28.01.2023
„Można zamknąć oczy na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia”
Stanisław Jerzy Lec

Czy Ty wiesz, że ja nadal zastanawiam się nad ostatecznym kształtem naszej opowieści? Przyznam z pewnym zażenowaniem, że coraz mniej podoba się mi to, co napisałam o Tobie i o nas.
Teraz, gdy wczytuję się w listy pisane do Ciebie od zarania naszej pięknej relacji, dochodzę do wniosku, że one są takie … pospolite, nieadekwatne, momentami nawet kiczowato infantylne. Że powinnam dostosować ich treść do Twojej narracji, Twojego sposobu wyrażania myśli, i napisać je inaczej. Albo wcale.
Nie wykluczam przemożnego wpływu mojego nastroju oraz samopoczucia, czytanych książek, artykułów itp. Te zaś (nastrój i samopoczucie) są coraz gorsze. Też okoliczności, w jakich przyszło funkcjonować po Twoim odejściu do lepszego zaświatu mnie oraz wielu mnie podobnym kobietom. Coraz bardziej zgorzkniałym, zirytowanym, osaczonym beznadzieją, stłamszonym megalomanią rozwydrzonych gówniarzy, też nowomodnymi agresywnymi technologiami i ogłupiającymi reklamami kolejnej katoprawicowej „dobrej zmiany”. Oszołomionymi kłamstwem, złodziejstwem, polityczną ignorancją oraz nonszalancją ludzi onegdaj obdarzonych zaufaniem. Także przeze mnie.
Kilka dni temu rozmawiałam na ten temat z moim ukochanym wujkiem. Opowiadałam Ci o nim i o przybyłej ze Lwowa rodzinie mojej mamy. Zastanowiła nas jaskrawa konotacja politycznego tu i teraz z reżimem stalinowskim pierwszej połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wuj pamięta przecież tamte czasy, a mimo podeszłego wieku pamięć ma nieziemską. Podobną Twojemu znajomemu Mietkowi R. O niechwalebnym dla rodziny i brzemiennym w skutki epizodzie z pomidorem rzuconym przez mamusię w portret Stalina czytałeś w „Pozdrawiam z Demoluda”.
W tym parszywym, rozpasanym, zdemoralizowanym i rozszabrowanym kraju żyje się coraz gorzej. Władze grzebią przy ordynacji wyborczej, kodeksach – karnym i cywilnym, przepisach skarbowych. Tylnymi drzwiami wprowadzają pisane na kolanie przepisy ichniego prawa, mające na celu li tylko złupienie tych najuczciwszych i najbiedniejszych. Za nic mają traktaty i dyplomację.
Po kilkumiesięcznej względnej odwilży covidowej znowu szerzą się wirusowe choróbska. Są to głównie mutacje grypy i nowe, przywleczone do Polski przez tysiące Ukraińców uciekających do nas przed wojną. Chyba powinnam wrócić do zakładania maseczki. Ta wojna rosyjsko ukraińska przybiera coraz to nowe oblicza, świat się zbroi, za moment staniemy się świadkami kolejnej zbrojnej konfrontacji.
I przywykliśmy. Zarówno do tej beznadziei, jak i do wojny. Straszne to. Przerażające, odczłowieczające.
Na to wszystko nakłada się mój smutek i żal. Ciebie nie ma już bez mała dwa lata… Jakże bolesny był dla mnie ten czas. Bezsenny, pełen koszmarów duszących podczas krótkich momentów, gdy jednak udawało się mi zasnąć… Budzę się przed świtem. To jest ta przysłowiowa zła godzina. Szymborska opisała ją w jednym z przepięknych wierszy:
„Czemu ty się, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne”.
Piękne jest jedynie wspomnienie pewnego poetyckiego zdania, które napisałeś mi o letnim świcie. Obudziłam się, ujrzałam wersy skreślone przez wrażliwego, kochającego mężczyznę o duszy romantycznego poety. Przypomnę Ci je znowu.
– Jaką piękną porą jest świt! Jak cudnie sobie Ciebie wyobrażać o niej.
Poza tym wspomnieniem moje świty nie są piękne. Złe godziny nękają mnie prawie codziennie. W nocy i we dnie, na jawie i w półśnie.
Zimę mamy bardzo ciepłą, a mnie jest zimno.
Śpij spokojnie, Przyjacielu.
Tymczasem w „Wyborczej” napisano o Andrzeju Poczobucie.
Ty śledziłeś pilnie jego polityczno dziennikarskie losy, co zrozumiałe, ponieważ znałeś go osobiście. Lubiłeś go „tak sobie”, nie ceniłeś zbyt wysoko ani jego warsztatu, ani przymiotów charakteru, a kontakt mieliście więcej niż sporadyczny. Co więcej, kilka razy wspomniałeś mi, że jesteście spokrewnieni. Przez prababcię, babcię Twojej mamy. Tak? Czy coś pomyliłam?
Napisano tak:
Dzisiaj rozpocznie się proces Andrzeja Poczobuta, naszego redakcyjnego kolegi z 'Wyborczej’ i działacza niezależnego Związku Polaków na Białorusi. Reżim służalczo podporządkowanego Moskwie białoruskiego zdrajcy i przestępcy Aleksandra Łukaszenki oskarża Andrzeja o podżeganie do nienawiści oraz rehabilitację nazizmu – fałszywość zarzutów jest oczywista, ich inspiracja w kłamstwach Putina również”.
Andrzej Poczobut jest więziony przez białoruskiego satrapę już prawie dwa lata. Ale nie udało się go złamać. Zademonstrował wielką odwagę i bezkompromisowość w starciu z KGB-owskimi metodami zmiękczania wrogów, odrzucając propozycję wystąpienia z prośbą o łaskę Łukaszenki w zamian za możliwość uwolnienia. […] Białoruski dyktator więzi go, bo rzekomo „podżega do nienawiści i wrogości”, „rehabilituje nazizm”, „działa na szkodę bezpieczeństwa narodowego”. Cały proces to farsa. Jego przebieg utajniono.
Dla wszystkich oczywiste jest, że stawiane zarzuty są wyssane z palca. Reżim mści się w ten sposób na Andrzeju, na niezależnym Związku Polaków Białorusi i na dziennikarzach z Grodna. Andrzej stał się symbolem niezłomności, wzorem dla wszystkich Białorusinów, którzy walczą dzisiaj z reżimem.
Grzesiu, jestem już bardzo zmęczona moją walką z demonicznymi wiatrakami. Tym wszystkim. Obym dotrwała październikowego Wind of change…
Twoja Anuś

Aneta Wybieralska