo pesymistycznie – ale pewną nadzieję niosą wybory. Faktycznie, potrzebny jest skuteczny rząd na paskudne czasy.
Dokładnie tak, panie Szczepiński…Dziękuję za kolejną, celną notkę.