Aneta Wybieralska: Odważne kobiety w Kielcach8 min czytania

Cz. 1. QUO VADIS

02.12.2022

.

Nie tylko czarownice na miotłach, scyzoryki i latające na wietrze siekiery, ale przede wszystkim Odważne Kobiety zawiodły mnie do Kielc. Nigdy tam nie byłam, toteż z ogromną przyjemnością pojechałam, potem przez dwa dni chłonęłam całą sobą i zagarniałam pełnymi garściami to miasto, jego mieszkańców – wspomnianych Scyzorów i Siekierki, najbardziej kobiecą, podniosłą atmosferę międzynarodowej konferencji. W śniegu, w deszczu i we mgle. Za niezupełnie jasnego dnia i po ciemku. Na ulicy, w hotelowym holu oraz w przepięknych salach Wojewódzkiego Domu Kultury, gdzie odbywała się konferencja, jak też imprezy towarzyszące.

Zapytacie, czy – wybaczcie okrzepły kolokwializm – „piździło jak w Kieleckiem na dworcu”? No, trochę. Kilka razy zerwało mi kapelusz i zmoczyło loki. Choć do dworca kolejowego nie dotarłam. A podobno jest piękny. Jak całe centrum środkowowolskiego, historycznego miasta. Podczas spaceru z mojej kwatery do hotelu, gdzie nocowała większość organizatorów i gości konferencji, sfotografowałam się pod pomnikiem Henryka Sienkiewicza z cokołem opatrzonym napisem QUO VADIS, przed starymi, odrapanymi drzwiami jednego z kieleckich teatrów, pod starą budowlą, w której mieści się muzeum zabawek. I pod stareńkim, bo liczącym sobie prawie dwieście lat klasycystycznym budynkiem polskiej poczty. Jest to jedna z najstarszych siedzib poczty w kraju, pełni bowiem tę funkcję od 1830 roku.

Miasto chciałam uściskać. Za uśmiech jego mieszkańców, za uprzejmość, za porządek. Zaskoczyła mnie schludność kieleckiej ulicy. Nie zauważyłam walających się butelek, puszek, papierków, kartonów po pizzy albo tekturowych kubków po kawie z żuczka. To niezwykle budujące, że są na polskiej ziemi takie posprzątane miejsca.

Ale Kielce to nie tylko artefakty polskości tych ziem, przepysznej żydowskiej macy z faworkowego ciasta, wypiekanej w piecu chlebowym według starej rodzinnej tradycji uprzejmych, gościnnych mieszkańców. Tutaj także przesadziłam z zachwytami.

Przesympatyczną atmosferę otulonej w późnojesienną aurę kieleckiej ulicy, napotkanych przeze mnie uśmiechniętych kielczanek czytających książki oraz mojego podniecenia konferencyjnego, jakby lekkiej tremy przed wystąpieniem z moją (i nie moją) historią oraz publiczną prezentacją dorobku pisarskiego zaburzył jeden widoczek. Pewnej ozdoby postawionej w celu upamiętnienia. Właściwie pomnika. Nie bardzo wiem, jak nazwać to coś i jaką funkcję ma sprawować. Oto bowiem tuż przy kieleckim Rynku stoi marmurowy postument z napisem:

„Przemysław Edgar Gosiewski. 1964 – 2010. Wiceprezes Rady Ministrów, poseł na sejm, wybitny patriota. W 55 rocznicę urodzin przyjaciele i rodzina. 12.05.2019”.

Przy wykonanym z pięknego szarego marmuru cokole przypominającym nieco cmentarny nagrobek stoi wykuta z brązu postać mężczyzny w garniturze. Ta z kolei niewiele przypomina pana PG.

Ale to także Kielce. Współczesne, zaanektowane nowomodną narracją z gatunku „jedynie słusznych”. „Wybitny”. „Mąż stanu”. Na każdym rogu bohater, żołnierz wyklęty albo kościelny hierarcha. PG stoi tyłem do lokalu zajmowanego przez świętokrzyski IPN.

