27.12.2022
.

„O dziwo, czas, który goi rany, pokazał też, że w życiu można kochać więcej niż jedną osobę„.
— Paolo Coelho – Czarownica z Portobelloz
.
Tak, Grzesiu. Ty kochałeś znowu. I ja kochałam ponownie. Czas nie zagoił naszych ran, na pewno nie Twoich.
Nie uważasz, że jest to dość dziwny zbieg okoliczności? Cytat Coelho ukazał się w kalendarzu kuchennym pod datą 19 grudnia. Imieniny obchodzi Dariusz i Grzegorz. Może i Ty miałbyś imieniny w tum dniu? Albo znowu powiedziałbyś mi:
– Anuś. Dziękuję serdecznie za życzenia i pamięć. Przecież wiesz, że ja nie obchodzę imienin. Chociaż te dzisiejsze by chyba mi formalnie pasowały, bo są pierwsze po dacie urodzin. Wiesz, że jest mi zawsze bardzo miło, gdy znajomi pamiętają.
A ja i tak bym celebrowała to Twoje maleńkie święto. Upiekłabym szarlotkowe ciasto, przyrządziła mięsko, do niego sos i kopytka. Bardzo lubiłeś kopytka ziemniaczane… Wiesz, kupiłam wołowinę. Co powiedziałbyś na zrazy wołowe z grzybami? Grzyby także lubiłeś, sosy, kiszony ogórek.
Grzesiu, mozolnie jest, ale zaczynam finiszować z pisaniem książki. Chciałabym bardzo, by to była przepiękna opowieść o Tobie, o nas. Szczera, serdeczna, prawdziwa.
Czuję natomiast, że wychodzi mi jednak emocjonalny gniot; pełen frustracji, żalów i ukrytych traum. Koncepcje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Tę pierwotną diabli wzięli, któraś z rzędu rwie mi się jak zetlała niteczka ze starej pobabcinej gipiury.
I nie ma tu Ciebie.
Smutno mi. Mam kłopoty, nie mogę poradzić sobie z coraz większym żalem do całego świata. Nie daję rady zmienić perspektywy na nieempatyczną, mniej emocjonalną, „olewatorską”. Pomimo starań, na przekór dobrych rad przyjaciół i ludzi mi życzliwych, nie zdołałam nabrać grubej skóry. Nie uodporniłam się na szubrawców, dyletantów, durniów. Na wrogie spojrzenia, na próby zmanipulowania mną i żyrowania na mojej wrażliwości.
Wspominam, płaczę, tęsknię. Za naszymi rozmowami, za naszą niezwykłą, jedyną taką transcendentalną więzią. Co powiedziałby mi teraz?
– Anuś. Nie martw się…
Wiesz, to dziwne, ale odwołałam magię tegorocznych świąt. Uczyniłam to z bólem serca i duszy. Świadomie, rozważnie. Nie mam siły ulegać nastrojowi, cieszyć się z czegoś, czego nigdy nie rozumiałam. Jedynie, co mogę i chcę, to podtrzymywanie rodzinnej tradycji potrawami jadanymi raz do roku. Postnym barszczem z nadzianymi grzybkiem uszkami, dzwonkiem karpia zapiekanym w pieczarkach, pierogiem z kapustą i leśnymi grzybami. Makowcem, klasyczną polską sałatką jarzynową. Bigosem, który Ci smakował.
A może to ten kraj działa na mnie tak destrukcyjnie? Rządzący nim ludzie? Komunikaty, wydarzenia, afery. Płynące zewsząd sprzeczne informacje, paranoiczna wojna tocząca się na przeddruciu Europy. Tarcia w polityce od prawa do lewa, albowiem kampania wyborcza ruszyła pełną parą, a perfidne oszczerstwa rzucane z każdej strony tej sceny przybierają coraz bardziej wyrafinowane formy. Do tego odczuwalna drożyzna, podwyżki, zagłada ludzkiej życzliwości oraz spontaniczności.
Dopadła mnie moja autorska końcoworoczna depresja. Jest mi zimno, beznadziejnie, niewiele rzeczy sprawia mi radość. Znasz ten stan, nawet lepiej niż ja.
Boksuję się z otaczającą mnie rzeczywistością, choć od zarania tej nierównej donkiszoterskiej walki skazana jestem na przegraną. Zadawane mi ciosy smagają moją twarz, serce i trzewia. Pozostawione rany krwawią. Boli mnie wszystko. Najbardziej wtedy, gdy dotyka poczucie bezsilności i egzystencjalnej goryczy.
Przyczynkiem do surowego osądu tego tu i teraz były dwa wydarzenia związane z wprowadzaną w dniu 16 grudnia 2016 r. haniebną i brzemienną w skutkach ustawą „dezubekizacyjną”. A ta, jak wiesz, dotknęła również mnie. (Pasmo pechowych okoliczności i wredni ludzie spowodowali, że straciłam nadzieję na odzyskanie moich ciężko wypracowanych pieniędzy, zagrabionych mi tą oraz poprzednią ustawą). Chcąc przypodobać się środowisku emerytowanych mundurowych, sejmowa lewica zorganizowała w Sejmie (16.12), potem w Senacie (19.12) konferencje prasowe. Odebrałam je jako dość żenujące spektakle. Obnażające nie tylko ogromną ignorancję lewicowo centrowych „opozycjonistów”, ale także ich stosunek do potencjalnego wyborcy. Powiedzieć: „skandal”, „hańba”, „zdrada”, to jakby nic nie powiedzieć.
W jednym z felietonów, który powinien ukazać się wkrótce w branżowym piśmie, komentuję rzecz ad vocem. Ja i dwóch współautorów zwracamy się tam bezpośrednio do lidera szerokiego gremium skupiającego kilkanaście emeryckich towarzystw byłych mundurowych. Osoba ta wystąpiła przed kamerami podczas obu konferencji prasowych ramię w ramię z kilkoma posłami i senatorami prezentującymi stanowisko partii opozycyjnych. Niby opozycyjnych. Albowiem mamy uzasadnione wątpliwości tożsame z Twoimi poglądami na tę reprezentację. Kilku panów znałeś osobiście.
Napisałam tak:
[…] Kolego […] Czuję się, jakby mnie zdradzono oraz spoliczkowano. A najbardziej bolą razy zadane przez osoby, którym się ufało, które się wspierało. Kibicowało ich osiągnięciom, cieszyło z sukcesów.
Mówiąc oględnie, „dobrze żarło i zdechło”. To takie nasze. Polska lewica rzuciła perły przed wieprze. Tym razem nasze, resortowe. (Nie bez kozery użyłam właśnie tej przenośni). Z polityków naszej lewicy wylazła na wierzch ignorancja, nieuctwo, megalomania. Obłuda, nawet krętactwo.
Panowie [obnażyli swoje prawdziwe oblicze. Jak wszyscy popisowcy mają nas za nic. Nie rozumieją, co przeżywamy, co czujemy. W dupie (wybaczcie mi dosadny kolokwializm) mają tysiące zhańbionych byłych mundurowych, ofiarnie służących krajowi za starego ustroju. […]
Gdzie podziały się piękne, niosące otuchę i nadzieję słowa z Twojego exposé? Powtórzone potem podczas konferencji […]. Przypomnieć Ci je?
Nic nie usprawiedliwia charakteru (i celowości) Twojej wypowiedzi, którą ja uważam za haniebną. Nawet widoczna trema, którą jestem w stanie zrozumieć. (Sama często mam ją przed wystąpieniami publicznymi). Albowiem okoliczności były nietypowe, a te kilkanaście mikrofonów, kamery skierowane na Twoją twarz, surowy sejmowy korytarz i obecność krajowych VIP-ów rzeczywiście mogą deprymować oraz odbierać rezon.
Dlaczego nie uzgodniłeś wystąpienia z Twoimi licznymi, mądrymi, utytułowanymi konsultantami i doradcami? […] Nie napisałeś sobie na kartce, nie potrenowałeś przed lustrem. A może właśnie uzgodniłeś? Tym bardziej nie rozumiem Waszego stanowiska.
Sprzedałeś się ludziom miałkim, wszedłeś w ich świat, zatańczyłeś, jak Ci zagrali. Myślałeś o nich i sobie, a nie o środowisku, które reprezentujesz, które Ci zaufało i powierzyło los najbardziej pokrzywdzonych, najsłabszych. Za ile? Za garść srebrników, czy za jakieś czcze obietnice? Jak widać, te Twoje złożone nam (mi) obietnice niewiele są warte.
Po raz kolejny jest mi przykro. Czuję się tak, jakbym dostała od Ciebie w twarz. Odarłeś mnie ze złudzeń i z nadziei. Powiem Ci, że nie Ty pierwszy z naszego środowiska. Nic to. Poboli i kiedyś przestanie.
Dlaczego ja nie przywykłam? Nie nabrałam grubej skóry? Nie uodporniłam się na polityczne gierki? Dlaczego nadal wdaję się w emocjonalne mariaże z ludźmi niewartymi mojej empatii, energii i mojego zaangażowania?
Właśnie. Kogo właściwie obchodzę ja i setki podobnych mi maluczkich? W imię jakich wyższych racji rzuciłeś mnie na pożarcie durniom i gburom? Ich polityka wpływa na moje codzienne życie. Choćby przez to, że po dwakroć odebrano mi lwią część moich ciężko wypracowanych świadczeń emerytalnych. I w tym właśnie tkwi problem.
Cóż. Odpowiedź wydaje się prosta. Punkt siedzenia przysłonił Ci ludzką przyzwoitość, zabił zdrowy ogląd, stłamsił dawnego […]. I „taka jest polityka”. […]
Polityka, w którą zabawiłeś się moim kosztem jest brudna, plugawa i obłudna. Gratuluję.[…]”
Grzesiu, my przecież także rozmawialiśmy na ten temat nie raz, nie dwa. To są także Twoje słowa, Twoje myśli, uczucia.
Być może ja wyrażam je za bardzo emocjonalnie, nazbyt szczerze oraz dosadnie, ale już jest mi obojętne, co pomyślą o mnie inni. Muszę uporać się z moimi nastrojami, nie tłamsić ich w sobie. Niewykrzyczane zapędzą mnie w kozi róg.
Sam mówiłeś, że z depresją mi nie do twarzy…
Jak cynicznie brzmią teraz życzenia „wesołych świąt”? Albo „radosnych świąt Bożego Narodzenia”. Jawią mi się jako bełkotliwy frazes. Owszem, cieszę się, że ja czuję się w miarę zdrowa, że nic poważnego nie dokucza moim bliskim, których coraz mniej. Ale … Nie jestem w stanie się weselić. Nie teraz, nie w towarzyszących mi społeczno politycznoekonomicznych okolicznościach, nie bez Ciebie.
Tymczasem trzymają mnie w ryzach dwie rzeczy: tląca się nadzieja, że w przyszłorocznych wyborach zjednoczona prawica utraci większość parlamentarną, a moje życie zacznie wracać na względnie spokojne, stare tory, oraz że dokończę i wydam drukiem piękną powieść o Tobie.
Twoja Anuś.

Aneta Wybieralska