Fotografię pomnika wrzuciłam na mojego FB. Jest też powyżej.

(Nadmieniam, że nie sfotografowałam się przy nim, tak jak uczyniłam przy narodowym pisarzu – twórcy kultowej trylogii, na podstawie której kilkanaście pokoleń Polaków poznaje rodzimą historię. Chyba by pękła klisza w moim aparacie).

Od razu pojawiły się liczne komentarze. Przytoczę niektóre, albowiem są wyrazem zniesmaczenia znajomych faktem wynoszenia na pomniki ludzi, których jedyną „zasługą” dla ojczyzny była śmierć w katastrofie lotniczej.

  • Jeszcze mało obs*any przez gołąbki pokoju.
  • Jeszcze chwila i będziemy mieli propagandowe gazety na budynkach jak w Chinach. Długo przyjdzie tę brudna politykę zmywać.
  • Ale darczyńcom trzeba oddać, że ten wybitny patriota wypiękniał, wyprzystojniał i wyproporcjonalniał. Widać, że narodowe brązy i marmury potrafią czynić z […] mężów stanu. W każdym wolskim mieście, miasteczku i wsi.
  • Ten jakże zaje**ście wybitny polityk.
  • Mąż stanu i dwóch wybitnych żon.
  • Kiedyś odejdzie do lamusa. Czym się zasłużył, że nazwano go wybitnym patriotą? Tylko tym, że wywodzi się z obecnie rządzących? Patrząc na to przewrotnie, można napisać, że „zasłużył” się tym, że zginał tragicznie. Tyle że takich ludzi było i jest tysiące. Nikt im pomników nie stawia. Nie jestem za burzeniem pomników, bo to nakręca spirale nienawiści. Mam tylko nadzieję, ze ten pomnik i wiele innych jemu podobnych pójdzie w zapomnienie.
  • Brak słów! – Za to nie brak kasy na takie … wybitne narodowe „pamiątki”.
  • Już niedługo przyjdzie czas usuwania tego pisgó…na. – Niech go sobie darczyńcy zabierają i postawią w ogródku. No i pokryją koszty, bo pewnie były publiczne. Z podatków kielczan.
  • Gosiewski … zwany Don Peron… miernota i tandeciarz. Poza peronem zostawił hieny gosiewskie.
  • Pozostawił DWIE wdowy, nieutulone w żalu i nieposkromnione w roszczeniach milionów…
  • No, wzorem gen. Gustawa Konstantego Orlicz–Dreszera na pogrzebie przy trumnie Gosiewskiego o ważność też dwie wdowy zabiegały.
  • Statua fałszuje rzeczywistość. Każdy, kto go pamięta, wie, że nieboszczyk Przemysław Edgar za życia miał nieco inne proporcje. W d*e był jakieś dwa razy obszerniejszy niż w ramionach, z figury przypominał dorodną gruszkę…

Dyskusja pod postem dała mi do myślenia. Temat aż prosi się o małe podsumowanie.

Kielecki pomnik PiS-polityka PG stał się dla mnie swoistym symbolem. Czego?

Nonszalancji obecnej władzy. Zidiocenia tej części narodowego elektoratu, która od 2015 roku oddaje głos na ciemnotę oraz wstecznictwo. Na nieprawość i niesprawiedliwość społeczną. Jak też przeciwko demokracji oraz otwartości na świat. Przeciwko wspólnotom międzynarodowym, uniom politycznym, społecznym i gospodarczym.

Oto w polskiej przestrzeni publicznej pojawiają się pomniki narodowej głupoty. Nie tylko w postaci marmurowo spiżowych obelisków, ale także jako nazwy ulic, placów, skwerów, rond. Dalej, szkół, szpitali, lotnisk i dróg. Przestrzeń publiczna została zawłaszczona przez nowych „bohaterów” narodowych. Nazwę ich po imieniu: to miernoty, które zginęły w katastrofie lotniczej spowodowanej przez dyletantów. Wygląda na to, że teraz już każdy może sobie postawić w mieście co zechce. I gdzie zechce. Wystarczy mieć większość w radach i mocne zaplecze polityczne.

Niewielkim pocieszeniem jest estetyka owego obelisku, albowiem z tym bywa różnie.

Paradoksalnie, otoczka polityczna tego zdarzenia, kłamliwa propaganda obecnej władzy, narracja przypominająca do złudzenia stalinowski bolszewizm uczyniła z tych ludzi bohaterów narodowych. Przy okazji stworzono i finansuje się kilka instytucji, które kultywują ową kłamliwą narrację i fałszują naszą historię.

A przecież nad Smoleńskiem zginęli także inni zacni ludzie. Dlaczego nie są należycie wynoszeni na pomniki? Właśnie.

Zastanawiam się także, ile kosztują te pamiątki, zmiany nazw ulic, pieczątki i papiery firmowe. Wieńce, ochrona uroczystości „ku pamięci”. Utrzymanie i konserwacja. Dlaczego nie przeznacza się tych środków na inne cele społeczne? Na przykład na walkę ze smogiem, na utrzymanie terenów zielonych, na dofinansowanie transportu. Na talerz gorącej zupy dla bezdomnego. Potrzeb jest całe mnóstwo, a samorządowe kasy świecą pustkami. I coraz więcej lokali świeci pustkami, bo przedsiębiorcy plajtują, gnębieni coraz wyższymi kosztami utrzymania swoich firm.

Co skłania radnych (samorządowych) do podejmowania podobnych decyzji? Władza. Megalomania. Buta. Nepotyzm. I pospolita głupota. Czy może inne racje? Albo czyjeś inspiracje?

Na fali społecznego współczucia na trybunach senackich i sejmowych gromadnie pojawili się członkowie najbliższych rodzin ofiar katastrofy. Wdowy, dzieci, rodzeństwo. Polska polityka stała się przynoszącym korzyści materialne rodzinnym biznesem. Zagłosowano nie na wartościowych polityków, tylko dlatego, że nazwiska kojarzone są ze Smoleńskiem. I nikt już nie pamięta, po co do tego Smoleńska polecieli ich bliscy. Dziwne.

W tym kontekście ponownie pokuszę się o zadanie pytania: Kto za to płaci? I odpowiem: Podatnik. Emeryt, chore dzieci, osoby niepełnosprawne, przedsiębiorcy.

Ja także nie jestem za burzeniem pomników, za niszczeniem nagrobków, brukowaniem nimi chodników. Większość z nich jednak to kosztowne, kiczowate paskudztwa. Takie zaś powinny zniknąć z przestrzeni publicznej i nie szpecić naszych miast, miasteczek i wsi.

Sądzę również, że po zmianie ekipy politycznej, (oby nastąpiła jak najrychlej), dobrze byłoby jednak znaleźć dla tych rzeczy jakieś odpowiednie miejsce. Lenin z Poronina i Bierut z Lublina zdobią pałacowy park w Kozłówce. Są eksponatami utworzonego tam Muzeum Socrealizmu. Może warto skorzystać z konceptu i zaimplantować go na potrzeby porządkowania kraju? Wybaczcie mi Państwo, ale ja tylko głośno myślę.

Ciekawa jestem, czy zostały wypracowane jakieś procedury „depisacyjne” dotyczące podobnych pamiątek. Usuniecie pomników, tablic, ławeczek „bohaterów zamachu smoleńskiego”, „wybitnych patriotów” będzie nas kosztować. Ale takie koszty warto ponieść.

Tym samym definitywnie zamknąć ten niechwalebny pislamski rozdział polskiej historii współczesnej. Ku pamięci. I pro publico bono.

Aneta Wybieralska

Aneta Wybieralska